Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

pamirowa, chyba przede wszystkim musisz się psychicznie przestawić. Tak jak dziewczyny piszą, rozmowa z jakimś terapeutą jest dobrym pomysłem. W życiu czasem przydaje się pewna doza zdrowego egoizmu. Nie wiem jaki był powód Twojej wyprowadzki, ale rozumiem, że podjęłaś decyzję by się wyplątać z sytuacji, która Ci nie pasowała.

Mam koleżankę, którą zdradził mąż i która postanowiła od tego męża odejść. Miała równo 30 lat. I wtedy okazało się, że sama nie wiedziała, że wcześniej dusiła się w układzie który jej nie pasował. Weszła w ten układ wiele lat temu jako bardzo młoda osoba i dopasowała się do czegoś co w sumie nie dawało jej wiele szczęścia, tak że małżonek tym skokiem w bok jej w sumie prezent zrobił. Od razu zawodowo się odbiła, bo jak już przeszła do porządku dziennego nad tym co się stało - po prostu zaczęła się rozwijać.
pamirowa, współczuję, że Twój związek się wypalił. To oczywiste, że jest w Tobie żal, smutek i teraz cierpisz.
Ale! Daj spokój z tą 30-tką 😉 Toż to początek życia, jeszcze tyle lat przed Tobą. Masz LEDWO 30 lat 🙂
(powiedziała rocznikowa 35-latka, która nadal czuje się młodą kobietą, ba! czasem nawet młodą gówniarą 😉 )
Trzymaj się!
Jakoś tak mi w życiu wychodzi, że idzie prawo serii.  Albo człowiek jest w du...e ze wszystkim, albo pcha wózki w każdej dziedzinie.  U mnie 2016 był okropny,  tak że najchętniej wymazałabym z głowy.  w 2017 ciągnął za sobą jeszcze konsekwencje, ale ja zmieniłam podejście do pewnych spraw i mocno postawiłam na siebie. Odpukać na razie jest dobrze, odcinam kupony od swojej pracy i wreszcie mam czas i konia,  na którym mogę pojeździć tak jak chciałam. To daje energię do innych działań i jestem szczęśliwa w swoim życiu.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
18 lutego 2018 20:33
pamirowa, to się od dawna kroiło... Widać tak musiało być. Dasz radę. Ja zaczynałam od zera będąc ciut młodszą od Ciebie, dziś mam rodzinę i fajne życie.
.
pamirowa, trzymam kciuki. Czasem trzeba zamknąć jedne drzwi, żeby otworzyć inne. Żyje się raz i nie warto tkwić w kiepskiej sytuacji wyłącznie ze strachu przed tym, że może być gorzej. Zwykle jest dużo lepiej choć trzeba przebrnąć przez dużo ciężkich chwil. Nie każdy ma w sobie tyle odwagi, by wywrócić swoje życie do góry nogami i powalczyć o szczęście. Dlatego życzę powodzenia i wierze, że Ci się uda.
No i super! Jesteśmy młode babeczki! 🙂

Ale słuchaj!!!
Nigdy, przenigdy nie daj sobie wmówić, że z Tobą jest coś nie tak, że "narzekasz" "marudzisz" itd. Nie daj się wrzucić w ten współczesny medialny nacisk na bycie zawsze super ekstra zaje... optymistycznym! Stały optymizm nie istnieje. Każdy człowiek to zbiór emocji, każda historia to białe i czarne momenty. To jest normalne. To jest zdrowe. A nie ciągłe samozadowolenie.
😉
Poza tym na świecie istnieje jeszcze coś takiego jak podejście realistyczne. Realista widzi sytuację w kilku scenariuszach - tych huura optymistycznych, ale też rozpatruje co się może nie udać.
Mam jak Ty - nie piszę w internetach o tym co idzie do przodu swoim normalnym trybem. Za to mam potrzebę pogadać, skonsultować spojrzenie "a co jeśli", poszukać w rozmowach z ludźmi dodatkowej wiedzy czy wsparcia. I wiesz co? I coraz bardziej mam w d..., że mi jedna czy druga napisze o marudzeniu. Ludzie, którzy mnie znają nie tylko przez internet wiedzą jaka jestem, że analizowanie to jedna sprawa, a działanie do przodu to druga.
A co więcej! To, że analizuję różne scenariusze, że przewiduję niepowodzenia sprawia, że jestem bardzo dobra w tym czym się zajmuję zawodowo. Dzięki temu właśnie mogę skutecznie planować, organizować, monitorować projekty. To takie osoby,"pesymistyczni realiści" nie raz ratują tyłek optymistom, którzy tak są uniesieni "pozytywnym nastawieniem", że nie umieją dopilnować szczegółów. 😉

Ucz się mówić i pisać o dobrych stronach - oczywiście to się przydaje i podbija w górę. Ale nie dawaj sobie wmówić, że jesteś "maruda", bo piszesz, że Ci źle kiedy dopada Cię choroba, zła passa w pracy, problemy w relacjach albo po prostu jesteś zmęczona. I sama też tak nigdy o sobie nie myśl!

😀


Ascaia, oczywiście, że życie to sinusoida, ale jak ktoś przez kilka lat pisze tylko o tym jak mu źle to pachnie depresją. Jeśli to kwestia tego, że forum traktuje jak miejsce do wyżalenia się to ok, ale to wie Pamirowa.
Wiadomo, że każdego z nas dopada zmęczenie, zakręty w życiu itp, ale to trwa zwykle kilka tygodni, miesięcy a potem się człowiek jakoś ogarnia i warto o tym pamiętać. Dzięki temu łatwiej przetrwać kolejny dołek.
busch   Mad god's blessing.
19 lutego 2018 17:29
Ja też uważam że pesymizm/optymizm a dobre/złe samopoczucie to są nie do końca tak mocno powiązane ze sobą rzeczy, jak się czasami o nich mówi. Ja byłam i jestem hardkorowym pesymistą, często w nowych sytuacjach zaczynam od sformułowania wszystkich sposobów, na które coś może pójść źle. Czarne scenariusze to moja domena; mam cykliczne myśli o tym, że świat się niedługo skończy bo ... (globalne ocieplenie, zagłada zombie, cokolwiek), również w swoim prywatnym życiu mam skłonności do podobnego myślenia.

Mój pesymizm był ze mną kiedy jeszcze nie tak dawno temu byłam okropnie nieszczęśliwa i został ze mną teraz, kiedy ogólnie mam bardzo dobre samopoczucie na co dzień. Nawet z nihilizmu można czerpać poczucie (czarnego) humoru, czasem wystarczy tylko nieco dystansu do siebie i do świata. Dodatkowo ludzie mają prawo do złego samopoczucia po prostu dlatego, że im się dzieje źle w życiu - i to jest całkowicie naturalne.

Zupełnie innym zwierzem jest sytuacja, w której ktoś nie tylko jest pesymistą, lecz także jest często nieszczęśliwy i zwyczajnie potrzebuje pomocy psychoterapeuty, żeby pomóc sobie. Oczywiście z perspektywy internetowego obserwatora sprawa jest niemożliwa do prawidłowego zdiagnozowania. Natomiast wg mnie lepiej jest iść "bez potrzeby" na kilka sesji z psychoterapeutą, niż odmawiać sobie jego pomocy bo może jednak to nie dla mnie. Życie mamy tylko jedno i bez sensu jest się męczyć dla zasady ze swoimi niepotrzebnymi i zatruwającymi egzystencję schematami myślowymi. Tylko ze sobą samym musimy wytrzymać aż do śmierci, więc bez sensu dokładać sobie cierpień do tych już zadanych przez życie 😉
.
Jak to powiedziała Maria Czubaszek o sobie: Ja jestem pesymistką, ale pogodną.
I chyba moge sie i ja pod tym podpisac 🙂
bera7, odniosłam się przede wszystkim do tego, co napisała pamirowa,. Jak najbardziej się zgadzam z Twoją troską, że jeśli ktoś widzi już tylko te złe opcje, jeśli czarne spojrzenie przesłania mu codzienność, jeśli jego życie to stały strach to trzeba szukać pomocy i nie wstydzić się tego. :kwiatek: Tak samo jak napisała to również busch.

Tylko jak widzę "oj bo ja chyba tylko marudzę" to zapala mi się czerwona lampka. Sama dałam się w ubiegłym roku "zabić" tym tutaj na forum. Więc wolę przestrzec niż patrzeć jeśli ktoś by miał na skutek nurtu "huura zajeb... optymizmu" zacząć źle o sobie myśleć , bo śmie stwierdzić, że coś nie jest w jego życiu super.


pamirowa trzymam kciuki bardzo mocno. Nie jesteś ani marudą, ani malkontentką. Szerokie spojrzenie na różne sytuacje to nie zbrodnia. 🙂
Zaczynasz od nowa i masz świetny "pakiet startowy" - jesteś młoda, a masz już doświadczenie, masz do czego się odnieść by budować dla siebie lepszą przyszłość.
Żyj zgodnie ze sobą - to jest najważniejsze 🙂
Duzo nas tu takich, co zaczyna/zaczynalo od nowa, zwykle wlasnie po 30stce 🙂

Troche szkoda... a trochę to chyba taka zmiana pokoleniowa. Mamy odwage zawalczyć o własne szczęście 🙂
Mnie kiedyś ciotka powiedziała, że trzydzieści lat to taka cezura wieku, kiedy człowiek wreszcie wie, czego chce, a czego nie chce.
Różnica pokoleniowa polega na tym, że nasze pokolenie wiedząc to, patrzy, czy ma to, czego chce, i jeśli nie, to może aktywnie to zmieniać. Jej pokolenie w większości mogło tylko ciężko westchnąć, jeśli nie miało, bo już na zmiany było za późno.
pamirowa, trzymam kciuki. Na pocieszenie powiem, że ja odejścia od męża (aktualnie byłego) nie żałowałam ani przez pół minuty. Aktualnie jest mega zle finansowo, brak jednej pensji robi dziure w budżecie że hoho, ale jest... dobrze. Tylko, że ja pozbyłam się małżonka a zwierzyniec zachowałam, ale był w całości "mój"🙂 Będzie dobrze, tylko trochę musi się "przegryźć".
Ascaia, z doświadczenia życiowego napiszę, że trudno żyć z malkontentem. Serio. Mój małżonek często włączał tryb marudy i dołował tym siebie i mnie. Przy założeniu, że NIE UDA SIĘ człowiek nawet nie podejmuje walki o sukces.
"Z tego nic nie ma", "nie warto tego robić", "to się nie opłaca", "nic z tego nie będzie". Spróbujcie żyć i działać z takim "dopingiem". Trzeba wierzyć w siebie, stawiać sobie cele i fajnie też jeśli taką energię sprzedajemy naszym bliskim, bo razem łatwiej osiągać cele 🙂
Tak, tak, zgadzam się z Tobą. 🙂

O inne stronie medalu pisałam 😉 Nie każdy kto powie "kurde, źle mi dziś na świecie bo mi się nie udało" jest malkontentem. Nie każdy kto pisze "mam dylemat, bo widzę trzy rozwiązania - to ma takie zalety i wady, to takie zalety i wady, a w trzecie nie pójdę bo mi nie pasuje" to od razu narzeka. Nie każdy kto na głos analizuje "za i przeciw" jest marudą. 😉
Tylko tyle i aż tyle. 😉

Jednego "czepię się" w Twojej wypowiedzi - "trzeba wierzyć w siebie". No trzeba, tylko to nie zawsze jest takie łatwe. Walka z kompleksami to ciężka sprawa i nie zawsze wygrana, nie na stałe.
Ale zgodzę się z dalszą częścią tego zdania - trzeba się z życiem brać za bary, działać, próbować, szukać rozwiązań.

.
To ja chyba nie jestem malkontentką 😉 Bo mam czasem czarne myśli, ale właśnie nie na zasadzie "nie uda się", "nie opłaca się" za każdym razem. Nie wiem czy wierzę w siebie ale na pewno jestem uparta. (..) Bo ja marudze, ale biorę się później w garść i działam ostatecznie.(...) Ale wierzę, że się wygrzebie za jakiś czas...

Przybij piątkę! 😀
Ascaia, oczywiście, że nawet niepoprawny optymista czasem ma złe dni, gorszy humor i prawo do pomarudzenia. Dlatego jestem ostrożna, w przypinaniu komuś łatek. Natomiast odkąd pamiętam wpisy pamirowej zawsze były albo w tonie narzekania albo bił nich po prostu totalny brak wiary w siebie. Wg mnie warto nad sobą popracować, bo nutka optymizmu daje kopa do działania i ułatwia też życie ludziom wokół 🙂

Analiza za i przeciw dotyczy zarówno optymistów jak i pesymistów. Tylko głupiec nie analizuje tego co mu się opłaca 😉 Chyba nie znam osoby bez kompleksów, ja też mam całą masę. Ale staram się z jednej strony gdzieś te moje kompleksy minimalizować gdzie się da lub tak układać życie by mi nie dawały o sobie znać i nie dokuczały 😉 Np. jestem noga z językami, no tłumok ze mnie jeśli chodzi o przyswajalność. Bardzo się męczyłam w pracy z tym, bo jednak kontakty z ludźmi ze świata były nieodzowną częścią. Ile mogłam wspomagałam się słownikami, trochę douczałam w wolnych chwilach ale nadal nie czułam się komfortowo gdy zostawałam sam na sam w rozmowie z anglojęzycznym kontrahentem a on zadawał pytania, z których niewiele rozumiałam (kwestie celne, logistyczne itp). Na szczęście dziś języki obce nie są mi potrzebne, a mój ang do kupienia czegoś w sklepie internetowym wystarcza 😉

Natomiast bardziej chodzi mi o sprawy codzienne, które najczęściej da się poukładać i 90% sytuacji w życiu ma jakieś wyjście. Te 10% trzeba jakoś przetrwać i nie poddawać się.
Czyli ogólnie się zgadzamy ze sobą 😉
A szczegółowa ocena to już jest zależna od konkretnej osoby, konkretnej sytuacji. 😉

Skoro już się odzywam to poproszę o kciuki, bo wirus próbuje mnie rozłożyć, a to zdecydowanie mi nie pasuje. Trzymam się wersji, że wychorowałam swoje w roku ubiegłym na co najmniej dwa-trzy kolejne lata! I już!!!

Jak nie raz wspominałam, wyniosłam się na wieś, na totalne zadupie, bo zawsze tak chciałam. Może nie do końca jest różowo i cudownie, ale miejsce znalazłam (wydawałoby się) super. Cisza, spokój, ponad 2 km od szosy, blisko rezerwaty i park narodowy więc myśleliśmy, że będzie "zawsze" miło, cicho, spokojnie i bezpiecznie...
Taaa, jasne. Mogłam pamiętać, że jak ja podejmę jakąś "sensowną" decyzję to prędzej czy później (raczej prędzej) wynikną nieprzewidziane okoliczności...
No i właśnie wraca temat budowy po sąsiedzku... kopalni węgla  😵
Dosłownie kilka km ode mnie. Jakie tego będą skutki to nawet mi się gadać nie chce...
Swoją drogą wszystkie pomysły jak oprotestować/zablokować mile widziane. Albo przekierowanie w jakim wątku pytać. Właśnie wróciłam ze spotkania przeciwników - jest nas dosłownie garstka, inni albo mają to gdzieś, albo węszą korzyści albo totalnie nie mają pojęcia czym to grozi.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
21 lutego 2018 08:47
SzalonaBibi, a naswietlisz w kilku zdaniach jakie sa zagrozenia? Bo niby intuicyjnie cos przychodzi do glowy, ale temat masz pewnie obadany. Moze wtedy latwiej bedzie cos poradzic.

pamirowa, tak zupelnie szczerze od lat(!) sie zastabawialam czy starczy Ci sil i zaparcia, zeby zrobic zdecydowany krok. Trzymam kciuki za rychle 'teraz czuje, ze wreszcie zyje' :-)

Melduje, ze jednak jeszcze mul. Logistyka mi siada. Mozg dymi od kombinowania jak wyjsc z impasu. I kurcze nic do przodu. Ani kroczek.
szafirowa, akurat Twoja sytuacja jest mocno niezależna od Twoich działań. Chyba pozostaje czekać aż się coś wyklaruje samo.
A ja widziałam fajnego mema i tego się trzymam: "jeśli twoje problemy mogą rozwiązać słodycze, alkohol, narkotyki albo morderstwo, to nie masz żadnych problemów" 🙂 SzalonaBibiale Twoje gospodarstwo będzie na Terenie Górniczym czy poza? Kto ma koncesje na tym terenie?
BASZNIA   mleczna i deserowa
21 lutego 2018 09:56
SzalonaBibi, zalezy na jakim etapie jest budowa i jej papierologia.
Na pocieche powiem, ze garstka zablokowala budowe fermy norek u nas, na etapie takim, ze wprost wszyscy mowili, ze sie juz nie da 😉.
SzalonaBibi jakich boisz się skutków?
jaka to ma być kopalnia? Odkrywkowa/głębinowa? I co mają wydobywać? - od tego zależy uciążliwość  😉 Nie wiem skąd jesteś ale "Wschodni Koniec Świata." kojarzy mi się z Lubelszczyzną, jeśli tak to zobacz jak zagospodarowana jest Bogdanka i jej okolice. Hałdy i wyrobiska się rekultywuje (i to wg ściśle określonego planu i przepisów), sama kopalnia to praca dla ludzi i wpływy do gminy - ja bym tej inwestycji tak nie demonizowała  😉
Wiem, że tutaj za stwierdzenie "mam pecha" to można tylko oberwać i pewnie zaraz usłyszę coś o narzekaniu.
Ale co mi tam - napiszę swoje. 😉

Mam pecha. Tak po prostu - sploty nieszczęśliwych okoliczności czepiają się mnie jak rzep.
I tradycją jest, że jak się czymś pochwalę, jak pomyślę "trwaj chwilo" albo "teraz to będą fajne dni" to coś się spie..rzy.
Popuchłam publicznie z dumy za pokaz na Cava to mam 😉
Idąc na szkolenie nieco się poślizgnęłam, noga mi uciekła w bok. Poszedł "prąd" po nodze, coś lekko trzasnęło, zabolało, ale... po głębokim oddechu stwierdziłam, że jest ok. Poszłam dalej. Tylko, że  w trakcie noga zaczęła drętwieć i puchnąć.
No i teraz już jestem w domciu z tym moim skręconym kolanem i podejrzeniem zerwania (?!) więzadła pobocznego piszczelowego. Na razie mam łuskę gipsową, jutro mam wrócić na RTG i będzie decyzja czy zostaje tak czy dostaję pełny gips na kilka tygodni...
Dołóżcie do tego, że mieszkam sama z psem...
Jeeeeea!

Humor mam przedni, ten pech mnie już zwyczajnie bawi, bo co mam innego zrobić...
Ascaia
Witaj w klubie, moje zycie wlasnie tak zawsze wyglada. Ogolnie przestalam juz nawet mowic o pozytywnych rzeczach, bo sie boje ze zaraz sie cos spieprzy, wiec zazwyczaj mowie tylko o negatywnych 😉
Ja sie ostatnio cieszylam z paru rzeczy i wydawalo mi sie ze jest fajnie, to auto zdechlo... dzis zaplacilam za nie 2,5tys euro odbierajac od mechanika.
No to z Ciebie kolejna malkontentka do kolekcji 😉 😉 😉

Uparcie będę jednak twierdzić, że ten rok jest i będzie lepszy od 2017!
Przynajmniej przeziębienie mi przechodzi, bo nałykałam się Neosine. 😉 Nie powtórzę 3 miesięcy anginy. 😉

Na razie trzymam się myśli, że jutro będzie lepiej, opuchlizna zejdzie, RTG wyjdzie bez zarzutów i dwa tygodnie luzu wystarczą.
Ech... po Cavaliadzie zawsze nabiera się takiej energii do pracy z końmi. I znowu to poczułam. I czułam, że to wreszcie czas by zakończyć tę cholerną przerwę jeździecką... No to jednak potrwa jeszcze nieco dłużej... Ech, życie...
A! I od dzisiaj miałam wrócić do ćwiczeń, nawet sobie przygotowałam ciuchy sportowe na "po pracy".  🤣 🤣 🤣
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się