RELIGIA, WIARA, WIERZENIA - rozważania, dyskusje

Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
23 kwietnia 2009 10:19
ja również tak jak Solina jestem katoliczką, ale nie praktykującą.
Nie chodzę w niedzielę do kościoła, bo nie potrafię uczestniczyć w mszy tak jakbym chciała, więc dla mnie nie ma sensu "odbębnianie" kolejnych mszy. U spowiedzi również nie byłam bardzo dawno, bo cała ta formułka jest dla mnie nieporozumieniem, bo niby obiecuję poprawę, a sama dobrze wiem, jak za dzień lub dwa się zachowam. Więc jaki jest sens?
W szkole nie chodzę na lekcje religii. Chodzę do LO w tym samym budynku, co wcześniej do gimnazjum. Miałam bardzo, hm... specyficznego księdza, lekcje, o ile w ogóle się odbywały, nie wyglądały tak, jak powinny. Poza tym, na koniec trzeciej klasy dostałam 2, bo nie umiałam jakiś tam zasad czy przykazań. Dlatego jestem zwolniona z lekcji religii.
Do kościoła chodzę tylko w Boże Narodzenie i Wielkanoc, bo uważam, że to mój obowiązek.
Jestem tolerancyjna i nie mam nic przeciwko osobom z innych wiar. Wiele można się od nich dowiedzieć i nauczyć.
Solina   Wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy hej hej la la
23 kwietnia 2009 10:40
Miałam bardzo, hm... specyficznego księdza, lekcje, o ile w ogóle się odbywały, nie wyglądały tak, jak powinny.
niestety czesto tak jest ze niektorzy ksieza w ogole nimi nie powinni byc.
ja w gimnazujm mialam swietnego ksiedza ktorego chcialo sie sluchac godzinami, w liceum w 1 i 2 klasie tez mielismy fajnego, bylo z nim duzo luzu duzo rozmow o zyciu o moralnosci, nigdy nie grozil paluszkiem i mowil " tak trzeba bo Bog tak chce" tylko bardziej na zasadzie co na to twoje sumienie i moralnosc? lekcje prowadzil bardzo ciekawie, czesto na kartkach pisalismy pytanie do ksiedza anonimowo bo nie kazdy ma na tyle odwagi by na forum klasy zapytac cos w prost, ksiadz potem losowal pytanie czytal je na glos i odpowiadal na nie.

w 3 klasie dali nam innego i to byla masakra, mino ze byl bardzo sympatyczny mial jak dla mnie dosc kontrowersyjne podejscie do niektorych rzeczy i jak na moj gust zachowanie nie ksiedza. mowil nam np ze obowiazkiem wiernych jest zaplacic ksiedzu za pogrzeb, slub, chrzciny a ja uwazam ze to jest jego obowiazek. kiedy szkolil sie na ksiedza wiedzial ze to powinno wynikac z wiary nie z wygody ze bedzie zyl za darmo. a takie rzeczy jak chrzciny slub czy pogrzeb sa jego obowiazkiem bo wkoncu jest ksiedzem i to on powinien swoja postawa pokazywac jak zyc wedlug przyjkazan bozych, byc dobrym czlowiekiem. przypuszczam ze jak pan Jezus udzielal lekcji to nie mowil a teraz wszyscy za nauke dajecie po garsci zlota.

przepraszam za taki maly off top tak mis ie przypomnialo co do tych ksiezy.
Ja jestem agnostyczką. Są rzeczy nieosiągalne dla umysłu ludzkiego. Według mnie, taką rzeczą jest właśnie fakt istnienia/nieistnienia sił wyższych. Z tego też powodu, dociekanie tego nie jest przedmiotem mych zainteresowań. Tyle.
Dla mnie religie to głównie próba podtrzymania ludzkiego kręgosłupa moralnego pewnymi zasadami, które wierzący ma obowiązek uznać za słuszne. Jeżeli ktoś potrzebuje tego, a przy tym nie jest hipokrytą - proszę bardzo, nawet będę go doceniać.
No i nienawidzę wszelkiego fanatyzmu. I przy tym - fanatyczny ateista jest dla mnie tak samo śmieszny, jak fanatyczny katolik.
Nie ma czegoś takiego jak katolik niepraktykujący.
To w takim razie ja jestem ujeżdżeniowiec klasy GP, ale nie praktykuję  😵
Mam zdanie podobne do Pokemon
Sama do kościoła chodzę i wierzę... a przynajmniej staram się wątpić jak najmniej 😉 rzadko się spotyka osoby które tak naprawdę wierzą, poświęcają się tej wierze i Bogu jak tylko mogą...  ale to chyba nie sprawia, że ja, biedny słaby żuczek, nie mogę choćby spróbować do tego wszystkiego dojrzeć 😉
Nie dyskryminuje ludzi innych wyznań, czy w ogóle niewierzących i nie rozumiem tego o czym pisze Rewir...
sądzisz, że nie uogólniasz pisząc, że katolicy są nietolerancyjni ? że spacerowanie z pentagramem tylko po to, żeby 'wkurzyć' katolików jest fajne? znam wiele osób niewierzących... i tak jak ja nikogo z powodu odmienności nie obrażam, tak nie życze sobie, żeby ktoś obrażał mnie!
Mam pytanie: wszędzie słyszę, że kościół katolicki jest przeciwnikiem in vitro - tylko jeszcze nigdy nie usłyszałam, jakie są ich argumenty, że są tak bardzo przeciwko. Może ktoś z was wie?
Im chodzi o to, że przy produkcji zarodków ileś ich tam ginie.
Aaaa, dzięki
Ja wierzę, chociaż cały czas zadaje pytania a ta moja wiara zatacza nieustające wolty.. Nie identyfikuję się z żadnym Kościołem. Może to źle dla mojej wiary, ale póki co, i tak nic w tej materii nie zmienię. Co do innych, uważam, że to bardzo osobista, powiedziałabym nawet - intymna - sprawa, jaki mają stosunek do Boga, i czy go w ogóle mają. W ludziach szukam otwartych serc i głów i tylko pod tym względem ich wartościuję i szukam  - lub nie - z nimi kontaktu. No i przyznaję, boje się, zaciekłych, walczących wierzących wszelkiej maści - co to nieproszeni włażą z butami w cudze życie i nawracają na siłę, oceniają czyjeś życie i od razu widzą w nim zgubne działanie szatana, mają na to od razu gotową receptę którą należy przyjąć z głęboką wdzięcznością  🤔
Może ktoś z was wie?


Abstrahując od stanowiska KK zwolennicy chcieliby widzieć obraz in vitro jako naukowego wsparcia dla tych, co z różnych względów medycznych nie mogą mieć dzieci - w praktyce okazuje się, że bardziej podobne jest to do hodowania ludzi "na zamówienie".
Trochę opisów, jak wygląda to w praktyce:
http://www.dailymail.co.uk/femail/article-511388/I-daughter-sperm-donor--shame-told-me.html
http://www.news.com.au/heraldsun/story/0,21985,21228092-661,00.html

chciałabym zauważyć, że już istnieje podobny temat 😉
http://www.re-volta.pl/forum/index.php/topic,843.msg126139.html#msg126139
Jestem katoliczką, która właśnie zaczęła kumać 'o co w ogóle chodzi z tym Bogiem'. Bardzo pomogły mi w tym ignacjańskie rekolekcje w milczeniu. Jezuici w trakcie rekolekcji nie narzucają nic poza planem dnia. Do wszystkiego dochodzi się myśleniem i medytacją. Oni tylko stwarzają do tego warunki.
Moje wyobrażenie Boga uległo całkowitej transformacji, kiedy zobaczyłam, że On jest i działa w moim życiu. Nie, że 'będzie' dopiero po śmierci.  Inaczej rozmawia się ze swoim wyobrażeniem niż z Kimś, kto istnieje, mówi, odpowiada na pytania i prośby, daje znaki swojego działania (;

http://wiecej.wordpress.com/ - moje świadectwo, gdyby ktoś miał ochotę poczytać.

Co do innych, uważam, że to bardzo osobista, powiedziałabym nawet - intymna - sprawa, jaki mają stosunek do Boga, i czy go w ogóle mają.

Wiara nie powinna byc tematem 'tabu', strefą tak intymną, że aż nienaruszalną. To, czego doświadczyłam poznając Jezusa na nowo tak sie we mnie gotuje, ze niestety ;P, ale nie będę się hamować przed dzieleniem się tą radością. Nie wpieprzam się nikomu w życie, nie narzucam swoich poglądów, ale mówię o nich otwarcie. Gdyby ludzie nie mówili o wierze, nadal tkwilabym w swoim osobistym bagienku i pływała w kółko, zamiast z niego wyjść, bo po prostu - nie uslyszałabym od nikogo, że można inaczej. Duch Święty działa przez ludzi. Uczę się widzieć Go w ludziach, a nie czekać aż doświadczy mnie bardziej 'osobiście'. Mi tak zależy na innych i tak chcę, żeby autentycznie doświadczyli Boga, a nie tylko o nim słyszeli, że nie zatrzymuję Jego darów 'tylko dla siebie'. Nie o to przecież chodzi.
Od jakiegoś czasu głoszę hasło 'warto rozmawiać' i nie bać się rozmów, bo niosą same pozytywne skutki: albo umacniasz się w swoich przekonaniach, albo odkrywasz cos nowego, albo po prostu zaczynasz myśleć i otwierasz się na świat.

Nie ma nic złego w zadawaniu pytań, jeśli szuka się na nie odpowiedzi, a nie pogrąża w ich przeogromnej ilości.

Nie ma czegoś takiego jak katolik niepraktykujący.
To w takim razie ja jestem ujeżdżeniowiec klasy GP, ale nie praktykuję  😵


Dobre porównanie (; Czy ktoś mógłby scharakteryzować jak wygląda wiara 'wierzącego-niepraktykującego'? Miedzy innymi: jak patrzy on na sprawę Eucharystii?

I - ważna sprawa- KSIĄDZ TEŻ CZŁOWIEK. Nie jest bytem doskonałym, ideałem, nie powinien być bezwzględnym autorytetem. Księża też się zmieniają, dojrzewają - dajmy im na to szansę. Ich droga też ciągle trwa. Spotkałam się kilka razy z takim podejściem do księży, że powinni najpierw doprowadzić siebie do świętości, a później zająć się ludźmi. W takim wypadku - kto pełniłby ich posługę?

Widziałam ostatnio niecodzienną sytuację (oj, codzienną, ale rzadko widywaną przez 'cywili' (😉. Na Mszy w Wielki Czwartek - katedralnej, na której są wszyscy kapłani z danego terenu (diecezji? nie łapię się w podzialach 😉 - pewien ksiądz poprosił drugiego o spowiedź. Po jej zakończeniu, gdy 'spowiadający się' chciał odejść, 'spowiednik' zatrzymał go, zamienił trzy słowa i... nastąpiła zmiana miejsc. W takich sytuacjach bardzo mocno odczuwa się działanie Ducha. No i zmuszają one do refleksji nad własną spowiedzią (;
Kuki bardzo budująco napisane, zaraz polecę do linku który podałaś.
Ale wracając do mojej wypowiedzi o intymności .. Jest dla mnie różnica pomiędzy entuzjastyczną chęcią dzielenia się swoimi przeżyciami z Bogiem gorąco, może nawet gorliwe wierzącej osoby a niejakim "przymusem" uzewnętrzniania swoich poglądów w tej kwestii. No i nie zawsze, nie wszyscy chcą - z jakiegokolwiek  - powodu wysłuchiwać nawet najwspanialszych Nowin i trzeba to umieć uszanować .
Podziwiam Twoją otwartość 🙂 Ale dla mnie jest to strefa jednak intymna, pytana - odpowiem, wciągnięta przez kogoś innego w dyskusję -zapale się na pewno, ale sama nie inicjuję, nie wypytuję, nie nalegam, nie ciągnę.. Ale ja taka bardziej szaro - czarna owieczka jestem..  😉
A ja mam pytanie...
Co sądzicie na temat powstania człowieka?
Ewolucja (na którą są niezbite dowody) czy może Adam i Ewa, którzy w zasadzie istnieją tylko w Biblii?
Vuko, Adam i Ewa to przenośnia. Biblia nie wyklucza istnienia ewolucji. Gdyby wszystko interpretować tam na serio, byla by to jedynie bajeczka dla dzieci.

Jak już poruszyliśmy kwestię Biblii, to czytałam jej trochę i z agnostyckiego punktu widzenia jest to dla mnie coś jak kodeks uniwersalnych praw i zasad. Biblia sama w sobie jest nawet ciekawa i wzruszająca. Jednak w rękach wpływowych ludzi, wydaje mi się świetnym materiałem na rozpoczęcie manipulowania innymi...
nazibaby77 Dzięki za wyjaśnienie.
Ktoś napisał : wierzący niepraktykujący.
Hmm... Otóż niestety nie wystarczy mieć wiary jedynie w sercu bo prędzej czy poźniej ona zgaśnie. Kościół to wspólnota wierzących, dziedzictwo które zostawił Jezus Chrystus wg wiary katolickiej bez uczestnictwa w nim nie można nazwać się wierzącym bo nie ma czegoś takiego jak wiara w Boga a niewiara w Kościół. To tak jakby odrzucić dogmat, odrzucić coś oczywistego dla wiary. To wygląda mniej więcej tak że Kościół jest mistycznym Ciałem Jezusa a On sam jest Jego Głową. Niestety jest to prawda ciężka do przyjęcia, tak samo jak ogólnie wszystkie dogmaty i 'zasady' katolicyzmu do których wyznawcy tej religii są zobowiązani się stosować.

Co do tej nietolerancji jeszcze to ja mam swoje grono przyjaciół z których praktycznie wszyscy są ateistami albo właśnie określają się jako 'wierzący niepraktykujący' itp i ni próbuję ich nawracać ani nic, w ogóle nie zwracam na to uwagi co oni wyznają... O wierze, problemach i zwątpieniach mogę pogadać z wspólnotką i ludźmi z formacji ;-) A moherowymi babciami się nie przejmujcie one tak mają i im to nie minie ;-) Taki typ...
Należę do ludzi, którzy nie lubią się szufladkować (i to nie chodzi tylko o wiarę, ale i przynależność do różnych organizacji, itp.) dlatego wolałabym nie określać KIM jestem z "religijnego punktu widzenia". Najbliżej mi do agnostycyzmu, ale jestem ostrożna w nazywaniu się agnostyczką.

Wychowana byłam w wierze katolickiej, ale nigdy nie odczuwałam potrzeby chodzenia do Kościoła, modlenia się, itd. Rodzina powtarzała mi, że to z wiekiem przyjdzie. Niestety (dla nich) z wiekiem odsuwałam się od wiary, od całej instytucji Kościoła. Czułam się przymuszana i wreszcie powiedziałam: dość. Żeby nie było zbyt dużego szoku mówiłam, że nie chodzę na nabożeństwa, gdyż jestem antyklerykałem. Jakoś to przyjęto do wiadomości. Ale faktu, że "nie do końca wierzę" już rodzina niezaakceptowała. Przykro mi, że nikt nie potrafi tego uszanować, a i często słyszę jakieś niewybredne teksty.

I na nic zdają się moje tłumaczenia, że hipokryzja byłaby po stokroć gorsza. Zamiast zrozumienia słyszę: "Jak myśmy Cię wychowali..."

Btw. nie wiem czy Wy też macie takie odczucia, ale zauważyłam, że osoby niewierzące, wątpiące czy jakkolwiek je nazwiemy, bardziej starają się zrozumieć wiarę katolicką, czytają Pismo Święte, naprawdę się tym interesują. Katolicy, których znam (od razu zaznaczam, że nie mam na myśli WSZYSTKICH) wydają się strasznymi ignorantami.
A może to nie ignorancja? Może to jest wiara właśnie. Wierzę - nie muszę rozumieć, nie muszę dociekać, analizować. Boga się nie rozkłada na czynniki pierwsze, w Boga się wierzy.

Sama nie wiem...

I wracając jeszcze do "wierzących-niepraktykujących" Sorry, ale dla mnie też coś takiego nie istnieje. Wierzycie, tak? Czyli przestrzegacie przykazań, wypełniacie nakazy Jezusa. Skoro tak, to dlaczego wybieracie sobie z wiary to co dla Was wygodne? Jest zapis by dzień święty święcić. A Wy nie "święcicie"..? Dlaczego? Z lenistwa? Czy wiara to nie wyrzeczenia też? Dalej, Kościół to dom Boży czemu więc nie czujecie w nim Boga?

Czy możecie nazwać się więc katolikami?

Nie neguję, że wierzycie. Nawet by mi to do głowy nie przyszło. Natomiast czy to jest wiara katolicka?

Nikogo nie chcę atakować, jestem po prostu ciekawa :kwiatek:
Averis   Czarny charakter
23 kwietnia 2009 21:56
No właśnie. Wierzyć w Boga - wierzę (choć pewnie decydującą role ma tu moje wychowanie), przykazań przestrzegam, bo pokrywają się one z moją moralnością. Ale do kościoła nie chadzam i nie zamierzam i wątpię, bym się do tego przekonała. Trudno jest mi odnaleźć się w świecie pojęć matefizycznych. Istnienie Boga przyjmuję do wiadomości tak jak istnienie praw fizycznych czy skład chemiczny powietrza. Ktoś Tam Gdzieś Czuwa- tyle.

A tak na marginesie- myślicie, że istnienie Boga da się kiedyś udowodnić naukowo?
w gruncie rzeczy rowniez islam i judaizm sa do chrzescijanstwa bardzo podobne. roznia je tylko szczegoly i to, gdzie sie stawia akcenty.


O, nie i jeszcze raz nie. Chrześcijaństwo polega na wierze w Zmartwychwstanie (i bez niej próżna byłaby ta wiara - że na Św. Pawła się powołam). Wiara w Zmartwychwstanie, Odkupienie win i Życie Wieczne u Ojca (dzięki Ofierze Chrystusa i Jego Zmartwychwstaniu) stanowi o chrześcijaństwie.
Co prawda islam też daje nadzieję  🙂, ale jakoś idea miłości bliźniego wydaje się ciekawsza, niż zmycie grzechów na drodze Świętej Wojny, męczeństwa i pielgrzymki do Mekki.

Jan Paweł II twierdził, że buddyzm i taoizm, wydają mu się bliższe naturze człowieka niż chrześcijaństwo, ale to chrześcijaństwo daje człowiekowi nadzieję!

A człowiek wierzy w to, w co wierzy - za co oddałby życie, bo jest tego pewny - bo Wierzy! A nie w to, w co twierdzi, że wierzy.
Averis Nie sądzę. Nie wszystko da się udowodnić naukowo... Moim zdaniem nie wyjaśnią tego ani historycy, ani fizycy ani żadni inni naukowcy... Teologowie próbują to wyjaśniać za pomocą objawień a nawet opętań... Jak dla mnie isnienie Boga na zawsze zostanie zagadką.
Halo, a ja się zgadzam z kujką 😉 Wszak te 3 wielkie religie monoteistyczne mają wspólne korzenie. Wszystkie też wywodzą się od Abrahama - mówi się na nie nawet "religie abrahamowe". We wszystkich trzech wyznaje się wiarę w życie pośmiertne i nieśmiertelność duszy ludzkiej.

I taka ciekawostka z deklaracji Nostra aetate z 1965 r.:

"Kościół spogląda z szacunkiem również na muzułmanów, oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi; Jego nawet zakrytym postanowieniom całym sercem usiłują się podporządkować tak jak podporządkował się Bogu Abraham, do którego wiara islamu chętnie nawiązuje. Jezusowi, którego nie uznają wprawdzie za Boga, oddają cześć jako prorokowi i czczą dziewiczą Jego Matkę Maryję a nieraz pobożnie Ją nawet wzywają. Ponadto oczekują dnia sądu, w którym Bóg będzie wymierzał sprawiedliwość wszystkim ludziom wskrzeszonym z martwych. Z tego powodu cenią życie moralne i oddają Bogu cześć głównie przez modlitwę, jałmużny i post"
"Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara" - to taki istotny wyróżnik.
Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał - to faktycznie wszystko jedno  🙁
Zdecydowanie tak, chrześcijanie wierzą w zmartwychwstanie Chrystusa, a przez wyznawanie tegoż zmartwychwstania zyskują nadzieję życia wiecznego 🙂

To rzeczywiście zasadnicza różnica. Poza tym i zapewne jeszcze paroma rzeczami, podobieństw jest mnóstwo.


Hmmm teraz sie zastanawiam czy dobrze Cię wcześniej zrozumiałam. Czy Twoje "o nie!" nawiązywało do "ch., j., i. sa bardzo podobne" czy do "różnią je tylko szczegóły" (w zdaniu kujki) 😉
No pewnie, że korzenie wspólne, i podobieństw masa  🙂
Tylko zbyt często zapominamy o istocie chrześcijaństwa.
Ujmę to marketingowo  😀: Jeżeli Chrystus zaiste zmartwychwstał, to tylko kretyn mógłby nie skorzystać z tak atrakcyjnej "oferty"  😉
Problem tylko, czy się WIERZY w Zmartwychwstanie Chrystusa...  🙁 Naprawdę wierzy!

stąd m.in. było moje pytanie do Bischy: "niewierzący... w CO?"

Problem też w tym, że w dzisiejszych czasach, to my raczej wierzymy, że "takie rzeczy to tylko w Erze", sceptycyzm na każdy temat jest postawą powszechną - i nie dziwota, że z Wiarą (w cokolwiek) to raczej podle jest, niezależnie co kto deklaruje.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
23 kwietnia 2009 23:33
I na nic zdają się moje tłumaczenia, że hipokryzja byłaby po stokroć gorsza. Zamiast zrozumienia słyszę: "Jak myśmy Cię wychowali..."


Ja jeszcze lepsze teksty słyszę 'nie tak cie wychowaliśmy...' 'bzdury gadasz, powinnaś iść do kościoła...' Często też okraszone niewybrednymi wyzwiskami. A najlepsze jest to, ze moi rodzice ostatni raz byli w kościele 'na poważnie' kilkanaście lat temu. A u spowiedzi już nie liczę...

Do spowiedzi mam awersję. I nie mam ochoty spowiadać sie 'pośrednikowi bożemu', który też jest obarczony grzechem pierworodnym. Ba, też jest człowiekiem, który popełnia błędy i grzechy...

Dla mnie Chrystus był NORMALNYM człowiekiem, który potrafił przekonać rzesze ludzi do swoich 'prawd' i opowieści o Bogu.
Ja wierze w siebie  😉
W boga w jakiejkolwiek postaci nie. Jestem w trakcie zalatwiania apostazji. Swoja droga czy ktos juz przeszedl te szopke na nowych warunkach  ❓ ❓.
Polecam portal racjonalista.pl
Wierzacy niepraktykujacy to wymysl leni, ktorym nie chce sie postepowac zgodnie z zasadami kosciola (a te nakazuja m.in. uczestnictwo we mszy, przyjmowanie sakramentu, etc., a nie tylko chodzenie na msze dwa razy do roku podczas swiat).
W liceum jako jedyna bylam osoba jawnie przyznajaca sie do braku wiary, stad dyrekcja nie byla w stanie (hmmmm) utworzyc dla mnie lekcji etyki, bardzo nad tym ubolewalam. Nieprzejemnosci ze strony ksiedza trwaly rok, pozniej zrozumial, ze ta owieczka juz jest stracona.
Vuko, Adam i Ewa to przenośnia. Biblia nie wyklucza istnienia ewolucji. Gdyby wszystko interpretować tam na serio, byla by to jedynie bajeczka dla dzieci. Tak mi się luźno skojarzyło z tymi "metaforami" w Biblii, które zawsze wypływają w religijnych dyskusjach. Cudownie złośliwe: 😀iabeł:


Baba_jaga - też się nie doczekałem etyki w szkole i cała sytuacja z "religią" w szkole jest dla mnie szczerze mówiąc oburzająca.  🙄
Ja wierzę (i to mocno) w Byt Najwyższy. I w to, że (wszech)świat nie ogranicza się do tego, co postrzegane aktualnie rozpoznanymi zmysłami (kiedyś znano tylko te, których organy na twarzy). I wiem, że co poznaje i w jaki sposób ludzki umysł (ktoś tu coś takiego napisał - że tylko to uznaje), to my nadal g* wiemy. I jeszcze w istotne dla człowieka znaczenie takich dziwnych pojęć: dobro, piękno, miłość, wiara, nadzieja, wieczność, duch etc. I jeszcze, że kierunek "dobro" jest, no właśnie, "dobry".
Dalej zaczynają się schody 😤
Bo już pojęcie "Boga Ojca" i "Ojcze Nasz", to hmm... też tylko przenośnia??? Jakoś nie mogę za nic przybliżyć sobie Bytu Najwyższego obdarzonego Płcią (i rozmnażającego się! w postaci Syna np.)
Zostałam ochrzczona w wierze "Rzymskiego Kościoła Powszechnego", nauki i dogmaty tej religii poznałam najlepiej jak zdołałam.
I bardzo długo twierdziłam, że w nie Wierzę! I bardzo przekonująca byłam. Paru niedowiarków dzięki mnie trafiło na spotkania "Odnowy w Duchu Św." poczem oddało się ewangelizacji innych maluczkich. Potem przeczytałam książeczkę pewnego jezuity "O istocie wiary" bodajże. Brat lojalnie ostrzegł: "Uważaj, bo od tego wiarę stracić można!". Wolne żarty! (tak pomyślałam). I fakt - pewnie od lektury wiary stracić nie można, ale przekonać się, że jej się nie posiada - i owszem  😀iabeł:
Tyko, że równolegle wydarzyło się coś dziwnego, natury bardzo prywatnej i... mistycznej  🤔, co mi do reszty we łbie zamieszało. W tym zamieszaniu pozostaję do dzisiaj.
Gdyby koniecznie chcieć szufladkować, to do teozofów mi najbliżej. Tao też fascynuje. I buddyzm zen. A może... gnoza?
Dzieci ochrzciłam w Kościele Katolickim, i to radośnie, bo uznałam, że bez opieki tej "dostępnej" (i wspaniałej!) religii mogą w ogóle nie zauważyć istnienia! tego... Czegoś. Do kościoła chodzę, gdy czuję taką żywą potrzebę (owszem, na śluby, pogrzeby etc. - też). Modlę się i aktywnie uczestniczę w obrządku. Do sakramentów nie przystępuję (choć brak mi ich wsparcia), no bo jak??? Zdaje się, że jestem heretykiem? odstępcą? Tylko w kierunku czego, to nazwać nie mogę  🙁. Ale na chrztach mogłam z całym przekonaniem powiedzieć "Tak, wyrzekam się Szatana i wszystkich spraw jego! Tak, obiecuję wychować dzieci w wierze Kościoła Powszechnego".
Podsumowując: nie mogę w pełni korzystać z opieki i wsparcia bliskiego mi duchowo Kościoła Katolickiego, bo przekonałam się, że wierzę nie we wszystko co głosi. A zasady Kościoła tego wymagają  (tzn. wiary we wszystko) 😕
I jeszcze odsyłam http://www.voltopiry.pl/forum/index.php/topic,4671.90.html do mojego problemu dinozaury a skutki grzechu pierworodnego, bo nadal ciekawa jestem sensownej interpretacji tego zagadnienia.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
24 kwietnia 2009 11:04
ja wierzę  we wszystko:

- w dobrego duszka/aniołka stróża
- złą karmę spowodowaną złymi uczynkami
- złe oko i różne uroki rzucane przez osobniki wiedźmowate
- oraz we wszysko to co tak naprawdę niosą ze sobą religie świata a najbardziej te ludów prymitywnych oddających hołd naturze

rozliczne narzucane odgórnie zakazy i nakazy mnie nieodmiennie irytują i nudzą, nigdy nie czułam potrzeby oddawania się sformalizowanym sposobom udowadniania swej wiary w jakikolwiek sposób.

W pewien sposób zgadzam się z powiedzeniem wiadomo kogo że religia to narkotyk dla mas. Szczególnie że pod jej wpływem  dużo złego zawsze wynikało i wynika.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się