Miałam nadzieję, że jeszcze długo nie zawitam w tym wątku. Niestety 🙁
Dzisiaj rano moja ukochana kobyłka "wyzdrowiała". Ma zdrowe serducho i płuca i wolna galopuje ile sił w kopytach po wiecznie zielonych pastwiskach.
A ja nie mogę w to uwierzyć, chodzęz kąta w kąt, nie mogę sięna niczym skupić, cały czas lecą mi łzy. Próbuję sobie uświadomić, że już nigdy nie przytulę się do niej, nie poczuję jej oddechu na policzku, nie będę się na nią wściekać za leńistwo, nie będę się martwić o jej oddech, nie odwróci się do mnie zadem jak będę ją wołać na pastwisku.
Moje końskie życie nie będzie już nigdy takie samo. Przeżyłam z nią wspaniałe 5 lat - było dużo stresu i zmartwień, ze względu na jej stan zdrowia, ale było też wiele radości. Była niesamowitym stworem, idywidualistką z sobie tylko znanym pomysłem na życie.
Żegnaj kobyłko i galopuj, galopuj ile tylko możesz.