Co mnie wkurza w jeździectwie?

BUCK   buttermilk buckskin
13 lipca 2023 09:44
tak bardziej o tym bezkrytycznym ufaniu weterynarzom, mój konio był diagnozowany przez 3 różnych i ich diagnozy były "kulą w płot" i takie trochę "odczep się" bo przecież to nie koń sportowy, więc te wszystkie objawy traktowano jako "klinicznie nieistotne" (nie mam zawodu medycznego, ale upór w analizie) zatem ten mój upór w dociekaniu bo nie chcę mieć konia "który tak ma" dał efekt w postaci MOJEJ diagnozy bazującej na amerykańskim weterynaryjnym piśmiennictwie, sama również sprawdziłam w piśmiennictwie medycyny ludzkiej i wedle tego zaczęłam konia suplementować i patrzcie koniowi objawy znikły !! zatem można, a czasem jak widać trzeba
BUCK, ignorowanie objawów u koni zimnokrwistych, ślązaków i kucyków to jest patologia, która zdecydowanie zbyt często ma miejsce..
Sytuacji nawet nie komentuję, dzizas.
Żeby leczenie koni było takie proste!
Ja naprawdę życzę absolutnie wszystkim właścicielom koni, żeby mieli same "zawsze & wszędzie wyleczalne" i niespecyficzne przypadki.

tunrida, Sorki, że tak zupełnie od czapy, pewnie już tą opcję sprawdziłaś, ale może jakiś trop - badaliście tarczycę...?

BUCK, O, proszę. Brawo dla Ciebie za upór i zaangażowanie!
Tak. Hormony tarczycy ok.
Spróbuję jeszcze z kimś innym skonsultować nasz przypadek. Może inny konsultant będzie bardziej przydatny, niż ten którego miałam. Jeśli ktoś ma NAPRAWDĘ mądrą osobę w temacie cuschniga i towarzyszącej cukrzycy (nie insulinooporności) to chętnie skorzystam z namiaru.
A mnie wkurza, że jak nie urok to sraczka. Kilka dni pod rząd bez jakiś końskich problemów, większych bądź mniejszych to max. Jak nie noga spuchnięta, to glut z nosa, to ropa z oka to kolka, to coś rozciętego albo coś innego. Dzień bez niespodzianki jest cudem. Więcej certolenia się z tymi końmi niż z dzieckiem.
Powiem tak… napisałam co mnie wkurza tak jak masa osób tutaj pisała o tym, co je w świecie końskim wkurza. Nie podałam personalnie o kogo chodzi i nawet nie miałam zamiaru. Nie mówię tylko o jednym przypadku, znam i historie o ludziach posiadających konie które maja ochwat i wierzą weterynarzowi, że można je puszczać na trawe, bo jest „wygryziona”, a taka nie szkodzi i to mnie wkurza. Wkurza mnie też to, że są osoby które nie stosują się do zaleceń i robią po swojemu przez co zwierze albo się nie leczy albo choruje.
Z lekami mam lekko odmienne zdanie, moim zdaniem dodawanie zwierzęciu leków w trakcie leczenia innymi powinno być zawsze za zgoda weta- może ja żyje w innym świecie i nie jestem lekarzem. Tak samo zmiana dawki czy odstawienie- tu kolejna sytuacja mnie dziwi, wkurza i nawet lekko smuci- koń w ochwacie, gruby, postawiony na metforminie na podstawie badań…. A właściciel z dnia na dzień jakoś po 2 tygodniach odstawia leki bo JEGO zdaniem nie działają. I ok, można mieć wątpliwości, można nie wierzyć weterynarzowi ale no moim zdaniem takie rzeczy robi się po badaniu i konsultacji, bo takich leków zwykle nie odstawia się ot tak z dnia na dzień (mówię zwykle, bo nie wiem jak jest w każdym przypadku- u nas tak było i weterynarz zwracał na to uwagę). I nie nie, nie mówię tu o tunrida żeby nie było


tunrida, polecanym internista jest dr Biazik ale podejrzewam że już z nią rozmawiałaś ?
Gillian   four letter word
13 lipca 2023 12:46
Tunrida robisz oznaczenie insuliny w ludzkim labie czy zwierzakowym?
Nie rozmawiałam. Miałam inne namiary. Spróbuję się dobić. Dziękuję!!!
BUCK   buttermilk buckskin
13 lipca 2023 12:58
Na uniwersytecie przyrodniczym we Wrocławiu jest teraz program badawczy nad końmi z ems. Głównie chyba chodzi o insulinooporność, tak czy inaczej warto tam zasięgnąć języka.
No właśnie mój ma insulinę poniżej normy. Dzięki za tabelkę!!!! Dziwne normy jakieś ale ważny stosunek do tego na czczo. Poradzimy sobie. Dziękuję
Tyle że mój koń w cischnigu MA cukrzycę, jak to w cuschingu! Na tym polega cuschnig że powoduje cukrzycę.
Pytanie dlaczego mój koń ma insulinę poniżej normy na czczo? I drugie pytanie-czy włączać siofor? Dorobię mu glukozę i insulinę po posiłku ale jak dotychczas to wygląda że mój koń nie ma insulinoopornośvi tylko cukrzycę z niedoboru insuliny!
Czy włączać siofor? Jedni weci mówią że NIE. Inni że "być może" ale potrzebna krzywa po obciążeniu. Inni zey"daje się tylko grubym kucykom z insulinoopornością ". Lekarz ludzki uważa że "tak". Ja uważam że "tak".
Przydałby mi się wet który też powie po prostu 'tak" a nie być może, można rozważyć,
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
13 lipca 2023 13:45
tunrida, a może skonsultować to z wetem psio-kocim nawet, ale specjalizującym się w cukrzycy? 🙂
tunrida, badałam w zeszłym roku swojego i wyszła insulina (nie na czczo) 6,09 przy normie od 8. Wetka powiedziała, że to bardzo prawidłowy wynik i wszystko jest w porządku.
Zasady cukrzycy każdy organizm będzie miał takie same. Więc lekarz ludzki też mi to określi. Tyle że nie daje się wszystkich ludzkich leków koniom. Wiem że siofor się daje i leczenie tym jestem w stanie ogarnąć.
Słyszałam jednak też od wetów końskich, że 'akurat siofor słabo działa i są inne leki ".
Dlatego jeszcze nie dałam tylko drążę temat.
Przydałby mi się wet od końskiej cukrzycy, niekoniecznie insulinooporności.
Dziękuję wszystkim za próby pomocy. 🌹🌹
Będę drążyć temat.

My MAMY poniżej 2 czyli rozumiem że poza skalą mierzalną. Zobaczę jaka będzie po jedzeniu. Dzięki!!!!
Dżizas, jak zaczynałam jeździć to koniarze sami ogarniali wiele rzeczy, bo wetów było mało, czasem ciężko dostępni. Wystarczyła wiedza, dociekliwość, determinacja.
Nie wróciłabym do tamtych czasów, bo wcale nie było fajnie. No nie, teraz jest lepiej, łatwiej, więc wielu rzeczy nie trzeba wiedzieć, umieć. Kiedyś absurdem był np. przyjazd weta do podania zastrzyku z serii, teraz to raczej normalne i wiele osób nie chce samemu dźgać. Natomiast nie dziwi mnie, jak ktoś sam, czy tylko z konsultacją, decyduje się na podawanie leku, bo czasem to na prawdę jest proste. Tylko strasznie brzmi dla osób, które takiej wiedzy nie mają i przywykły do wszystkiego wołać weta, które nigdy nie musiały, nie potrzebowały jej nabyć.
Nadal są mało dostępni. Ja mam w najbliższej okolicy tylko 2 wetki, z czego tylko 1 ufam na tyle, że mogę ją wezwać. Ma do mnie ok 60 km i na jej pilny przyjazd czekałam 7 dni. Bo obrabia wszystkie okoliczne stajnie. Poza tymi 2 NIE MA NIKOGO!
Najbliżsi weci to Warszawa. Jadą do mnie 120 km. I na wetkę z Warszawy pilną czekałam 10 dni!! Teraz przyjeżdża do nas co 2 tygodnie, bo tak ma kursy po okolicy. NIE MA OPCJI żeby rzuciła swój grafik, wywaliła wszystkich z danego dnia i przyjechała do mnie. Przyjedzie!!! Ale za 2 tygodnie!
Zazdroszczę ludziom mieszkającym przy dużych miastach, przy zwierzęcych laboratoriach, przy końskich klinikach itd itp.
Mieszkając na zadupiu, na starcie już masz przejebane.

Koń całe życie był zdrowy, więc nawet nie wiedziałam że to aż taki problem
tunrida, - oj nie tak, jak jeszcze te 10/15 lat temu, albo przynajmniej na zachodzie jest odczuwalnie lepiej, może nie idealnie, ale zdecydowanie lepiej 😅 Obecnie we Wrocku to w ogóle mam jakby luksusowo. Natomiast doskonale znam sytuacje, o której piszesz. I dlatego w ogóle mnie nie dziwi pewna samodzielność. Dla nas nasz koń jest najważniejszy na świecie, wet ma ich X pod opieką i nie da rady być u wszystkich na raz.

Przy czym należy odróżnić szamanizm i leczenie konia apapem, od po prostu wiedzy i umiejętności, do których niekoniecznie potrzebny jest od razu dyplom skończonych studiów weterynaryjnych.
keirashara, tunrida ja mam do dużego miasta 40km i o ile w razie lipy wet na cito jest tego samego dnia o tyle takich luksusow żeby był do każdej pierdoły typu zastrzyk to nie ma. Dużo ogarniam na telefonie z wetem bo muszę, pierdoły typu konika ugryzła pszczoła w puzdro i nie może się wysikać bo tak spuchł ogarniam sama, to jest jeden zastrzyk i zimną woda z myjki. Oczywiście nikt nie jest nieomylny i w ciągu dwóch miesięcy dwa razy od*ebalam panikę która się okazała nieuzasadniona 😂
Zazdroszczę. Mój koń okulał pewnego dnia na prawy przód. I odciążał tył. Do tego jakiś taki pocharatany na skórze. Stwierdziłam że pobił się z kimś na padoku. Ok. Ponieważ nie przechodziło przez 2 dni, zaczęłam szukać weta. Nasz okoliczny, najszybciej za 7 dni. Myślę se, no trudno ok. Ale że do konia podchodzę na poważnie, to od razu zaczęłam też szukać dużo lepszego weta z Warszawy. Znalazłam, polecanego, dobrego. On mógł być za 10 dni. No ok. Koń tylko kulawy, pewno kontuzja. Poczekamy.
Po ok 4-5 dniach czekania zaczęło się pogarszać. Widzę że go boli coraz mocniej. I nagle - wyraźne pogorszenie takie, że widzę że to nie tylko kontuzja! Koń Die kładzie, buja ciałem, odciąża tył. Chodzi jakby miał połamany kręgosłup. Ludzie oglądający filmiki twierdzą - przestawiony kręgosłup, miednica, coś z zadem! Borelioza!!! Chuj go wie co, ale coś bardzo złego. Nie wygląda to na zwykłą kontuzję. Dla mnie, to on w pewnym momencie wyglądał jakby chciał zdychać za kilka godzin.
Pechowo jest to niedziela po południu.
Obdzwoniłam wszystkich wetów w obrębie koła, robiąc coraz większy zasięg. Dobra koleżanka z Warszawy podsyłała mi numery wetów z Warszawy, mówiąc żebym od razu powoływała się na nią. Tak robiłam. Mało tego. Zaczynałam rozmowę od tekstu że ja wiem że jest niedziela wieczór ale błagam żeby ktoś przyjechał, płacę tylę ile pan sobie zażyczy, bo wiem że jest niedziela wieczór. Cena nie gra roli, aby tylko przyjechał. Nie chciał przejechać nikt!!! Po prostu nikt!!!! Jedynym wyjściem byłoby szukanie kogoś kto na przyczepę i próbowanie wpychać konia nie wchodzącego do przyczepy i jazda do kliniki w ciemno. I byłam w stanie to zrobić, choć nie mam pojęcia JAK bym wepchała konia w tym stanie.
Koleżanka mnie uspokajała, kazała pożyczyć skądś leki przeciwbólowe (pożyczyłam od ludzi z innych stajni, bo u nas w stajni nie ma takich leków. Ja mało kogo znam z koniarzy,bo się nie integruję z ludźmi) Zaczęłam mu siłą dawać przeciwbólowe i jon przestał wyglądać jakby chciał zdechnąć za 3 godziny.
Chodzi mi o to że już wiem, że w razie awarii, kolki, może być tak, że mimo że cena nie gra żadnej roli, zostanę x problemem sama.
I ja radzę ludziom, którzy tak jak ja, całe życie mieli zdrowego konia, nie interesowali się jak wygląda wzywanie wetów, nie mają swojego weta ugadanego, albo mają jednego, , żeby trzymali w stajni podstawowe leki przeciwbólowe, jakieś sterydy, strzykawki itd Pewno część tak robi, ale jest z pewnością część osób, którym się wydaje że "zawołają lekarza jakby co". Hahahaha.....(to śmiech szyderczy jest)
A druga moja porada, nauczyć konia wchodzić do przyczepy. Tak jak uczysz podawać nogi, tak nauczyć wchodzić do przyczepy. Zawsze miałam to gdzieś z tyłu głowy, ale nigdy nie miałam dojścia do przyczepy. Trzeba by ją specjalnie ściągać. Dziś wiem, że gdybym miała mieć jeszcze jednego konia kiedyś, pożyczyłabym przyczepkę i co jakiś czas ładowała do niej konia.
JustKaro   Kiedyś Windziakowa :)
14 lipca 2023 08:46
U Nas jest niesamowita bieda z wetami. W najbliższej okolicy jest jedna osoba, której niestety konia do czegoś więcej niż zastrzyk bym nie powierzyła. reszta dojeżdża z Trójmiasta, Poznania. Ale wiadomo, ze nie codziennie i nie zawsze… jak moja Cela dostała swojej ostatniej kolki, to do wybrania mieliśmy klinikę (bo żadnego weta nie dało się ściągnąć…), albo czekać aż padnie w domu. Mimo tego, że leki są na stanie właśnie dla takich sytuacji i od razu je dostała - gdyby nawet ich nie było, to by padła w cierpieniu na terenie stajni…
tunrida, mój koń kiedyś sobie rozorał szyję, centralnie wzdłuż tchawicy, dało się pół dłoni dorosłego faceta włożyć, palcami do środka, tak głęboka rana… nie chciał przyjechać nikt. Do dziś jestem ogromnie wdzięczna jednej wetce, która późnym wieczorem przyjechała go szyć będąc kilkanaście dni po porodzie! Wyszły 3 warstwy szwów, łącznie 63 szwy. Nikt nie chciał przyjechać, gdyby nie ona to bym sobie mogła konia z czasem uśpić jakby weszło koszmarne zakażenie. I teraz punkt kulminacyjny - miejscowość.. Gdańsk.. wydawać by się mogło, że spore miasto..
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
14 lipca 2023 09:13
U mnie jest podobnie, każdy ma daleko. Kilka razy miałam sytuację podbramkową i dupa. Szczęśliwie mam w miejscowości 10 km dalej weta od krów i świń, który jest naszym "rodzinnym" do chłopaków po prostu. Choć on też nie zawsze może dojechać. Najczęściej sytuacje typu gorączka ponad 40 stopni to sama ogarniam, na telefon tylko i leki podaję sama. Jak trzeba cos konkretniejszego zrobić, to niestety trzeba się naczekać aż ktoś z Trójmiasta dojedzie.
Dlatego, między innymi, trzymam się zębami i pazurami mojej stajni, bo wiem, że wszystko, co się da zrobić bez weta, zostanie ogarnięte od razu. A weci wiedzą, że jak dzwoni właścicielka o dziwnej porze, to naprawdę jest powód, żeby odebrać. Inna sprawa, że w Krakowie wetów końskich jest w tej chwili całkiem sporo.
galopada_   małoPolskie ;)
14 lipca 2023 10:03
Ja za to mam historię sprzed paru lat dotyczącą wetów kotkowo-psich. Kot na moich oczach wpakował się pod kopyta mojego konia, widziałam tylko, że nie stanął mu na głowie bo akurat ją widziałam. Koń się wystraszy, mnie miotnęło w bok a podeptane kot w panice nawiał. Nie wiedziałam czy zdeptana noga, kręgosłup, miednica. Ale pod kopytem był. Cała noc poszukiwań, następnego dnia rano kot na trzech nogach przyszedł pod drzwi z tym co zostało po zadniej nodze - totalne oskórowana, na wierzchu kości i ścięgna od wysokości połowy uda. Kota w transporter, objeżdżałam 7 (SIEDEM) gabinetów w obrębie 50km (dwa miasta powiatowe) - nie pomógł nikt. Sezon urlopowy, albo zamknięte na trzy spusty albo na stanie stażyści z większym przerażeniem w oczach niż u mnie z czego jedna zaproponowała po telefonicznej konsultacji z szefem ze da antybiotyk i kota przyjmie doucz kliniki w celu leczenia wieloetapowego (wielomiesięcznego) z przeszczepami skory (wtf, skóry tam NIE BYŁO zupełnie). Ostatecznie pomogła wetka „wiejska” z maleńkim gabinecikiem 40km w drugą stronę od mojego miejsca zamieszkania. Szybka amputacja i kot po 24h kicał na trzech nogach.

Co do końskich wetow to u nas tez mamy problem naszym zadupiu. Mój koń ledwo dychający na sterydach - leki podaje sama, proste domięśniowe nauczyli się robić moi niemedyczni rodzice. Leki mam od weta kociego-psiego albo pisze sama ludzkie recepty. Przy zaostrzeniu wymagającym dodatkowej dawki/podania leku dożylnie nie byłoby szans na dojazd weta. Wiejski „krówki-świńsko-koński” już pare lat temu ogłosił, ze tego konia lepiej od razu na mięso póki ma masę. Podziękowałam raz na zawsze.
A jeśli chodzi o konskie przypadki beznadziejne medycznie jak wyżej opisany to nawet ja w desperacji posunęłam się do szurskich metod. Nie pomogło, ale jak już się wykorzystało chyba a wszystkie możliwe opcje konwencjonalne to ciężko nie spróbować 😐
Mieszkam w dużym moście i co? I koń zachorował koło godziny 20-21 i żaden z wetów (obdzwonilam chyba z 7 czy 10) nie raczył wykazać nawet odrobiny zainteresowania przyjazdem… na szczęście jestem lekarzem i mam znajomą wet od małych zwierząt i udało się samemu poradzić. Dla jasności ostre objawy kolkopodobne, koń leżący, spocony, skręcający się z bólu. Teraz jak widzę te akcje „weterynarz też człowiek” czy tym podobne to szczerze mi niedobrze. Dla mnie to tak jak by mi lekarz pediatra prosto w twarz powiedział że nie przyjedzie do dziecka w ciężkim stanie bo mu się nie chce. Mi osobiście się takie coś nie mieści w głowie, ale jak widać dla wetow to zupełnie normalna sprawa.
Ja rok temu szukałam weterynarza, który pomoże odejść na drugi świat 36 letniej klaczy. Nie potrafiła już wstać, była w agonii i mocno cierpiała. Po prostu się dusiła. Obdzwoniłam wszystkich weterynarzy na Śląsku i żaden nie przyjechał. Wymówki typu „nie mam licencji” albo „sam zdechnie”. W końcu przyjechał weterynarz od owiec i przy nas sprawdzał dawkę śmiertelną dla konia… powiedział że jest w szoku że żaden koński wet nie przyjechał nawet by to zwierze zobaczyć i powiedzieć jak ewentualnie zmniejszyć ból.
desire   Druhu nieoceniony...
14 lipca 2023 11:23
A miejcie (tfu, tfu) objawy herpesa .... 150 telefonow wykonanych do wetow z całej Polski południowej (nawet tych krowich co słyszałam, że czasem coś przy koniach porobią), już mówiłam że płace jak za prezydenta (😅 ), a przyjechać mógł jeden z trasy dopiero nad ranem (mogło być już za późno, ale i tak byłam mu wdzięczna za chęć pomocy), reszta jak usłyszała jakie są objawy to po prostu odmawiala... i potem jeden z pensjonariuszy polecił mi cudowna panią Doktor, która jak usłyszała co się dzieje powiedziała, że kończy ostatniego pacjenta i będzie do godziny - jeden, jedyny wet, ocaliła mi konia, współpracujemy do dziś i wiem, że jak jest w pobliżu a (tfu, tfu) znowu by się działo coś tragicznego to mnie nie zostawi..
Błagam, mieszkam w wielkim mieście na dodatek kolebce weterynarzy. Kiedyś, gdy mój koń dostał koszmarnej flegmony to obdzwoniłam wszystkich wetów z okolicy dalszej i bliższej. Nawet ci, którzy do stajni mieli 10 minut odmówili jak usłyszeli o co chodzi. Szczytem była jedną osoba, która twierdziła, że już wsiada w auto ale jak dopytała o stan konia to jednak się okazało, że nie może...Jedyną osobą, która pomogła była dr Biazik która przysłała asystentkę i na telefonie instruowała ją co robić. A potem jak skończyła operacje to wieczorem wsiadła w auto i przyjechała konia skontrolować. Ona jedna jedyna. Ja rozumiem, że kosmiczna flegmona (wznowa) to nic fajnego do leczenia ale na litość... A ostatnio koń z dnia na dzień coś zrobił sobie w oko. Oko zamknięte i zaropiałe. To jest oko, to czekać nie może, szczególnie że stajenne szybkie sposoby nie działają... Obdzwonionych 5 vetow. No mogą za tydzień... Ja jestem osobą płacącą od razu i nie dyskutującą o cenie - właśnie dlatego, żeby nikt mi się nigdy nie zastanawiał czy warto przyjechać. Konie grzeczne i współpracujące. Ja dopasowująca się do każdej pory dnia i nocy byleby tylko ktoś przyjechał. I tak jest problem w dużym mieście. I nie mówię o top wecie specjaliście tylko o takiej nagłej pomocy w razie 'w". Na szczęście pojawiają się światełka w tunelu czasem i właśnie trafiłam na osobę, na którą myślę mogę liczyć w nagłych sytuacjach i koń zostanie pod jej opieką.
No to mnie pocieszyłaś i mi od razu lepiej 😎😎👿
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się