Sprawy sercowe...

To nie jest analityczny umysł, tylko klasyczny overthinking, który wcale nie jest dobry 😅
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
09 czerwca 2024 01:17
Sonika, żadna tam deklaracja, po prostu nie cisnęło mnie na wyjazd, a on trzymał swoje karty otwarte. "Chcę spróbować" a "muszę" to są inne w ogóle tematy. Jakbym była przyparta do muru to jasne, pewnie że bym siebie postawiła na pierwszym miejscu bo ja wychodzę z założenia że związek jest dodatkiem do mojego życia a nie jego sensem. Trafiłam na osobę która myśli tak samo i wyszło, dlatego uważam że jak ktoś chce bardzo to sprawi że związek czy znajomość zadziala i tyle. I to nie musi być deklaracja "bądź moja dziewczyną/chłopakiem". Po prostu "chce spróbować z tą osobą" żeby coś wyszło. Jak ktoś takiej chęci nawet nie ma to dla mnie to jest skreślenie bo jeśli tej osobie się nie chce to komu ma się chcieć?
Dziękuję.
Może i overthinking ale ten overthinking nie raz mi życie i tyłek też uratował więc nie jest to zawsze złe.
Sonika, a ja wierzę w to, że jest odpowiednia osoba w nieodpowiednim czasie. Raczej każdy racjonalny człowiek wybierze te przysłowiowe studia niż znajomość od kilku tygodni. Ale jeśli ktoś nas zafascynował, wzbudził silne uczucia to myślę że się będzie tą osobę przez kilka lat pamiętać i odezwie się przy pierwszej możliwej okazji. Co w tym złego? Co więcej, myślę że spotkanie się po latach, z jakimś bagażem doświadczeń raczej wychodzi na plus, bo ludzie są bardziej dojrzali i mogą zbudować bardziej jakościowa relacje. Nawet nie romantyczną.
Ja nie wierze w brak kontaktu w dzisiejszym świecie. No sorry, ale nie. Mamy telefony, mamy internet, mamy pociągi, mamy tanie loty, jak się chce, to kontakt jest.

Mam przyjaciół z innych miast, jeździmy do siebie czasem i przez pół Polski, miałam kontakt jak przyjaciółka wylądowałam na rok w Londynie, miałam kontakt z ludźmi w wojsku. Jasna cholera, kiedyś kumpel po całej nocce za barem wpadł do mnie z kawą z maczka o 5 rano po pracy, bo tylko tak mogliśmy się zobaczyć. Zwykły kumpel, żadne głębsze uczucia. To jak ktoś jest tak zafascynowany i jednak coś się tam dzieje, a nie może zdobyć się na więcej niż barem minimum to... no słabo to wróży na przyszłość jak dla mnie.
Jak komuś zależy, to ten kontakt utrzyma. Kurna, ludzie kiedyś do siebie listy pisali, które szły tygodniami, a tu jest problem poklikać w telefon, zadzwonić? A takie, teraz znikam, bo mam ważniejsze rzeczy, ale może za trzy lata sobie przypomnę to dla mnie oznaka, że jednak komuś średnio na tej znajomości zależy.
obydwie macie rację myślę keirashara, i Ollala,
Bo świat nie jest czarno- biały.
Ktoś odchodząc bo studia bierze na klatę że nawet jak wróci za 3 lata to prawdopodobnie nie będzie co zbierać bo szansę że ta druga osoba będzie wolna i zainteresowana no są małe. Jakieś są, pewnie. A też nikt normalny nie poprosi tej drugiej osoby- zaczekaj, wrócę za 3 lata 😂
Nawet zdrady ludzie wybaczają i wracają do siebie. A to mi się wydaje jakieś kompletnie nie pojęte 🤷
Sonika, - a mi się wydaje pojęte. To znaczy nie miałabym kompletnie problemu ze zdradą fizyczną, gorzej z emocjonalną. Ba, o takiej przypadkowej zdradzie w stylu "chwili słabości" to wolałabym nawet nie wiedzieć.
Dlaczego? Moja perspektywa jest taka, że jestem 8 lat w super związku, takim, w którym po prostu uwielbiam naszą codzienność. Nie przekreśliłabym tego wszystkiego przez to, że doszło do jakiegoś aktu fizycznego. Wolałabym nie wiedzieć, żeby nie musieć o tym myśleć i radzić sobie z tym. Bo z tym przyznaniem się do zdrady jest trochę tak, że "ja się przyznaje, a Ty sobie coś z tym zrób". No nie, niech sobie sam bałagan sprząta jak narobił, nie mi zrzuca to na głowę.
Co innego, gdyby moje potrzeby zostały zignorowane w imię innej osoby lub na tą inną osobę byłby ustawiony jakiś priorytet emocjonalny. W sensie nie tylko jakieś przypadkowe bzykanko, takie czysto fizyczne, a zaangażowanie się w relacje z inną osobą również emocjonalnie. To już co innego, tu byłby problem.
U mnie generalnie emocje i fizyczność są mocno rozdzielone, od zawsze, stąd poniekąd to podejście. W życiu zdarzyło mi się być w układach fwb, mieć ons i wiem, jak mało to dla mnie znaczyło. Ot, zaspokojenie fizycznej potrzeby. Kompletnie nie do porównania z zaangażowaniem w związku.
Pewnie, jak dla kogoś nie istnieje seks bez uczuć to dużo ciężej jest to pojąć i zrozumieć 😅 bo od razu zakłada właśnie jakiś angaż emocjonalny.
keirashara, no ja uważam jak Sonika, świat nie jest czarno biały. Można czuć wzajemna chemię, ale być w takim miejscu w życiu, że żadnego związku z tego nie będzie. I no nie wiem, jakby ktoś tak próbował ciągnąć kontakt byle jaki (pisanie wiadomości, spotykanie się raz na miesiąc) z którego nic nie będzie oprócz robienia sobie nadziei to kazałbym mu spadać na drzewo i d*py nie zawracać 😀 lepiej to zakończyć, niż żyć w takim głupim układzie gdzie każde spotkanie bedzie ważyło na tym, na ile tej osobie na nas zależy bo przecież moze sie odezwać, może przyjechać jeśli bardzo, bardzo chce. A życie to życie, nawet największa namiętność może nie wytrzymać tego, że ktoś ma np. 3000 km i inna strefę czasową do pokonania i po prostu nie ma siły. I ja rozumiem, że ludzie którzy rezygnują z takiej relacji mogą się szczęśliwie zejść po latach, w innych okolicznościach.
A może to zależy od etapu życiowego na jakim się aktualnie ludzie znajdują? Bo pytanie czy ten związek jest wtedy gdy już szukamy czegoś poważnego i na stałe, czy jeszcze jesteśmy na etapie prób i luźnych poszukiwań. Znam wśród znajomych kilka różnych przypadków. W jednym on wyjechał (służba), a ona powiedziała że sorki, ale ona wszystkiego nie rzuci - kariery, przyszłości zawodowej itd (bo tam gdzie on jechał byłoby z tym ciężko). Rozstali się. Może wyczuła, że warto. Ona ma rodzinę, dziecko, on długo nie miał nikogo, jak jest teraz to nie wiem. Drugi przypadek odwrotnie. Ona rzuciła wszystko i pojechała za nim. Młodzi byli, znali się krótko. Właśnie obchodzą 15 rocznicę ślubu. Ja za to czekałam 2 lata. I uważam, że było warto czekać.
Myślę, że każdy przypadek jest bardzo indywidualny.
Ollala, - no przy 3000km i innej strefie czasowej ok, w pełni się zgadzam 😉 ale jak to jest 200km dalej w tym samym kraju, no to już dla mnie jest to jak najbardziej do ogarnięcia i wtedy już raczej kwestia chęci, priorytetów. Wtedy nie ma co bujać w obłokach, że taki cudowny człowiek, no ale chlip, czas zły, tylko przyjąć na klatę, że jednak dla tej osoby ta relacja nie była tak istotna.
Takie trochę jestem, a trochę mnie nie ma to dla mnie właśnie postępowanie "na opcję zapasową", to też bym pogoniła 😉 albo traktowała z wzajemnością jako zapas 😂
EMS, - zgadzam się, ale to wracając, jest właśnie kwestia priorytetów. Każdy ma swoje w danym momencie, a x czasu później może mieć inne, może być innym człowiekiem dzięki doświadczeniu.
EMS, co znaczy że czekałaś?
Ktoś powiedział że za 2 lata będzie gotowy i nie miałaś nikogo w między czasie ?
Bo to takie ryzykowne jednak było chyba.
Nie oceniam, dopytuje

Oprócz odległości - a jak ona pracuje 6-22 a on 22-6 , 6 dni w tygodniu 😂 tego też nie pogodzisz. Bez perspektyw, że to się zmieni. Dobra zostają niedzielę, ale też inne rzeczy są - rodzina, dom, niektórzy mają np konie.
Jak sobie przypomnę całe dnie w stajni, tak naprawdę 7 dni w tygodniu, mała kameralna stajnia bez wyjazdów na zawody. Nie ma szansy nawet kogoś poznać a co dopiero utrzymać to.
A nie zostawię głodnego stada koni, nieogarniętej zasranej stajni żeby spotkać się z facetem i potem nadrabiać stajnie do 2 w nocy . Raz w tygodniu to jeszcze ale czesciej- jak ?
Niestety życie jest w dzisiejszych czasach porąbane i nie nastawione prorodzinnie i prozwiązkowo.
Jak sobie przypomnę całe dnie w stajni, tak naprawdę 7 dni w tygodniu, mała kameralna stajnia bez wyjazdów na zawody. Nie ma szansy nawet kogoś poznać a co dopiero utrzymać to.
A nie zostawię głodnego stada koni, nieogarniętej zasranej stajni żeby spotkać się z facetem i potem nadrabiać stajnie do 2 w nocy . Raz w tygodniu to jeszcze ale czesciej- jak ?
Niestety życie jest w dzisiejszych czasach porąbane i nie nastawione prorodzinnie i prozwiązkowo.

Sonika, to jest po prostu kwestia priorytetów i wyborów. Praca w stajni jest wyborem i ukierunkowuje życie w dosyć specyficzny sposób. Coś za coś, nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko, jak się ma tylko jedno ciastko 😉
Sonika, sorry, ale przykład z tymi godzinami pracy jest trochę nieżyciowy bo nie wierzę że ktoś mógłby całe życie robić tylko nocki. A jak ktoś kocha koniarę to i do stajni się przekona i nawet zacznie jej pomagać. Tak jak mówią dziewczyny, to jest tylko i wyłącznie kwestia priorytetów. Nie raz ksiądz księdzem przestał być bo się zakochał. 😉
[quote]EMS, co znaczy że czekałaś?
Ktoś powiedział że za 2 lata będzie gotowy i nie miałaś nikogo w między czasie ?
Bo to takie ryzykowne jednak było chyba.
Nie oceniam, dopytuje
/quote]
Sonika, no życie nas po prostu rozdzieliło na 2 lata. Rzadko się w tym czasie widzieliśmy. Może kilka razy. Kontakt głównie telefoniczny. Czekałam aż wróci do domu (do naszego miasta). Nadal byliśmy parą, nie miałam nikogo innego, nie szukałam przygód. Wrócił zgodnie z planem. Minęło już nie powiem ile lat bo się wyda jaka jestem stara 😜, a my nadal razem. Teraz już jako stare małżeństwo, z domem, z dziećmi....
EMS, no ale byliście razem przed rozłąka, byliście razem w czasie i po.
Kojarzę takie pary gdzie jedno wyjeżdżało za granicę zarobić i nie zawsze się udawało ściągnąć drugą połówkę. I też to przeżywali.

mindgame, no u nas wyglądało to tak bardzo często, że ja pracowałam 8-16 lub 8-17 a on zazwyczaj według grafiku 22-6, 18-2 , 14-22 a w praktyce 22-10, 18-6, 14-3 i wracał do domu spać ( godzina drogi do domu w jedną stronę) bo bardzo często tak było że kończył pracę o 10 a na 14 miał znowu. Nigdy nie wiedział kiedy skończy. Bardzo rzadko miał dwa dni wolnego pod rząd, święta oczywiście nie istnieją bo wtedy najwięcej pracy. Do tego wyjazdy na granice coraz więcej i częściej, oddają im wolne tam daleko od domu więc nie jest w stanie nic nadrobić. Nawet umówienie się do lekarza to była jakaś masakra.
W ciągu 3 miesięcy miał 170h nadgodzin, których nie chcieli za bardzo oddawać jako dni wolne.
Niestety niektórzy tak pracują.
I nie usprawiedliwiam go, bo pomimo to się widywaliśmy. Potrafił przyjechać na 2-3h wcześniej, śpiąc po 4h ciągle ale i mi było głupio bo widziałam jak zasypiał.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
12 czerwca 2024 22:47
Myślę podobnie jak keirashara - jak komuś zależy na podtrzymaniu znajomości, znajdzie czas. Bez sensu czekać na kogoś, jak i rzucać wszystko dla drugiej strony. Można ponegocjować 😉

I nie wiem, czemu jako przykład najczęściej podawany jest wyjazd na studia? Ma się wtedy 18-20 lat, czyli zwykle były to pierwsze poważniejsze związki, zwykle rozpadające się w trakcie studiów, lub zaraz po nich.
Sonika, sorry, ale przykład z tymi godzinami pracy jest trochę nieżyciowy bo nie wierzę że ktoś mógłby całe życie robić tylko nocki. A jak ktoś kocha koniarę to i do stajni się przekona i nawet zacznie jej pomagać. (...). 😉
mindgame, No, z godzinami pracy to wcale nie jest taki nieżyciowy przykład. Okej, na pewno nie jest tak, że ktoś pracuje całe życie na nocki - ale jest całkiem pokaźna grupa zawodów, gdzie masz naprawdę "dzikie" zmiany..... służby pracują mega różnie, raz na 3 rano, raz na 12 w południe, niby grafik jest, ale są i szkolenia wyjazdowe, i interwencje czy jakiś dyżur (zależy pewnie od jednostki i działu). W budowlance są wyjazdy na budowy, od pon - pt jesteś poza domem. Kierowców też w domach czasem nie ma. No i wszelcy ludzie, którzy mają delegacje albo inne projekty wyjazdowe.
Jeszcze jak się ze sobą mieszka, to się widzi tego drugiego człowieka (a czasem i to nie), ale przy różnych godzinach pracy jest to utrudnione.
.... co oczywiście nie zmienia faktu, że nie wierzę w brak możliwości jakiegokolwiek kontaktu w dzisiejszych czasach.
Sankaritarina, zgadzam się z tobą. Ale jak sama mówisz, dla chcącego nic trudnego 😉
Spotykałam się z facetem co pracował na budowie i był tylko na weekendy i bardzo mi to pasowało, bo w tygodniu miałam czas dla siebie, choć fakt że wtedy weekendy miałam podyktowane pod niego.
Znam też faceta to potrafi przylatywać samolotem z innego kraju, żeby spotykać się w weekendy (nie w każdy, ale jednak). Po za tym jak ludzie planują wspólną przyszłość już na poważnie to w pewnym momencie muszą zdecydować jak to wszystko zorganizować, bo nie wyobrażam sobie, żeby mieć dzieci i żeby męża w domu z zasady nie było. Ktoś musi iść na kompromis, ktoś się przeprowadzić, może zmienić pracę itd itp. Póki nie ma się większych zobowiązań to można kombinować ze spotkaniami, rozmowami przez tel itd, ale trzeba mieć też wizję jakby to miało docelowo wyglądać. Jak ktoś nie jest skłonny do zmian i wybiera żeby całe życie pracować non stop, tzn. że wybiera tę pracę ponad dobro związku. Przynajmniej ja to tak widzę.
Sankaritarina, no w dzisiejszych czasach, wśród młodych ludzi (myślę tu o osobach poniżej 30rż) to podtrzymywanie tego kontaktu to głównie pisanie na messengerze.
Tylko pytanie czy taka relacja gdzie pisze się może i noonstop ale spotkań brak bo nie ma jak to w ogóle relacja?



Tak z lekka zmieniając temat, już nie pamiętam kto ale ktoś polecił książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" i też ją polecam. Przeczytałam i sporo zmieniło się w moim postrzeganiu siebie.

mindgame, wybiera pracę ponad związek o ile związek istnieje. Na początku związku nie ma, u mnie tak było, nie byliśmy razem, nie miał żadnych zobowiązań co do mnie, tak naprawdę nic nie musiał i nie musiał wybierać. Albo inaczej wybrał to co było latwiejsze- olać dziewczynę i mieć święty spokój na zajęcie się sobą.
Jak tylko za bardzo naciskałam, zaczynałam mieć wymagania co do niego to on się wycofywał, zaczynał mnie odpychać żeby on przypadkiem nie zobowiązał się do czegoś.
Tez co innego czułam i widziałam na żywo a co innego było potem w necie. Na żywo był czuły, dbający, zadowolony że mnie widzi, nie chciał kończyć spotkań a w necie oschły, jakby wrócił do ponurej rzeczywiści i wiedział że znów praca mu zajmie 90% czasu w tygodniu i serio nie może sobie pozwolić na angażowanie się w cokolwiek bo będzie zaniedbywał mnie więc na wszelki wypadek nie inicjował nic. Z resztą sam przyznał że lepiej zrezygnować i się nie starać zanim ten drugi ktoś zauważy że to nie ma sensu i odejdzie.
Oj nauczył mnie ten chłop dużo, mam wrażenie że ciągle uczy.
Sonika, Z tego co piszesz to widocznie aż tak mu nie zależało na tej relacji. Też w takiej byłam, którą to ja ciągnęłam. Jak byłam to spoko, a jak mnie nie było to też było spoko. I wiem, że nie byłam kobietą jego życia po prostu. Jak facetowi zależy na kobiecie, to ona nie musi na nic naciskać i prosić się o uwagę bo on sam tego chce i sam do tego dąży. Może trudno w to uwierzyć póki nie spotka się właśnie takiego faceta. To widać i nie da się tego z niczym pomylić. Planuje kolejne spotkania i nie tylko palcem po wodzie, ale faktycznie i te spotkania się odbywają. A jak facet jest fajny na spotkaniach, a poza tym czasem nie myśli o tobie tzn, że myśli o czymś albo o kimś innym i po prostu ma priorytety gdzie indziej.
mindgame, ciężko w to uwierzyć też niestety, jak ktoś robi hot/ cold cały czas to jest wręcz uzależniające. I tak się czułam jak on zaproponował spotkanie to byłam jak w 7 niebie, a to przecież taka podstawa.
Do tego racjonalizowanie jego zachowania- że nie chce robić mi zbyt dużych nadziei bo wie że i tak nie wytrzymam braku spotkań i odejdę zostawiając go.
Że wiedziałam, że w przeszłości się bardzo przejechał na dziewczynie i bał się tego samego, dlatego tak uciekał w inne zajęcia żeby nie dopuścić do siebie zbyt dużych emocji.
Też ja zrobiłam z siebie ofiarę a nie byłam święta, mam nadal duże problemy emocjonalne i liczyłam że on to wszystko zabierze ode mnie, że w końcu on ułoży mi życie, wręcz spychałam na niego odpowiedzialność za wszystko. Proste że to wyczuł a na początku relacji to zdecydowanie Red flag i powód do wycofania. I stawiał granice które ja ciągle przekraczałam, żeby nie wiem udowodnić mu że "on mówi że nie chce ale tak naprawdę chce"

Niestety jestem osobą która nie potrafi zostawić tematu od tak, uważam że wszystko dzieje się po coś i ze wszystkiego da się coś wyciągnąć więc analizowałam, analizuje i pewnie jeszcze długo będę analizować to co się działo. Dzięki temu widzę moje emocje i co się ze mną działo i dlaczego. Taka autoterapia chyba 😄
Po za tym jak ludzie planują wspólną przyszłość już na poważnie to w pewnym momencie muszą zdecydować jak to wszystko zorganizować, bo nie wyobrażam sobie, żeby mieć dzieci i żeby męża w domu z zasady nie było. Ktoś musi iść na kompromis, ktoś się przeprowadzić, może zmienić pracę itd itp. Póki nie ma się większych zobowiązań to można kombinować ze spotkaniami, rozmowami przez tel itd, ale trzeba mieć też wizję jakby to miało docelowo wyglądać. Jak ktoś nie jest skłonny do zmian i wybiera żeby całe życie pracować non stop, tzn. że wybiera tę pracę ponad dobro związku. Przynajmniej ja to tak widzę.
mindgame,
Nie trzeba, moi rodzice są tego przykładem. 😉 poza krótkim epizodem (chyba rok, półtora, coś takiego), gdzie mama ze mną małą mieszkała z tatą w DE, to tak to żyją na odległość, tata pracuje tam, mama tu. Wczoraj mieli 25 rocznicę ślubu, są razem koło 30. Ja z bratem i mamą zawsze w PL, tata jak miał wolne w pracy, to przyjeżdżał, czasami częściej, czasami rzadziej, na dłużej lub krócej. Tak też się da, ale to nie będzie każdemu pasować, wiadomo. Każdy musi sobie znaleźć swój własny kompromis, nie jedyny słuszny.
flygirl, zgadzam się z tobą. Wszystko zależy co komu pasuje.
Można też nie mieć dzieci 🙃
Są też kobiety, których mężczyźni pracują jako kierowcy, marynarze itd, dużo ich nie ma, a im to w zasadzie pasuje. Układy są różne, grunt to znaleźć taki, który danej parze odpowiada.
Natomiast tak, jak ktoś wybiera pracę - no to wybiera pracę 🤷 Lub studia, lub pasje lub cokolwiek.
No i nie da się być w związku i żyć jak singiel, zawsze trzeba będzie z czegoś tak zrezygnować, gdzieś się ugiąć. To nie jest tak, że żyje się tak samo tylko + druga osoba, no nie, zmiany będą. Większe, mniejsze, ale jakieś będą.

Sonika, - hot/cold nie jest zdrowe. Tak, wzbudza emocje, często duże. Natomiast tak realnie, to jest kompletnie nie do życia i zwyczajnie toksyczne.
Nie zawsze osoba, do której czujemy pociąg/pożądnie, jest ta taka chemia jest odpowiednią osobą do stałego związku. W nim potrzebna jest komunikacja, wzajemny szacunek i szczerość. Nie da się zbudować codzienności na nieustannych gierkach i niepewności, tj. może się da, ale to potwornie męczące 😉
Każdy z nas ma też jakieś wady, pracować nad nimi to jedna sprawa, a druga znaleźć taką osobę, która jest w stanie je akceptować. Nie da się być idealnym, ale ludzie bardzo różnie postrzegają różne cechy, można być mimo tych wad odpowiednim dla kogoś.
keirashara, no właśnie bo on zadawał pytanie - po co właściwie być w związku?
I tak naprawdę nie mam w głowie nic, oprócz posiadania dzieci ( choć coraz więcej jest patchworkowych rodzin, gdzie mama i tata jest ale żyją kompletnie oddzielnie) co zapewnił by tylko związek.
Spotkanie rozmowa- przyjaciele zapewnia to samo
Bliskość emocjonalna- przyjaciele, rodzeństw
Seks też się da znaleźć bez związku
Poczucie bezpieczeństwa - jak ciągle widzę ludzie się kontrolują, martwią, pilnują wzajemnie, nawet bezpiecznie nie da się wysłać facetowi jakiegoś bardziej odważnego zdjęcia bo nie wiadomo czy nie rozpowszechni.
Tak naprawdę związek kojarzy mi się z kosztami finansowymi, z musem robienia pewnych rzeczy no bo jesteśmy w związku, z aferami o byle co, z koniecznością wyrzeczeń.
Gdzie są plusy i korzyści ?

Nie wiem, może mam dość. Bo teraz zaczęłam pisać z innym facetem i on po jednym dniu wysyła mi serduszka i dla mnie to jest strasznie dziwne w drugą stronę. Człowieku nie znasz mnie kompletnie, już serio wolałam tamtego i bardziej olewcze dyskusje niż jakiś lovebombing od startu
Sonika, ja doceniam to, że będąc w związku buduje z tym człowiekiem swoje życie. Jesteśmy partnerami, wspieramy się w trudnych chwilach i cieszymy że swoich sukcesów. Jesteśmy przyjaciółmi, jesteśmy kochankami. Nie mamy i nie będziemy mieć dzieci, więc nie po to jest związek według mnie 🙃 myślę że jak się znajdzie odpowiedniego człowieka to nie myśli się w kategorii, że jest związek więc trzeba się ugiąć/ dostosować/ poświęcić dla drugiej osoby. Chce się być razem więc się życie tak buduje, aby być ze sobą, a nie dlatego że jest się w związku i tak trzeba 😀
Sonika, - każdy związek jest inny i potrzeby każdej osoby są inne. W sumie to nie wiem po co być w związku, bo ja swojego nie planowałam XD Mi było super samej, miałam przyjaciół, miałam kumpli od whisky i dyskusji do rana, miałam kilku fwb i jakąś zerową ochotę na związek. Wszystkie swoje poprzednie relacje ja kończyłam, nie były najlepsze i tak ogólnie zawsze uwierały mnie w jakiś sposób w dupę.
No i pojawił się P. Nie polubiliśmy się na starcie, ogólnie poznaliśmy się przez wspólnych znajomych, były jakieś tam wyjścia w większym gronie. Brak otwartej wrogości, ale nasze pierwsze wrażenie pozytywne wobec siebie nie były. Aż tu pewnego wieczoru coś tam więcej pogadaliśmy, znajomi się już zwijali, ja jeszcze miałam piwo i chciałam dopić, on został ze mną. No i tak przesiedzieliśmy do 4 rano, a potem zaczęliśmy pisać, jakieś spotkania, on przyjeżdżał po mnie do stajni, po jakimś czasie się zdeklarował, że chciałby spróbować. Ja taką "yyyyyy wiesz, bo ja się za bardzo do związków nie nadaje". No i tego, mamy dwa koty, nie bardzo też wyobrażam sobie życie bez niego. W sensie lubię to jak jest teraz, a nie, że bym sobie nie poradziła 😅
Z korzyści na pewno jak wspólne mieszkanie, to ekonomicznie jest łatwiej. Życiowo jest łatwiej, bo jakoś tymi oboiązkami w domu się człowiek dzieli. Jest z kim śniadanko zjeść. Po seksie nie trzeba pytać, czy zostaje lub zbierać ciuchów i wracać do domu, a do tego można bez stresu bez gumki 😜 bo inne formy anty nie chronią przed STD. Jest o kogo zimne stopy grzać i przytulić się co wieczór. Jest z kim budować wspólne życie, wspierać się, przyjść zawsze bez stresu, że ktoś ma własne życie (bo przyjaciele mają jednak własne z reguły).
Mi się podoba nasze życie na codzień, ale czy jest jakoś niesamowicie lepsze od życia w pojedynkę? Nie wiem, to już jest na prawdę indywidualne.
Na mnie podejście na oswajanie dzikiego kotka zadziałało, to, że był obecny, karmił, miział, interesował się, ale nie osaczał, nie przekraczał granic.
edit: w sumie to jeszcze nie robimy tego co się wymaga od związków, no często chodzimy na imprezy osobno, wyjeżdżamy solo, nie planujemy dzieci, ślubu, nie trzymamy się za rączkę publicznie ani nie mamy statusu na fb :P

I też totalnie wolę olewkę niż lovebombing 😉 Choć kiedyś wygrał typ, który przestał się odzywać jak byliśmy umówieni na spotkanie, nie pierwsze. Wyświetlił wiadomość i nic. Mówię dobra, kij mu w oko. Dwa tygodnie później napisał z pytaniem dlaczego się nie odzywam i czy wszystko w porządku. W mojej głowie wyświetliło się "no Ty jesteś bezczelny" 😂
keirashara, fajnie to opisałaś. Chciałabym być w takim związku jaki ty teraz opisujesz, że masz 🙂
Uwielbiam czytać historie
I też uważam że ludzie są tak różni i życie robi czasem takie fikołki że ja naprawdę już nie mówię "nigdy"
Pół życia mówiłam że jak konia to nigdy nie siwego i nie mniejszy niż 160cm i co mam siwego kurdupla 😆 i jestem z tego bardzo szczęśliwa teraz.
Sonika, mi się marzył siwy arab, mam śląsko - huculski bułany mix 😉
A w temacie: znam się z moim od dziecka, jesteśmy z jednej wsi. Nigdy nas do siebie za małolata nie ciągnęło. Aż do pewnej imprezy, kiedy oboje byliśmy już mocno dorośli😅 Jesteśmy małżeństwem 12 lat.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się