Patologia Jeździecka

kotbury - dokładnie tak! 🙂
Gillian bardzo dobrze ujęła cały ten proces i jego efekty, moje spostrzeżenia są identyczne. Może tylko u mnie było tak, że koń który nie posiadał równowagi ratował się tym, że odpalał wrotki i heja na łeb na szyję. Na ten moment sprawa wygląda tak, że każda jazda u nas zaczyna się od galopu i wodze trzymam za sprzączkę, a koń się toczy, równo galopuje bez odpałów łapie swój balans i rytm. To jest niesamowita przemiana, że tak niewiele trzeba, a można otrzymać w zamian tak wiele! Śmiem nawet twierdzić, że mój koń mnie lubi, a wcześniej na pewno nie pałał do mnie miłością, ja zresztą do niego też, bo nie miałam pomysłu jak go jeździć i przyznam, że byłam bardzo sfrustrowana i niechętna do jazdy. Teraz z każdej jazdy zsiadam z bananem na gębie, bo mój koń jest rozluźniony i chętnie współpracujący.

Gillian   four letter word
12 lutego 2013 16:45
Gillian, fajnie że koń zaczął poprawnie pracować, i masz dobre odczucia.
Tylko chodzi mi o to, że to żadne "odkrycie Ameryki" i żadna "Metoda Huschmanna" bo jazda do przodu i w dół to od dawna totalna podstawa (przymajmniej dla mnie, tak mnie uczono już 15 lat temu)


jak widać nie jest to taka podstawa dla wszystkich - co także można było zaobserwować na spotkaniu. Wytłumacz zatwardziałym skoczkom, którzy od stajni mają zrolowane konie i łańcuszki w pysku że mają puścić wodze i zasuwać bez kontaktu do przodu 😉
A czym umotywowane jest to "bez kontaktu"? Ze do dolu i z nosem do przodu i luzno ok.  Czemu jednak bez kontaktu?
Gillian   four letter word
12 lutego 2013 17:28
bo to koń ma wejść na kontakt i sam się oprzeć o wędzidło.
Moon   #kulistyzajebisty
12 lutego 2013 17:42
No ok, ale trzymając luźne 'lejce'? Tam na filmiku wstawionym przez Gillian jednak było widać, właśnie coś takiego, że jak koń był w dole, wodze były luźne, jak się podnosił to były półparady, dość widoczne.
Generalnie, no właśnie nic nowego (poza tą jazdą bez kontaktu właśnie - to mi się lekko kłóci, ale nie oceniam), a jednak eureka  😉
Gillian   four letter word
12 lutego 2013 17:48
początkowo całkiem luźne, jak koń się przyzwyczai, że może sobie spokojnie pociągnąć szyją i nie nadzieje się na wędzidło, zaufa i w pełni rozciągnie to można powoli łapać delikatnie kontakt.
ja jeżdżę tak na rozgrzewce na długiej szyi, a potem już w wyższym ustawieniu z przerwami częstymi z luźną wodzą.
Gerda książkę mam i bardzo ciekawa, na szkolenie iść nie mogłam - praca, ale za rok może się wybiorę, jeśli będzie znowu, bo na pewno warto
Gillian   four letter word
12 lutego 2013 19:10
ja z książki nie skumałam nic. No nic, chociaż czytałam ją ze trzy razy. Tyle zrozumiałam, że jest źle 😉 dopiero po jeździe i po odczuciu różnicy coś mi do mózgownicy dotarło. Niby wiedziałam, że konia jeździ się w dół ale jak to zrobić, skoro mój koń nie reaguje na wędzidło, nie potrafię go ściągnąć w dół, nie odpowiada na sygnały? a jednak można. Tylko trzeba na konia poczekać, dać szansę, żeby sam chciał zejść.
Wszystkie pary na seminarium na którym byłam pokazały, że aktywna jazda do przodu, nawet bez kontaktu powoduje prędzej czy później zejście nosem w dół i falowanie grzbietu. ja mimo wszystko jednak wolę wspomniane juz delikatne polparady i nie czekanie, a pokazanie drogi w dół, tylko cały czas trzeba zachować aktywność. Może to kwestia wyczucia? Nie wiem 🙂
A bałam się, że r-v dała Heuschmannowi bana, bo jakoś skutecznie ten temat był omijany 🙂 a tu niespodzianka 🙂 może by się udał osobny wątek? Bo on to tak nie do końca patologia 🙂
A ja chyba nie rozumiem tego fenomenu. Przecież rzeczą jasną w treningu jest fakt, że żeby mięśnie prawidłowo pracowały to najpierw się je rozciąga i rozluźnia. Ergo jedzie konia energicznie okrągło w dole,a dopiero potem zaczyna właściwą pracę i w ten sam sposób pracę się kończy, energicznie do przodu i okrągło do dołu. Nieagresywny dosiad, który pozwala koniowi pracować plecami i ogólnie ciałem nieprzytłaczając go, to też normalny element treningu.
Jedyna "inna" rzecz to ten brak kontaktu, czego osobiście sobie nie wyobrażam. W sensie tego, że koń ma luźno i okrągło zejść do czegość czego nie ma, nie ma stabilności, jest tylko wolno poruszające się w pysku wędzidło co raczej nie wydaje się być przyjemnym doświadczeniem.
Na filmiku podoba mi się kary koń na początku. Potem praca kasztana przed i po, czy tego gniadego mi sie nie podoba. No i przede wszystkim moim zdaniem działań jeźdźca jest tam za dużo, no i zbyt agresywnie żeby koń faktycznie się rozluxnił i rozciągnął.
Poglądom H. w PL dużą krzywdę zrobiło to "wolne" tłumaczenie tytułu "Gdyby konie mogły krzyczeć". Spodziewałam się w rezultacie jakichś "czarów z mleka" i szczęka mi opadła. Ze o podstawach podstaw mowa. Bez oszołomstwa, choć dość surowym tonem.
Co do luźnej wodzy, to kiedyś obserwowałam takie zgrupowanie kadry juniorów + inni.
Prowadzący polecił rzucić wodze w kierunku do wyjazdu. Kontrolnie. Okazało się, że żaden(!) koń nie ma własnej równowagi, nawet w stępie. I wszyscy jak jeden mąż nie cierpieli tego ćwiczenia. Chyba z tydzień trwało, zanim konie się odnalazły.
To ja mialam cos podobnego na klinice dla wkkwistow - kazali najpierw puscic luzno jedna wodze, potem druga i potem obie na raz - prowadzacemu (w tym samym czasie rowniez jezdzil i pokazywal) kon wcale sie nie zmienil w ustawieniu, wykonywal rozne elementy, podczas gdy nam, uczestnikom kliniki wszystkie konie "polecialy" - wklesle plecy, zero rownowagi, niektore to w ogole poszly sobie w swiat  😂

Jesli chodzo o filmik - to czy mi sie wydaje, czy duzo sie dzieje w pysku konia? W sensie widze, ze te wedzidla sie ciagle ruszaja
Ten filmik to nie jest przecież przykład pracy GH.

Klami, fenomen polega trochę na tym, że rusek wynalazł rower, u niemca na strychu 🙂 wielu z nas ma do czynienia z jakimiś dziwnymi metodami treningowymi i jak tu nagle wyskakuje ktoś z zupełnie klasycznymi metodami i tym jakie one są dobre to się robi wooow, jakie konfitury starej babci są pyszne! Fajnie, że jesteś w grupie, która dobrze wie, co i jak 🙂 ale bardzo trudno wyciągać jakieś wnioski o tym panu jak się czyta tylko opisy, uwierz 🙂
Poglądom H. w PL dużą krzywdę zrobiło to "wolne" tłumaczenie tytułu "Gdyby konie mogły krzyczeć". Spodziewałam się w rezultacie jakichś "czarów z mleka" i szczęka mi opadła. Ze o podstawach podstaw mowa. Bez oszołomstwa, choć dość surowym tonem.
Co do luźnej wodzy, to kiedyś obserwowałam takie zgrupowanie kadry juniorów + inni.
Prowadzący polecił rzucić wodze w kierunku do wyjazdu. Kontrolnie. Okazało się, że żaden(!) koń nie ma własnej równowagi, nawet w stępie. I wszyscy jak jeden mąż nie cierpieli tego ćwiczenia. Chyba z tydzień trwało, zanim konie się odnalazły.

(Moje pogrubienie) o to to! Mi też jak trenerka powiedziała, żebym sobie przeczytała to od razu pot mnie oblał, że to fanatyczne wypociny naturalsa. Na szczęście nic z tego.
Co do reszty wypowiedzi halo, to jest prawdą, że 90 % jeźdzców jest w szoku i nie za bardzo ma odwagę rzucić te wodze i galopować. Na seminarium we Wrocławiu było podobnie, ale kilku osobom się udało, choć rezerwa była  😀 Ja sama jak miałam tego dokonać to całe życie stanęło mi przed oczami, na początku było bardzo ciężko, ale teraz to jest nasz najulubieńszy punkt treningu 🙂

Słuchajcie tego trzeba spróbować z osobą która trenuje z Gerdem od dawna, nie da się tak opowiedzieć tego. Nie chcę żeby wyszlo tak, że tu chodzi tylko o galop na luźnej wodzy. Czynników i składowych jest wiele, najlepiej przekonać się o tym na własnej i konia skórze.
Podstawą jest trzymanie rytmu i tempa. Przez konia, a nie przez jeźdźca.
Też miałam prowadzone jazdy tą metodą przez jedną z podopiecznych pani Morsztyn i byłam bardzo zadowolona. Jeździ się w dosiadzie odziążającym, aby jak najbardziej ułatwić koniowi rozluźnienie. Generalnie dużo się dowiedziałam i wyniosłam. Aczkolwiek mi się wydaje, że dziki zachwyt powodują one głównie u osob, które przedtem nie miały do czynienia z prawidłowym kontaktem  😉
rzucone wodze dlatego, że nie nabiera się kontaktu jeśli powoduje on usztywnienie. Tak jak jest w piramidzie ujeżdżeniowej: http://re-volta.pl/galeria/img/66707
najpierw rytm, potem rozluźnienie, potem połączenie, etc. dopiero teraz, na tym trzecim stopniu, po pełnym rozluźnieniu w trzech chodach na obie strony, może nastąpić akceptacja kiełzna i 'connection'
(pominięcie któryś etapów z piramidy widać np. w stępie, kiedy nabieramy wodze a koń skraca krok i podnosi głowę; powinien bez działania ręką wstecz, "gmerania" w psyku, wejść na kontakt i zrobić to bez utraty rytmu i rozluźnienia. pięknie to prawidłowe przejście ze stępa swobodnego do stępa na kontakcie widać na czworobokach gp 😉 )
no to tyle z teorii. ale same metody nie są jakieś rewolucyjne chyba.  po prostu interpretacja piramidy taka i nie inna, moim zdaniem bardzo skuteczna i efektywna.
A w Mazowieckim jest ktoś z kim można spróbować tego rodzaju treningu?
Szaga ubiegłaś mnie z pytaniem.  😁 Swoją drogą "tego rodzaju treningu" (a już dziewczyny wspomniały, że to najzwyklejsze - choć faktycznie dzisiaj raczej niezwykłe - zasady klasycznego jeździectwa) brzmi przerażająco...
olaela   Klub Różowego Jednorożca
13 lutego 2013 09:09
A w Mazowieckim jest ktoś z kim można spróbować tego rodzaju treningu?


Tak, ścieżka treningowa wg naszej trenejro wygląda tak: najpierw opuszczamy się jak najniżej, potem się zaokrąglamy (to nasz etap), jak już wszystko będziemy w stanie robić w takim ustawieniu i stan się ugruntuje, to będziemy się powoli podnosić. Amen

Moon   #kulistyzajebisty
13 lutego 2013 09:48
Przespałam się z tym i dochodzę do wniosku, iż jestem chyba jakimś fenomenem  🤣 Albo moi dotychczasowi trenerzy byli/są fenomenami, bo jazda w dole, (w odciążeniu - szczególnie młodych koni) jest dla mnie podstawą do dalszego wymagania od koni czegokolwiek. Poza tym, mi się wydaje, że taka jazda sama w sobie wymusza lekki 'nie przeszkadzający' dosiad. Zawsze strasznie mnie dziwili ludzie, którzy wychodząc ze stajni mieli konie porolowane jak precle, naoglądałam się takich w życiu, więc tym bardziej jestem przeczulona, na tym, by rozgrzewka / koniec jazdy były jechane z głową.
I tak jak Klami, dziwi mnie tylko ten zupełny brak kontaktu, nie bardzo czaję jak koń ma się oprzeć na czymś czego de facto nie ma? Sama doświadczyłam, też nie raz widziałam u innych - właśnie taka jazda bez kontaktu (nawet w dole) przy próbie złapania jakiegokolwiek kontaktu z pyskiem kończyła się tym, że koń głupiał - bo raz kontaktu nie było, raz był, słowem: bardzo niestabilnie wszystko działało.

Poglądom H. w PL dużą krzywdę zrobiło to "wolne" tłumaczenie tytułu "Gdyby konie mogły krzyczeć". Spodziewałam się w rezultacie jakichś "czarów z mleka"
No właśnie, ja cały czas omijałam tę książkę szerokim łukiem, podśmiewając się, że pewnie jakiś naturals opisuje 'horrory' biednych umęczonych konisi w siodłach i z wędzidłami, a tu czytam że nic bardziej mylnego - aż poczytam normalnie!  😉

Edit: Jestem za założeniem osobnego tematu, w końcu jazda wg H. to żadna patologia  😉
I chętnie bym zobaczyła zdjęcia obrazujące, np. pracę Gillian, fotki przed-po, filmiki...?  :kwiatek:

Edit 2: bo mi się przypomniało  😡 Czytałam na stronie Hipologia.pl relację ze spotkanie z H w Przywidzu i zdziwił mnie cytat:
Heuschmann krytykował obowiązujący obecnie w Niemczech kanon ustawienia konia „do przodu i w dół”. Jego zdaniem koń musi pracować w równowadze, z potylicą jako najwyższym punktem ciała.
Nie wiem, może ja inaczej pojmuję "do przodu i w dół", ale dla mnie to jest właśnie - energicznie, rytmicznie, ale nie lecąco = w równowadze i luźno w dół, nisko. Błąd się jakiś wkradł czy masło maślane?
Szaga ubiegłaś mnie z pytaniem.  😁 Swoją drogą "tego rodzaju treningu" (a już dziewczyny wspomniały, że to najzwyklejsze - choć faktycznie dzisiaj raczej niezwykłe - zasady klasycznego jeździectwa) brzmi przerażająco...

Fakt, ale nie wymyśliłam jak to inaczej ująć. Ja bardzo lubię jeździć w dosiadzie odciążającym. Szczególnie, że jestem mocno skrzywiona w miednicy (nie tylko w siodle, taka moja fizyczna wada) i jak usiądę lżej w siodle to odrazu czuć że koń lepiej idzie (obszerniej i luźniej), więc takie podejście baradzo mi pasuje. Z drugiej strony jeżeli mam problemy dosiadowe czy takie jeżdżenie nie pogłębi mojego problemu ze skrzywieniem?
olaela ale nie zdradziłaś kto jest tym trenerem 🙂
ash   Sukces jest koloru blond....
13 lutego 2013 09:59
Gillian, dawaj fotkę albo filmik. Jestem ciekawa jak wygląda poprawnie dosiad odciążający.
Może to dla nas jest sposób.
Zgadzam się z Moon

zaczęłam czytać dyskusję dot. dr H. i uważam, że można wydzielić wątek. Na pewno nie pasuje od do patologii, a jest wiele do napisania o pracy i 'naukach' dr H.

Też kupiłam i przeczytałam książkę "Gdyby konie...". Podstawy podstaw, a tak wiele osób w ogóle nie miały z nią do czynienia i jej nie znają. Uważam, że jest to poniekąd podstawowa pozycja w biblioteczce jeźdźca/trenera
olaela   Klub Różowego Jednorożca
13 lutego 2013 10:11

olaela ale nie zdradziłaś kto jest tym trenerem 🙂

poszedł pw
Też jestem za wydzieleniem wątku - to raczej walka z patologią a nie patologia 🙂

Co do tego braku kontaktu - moim zdaniem nie chodzi o to że kontakt jest zły i ma go nie być, chyba raczej o to że strasznie dużo robimy rękami, za dużo. Wiele osób miało problem (raczej psychiczny) żeby rzucić wodze i pojechać mocno do przodu.
Gillian   four letter word
13 lutego 2013 10:19
postaram się o jakieś zdjęcia.

Dla wszystkich mówiących, że wypuszczenie konia w dół to taka podstawa i w ogóle oczywista oczywistość - zapraszam na grzbiet mojego konia, spróbujcie COKOLWIEK od niego wynegocjować hehe... powodzenia 🙂
Moon, ja też z uczonych, że jazda bez więzi z pyskiem (uciekam od pojęcia "kontakt" bo mocne spory na ten temat były) to zło. Ale jest kilka spraw. Jedna - że nawet nie zło, ale jednak strata czasu. Druga - że jeśli jeździec ma dobrze reagującą rękę to nadziewanie się na wędzidło nie grozi. Kłopot taki, że do luźnych wodzy rwą się ludzie, którzy ręki nie maja niezależnej etc. i oni kreują obraz jazdy bez kontaktu. Trzecia -  że człowiek "ręcznie" jest zawsze nadaktywny i skłonny do wiecznego "proponowania" koniowi. Osobiście jazdę bez więzi z pyskiem traktuję kontrolnie, ew. "leczniczo" oraz relaksowo.

Od dawna konkurują w jeździectwie 2 szkoły: "deep and round" i "deep and forward" (czy też down & round / down & forward czy jeszcze inaczej). Jedni mają drugim sporo do zarzucenia. Oba style jazdy inaczej wpływają na aparat ruchu konia. Pierwsza rodzi niebezpieczeństwo 3 kręgu jako najwyższego punktu a nie potylicy. Ale szybko "kształtuje" konia i efektowny ruch. W drugiej grozi, że jeździec pominie konieczną dynamikę ruchu, pracy zadu. I cała praca trwa wolniej. Ale chyba kreuje bardziej fizjologiczny proces przemian. To tak w największym skrócie.
Moon   #kulistyzajebisty
13 lutego 2013 11:02
Dzięki halo, więź z pyskiem, bardzo ładne określenie  😍  😉

Osobiście jazdę bez więzi z pyskiem traktuję kontrolnie, ew. "leczniczo" oraz relaksowo.
Dokładnie - w trakcie 'zasadniczej' części jazdy, czasem dla 'sprawdzenia' puszczam wewnętrzną wodzę, ale jazdę zupełnie bez więzi to uskuteczniam tylko w celu końcowego stępa / dojścia na plac + typowo dla konia 'przerwy-nagrody' w trakcie zasadniczej części jazdy, gdzie rzeźbimy coś nowego/trudnego i koń chwyta co do niego 'mowię'. Takie typowe dooobry kooooń!

A nie da się na okrągło, w dole i do przodu = w rytmie? Połączenie obu szkół, a myślę, że to byłby chyba złoty środek?  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się