kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

Ja osobiście też ciągnę wewnętrzną wodzę. Ale tylko gdy jadę w lewo. W prawo tego problemu nie ma. Tak więc koła w lewo przysparzają nam sporo problemów (jest to też gorsza strona mojego konia), standardowo wyginamy szyję, a łopatki zasuwają gdzie chcą.  😁  Doszłam w końcu do wniosku, że jest to spowodowane moją mocniejszą stroną, którą jest lewa (chociaż jestem praworęczna) i to tą ręką ciągnę. Od zawsze mam kłopot z nieciągnięciem za wewnętrzną wodzę, prawa ręka już się nauczyła, lewa niekoniecznie  😉. U mnie pomaga gadanie trenerki, aż do znudzenia  😉 i przypominanie mi, że jeśli mam ochotę pociągnąć wewnętrzną ręką to mam użyć wewnętrznej łydki  🙂. I, że mam trzymać zewnętrzną napiętą i nie przekładać jej przez szyję  😉.
milenka_falbana, ciągnięcie za wewnętrzną potrafi nie opuszczać wielu jeźdźców przez długie lata, zatem błąd dość typowy.
Może też zachodzić coś takiego, że koń nie ma giętkości koniecznej na dane koło/woltę/narożnik. Jeździec bardzo chce nadać wygięcie, więc używa wewnętrznej, bo bez niej koń się prostuje. A koń ucieka od nacisku - czyli się prostuje 😁 a na zewnętrznej zero. Potrafisz przejechać np. 15 m koło w odwrotnym ustawieniu? Bo praca w zewnętrznym/kontr ustawieniu bardzo pomaga na takie aberracje.
Julka177 - o właśnie. I to jest bardzo dobre powiedzenie! To co masz zrobić ręką - zrób łydką! 🙂 (Hehe, nadaje się do "co nas śmieszy🙂 )  Mamy podobny problem - tylko ja na obie strony...
W związku z tym, że mój koń nie był nauczony zbyt chętnie wyginać się od wewnętrznej łydki to zaczęłam się intuicyjnie wspomagać ręką... Teraz jest już trochę lepiej, reakcja na wewnętrzną łydkę jest dość przyzwoita - ale ręka nie wie co ze sobą zrobić...

Halo
- to bardzo ciekawe co piszesz, rzeczywiście tak się dzieje w pewnym stopniu. Dlatego staram się galopować z tendencją łopatki do wewnątrz i w ogóle zaczynamy wreszcie poprawne łopatki robić a nie jakieś...paragrafy...🙂
W odwrotnym ustawieniu nie robiłam nic. Sama kobyła mi się wyginała odwrotnie  😜
Mogłabyś przybliżyć jak się do tego zabrać ewentualnie?  :kwiatek:
Facella   Dawna re-volto wróć!
09 grudnia 2015 21:38
Przepraszam, że się wcinam w dyskusję, w dodatku z głupim pytaniem  😡 czy można się czymś zarazić od konia poprzez krew? Głaskałam dzisiaj jednego i przejechałam po jakimś zadrapaniu, miałam jego krew na palcu. Niestety mam ten palec skaleczony dokładnie w tym miejscu, które ubrudziłam. Grozi mi coś poważnego? Moja ranka jest malutka, zacięłam się papierem, ale takie skaleczenia są jednak dość głębokie. Krwi konia też było malutko. Chyba niepotrzebnie panikuję, ale wolę wiedzieć, choćby na przyszłość.
Facella, - do głowy przychodzi mi tężec (i to nie od krwi tylko, ale np. piachu/syfu, w którym jest sierść) i wszelkie gronkowce/paciorkowce. Nosacizną można się też zarazić, dotykając miejscem zranionym wydzielin.
Jak bardziej fachowo mówi się na kopyto z wadą platfusa? 😉
adalova   In persuit of perfection
10 grudnia 2015 17:46
Czy siłowe "ustawianie" konia na ręce w późniejszym rozrachunku może spowodować, że koń będzie uwalony na wędzidle i będzie tworzył sobie "piąta nogę"? Wiem, że pytanie może wydawać się głupie i oczywiste, ale potrzebuję potwierdzenia.
A.kajca   Immortality, victory and fame
10 grudnia 2015 17:59
Co rozumiesz przez "siłowe"?
adalova   In persuit of perfection
10 grudnia 2015 18:26
Opuszczenie jego głowy, trzymając za ryj, próba sił, kto jest mocniejszy.  Nie wiem, jak mam to inaczej wyjaśnić. Chodzi mi o powiedzmy regularną jazdę w tym stylu, a nie jednorazową akcję
A.kajca   Immortality, victory and fame
10 grudnia 2015 18:45
Siłowanie się z koniem jest zawsze bez sensu choćby dlatego, że koń jest silniejszy. Tak, może to spowodować, że koń będzie się uwalał 🙂
LatentPony   Pretty Little Pony :)
10 grudnia 2015 18:55
Potrzebuję pomocy  :kwiatek: Jeszcze przed świętami chciałabym wysłać swoje siodło ujeżdżeniowe do pana Andersza do poprawki (jutro wstawię jeszcze zdjęcia w wątku o dopasowaniu siodła). I tu pojawia się mój dylemat - z usług jakiej firmy najlepiej będzie skorzystać? Kurierów jest od cholery i jeszcze więcej - który najlepszy, najtańszy? A może jednak pocztą polską?

Nie zależy mi wyjątkowo na czasie - do jazdy mam jeszcze drugie, idealnie pasujące siodło, więc nie pali się. Jednak chciałabym wysłać ujeżdżeniówkę jeszcze przed świętami, bo po świętach pan Andersz może mieć dużo roboty związanej z dopasowywaniem świątecznych prezentów, a ja potrzebuję siodła na luty 🙂
[quote author=Mgła link=topic=1412.msg2463789#msg2463789 date=1449737635]
Jak bardziej fachowo mówi się na kopyto z wadą platfusa? 😉
[/quote]
Masz na myśli płaską podeszwę?

Gdyby było zdjęcie, łatwiej człowiek by zgadł o co chodzi. 😉
LatentPony, do mnie przyszło siodło kurierem poczty polskiej i było wszystko ok 🙂 mamy watki o poczcie i o karierach, to moze tam cos znajdziesz 😉
LatentPony, dowolna firma tylko mocny karton (albo i dwa) i dobrze wszystko zabezpieczyć i ustabilizować w środku. Pocztą wysyłałam siodło nawet do Australii 🙂
LatentPony   Pretty Little Pony :)
10 grudnia 2015 19:53
Nie chodzi mi o to, aby dotarło, bo dotrzeć musi 🙂 W pracy korzystam z usług różnych kurierów, więc wiem jak poszczególne firmy działają. Chodzi mi tylko i wyłącznie o porównanie cen, bo wiadomo, święta idą, z kasą ciężko, a cholera muszę wysłać to siodło w grudniu...
Jestem na bieżąco z DPD i za paczkę ważącą 15 kg zapłaciłam 28.99 zł.
LatentPony, - masz może u siebie coś w rodzaju ship center? To takie centrale wysyłkowe i oni zwykle mają najepsze ceny. Rok temu wysyłałam siodło za 23zł u nich.
adalova   In persuit of perfection
10 grudnia 2015 20:04
Siłowanie się z koniem jest zawsze bez sensu choćby dlatego, że koń jest silniejszy. Tak, może to spowodować, że koń będzie się uwalał 🙂


Dziękuję  :kwiatek: bo już myślałam, że jakoś błędnie rozumuję.
LatentPony Ja kiedyś dwa razy wysyłałam k-ex'em i płaciłam 20 zł.
A.kajca   Immortality, victory and fame
10 grudnia 2015 20:14
adalova a co spowodowało twoje wątpliwości? 🙂 Nie chcę wyjść na wścibską, ale zainteresowała mnie geneza twojego pytania 😉
LatentPony   Pretty Little Pony :)
10 grudnia 2015 20:19
maluda, keirashara, Sivens, dzięki dziewczyny, właśnie o to mi chodziło 🙂 Jutro jeszcze wstawię fotki do oceny jak leży siodło i pewnie w przyszłym tygodniu leci do pana Andersza  :kwiatek:
Witam się z całym szanownym gronem i z każdym z osobna.

To mój pierwszy post na tym forum choć podczytuję Was już od kilku dobrych tygodni. Przestudiowałam m.in. wątek o prawidłowym dosiadzie, który wydał mi się kosmicznie przydatny, przeglądam informacje o promocjach, czytam ten wątek, poryczałam się czytając post Obibok gdy jej koń odszedł... Tak sobie wędruję między Wami od jakiegoś czasu i w końcu postanowiłam się odezwać- mój wpis powinien raczej pasować do tematu tego wątku, ale jeśli nie, to uprzejmie proszę administrację o "wykopanie" go w należyte miejsce.
A teraz do rzeczy: o tym by nauczyć się jeździć konno marzyłam od zawsze. W dzieciństwie ani w okresie nastoletnim mi się to nie udało z różnych względów, a potem "wchłonęło mnie" codzienne życie. Dopiero teraz (czyli jak można się domyśleć, mam więcej niż np. lat 25...sporo więcej🙂 ) ... zabrałam się za to. Jeżdżę krótko, bo od połowy sierpnia i niestety na razie jedynie raz w tygodniu, oczywiście własnego konia nie posiadam i jestem uzależniona od tego, jakiego stwora przydzieli mi instruktor, ale nie w tym rzecz.
Czytając to forum, a w szczególności wypowiedzi obecnych tu instruktorek najchętniej spakowałabym się i pojechała do dwóch-trzech z Was na porządną naukę. Póki co wirtualnie zapytam o radę dla żółtodzioba - co zrobić ze strachem przed poważną kontuzją, wypadkiem?
- jestem osobą dorosłą, więc w przeciwieństwie do dzieciaków uczących się jeździć, włącza mi się myślenie i świruje wyobraźnia
- będąc na początku drogi do realizacji jednego z moich odwiecznych marzeń, czuję jednocześnie, że mój lęk dosłownie "przyszpila" mnie do gleby i jeśli czegoś z nim nie zrobię, to gotów za chwilę kompletnie mnie zablokować
- toczę sama ze sobą w głowie walkę między chęcią, a rozsądkiem, który mówi "na własne życzenie pakujesz się tam, gdzie możesz ulec poważnemu wypadkowi i przekreślić resztę swojego życia". Brzmi mega dramatycznie, wiem, ale mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi.
- i głos dodatkowy: "Nie rób tego swojemu dziecku! Daj sobie spokój!"

Mogłabym tak pisać i pisać... generalnie chodzi o to, że kiedy w końcu(!) zabrałam się za realizację marzenia, dochodzą do głosu takie obawy, które nawet jeśli nie są w pełni w stanie mnie powstrzymać od dalszych jazd, to z pewnością są w stanie odebrać mi znaczną część frajdy. A tego nie chcę.

Jednocześnie nie bez znaczenia jest fakt, że moja córeczka podłapała bakcyla i również stawia swoje pierwsze "kroki w siodle". Nie chcę tu ciągnąć dyskusji czy za wcześnie, czy nie za wcześnie (czytałam odpowiedni wątek), ale do tych moich powyższych obaw dochodzi jeszcze ta, że do tego wszystkiego "narażam" jeszcze ją (niezależnie od tego, ile ma lat).

Wiem, że można powiedzieć, że jak człowiek wsiada za kierownicę to szanse na udział w potencjalnym wypadku są kosmicznie większe, ale samochodem jeździć niejako muszę, a konno już nie. Czy wobec tego zrezygnować? Czy jakoś psychologicznie-łopatologicznie ktoś jest mi w stanie podpowiedzieć co z tym fantem począć?

Długie wyszło, wiem...zastanawiałam się do kogo się zwrócić i póki co w moim otoczeniu nie widzę takich osób-padło na Was :kwiatek:
A.kajca   Immortality, victory and fame
10 grudnia 2015 22:12
Co począć? Albo- jak zapewne wszyscy jeźdźcy- zaakceptować ryzyko towarzyszące obcowaniu z końmi, pogodzić się z nim i przyjąć do wiadomości, albo dać sobie spokój z końmi. I dla jasności:
Wiem, że można powiedzieć, że jak człowiek wsiada za kierownicę to szanse na udział w potencjalnym wypadku są kosmicznie większe
bzdura.
Mrowak, witaj! 🙂
Ryzyko możesz minimalizować: zawsze jeździć w kasku (dopasowanym, bezwypadkowym), jeśli Ci to pomoże- możesz w nim czyścić czy prowadzić konia. Kamizelka- nigdy nie miałam, ale ludzie używają, są takie, które nie przeszkadzają, a w razie czego trochę ochronią. Jeździć w dobrym ośrodku (poczytaj, poszukaj opinii), z dobrym instruktorem (temat rzeka), na dobrych koniach. Pocieszę Cię, że w rekreacyjnej jeździe poważne wypadki zdarzają się rzadko.  Jeżdżę 15 lat, spadałam dziesiątki razy, bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Nie ma reguły oczywiście, ale nie ma co przesadzać.
Mrowak, Twoja historia, to wypisz wymaluj moja 😀
Ja też już chyba w życiu płodowym zaraziłam się (nie mam pojęcia od kogo, bo rodzina raczej antyzwierzęca) końskim bakcylem. Potem jednak rodzice pasję skutecznie uśpili, aż do chwili gdy mąż, nie wiedząc, że kręci sobie powróz na szyję wykupił mi w szkółce JEDNĄ lekcję jazdy 😁 No i się zaczęło 🏇

"na własne życzenie pakujesz się tam, gdzie możesz ulec poważnemu wypadkowi i przekreślić resztę swojego życia". Brzmi mega dramatycznie, wiem, ale mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi.
- i głos dodatkowy: "Nie rób tego swojemu dziecku! Daj sobie spokój!"


To chyba słowa mojego męża 🤣 On zawsze mnie utwierdza w przekonaniu, że jeżdżę konno by się zabić  😫
Owszem spadłam kilka razy przez te parę lat, ale bez przesady - nie lecę na łeb, na szyję co tydzień.

Wiem, że można powiedzieć, że jak człowiek wsiada za kierownicę to szanse na udział w potencjalnym wypadku są kosmicznie większe, ale samochodem jeździć niejako muszę, a konno już nie. Czy wobec tego zrezygnować? Czy jakoś psychologicznie-łopatologicznie ktoś jest mi w stanie podpowiedzieć co z tym fantem począć?

Ciężko coś doradzić w takiej sytuacji. Może masz ogromne poczucie winy? Ja takie miałam, jak wysłuchiwałam, jak to się narażam i chcę osierocić dzieci. Niestety, ale czy mojemu mężowi się to podoba, czy nie, to z koni nie zrezygnuję! Jeżdżę często, ale z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa dla siebie i konia. Na konie wariaty nie wsiadam. Dzięki temu, że mam w życiu jakąś odskocznię, nie potrzebuję terapii psychiatrycznej 😁 To było moje największe marzenie i teraz nie dam sobie go odebrać ❗
Patrząc na to co robią ludzie na ulicy, to chyba prędzej może się coś stać w mieście, niż przy koniach. Ja się bezpieczniej czuję w stajni, niż idąc gdziekolwiek sama. 😉
Na dobrą sprawę i na ulicy można się potknąć i walnąć głową w krawężnik, więc nie przesadzałabym z tym ryzykiem wypadków tylko przy koniach chyba 😀
Monoc   Kaski GPA dla wszystkich! :)
10 grudnia 2015 23:50
Mrowak, zdrowy rozsądek, wiedza, świadomość, porządny kask i kamizelka (w szkółce, w "mojej" stajni nie tylko dzieci jeżdżą w kamizelkach, dorośli również). Rozumiem jak najbardziej Twój stres i różne filmy. Ja również jestem z tych ostrożnych. W jeździectwie nie ma opcji, żeby obyło się bez upadków, ale mało który upadek jest groźny. Zwłaszcza, jak człowiek już trochę poćwiczy upadanie. 🙂 Kluczem do sukcesu jest to, aby wybrać odpowiednią szkółkę i powiedzieć instruktorowi o swoich obawach oraz oczekiwaniach. Musisz mieć na uwadze, że im bezpieczniej się czujesz, tym de facto jazda będzie bezpieczniejsza. Konie wyczuwają nasz nastrój i jakąkolwiek obawę - czytają nas jak otwartą książkę. Dlatego im jesteś luźniejsza, bardziej zrelaksowana, pewna siebie, tym spokojniejszy jest koń, którego dosiadasz.

Nie martw się, gdy tylko nabierzesz więcej umiejętności, przyjdzie również pewność siebie. Zauważysz, że byle spłoszenie nie zachwieje Twojej równowagi, podczas potknięcia nie polecisz koniowi na szyję, a bryknięcie potraktujesz jak lądowanie po przeszkodzie. Przepisem na sukces, jak już mówiłam, jest dobra szkółka, gdzie nauczą Cię solidnych podstaw. 🙂

PS.: Jak nigdy (odpukać) z powodu koni nie stało mi się nic groźnego, tak jadąc na rowerze wybiłam zęby 😁
Mrowak, witaj 🙂
Ja miałam to szczęście jeździć od najmłodszych lat, dzieki mamie ktora rozumiala moja milosc do koni, wozila mnie do stajni, jezdzila ze mną na zawody
etc. Mama tez od dzieciństwa marzyla o jeździe, jednak przez wygodnictwo i zachowawcze podejscie obojga rodziców nie bylo jej dane - zaczęła jeździć dopiero gdy ja zrobiłam papiery instruktorskie. Co to ma do rzeczy? Ano to, ze dzieki temu widzę ze nie ma nic gorszego niż rozczarowanie i żal do rodziców o niezrealizowane przez nich marzenia. Jesli Twoje dziecko chce jeździć - niech jeździ, moze to będzie pasja na cale życie, moze nie, ale nauczy sie dzieki temu że nie tylko ma mamę, ktora je wspiera w rozwijaniu talentów, ale tez mamę ktora ma wlasne pasje i sama sie realizuje. To bardzo cenne lekcje 🙂
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
11 grudnia 2015 07:21
Mrowak ja zaczęłam po 30-tce, razem z moją córką. Jak wsiadałam to paraliżowała mnie obawa, że jak spadnę, to kto zajmie się dzieckiem. Wiesz co pomogło na paraliżujący strach, który hamował mój rozwój? Zmiana stajni na taką gdzie konie były bezpieczne, wyszkolone, spokojne i dały mi poczucie bezpieczeństwa. Dużo też starałam się przebywać w stajni: czyścić, karmić wyprowadzać na padok konia na którym miałam jeździć, bo oswajałam się z nim.
Kask, kamizelka i rozsądny instruktor, który nie przymusza do wykonania zadań na które nie czujesz się gotowa. Ja np jeździłam pół roku na lonży bo nie czułam się na siłach sama. Nikomu to nie przeszkadzało, w końcu sama dojrzałam.
Strach jest normalny, nie martw się, jeśli to lubisz to jeździj, choćby nawet całą lekcję stępem, jeśli czujesz się w tym chodzie bezpiecznie. W końcu przyjdzie moment, kiedy przełamiesz strach i dalej nauka pójdzie jak burza.
Mrowak, - witaj 🙂 Ja sama zaczełam jeździć jako nastolatka, ale moja mamuśka zaczęła nauke gdy miała prawie 40 lat. Kiedyś jako dziecko "jeździła" na kobyłce pradziadka, tj. nie spadała w stępie, a koń sam wiedział, gdzie iść 😉 I tak przez mojego ojca, a potem różne inne wymówki długo z tym się wstrzymywała, zaczęła jeździć kilka lat później niż ja. Podchodzi bardzo ostrożnie, bo ma problemy z kręgosłupem, upadek mógłby się skończyć źle, często rezygnuje z czegoś, gdy nie czuje się na siłach, ale jeździ. Jednak na spokojnym koniu, z rozsądnym instruktorem i kaskiem na głowie ryzyko poważnego urazu nie jest wielkie. Co do kamizelek opinie są różne - ja sama raz całowałam ziemie właśnie dzięki kamizelce, bo moja niestety mocno krępowała ruchy, więc jeśli się na nią zdecydujesz patrz na poziom zabezpieczeń i to, żeby móc się w niej swobodnie ruszać. Nie śpiesz się, nie decyduj na ćwiczenia, na które nie czujesz się gotowa. Ja jeździłam na lonży 3 miesiące codziennie 😉 Jako nastolatka. Też sie bałam, nawet bardzo, to było moje drugie podejście do jeździectwa, jednak dzięki wspaniałej i cierpliwej pani instruktor, oraz dzięki spokojnemu, pewnemu koniu udało mi się 🙂 Porozmawiaj z instruktorem o swoich lękach, moze poproś, żeby na jazdy dawał Ci przez jakiś czas tego samego konia? Choć jazda na różnych wierzchowcach również rozwija.
W ciągu jakichś 7 lat jazdy konnej zdarzyło mi się 7 upadków, z czego 4 na skokach, 2 przy zajazdce koni i jeden, bo się wyślizgnęłam przy "czterech stronach świata" z za małego siodła, wszystko skończyło się stłuceniami lub siniakami, niczym więcej. Moja pierwsza pani instruktor zawsze się śmiała, ze największy uraz u jej uczniów, to był złamany paluch, a miała już wtedy 20 letnią praktykę 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się