Kącik instruktora

Pozwolę sobie wtrącić trzy grosze do dyskusji.
Po pierwsze dobrze by było, aby instruktoży jasno określili swój zakres. Tzn. :
Rekreacja
Rekreacja sportowa
Sport amatorski
Sport wyczynowy
Sport zawodowy.
Klient, jeszcze nie jeździec, wiedziałby czy dobrze trafił.

Po drugie warto się spytać czego klient oczekuje. I nie negować jego wyboru. To się niestety nagminnie spotyka. Klient chce rekreackę, a stajnia nie ma warunków więc instuktor neguje taką formę jeździectwa.

Po trzecie warto sprawdzić, czy umiesz przekazać swą wiedzę werbalnie. Ale to przy sportach.

Generalna zasada: rekreacja to nie sport. To ruch dla przyjemności. Ale na to trzeba mieć odpowiednie warunki.


Pitu, pitu, pitu.
Jaka jest różnica między sportem wyczynowym a zawodowym? W ogóle skąd ten podział??? Cały czas piszemy o REKREACJI i prowadzeniu NAUKI jazdy konnej. Dobry instruktor powinien ogarnąć jej wszystkie szczeble i odłamy, jeśli już chcesz wprowadzać jakieś sztuczne wydumane podziały. I to nie instruktor ma określać, do jakiś rzeczy jest predysponowany a do jakich nie. Instruktor ma wychodzić naprzeciwko klientowi mając na uwadze dobro konia i zachowanie zasad bezpieczeństwa.
Czyli prowadzi urozmaiconą jazdę osobie, która przyjeżdża do szkółki, żeby porzeźbić, albo zabiera w teren osobę, która jeździ tylko po to, żeby przejechać się po lesie.

esef, wydaje mi się, że nie rozumiesz czegoś, czego wielu ludzi nie rozumie. Że Każdy ma Swoje interesy. Swoje priorytety. To zupełnie normalne, i warto sobie z tego zdawać sprawę. Błędem jest myślenie, że Twój interes, a co za tym idzie twoja optyka, twoje postrzeganie, twoje założenia i pre-założenia, twoje cele - jest tożsamy z interesem kogo innego, nawet bliskiego. Ty nie widzisz tego, że "ten drugi" Wszystko widzi inaczej, on nie widzi tego, że ty widzisz inaczej. Tzn. ty widzisz, że on inaczej, i on widzi, że ty inaczej, ale oboje nie pojmujecie, że za tym "inaczej" kryją się konkretne rzeczy, i to jest normalne - że są sprzeczne interesy, i sprzeczne oglądy, i sprzeczne wybory, i sprzeczne decyzje.
To coś jak w słynnym: "Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze" 🙂 Nie pojmujesz kogoś? Rozważ jakie kierują nim motywy, na ile są różne od twoich, na ile wchodzą ci w drogę. Traktując to jako normalną rzecz - że są sprzeczności, bo każdy z nas jest inny, ma odmienne wizje, odmienne potrzeby chwilowe i długofalowe... Tego typu świadomość stanowi znaczącą podstawę asertywności. Mając taką świadomość możesz np. powiedzieć spokojnie: rozumiem, że masz swoje cele (nawet gdy nie rozumiesz 🙂😉, i opierasz się na własnych doświadczeniach, ale to jakich dokonujesz wyborów, cały taki styl - nie jest w moim interesie, dlatego mi się to nie podoba. I niech ten ktoś wyjaśni swoje motywy, i wykaże ci w jaki sposób Skorzystasz przyjmując jego wizje. Jego zapytaj, nie nas 🙂 A wcześniej siebie samej - jak wygląda całość sytuacji.

RomanAG, racja, oczywiście. Ważna uwaga. Tylko przed wyborem to jednak uczy się abc, owszem różnie pojmowanego, ale zawsze musi być jakieś abc. Zakładamy np. że nie zaczyna się obcowania z końmi od jazdy tyłem do przodu 🙂.


halo po co to filozofowanie? Jak to się ma do sytuacji esef? Nijak. esef zatrudnia instruktorkę, której się za bardzo nie chce, więc żeby jazda szybciej minęła poustawia trochę drągów i ma w dupie nauczanie. Dodatkowo jest na tyle bezczelna, żeby wpierać esef swoje prawdy objawione w momencie gdy esef ma wątpliwości. Bo wie, jak powinna wyglądać jazda, sama je inaczej prowadzi, obserwuje regres u koni, znudzenie u jeźdźców, w końcu sama uczy, potrzebuje jedynie pomocy, bo ma małe dziecko. Zatrudniając kogoś wymaga, żeby jazdy były prowadzone tak jak ona sobie tego życzy i jak ona uważa to za słuszne. Ma do tego pełne prawo, bo to ona albo straci klientów albo będzie leczyć/naprawiać konie po niekompetentnym instruktorze.
espana Taki podział aktywności fizycznej jest zdefiniowany encyklopedycznie i prawnie. Zwłaszcza jeśli chodzi o ubezpieczenie i podatki. Z tąd rozróżnienie sportu wyczynowego i zawodowego.
Po za tym rekreację, nawet sportową, od sportu dzieli wielka przepaść.
Prawnie? Zacytuj ustawę.
Podatki? Ubezpieczenie? Od aktywności fizycznej? Bo jeśli chodzi Ci o działalność gospodarczą w postaci szkoły nauki jazdy konnej - to są takie same jak w przypadku każdej innej działalności.
Nijak to się ma nadal do toczonej dyskusji.
epana Odpowiem Ci. Choć jako człowiek uczący innych powinnaś wykazać się samodzielnością.
Sportowiec zawodowy ma umowę o pacę, bądź pokrewną. 
Sportowiec wyczynowy jest członkiem klubu. Dostaje nagrody a nie wynagrodzenie.
RomanAG, czyli na przykład jeśli kupuję konie, jeżdżę je w sporcie i sprzedaję, do tego biorę konie w trening za kasę , w dodatku występuję jako niezrzeszona (nie jestem członkiem klubu) to jestem kim he? Rekreantem? Sportowcem wyczynowym? Bo rozumiem, że nie zawodowym?

A jeśli mam 2 swoje konie i startuję sobie na poziomie np. MPMK, to jestem... eee że kim?

A jeśli nie mam żadnych uprawnień instruktorskich i prowadzę lonżę , oraz osoby na poziomie CIC*** ale nie zatrudnione na umowę o pracę, to jestem kim przepraszam?

Sytuacje oczywiście hipotetyczne.... chociaż z życia wzięte
Chainsy - szkoda, że masz do mnie daleko 😀 Bo u mnie znalazłabyś to czego szukasz 🙂 No i ogólnie wydaje mi się że przesadzasz albo mieszkasz w kiepskiej okolicy, bo ja mam sporo znajomych którzy prowadzą fajne rekreacje na poziomie, urozmaicone, na fajnych koniach gdzie dużo się nauczysz.
Halo - pytałam, może nie o motywację, ale o wyjaśnienie, ale odpowiedzi mnie nie usatysfakcjonowały 🙂 I z tymi motywacjami masz rację, chociaż nie sądzę że tu chodzi o motywacje co raczej o brak umiejętności (uczenia, a nie umiejętności jeździeckich wogóle), brak predyspozycji, plus do tego dochodzi wiara we własną zajebistość i brak autorefleksi...
RomanAG - wiesz co, ja się boję początkujące osoby brać w teren, za duże ryzyko. Może mam niedopowienie konie (nie-zmuły) ale na zmułach chyba też bym się bała... Staram się to jakoś organizować, zwłaszcza w lato jak konie ogólnie więcej chodzą, i więcej w teren, są lekko zmęczone upałem, ale np wiosną to się wogóle boję brać kogokolwiek w teren. Ogólnie staram się prowadzić rekreację bezpiecznie - brak wypadków to priorytet nr1 (nr 2 to zadowolenie klientów). Ale np. robimy początkującym półgodzinne stępowane tereny w ręku (2-3 konie i każdego ktoś prowadzi), po górkach,  przedzieranie się przez krzaczory itp. Ludzie to uwielbiają, a dzieciaki zwłaszcza ale nam po 2-3 takich spacerach nogi wchodzą w d*** :P

Poza tym zgadzam się co do tego, że trzeba szanować to co ludzie chcą i tak się staram u mnie postępować. Ci którzy chcą się  uczyć - uczą się. Są zawody stajenne oraz wyjazdowe (jutro jedziemy  🏇 :konik🙂 mimo, że ja jestem totalnie anty-sportowa i nie lubię rywalizacji. Chcą zdawać odznaki- będą je zdawać (mimo, ze ja sama nie odczuwam potrzeby posiadania takowych). Ale Ci co chcą pojeździć dla pojeżdżenia też mają taką możliwość. Są osoby które chcą się nauczyć na minimum aby móc pojechać w teren z kawałkiem galopu - i mają do tego prawo.
Odpowiem trochę zartobliwie.
Nie chodxi oto kim jesteś, tylko co odprowadzasz do ZUS-u.
Wynagrodzenie przekłada się na emeryturę. Przynajmniej teoretycznie 🤣
Nagrody z reguły nie mają wpływu na dostatnie życie na emeryturze 😕
RomanAG, czyli to ZUS ustala czy jestem jeźdźcem sportowym zawodowym, wyczynowym czy amatorem... taaa...
epana Odpowiem Ci. Choć jako człowiek uczący innych powinnaś wykazać się samodzielnością.
Sportowiec zawodowy ma umowę o pacę, bądź pokrewną. 
Sportowiec wyczynowy jest członkiem klubu. Dostaje nagrody a nie wynagrodzenie.

Straszne pitu, pitu nadal, drogi Romanie. Sam wierzysz w to co napisałeś? Przecież to się kupy nie trzyma i nie ma nic wspólnego z Twoją encyklopedyczną definicją. Wg Twoich "definicji" jestem i sportowcem zawodowym i wyczynowym, a tak naprawdę nie jestem ani jednym ani drugim. Poza tym u Ciebie oba stanowiska wzajemnie się wykluczają. I po raz kolejny pytam: co ma do tego ustawodawca, skoro poruszyłeś problem prawa w rekreacji. I co ma do tego komentowana przez nas rekreacja i sytuacja esef, która ma problem z pracownikiem?

Odpowiem trochę zartobliwie.
Nie chodxi oto kim jesteś, tylko co odprowadzasz do ZUS-u.
Wynagrodzenie przekłada się na emeryturę. Przynajmniej teoretycznie 🤣
Nagrody z reguły nie mają wpływu na dostatnie życie na emeryturze 😕


Czy jeśli kasę za jazdę biorę do kieszeni to już nie jest rekreacja lub sport? W jakie dziwne meandry kieruje nas Twój umysł?
esef co do prowadzenia jazdy opisanego przez ciebie to znam dobrze... Pracujac jako instruktor na mazurach przyjezdzaja "jezdzcy" z wielkich miast. Odpicowani, wiekszosc ma sprzet warty tyle co cala moja wyplata 😀 I mowi jezdziec, ze jezdzi tyle i tyle lat i robi to i tamto i owamto i ... i tragedia. Ponad 70% jezdzcow  z duzych miast  jezdzacych regularnie caly rok jezdzi w zastepach, samodzielnie nie potrafia z koniem zrobic nic.  Robia mase bledow, wiec  jako instrktor mowie im co jest zle, co i jak poprawic i dzieciak sie obraza, ze jego instruktor mowi, ze on robi wszystko dobrze, a konie tutaj sa glupie i nic nie potrafia. Nie raz wolali mnie rodzice i pretensje mieli, ze dalam dziecku trudnego konia, z ktorym nie moze sobie poradzic ( zawsze daje jezdzcom na pierwsza jazde najlatwiejszego konia, ktory robi pod poczatkujacym praktycznie wszystko- ot kwestia bezpieczenstwa i nie wierzenia w kazde slowo klienta). Co do prowadzenia jazdy "olewkowo" czasem stosuje jak piecdziesiaty raz tlumacze jak poprawnie zagalopowac, a jezdzic i tak robi po swojemu.  Mialam okazje pracowac z laska po kursie irr, ktora miala tez srebrna odznake zrobiona.  Sama laska super jezdzila problem byl taki, zr po sezonie mialam sporo koni do pracy, bo ona glosno chodzila i mowila : "miej wy... a bedzie ci dane" i mowila, ze jej wiedza kosztuje wiecej niz dostaje wyplaty. Tak oto po sezonie pierwszymi problemami jakie mialam byly: konie, ktore zeby zagalopowac rozpedzaly sie i galopowaly na zla noge.
CO do zabierania w teren to jasne ze zabieram, to w koncu czesc jazdy rekreacyjnej. Nie mniej jednak najpier musze sprawdzic umiejetnosci jezdzca. Niegalopujace osoby tez biore w teren na taki stepo-klus. Osoby, ktora nigdy nie jezdzila konno w teren napewno nie odwaze sie wziac. W tych czasach ludzie o byle co sie sadza, wiec po co sobie robic problemy. Osoba, ktora chce jechac w teren musi miec minimum wiedzy teoretycznej i praktycznej. Musi wiedziec, ze kon moze sie sploszyc, co zrobic jak kon wyrwie do przodu, czy jak sie zachowac jak kon bryknie w terenie. Co  do opisanych wyzej tak dlugich oprowadzanek to dla mnie jako jezdzca uwazam to za nieatrakcyjne. Stosowalismy podobna forme jak przyjezdzaly obozy i osoby calkowicie "niekonskie" 2 razy w tyg mialy oprowadzanke po 15min to bralo sie do lasku obok konie, przeszlo sie z nimi w reku te 15 minut i wszyscy byli zadowoleni. W sumie jako dla instruktora chodzic w kolko pol godziny z koniem to tez by mi sie to nie podobalo. W kazdym miejscu gdzie jezdzilam, czy gdzie pracowalam oprowadzanki byly max. 15min.
Co do tego jak ja ucze na lonzy to przeciagam lonze. Nie wypuszczam na plac kogos po 2-3 lonzach.  Na lonzy trzymam sporo ok. 10 jazd ( lonza 20-30min). Jak ktos bystrzejszy to szybciej w trakcie lonzy wypuszczam na plac, jak sobie radzi to przenosimy sie na plac, jesli jezdziec sobie nie radzi to wracamy jeszcze na lonze.  Na samej lonzy duzo mowie. Poerwsze 2-3 lonze to napawde kilka kolek klusa. Tak przelamanie strachu, masa cwiczen na koniu, w tym cwiczenia na rownowage: stanie w strzemionach, jazda w polsiadzie, anglewowanie w stepie, bardzo powoli najpierw pozwalam sie trzymac siodla, pozniej jezdziec trzyma sie jedna reka, pozniej sam probuje wstac. wyrzucanie nog ze strzemion, lapanie strzemion. Duzo tlumacze zachowan konia ale tutaj tez roznie. We wietrzne dni konie sa bardziej niespokojne i klienci to widza i sami pytaja dlaczego tak jest, wiec opowiadam. Walkuje w kolko podstawy takie jak gdzie trzymac noge w strzemieniu, jak ulozyc noge, jak trzymac wodze, dlaczego jest tak nie inaczej.  Co do jazdy olewkowej to jazda moze z boku tak tez wygladac na grupie stalych jezdzcow. jesli mamy jezdzcow, ktorzy jezdza juz dluzszy czas to nie tlumaczy im sie za kazdym razem jak maja zagalopowac, tylko mowi im sie: zagalopuje, przejedz przez to, skocz to, klus, dragi, slalom.  W zalozeniu, ze jezdziec juz wie jak wszystko zrobic, bo mial to wytlumaczone, a teraz po prostu to cwiczy. Przeciez nie kazdemu jezdzcowi po wytlumaczeniu jak zagalopowac idealnie to wyjdzie, wiec jest to jazda typowo szlifujaca dane elementy. Dla kogos z boku moze sie wydawac, ze instruktor olewa bo nie tlumaczy ale instuktor wytlumaczyl to wczesniej, teraz to jezdziec musi wycwiczyc dane elementy. Ale oczywiscie nie powinno sie wydawac samych "suchych" komend, a mowic na bierzaco ,zeby jezdziec powtorzyl dany element lub poprawil to czy tamto lub mowi najzwyczajniej co jezdziec zrobil zle.
espana, po co "to filozofowanie"? Po to, żeby skutecznie radzić sobie np. z bezczelnymi.
Widzisz, że ktoś ma gdzieś TWÓJ istotny interes? Niech szuka szczęścia gdzie indziej.
Po to, żeby nie uzasadniać, że nie jest się wielbłądem. "U MNIE są Takie zasady. Nie umiesz się dostosować? Wypad". I już.
A nie rozważanie pt. "czy wiem na jakim świecie żyję, skoro ktoś..."
Przyjrzenie się motywacjom i interesom nic nie kosztuje, nawet czasu ani nerwów, a znacząco ułatwia segregowanie z kim nam nie po drodze.
Np. osobie, dla której ważne jest świadczenie usług "pod klienta" nie będzie po drodze z osobą, dla której najważniejsze jest własne ego, żeby było najświetniejsze to ego.
Brak zbieżności motywów prowadzi do najróżniejszych, zupełnie zbędnych konfliktów.
Czy to jest odpowiednie miejsce, aby poinformować o kursie na instruktora szkolenia podstawowego w jeździectwie? Bo jesli tak, to taki właśnie kurs organizuje Dolnośląski ZJ, szczegóły można znaleźć na stronie, o tu: http://dzj.wroclaw.pl/kurs-na-instruktora-szkolenia-podstawowego-w-jezdziectwie/
A jeśli nie to przepraszam za  🚫 i usunę post 🙂
esef Chyba kiepska okolica po prostu. Jak tutaj, na forum, parokrotnie pytałam o konkretniejsze stajnie w mojej okolicy, to polecono mi dwie - w jednej z nich aktualnie jeżdżę 😉 Jeśli wierzyć w to, co tu czytam (ogółem na forum), to jednak jest możliwe pojeździć "ambitniejszą" rekreację w niektórych okolicach - niekoniecznie w mojej, no trudno. Nie pogodziłam się z tym i się nie pogodzę, ale cóż, życie pisze różne scenariusze i może jeszcze kiedyś trafię na taką osobę, której szukam i w takim miejscu gdzie będę mogła jeździć regularnie 🙂
Cześć. Podzielcie się ze mną Waszymi doświadczeniami odnośnie poziomu wyszkolenia koni do nauki jazdy dla poszczególnych typów jeźdźców rekreacyjnych.

Czy warto konie szkółkowe uczyć ... więcej. Jeździć na prawidłowym ustawieniu, uczyć zgięć, chodów bocznych, prawidłowych przejść...? Wychodzi mi, że jazda na prawidłowym kontakcie (a nie tylko napięcie wodzy przez przyciągnięcie dłoni do łęku) to jest umiejętność, która przeciętnego rekreacyjnego amatora przerasta.
Czy w Waszych szkółkach macie konie (kurcze ciągle się zastanawiam jak to napisać żeby nie nadużyć tego określenia i żeby było z sensem)... Czy macie konie przepuszczalne dla lepszych jeźdźców i tuptusie, które "ani be ani me, jak pociągniesz/kopniesz tak pojedzie" dla tych normalnych i przeciętnych?

Skąd pytanie. U mnie w stajni mam większość jeźdźców którzy chcą czegoś więcej ale ponieważ stajnia mieści się na pipidówach 😉 to takich którzy nie chcą więcej, albo chcą ale nie są w stanie, tez mam i muszę mieć żeby przeżyć. I tu pojawia się frustracja ze wszystkich trzech stron (człowiek nie może pojąć, ja nie mogę wyjaśnić bo człowiek nie ma jak poczuć a koń nie rozumie). Bo moi lepsi chcą na odznaki i zawody (i ja też!) taki jest cel. Ambitna rekreacja i mały sport. Ale ci gorsi już na moich koniach nie ujadą bo te szarpania i kopania nie tolerują w stopniu najmniejszym i wychodzą z tego różne nieśmieszne sytuacje...
Jak u Was to wygląda?

Nie rozumiem trochę tego podziału na konie lepsze (coś umiejące) i chabety (jak kopniesz to pójdzie). Osobiście uważam, że konie powinny być dostosowane do poziomu osób ale wszystkie (!) powinny reagować na sygnały jeźdźca.  Bo jak można nauczyć kogokolwiek poprawnego działania np. łydką jak koń na takie działania jest zupełnie znieczulony? Jeżeli chcesz iść w mały sport to się tym zajmij na poważnie a jak chcesz mieć konie taksówki na spacer po lesie to też ok ale połączenie jednego z drugim jest raczej mało możliwe.
Windka Jeśli nie umiesz ludzi oduczyć szarpania i kopania, to jak chcesz kogoś przygotować do Odznaki albo zawodów? Albo co gorsza w taki sposób nauczasz?

Tu nie ma żadnego rozdziału na konie gorsze lub lepsze. Ewentualnie bardziej mułowate idą pod początkującymi bo mniej się płoszą i denerwują z powodu braków w umiejętnościach jeźdźca. Natomiast zdecydowanie da się jazdę poprowadzić tak, żeby nie było ani jednego szarpnięcia, czy kopnięcia. Koń rekreacyjny musi być dobrze wyszkolony, niepłochliwy, dobrze wychowany, poruszać się rytmicznie w trzech chodach i dobrze reagować na zmiany i zagubienia w równowadze na jego grzbiecie.

A instruktora obowiązkiem jest dbać, by koń miał możliwie jak najlepsze warunki (bardzu trudnej!) pracy. Tak długo się pracuje z jeźdźcem nad jego równowagą na lonży , żeby w jeździe samodzielnej nie sprawiał już koniowi większego dyskomfortu.



To ja sie chyba zle wyrazilam 🙂
W wolnej chwili sprobuje sprecyzować.
Ale dzięki 🙂
Windka, Warto wsiadać na każdego konia i w miarę możliwości go korygować i uczyć, po pierwsze dla jego zdrowia. Im lepiej koń wyszkolony, tym dłużej można go użytkować.
Zróżnicowane konie warto mieć, pod względem temperamentu. To oczywiste, że koń wrażliwy, delikatny, chętnie idący do przodu niekoniecznie będzie dobry na pierwsze jazdy po spuszczeniu z lonży.
Ale jak najlepiej wyszkolony powinien być każdy koń, nawet najspokojniejszy tuptuś. To jest korzystne dla każdego, dla jeźdźców i koni.
wtrącę się z małym pytankiem  😉 kończy się mój magiczny okres 18 miesięcy od zrobienia ISP. Muszę wykupić licencję i tu pytanie- co potem? muszę robić jakieś kursy doszkalające, prawda to? jak to jest z tymi szkoleniami? czy licencja jest ważna przez 3 lata od momentu wykupienia czy kalendarzowe?
Dzięki Julie. O to mi chodzilo. W moim odczuciu tez warto. Oczywiście ze koń ktory nie reaguje na delikatne pomoce nie uczy jezdzca tego czego trzeba. Tak samo nie nauczy np klusa cwiczebnego kon ktory jest sztywny czy krzywy. A to wymaga wypracowania. Ale czy z Twojego doswiadczenia nie wynika ze te tuptusie ktorym sie pokaze "lepsze" nie chca pozniej wspolpracowac ze slabszymi jezdzcami? Im wiecej czasu sie im poswieca tym mniej tolerancyjne na błędy jezdzcow?
Windka Ja mam wrażenie że to ty mnie nie rozumiesz. Wyszkolenie konia to jedno. Drugie to konia temperament, który do nauki jazdy konnej na pewno musi być odpowiedni, więc dość specyficzny. Równie jednak ważnym czynnikiem są umiejętności instruktorskie. Jeśli koń spełnia pierwsze dwa warunki, to można na nim jazdy prowadzić zarówno pod początkującymi jak i średniozaawansowanymi. Z tym, że średniozaawansowanym daje się już czasami do pracy konie bardziej "do przodu", ale wciąż z odpowiednim temperamentem.

Reszta należy już do instruktora. Od umiejętności i doświadczenia oraz stopniowania stawianych wymagań na podstawie znajomości umiejętności zarówno jeźdźca jak i konia. Wtedy komfort pracy jest taki, że koń rekreacyjny się rozwija, mimo jazdy co rusz z innymi osobami. Rozwija w sensie: łatwiej przyjmuje kontakt, jest elastyczny, rytmiczny i porusza się w równowadze i chętnie pracuje na drągach i przeszkodach.

Może jeszcze jaśniej powiem, że na moich rekreantach ciągle od czasu do czasu jeżdżę, albo wykorzystuję zaawansowanych do fajnej jazdy treningowej i z roku na rok pracuję mi się z nimi coraz lepiej, a nie coraz gorzej. Dzięki temu jeźdźcy też mogą szybciej robić postępy, bo szybciej mogę stawiać im trudniejsze wymagania. Bo wiem, że koń podoła, ma dobrą równowagę i ma to przerobione z kimś bardziej doświadczonym.

Więc, fair jest wtedy kiedy pokażesz koniowi, że można "lepiej" i swoich uczniów też uczysz, że można "lepiej", a nie np. szarpać i kopać 😉 Wtedy koń nie ma o to fochów, chyba, że zbyt wrażliwy do nauki jazdy.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
29 listopada 2015 23:14
zelka2303- Widzę, że mamy bardzo podobne podejście do prowadzenia jazd  😀 I podobne doświadczenia...

W pracy mam oprowadzanki od 10 minut do godziny- wszyscy zadowoleni (bo zdarzali się również dorośli na spacerki do lasu). Jak miałam mieć lonżę z dzieckiem 5-6 lat, a dziecko czuło się bezpieczniej, gdy trzymałam konia w ręku, to czasem1-2 jazdy  pod rząd dziennie zasuwałam z dzieciakiem po placu, biegałam z koniem. Nawet wyjeżdżaliśmy zmiany kierunku i wolty w kłusie. Dzieciak nabierał pewności, przechodziliśmy powoli do jazd na lonży, potem wydłużałam czas jazdy samodzielnej- najpierw w stępie, potem włączałam kłus.
Dzięki Julie. O to mi chodzilo. W moim odczuciu tez warto. Oczywiście ze koń ktory nie reaguje na delikatne pomoce nie uczy jezdzca tego czego trzeba. Tak samo nie nauczy np klusa cwiczebnego kon ktory jest sztywny czy krzywy. A to wymaga wypracowania. Ale czy z Twojego doswiadczenia nie wynika ze te tuptusie ktorym sie pokaze "lepsze" nie chca pozniej wspolpracowac ze slabszymi jezdzcami? Im wiecej czasu sie im poswieca tym mniej tolerancyjne na błędy jezdzcow?

Nie, nie uważam tak.
Idealny koń do nauki dla początkujących, to dobrze wyszkolony, ale i mało wrażliwy "osiołek". Oczywiste.
Mimo tego, warto dla jego zdrowia, przypominać mu raz na jakiś czas jakie ustawienie jest właściwe i pojeździć go chociaż trochę bardziej "właściwie".
Wiadomo, że w większości przypadków, typowy człapak rekreacyjny nigdy nie odnajdzie super równowagi pod jeźdźcem, w najmniejszym stopniu zebrania. Ale czemu nie pokazać mu raz na jakiś czas, że może się bardziej rozluźnić, lepiej odpowiadać na pomoce i się po prostu pogimnastykować...?
Dzięki temu jest łatwiej i nam - instruktorom i koniom i naszym uczniom.
Są takie skarby, typu starsze kuce, którym można dać spokój i nie doszkalać ich bardziej, bo i tak już wszystko wiedzą i z racji wieku nie ma to sensu. 😉
Ale reasumując: Wszystkich, i jeźdźców i konie, należy sobie nieustannie szkolić.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
01 grudnia 2015 21:07
Czy mieliście kiedyś na jeździe osobę, która na lonży sobie dobrze radziła, a jeżdżąc samodzielnie dawała się wozić koniowi? Nastolatka kompletnie ustępuje koniowi. Po jej jednej jeździe mam gotowego konia do korekcji  😵
Zaczęła gdzieś jeździć w wakacje, szybko puszczono ją z lonży, u mnie był powrót na lonżę, a dopiero po nabraniu równowagi i rytmu w kłusie puściłam ją na placu.
Normalnie zwątpiłam w swoje umiejętności instruktorskie, mój ogrom cierpliwości był prawie maksymalnie wyczerpany.
miałam taka osobę, dorosłą kobietę
nigdy się nie nauczyła, u mnie zrezygnowała, wiem że próbowała gdzie indziej i tez nic z tego nie wyszło, zrezygnowała i na dzis nie jeździ

na lonży super, fajnie siedziała, wydawało się że jest ok. Jak ją puściłam to od poczatku zupełny brak nawet próby kierowania koniem, zero konsekwencji, zdecydowania. Jeździła na łatwym koniu, z którym radziły sobie dzieci. Nie szło

To było kilka lat temu, miałam sporo mniej doświadczenia ale nie wiem czy umiała bym ja nauczyc na dziś. Jak ktoś sam się poddaje i nie da się mu wytłumaczyć że koń ma jeźdźca słuchać i to nie zadziała samo, jak pedał gazu w samochodzie....to się nie da i już...
MI się też co jakiś czas trafia taka osoba z tym, że podzieliłabym je na dwie grupy jedna to taka 'nabyta niepewność' i jak się tym osobom wytłumaczy, że wzmocnienie łydki batem gdy koń nie słucha, czy  przytrzymanie gdy chce iśc za innym koniem nie jest męczeniem zwierzaka a jedynie jasną komunikacją aby miał czarno na białym czego od niego wymagamy to załapują i robią szybko postępy.
Druga grupa to takie osoby, po których już od momentu przyjścia na ujeżdżalnię bije brak zdecydowania i pewności siebie. I szczerze mówiąc dziwię się, że takie osoby chcą dalej jeźdizć a jednocześnie nie chcą/nie potrafią? w pewnym momencie wziąć sprawy w swoje ręce i zareagować prawidłowo. Wszystko zależy od ambicji ale często spelnieniem dla takich osób jest jazda typowo rekreacyjna czy też wyjazdy w teren. W takim wypadku nie męczę ich na siłę trudnymi końmi czy bardziej skomplikowanymi rzeczami skoro cieszy kogoś jazda w zastępie na ogonie to niech sobie jeździ, bo w końcu na poziomie rekreacyjnym 'fun; ma być na pierwszym miejscu.
ta o której ja piszę zaczynała u mnie więc na pewno nikt jej wcześniej niczego nie nauczył. Owszem w terenie na całkiem łatwym koniu jakoś jechała, ode mnie sama odeszła, nie usiłowałam jej stawiać większych wymagań ani dawać trudnych koni, ją najłatwiejszy koń potrafił przerosnąć....
Miałam jedną taką osobę - też dorosłą kobitę, zrezygnowała, (co potraktowałam z ulgą bo ja też byłam zrezygnowana), nie potrafiłam do niej trafić. Wiem, że przerobiła wielu instruktorów, była na wielu kursach - nie zmieniło się nic. Z tymże ona ma swoje konie... których się boi, one ją owinęły wokół kopyta i nawet nie jest w stanie ich poprowadzić na uwiązie...i tak sobie żyją, ona dalej jeździ na kursy i dalej nic jej to nie daje.

Wiadomo, zawsze może być tak że ktoś inny trafi lepiej do jakiejś osoby, wytłumaczy prościej, że ktoś zrobi postępy szybciej z jednym instruktorem niż drugim. Ale bywają najwyraźniej osoby kompletnie oporne na jakąkolwiek wiedzę z jakiejkolwiek strony... ja to się dziwię, że ktoś chce wtedy dalej w to brnąć, zamiast znaleźć jakieś inne hobby.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
01 grudnia 2015 22:01
Magdzior- Dziewczyna ma problem ruszyć kłusem za innym koniem. Próbowałam z trzema końmi, każdemu odpuszczała. Każdy ją wozi, jak chce. Tylko jednego konia dawała radę ruszyć sama kłusem, na pozostałych dwóch musiałam pomagać ja (głos, ewentualnie chodzić z batem). Mam wrażenie, że gdy koń nie chce skręcić, lub ruszyć kłusem, to ona myśli ,,OK. To pojedziemy tam, gdzie chcesz".Całą jazdę tłumaczę jej, pokazuję, co trzeba robić, jak trzymać ręce, jak ustawić ciało i nogi przy robieniu wolty, jak siedzieć, wydaję jej proste polecenia (zmiana kierunku przez półwoltę/środek ujeżdżalni/po przekątnej) i czasem zrobi to dopiero po przejechaniu dwóch kół po obwodzie. A ona cały czas robi to po swojemu. Skracanie tylko wewnętrznej wodzy podczas skrętu i trzymanie ich tak, że wodze się wysuwają, a koń idzie i tak w drugą stronę, a łydkami nic nie robi, doprowadza mnie do szału. I tą złość trzymam w sobie, bo nie chcę zniechęcać dzieciaka.
W mojej opinii dziewczynka powinna znaleźć inną aktywność, albo przerzucić się np. na woltyżerkę- może tam by się odnalazła?

Normalnie aż mi ulżyło, gdy matka powiedziała, że na kolejną jazdę przyjadą wiosną. A tak raczej nie powinnam się czuć...
a w jakim jest wieku?
jak to dziecko jeszcze to może wyrośnie z braku zdecydowania
ja w ogóle dzieciom pomagam na ile się da, właśnie chodzę z batem, konia wypinam jak jeździmy na łące, żeby trawka nie kusiła albo żeby głową nie machnął itd
na początku staram się żeby dziecku wychodziło i stopniowo tłumaczę, że czasem trzeba sygnał wzmocnić (to dobre słowo jest, ludzie fajnie wtedy rozumieją-sygnał lekki to prośba i wzmocnienie jak koń nie słucha i dopiero jak bardzo nie słucha to kara, taki 3 stopniowy system) jak koń nie słucha lekkich sygnałów. No i staram się dobierać konie tak żeby wychodziło
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się