Kij w mrowisko: koń prywatny to ma "klawe życie" a rekreacyjny "pieski żywot"?

Otwieram wątek po ostatnich wypowiedziach jakie przeczytałam na wątku "stajnie w Warszawie i okolicach".
Wynika z nich, że aby delektować się rajskim żywotem konisko musi być "prywatne". A rekreant musi jakoś ścierpieć swój los. Myślę, że tak jak każde uogólnienie i ta opinia może być nieusprawiedliwiona.
Ja u zarania "kariery" jezdzieckiej jakieś ....dzieści lat temu rzeczywiście miałam do czynienia z ośrodkiem, w którym w wyniku przepracowania, traktowania i warunków żaden koń nie byl normalny (chodzi o kondycję psychiczną, fizycznie żaden nie był chudy, brudny itd). Potem nigdy nie spotkałam się z ewidentnie zlym traktowaniem koni udostępnianych w rekreacji (nota bene: to też są konie "prywatne"😉.  A jeździłam dużo i w różnych miejscach. Od paru lat mam własne konie. Obserwuję zachowania niektórych włascicieli w stosunku do ich koni i muszę powiedzieć, że czasem przypomina mi się dowcip o pewnej paniusi, która tak kochała swojego pudelka, że obcinała mu ogonek nie od razu cały ale codziennie po troszeczku żeby mu oszczędzić cierpień. Na antypodach "slodkiej"nadopiekuńczości właścicieli jest też taktowanie konia jak maszyny w garażu: właściciel wpada w weekend, przepędza konia galopem na lonży - bo koń nie chodził cały tydzień - a potem jedzie na parę godzin na przejażdżkę do lasu. O tym, że koń wieczorem nie ma siły wyżreć ze żłobu a następnego dnia znaczy bo ma zakwasy właściciel nie ma bladego pojęcia: ot przyjedzie sobie znowu za jakiś czas. A że konia trzeba np czyścić ? No, samochód też się czasem myje ...
Znałam i takie rekreacje, gdzie konie to były pączki w dopasowanym sprzęcie- ale dosłownie dwie na krzyż, a tak niestety ale dalej w rekreacji konie nie są tak wychuchane i wydmuchane jak prywatne, mimo 'opiekunów' nastoletnich.
ovca   Per aspera donikąd
17 grudnia 2009 20:42
Dla mnie nie ma reguły...widywałam konie prywatne,które kiszą się w boksie 24na dobę, i szanowny Pan Właściciel weźmie konia na godzinkę na halę raz w tygodniu, widziałam też stajnie rekreacyjne, gdzie konie śmigały po trawce i szły na jazdę-dwie dziennie...
Niestety ja mam do czynienia z prywaciarzami, którzy raz na dwa tygodnie przylecą i zgonią konia na lonży 'bo musi chodzić'. Na tym kończy sie temat. Plus takich, którzy przyjeżdżają zapłacić, rzucają siatke chleba do żłobu i wychodzą.
Dokładnie- nie ma żadnej reguły.  😉
Aczkolwiek jeślibym się tak zastanowiła i przypomniała sobie wszystkie konie prywatne jakie znam i wszystkie konie szkółkowe jakie znam, to jednak wśród szkółkowych znalazłoby się więcej tych które mają przekichane.
(bo jednak w szkółkach sprzęt częściej niedopasowany, kopów i szarpnięć konie otrzymają więcej, żarcie bywa gorsze i roboty dużo, dużo, dużo więcej)
bardzo dlugo nie bylam w stajnie rekreacyjnej, gdzie konie zachowywalyby sie normalnie. nie chodzi o to, ze byly zaniedbane, ale byly napewno psychicznie nie do konca jak powinny.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
17 grudnia 2009 21:00
Wszystko zależy od podejścia właściciela koni rekreacyjnych. Dla jednych koń jest maszynką do zarabiania pieniędzy, dla innych stworzeniem, z którym człowiek się wychował lub je wyhodował. W jednej z moich pracowych stajni mam właśnie takiego lekko zbzikowanego szefa, który potrafi zostawić kartkę (jeśli wyjeżdża) "jeździjcie w terenach ostrożnie, żeby się nie podbiły". Potrafi też odwołać z tego powodu jazdy, bo "woli nie ryzykować". Czasem mam wrażenie, że przejmuje się za bardzo, ale z drugiej strony - dobrze mieć świadomość, że zależy mu na tych koniach. 🙂 I wyglądają, jak pączki w maśle. A co do "opiekunów", to nie tylko są tacy niepełnoletni, są też tacy już od dawna z dowodem osobistym, którzy przyjeżdżają ze znajomymi i przedstawiają im swoich przyjaciół, albo zgarniają delikwenta po jeździe i idą z nim na trawę, wyczyszczą, wymiziają. I są też tacy instruktorzy, którzy mają pier****a na punkcie swoich kopytnych współpracowników i znajdą chociaż 5 minut, żeby wydrapać za uchem.
Lanka_Cathar, u was ładnie te koniki wyglądają 🙂
Może źle to zabrzmi ale cieszę się, że nie mam żadnego styku z rekreacją, wiem że każdy się musi nauczyć ale wiem też że w złej rekreacji trwa to 3 lata dłużej niż indywidualnie.. Zawsze się cieszę kiedy tak jak w Szarży kiedyś, nie wiem jak teraz- koń po przepracowaniu swojego szedł do kogoś ze stajni, w dobre ręce i nareszcie odpoczywał 🙂
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
17 grudnia 2009 21:09
🙂 Co do emerytury po przepracowaniu swojego, to z tym też u nas było sporo zachodu. Szukanie domu, sprawdzanie, odwiedzanie i w końcu łzy rozstania z koniem, którego znało się lata, chociaż wie się, że będzie mu dobrze, że trafił w dobre ręce. Ale są też takie konie, o których wiemy, że zostaną u nas do końca. I przyznam, że lubię ten wyraz zdziwienia i pozytywnego zaskoczenia na twarzach klientów, jak zadają pytanie, co się stanie, jak dany koń już nie będzie w stanie na siebie zarobić. Jak to co będzie? Zostaje u nas! I lubię, gdy przychodzą ludzie, którzy "x" lat temu jeździli na Demonie, i pytają czy to możliwe, że to ten sam Demon, który stoi w tym boksie tutaj, bo tamten też był srokaty. Tak, ten sam. I banan na twarzy. 🙂
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
17 grudnia 2009 22:47
A ja znam np parę przykładów, gdzie prywatne konie wcale takie zadbane nie są. Niedoczyszczane na jazdę, zostawiane całe w zaklejkach po jeździe, w byle jakim sprzęcie, często długo nie czyszczonym. Może jestem przewrażliwiona, ale mnie zawsze uczono schludności, tego że konia czyści się porządnie całego, a nie tylko pod siodłem, a również tego, że po jeździe koń ma wyglądać lepiej niż przed jazdą. A jak patrzę na konie stojące całe w zaklejkach od potu bo pańci się nie chce ruszyć parę razy szczotką po jeździe to aż mi się przykro robi.
Ja jakbym miala isc z koniem brudnym na jazde to bym chyba umarla ze wstydu. Uwage o slomie w ogononie zwrocone mi 1 raz bardzo dawno temu i to w bardzo mily sposob, a do tej pory ogon sprawdzam kilka razy. Nie wiem jak mozna isc z niedoczyszczonym koniem na jakakolwiek jazde - wstyd i tyle.
Jestem (prawie jestem) dumną właścicielką 15 koni. Na 5 z nich prowadzimy jazdy rekreacyjne. I jeśli obrać tu kryteria prywatny - rekreacyjny (chociaż wszystkie są prywatne xD), to faktycznie rekreacyjny ma dużo gorzej. I nie mam tu na myśli, że nie jest czyszczony, werkowany, karmiony odpowiednio... itp itd tylko, że  w kółko jeżdżą na nim niedoświadczeni jeźdzcy. I wierzcie mi, choćbyśmy bardzo chcieli nie da się całkowicie wyeliminować w czasie jazd mocniejszych pociągnięć za wodze, niezrównoważonych dosiadów (przy nowych zadaniach prawie każdy jeździec początkujący i średnio jeżdżący usztywnia się).Tak, te konie są biedne. Dbamy o nie nie mniej niż o całą resztę źrebaków, młodziaków czy naszych "prywatnych", na których tylko my jeździmy. Nie da się jednak tego etapu ominąć. Czas nauki na lonży jest maksymalnie długi, ale podczas samodzielnej jazdy po padoku często wszystko się zmienia: tyle trzeba pamiętać! Na jakich koniach się uczyć? Przecież nie wsadzę dzieciaka na konia zaawansowanego w treningu ujeżdżeniowym. Staramy się rekreantom ograniczyć niedogodności do minimum i podejrzewam, że w miarę jak będziemy zdobywać doświadczenie będzie to coraz lepiej funkcjonowało. Niestety jednak nie da się wszystkim wypracować, ot tak!, prawidłowego dosiadu. A szkoda. Sama bym skorzystała.
Po sezonie staram się jeździć na rekreantach i je nieco korygować, ale trochę jest mi ich w tym momencie żal. Bo ja ich wyuczę zaufania do ręki, a w sezonie znowu ją tracą; bo ja je ustawiam na pomoce, a w sezonie wsiadają na nie dzieci, które machają jeszcze łydami na prawo i lewo, i tak dalej...

EDIT: W innym wątku wyczytałam, że ktoś nie oczekuje, by konie rekreacyjne miały przycięte grzywki i wysmarowane kopytka. Hah, po pierwsze: dlaczego tego nie oczekiwać? Z drugiej strony wysmarowane kopytka nigdy nie były i nie będą dla mnie priorytetem w ocenie tego czy ktoś dba o swoje konie (rekreacyjne czy też nie) i nigdy nie będzie.
Wierzcie mi, DA SIĘ DBAĆ O KONIE REKREACYJNE.
Dobrym rozwiązaniem byłoby zastosowanie sztucznych koni-symulatorów 🙂

Nowicjusz powinien odbyć kurs obsługi,czyszczenia,siodłania i kiełznania na żywym koniu,a kilkanaście pierwszych jazd na symulatorze.

Maszyna oceniałaby stopień zaawansowania,równowagę,stabilność ręki,umiejętność użycia naturalnych pomocy i dopiero po tym teście delikwent dostawałby konia do jazdy,ale w małych grupach,pod czujnym okiem kompetentnego instruktora.

To takie mało realne rozwiązanie,jednak myślę,że byłoby właściwe.

Konie rekreacyjne powinny mieć czas pracy i czas odpoczynku i relaksu-i nie myślę tu o staniu w boksie albo w stanowisku lecz o porządnym pastwisku względnie wybiegu z sianem,drzewami,wodą do picia.Codziennie!

Powinny być często korygowane przez umiejących jeździć,tak aby prawidłowo odpowiadały na pomoce aby w trakcie jazdy nowicjusz miał jak najmniej problemów.

Oczywiście konie do rekreacji powinny być dobierane pod względem charakteru i swoich możliwości.

Sprzęt musi być dobierany indywidualnie i prawidłowo(czysty, naprawiany lub wymieniany w razie potrzeby).

I rzecz najbardziej oczywista:muszą być zdrowe!

Niestety zdarza się,że kontuzjowanych sportowców z zaleczonymi(nie wyleczonymi kontuzjami)pakuje się do rekreacji,bo tam niestety przymyka się oko na kulawizny,obtarte kłęby etc.

A to,co napisałam powyżej niestety w naszych realiach kłóci się często z opłacalnością przedsięwzięcia jakim jest rekreacja 🙁
oczywiście, że koń prywatny ma lepiej. Pomijając kwestię sprzętu i zadbania, to prywatny przynajmniej wie, czego sie spodziewać po jeźdzcu i co zrobić aby nie być przez niego ukaranym, a taki w szkółce ma ciągle niespodzianki. Inny dosiad, łydki wymagania...
Jeśli chodzi o psychikę - konie rekreacyjne prawie zawsze mają nadszarpniętą, często robią się nieprzyjemne przy obcowaniu z człowiekiem, ale co się dziwić, tyle obcych ludzi, każdy pakuje mi się do boksu, inaczej czyści, inaczej kiełzna i siodła, to nie doczyści, to za szybko i za mocno podepnie popręg w boksie, to za uszy pociągnie przy kiełznaniu - konie mają dość. W stajni gdzie trzymam konia są konie rekreacyjne, same klaczki, jedna z nich jest wyjątkowo bezczelna; albo nurkuje głową w sianie tak, że nie można jej podnieść, albo się wierci w boksie depcząc po stopach (ja też raz zostałam nadepnięta), gryzie przy podpinaniu popręgu, a nigdy nie była bita w tej stajni.
Wracając do ogółu, można przecież prać regularnie czapraczki, pielęgnować sprzęt i konie, przecież to nie są wielkie nakłady finansowe. Mam porównanie, bo wcześniej stałam w stajni, w której ogłowia rozpadały się w rękach, a konie kulejące się "rozchadza" na jazdach, bo "na pewno symulują"  🤔
Wilejka   nie. na wiele sposobów !
18 grudnia 2009 11:25
podoba mi się nazwa wątku 😁
🚫
Zairka   "Jeżeli jest Ci pisany to będzie Twój..."
18 grudnia 2009 11:42
bardzo dlugo nie bylam w stajnie rekreacyjnej, gdzie konie zachowywalyby sie normalnie. nie chodzi o to, ze byly zaniedbane, ale byly napewno psychicznie nie do konca jak powinny.


zapraszam na mokre Do państwa Dworniczaków.... konie caly dzien na wielkich łakach, wychuchane wydmuchane
a na jazdy ida pare godzin w tygodniu i to trzeba sobie jesciagnac z pola i na to pole odprowadzic
W większości stajni rekreacyjnych jest po prostu masakra.

Na miejscu koni szkółkowych z pewnej stajni znajdującej się całkiem blisko naszej próbowałabym popełnić samobójstwo. Nie mają żadnych limitów ilości pracy. Jest klient, jest jazda 🙂

W innej, w okolicach Gdyni "instruktorzy" uczą że konia należy się trzymać kolanami i taka "nauka" kosztuje 60 zł za godzinę  ❗ I wcale nie jest to nie na temat, bo kilka razy trafił do mnie ktoś od nich, twierdząc, że galopuje i skacze i jeździ od lat, a ja bym z tą osobą wróciła do lonży, bo siedzi jak na krześle, trzyma się kolanami (twierdząc że tak kazał instruktor) i wpadają jej nogi w strzemiona w kłusie i w galopie. Koń z kimś takim na grzbiecie nie może być szczęśliwy.

Staję na rzęsach, żeby u mnie wyglądało to inaczej.
Ale jest to BARDZO trudne.
Człowiek nie ma pojęcia ile kosztuje utrzymanie koni, ZUS, księgowość itd, dopóki nie ma własnego biznesu.
Łatwo wam mówić "konie są traktowane jak maszynki do zarabiania pieniędzy".
Mam szkółkę jeździecką, bo po pierwsze lubię uczyć i staram się być w tym dobra ALE moje konie muszą zarobić na mnie i na siebie. Nie mam bogatego męża ( i mieć nie zamierzam) to jest moje jedyne źródło utrzymania.
Teraz mam jeszcze ciężej, bo dwa z moich czterech koni kuleją, jeden z nich wymaga kosztownego leczenia.
Wzięłam dodatkową pracę, jakoś daję radę.
Ale niestety te konie które są na chodzie muszą teraz pracować troszkę więcej, żeby zarobić na siebie i kulawych kolegów. Więcej to znaczy max 3 godziny. Inaczej mogę zamknąć szkółkę.

Uważam mimo wszystko, że moje konie mają lepiej od wielu prywatnych koni sportowych, które nie widzą świata poza boksem i karuzelą (gdzie są poprzebierane jak pajace w kolorowe dereczki) i treningiem na którym muszą skakać do granic swoich możliwości,  bo jak nie to wpie...., albo zapieprzać z brodą przy klatce piersiowej bitą godzinę.

W każdym razie bywa różnie.
Przyznaję, że większość koni rekreacyjnych ma ciężkie życie.



Patrząc z drugiej strony, w wielu pensjonatach można spotkać konie użytkowane przez właścicieli w taki sposób, że nóż się w kieszeni otwiera. I niewiele można z tym zrobić, bo przecież prywatne. Oprócz tego, o czym pisała Julie, widuje się kulawe konie pod siodłem (na zasadzie: dopóki da radę, to jeżdżę, potem się wymieni), lonżowane godzinami (żeby się wybiegały) czy wracające mokre z szaleńczych terenów i niewystępowane zamykane w boksach. Rzadkie zjawiska? Chyba nie... Takich obrazków nie widziałam w większości szkółek, które znam. Owszem, konie pracują dużo, sprzęt mają taki sobie, jednak właściciele wiedzą, że te konie na siebie zarabiają. I trzeba o nie dbać choćby z tego względu, że chore pracować nie dadzą rady, a leczenie jest drogie.
chciałabym dodać, że konie rekreacyjne nie służą tylko do nauki

jest masa ludzi, którzy jeżdżą dobrze, jednak nie zdecydują się na własnego konia.
jeździć dobrze to nie zawsze znaczy mieć własnego konia



w stajni gdzie jeżdżę jest kilka koni, mała stajenka, jeżdżą początkujący jak i zaawansowani, konie w stanie.. "idealnym" uśmiech, sprzęt dopasowany do każdego indywidualnie, właściciel wszystkiego pilnuje osobiście i jakoś każdemu udziela się jego dbanie o porządek i konie.
Dziwi mnie tylko jedno - widywałam konie zaszarpane do krwi ( albo z poobijanymi kłębami smutek ), w niektórych stajniach natomiast, przy takiej samej intensywności jazd przy początkujących konie pyski miały w porządku. Czy to tylko wpływ sprzętu czy też sposobu nauki? Bo raczej nie chodzi tu o ludzi, wszędzie trafiają się Ci bardziej i mniej szarpiący.

olaela   Klub Różowego Jednorożca
18 grudnia 2009 12:44
Dziwi mnie tylko jedno - widywałam konie zaszarpane do krwi ( albo z poobijanymi kłębami smutek ), w niektórych stajniach natomiast, przy takiej samej intensywności jazd przy początkujących konie pyski miały w porządku. Czy to tylko wpływ sprzętu czy też sposobu nauki? Bo raczej nie chodzi tu o ludzi, wszędzie trafiają się Ci bardziej i mniej szarpiący.


W stajni, w której jeżdżę przy nowicjuszach często wdrażana jest zasada - dłuuuga wodza  🏇 
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
18 grudnia 2009 12:54
Długa wodza nie załatwi wszystkiego. Jest jeszcze kwestia tego, że kiedyś trzeba opanować anglezowanie, a to niesie za sobą jednak trochę czasu, kiedy człowiek obija się po grzbiecie konia, nawet jeśli w stój i stępie opanował to "wstawanie i siadanie" do perfekcji.

Ja przywykłam do tego, że nasze rekreanty tylko w weekend zostają w boksach (jeśli któryś skończy pracę wcześniej i wyschnie po jeździe, to idzie na łąkę), a tak są ściągane z pastwiska tylko na jazdy. Stoją bez kantarów, każdy ma swój worek ze szczotkami, swoje ogłowie, swoje derki podpisane imieniem konia - dopiero tu spotkałam się z czymś takim (!). Zajeżdżane późno, bo w wieku 4-5 lat. Gdyby tak popatrzeć po stajni, to nie sądzę, żeby osoba z zewnątrz odróżniła rekreanta od konia pensjonatowego.
olaela   Klub Różowego Jednorożca
18 grudnia 2009 13:29
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=13181.msg408078#msg408078 date=1261140856]
Długa wodza nie załatwi wszystkiego. Jest jeszcze kwestia tego, że kiedyś trzeba opanować anglezowanie, a to niesie za sobą jednak trochę czasu, kiedy człowiek obija się po grzbiecie konia, nawet jeśli w stój i stępie opanował to "wstawanie i siadanie" do perfekcji.

[/quote]

Ale ja nie pisze o załatwieniu wszystkiego, tylko o szarpaniu paszczy 😉
Z tym anglezowaniem to nie zawsze prosta sprawa, znam babeczkę, która "jeździ" od uhuhu, a i tak każde opadnięcie w siodło kończy pięknym lądowaniem na końskich nerach 😉

Jeszcze wracając do kwestii konie prywatne versus rekraacyjne.
Kupiłam ładny kawałek czasu temu starszą klacz (starsze lepsze dla świeżego jeźdźca, nie?), która rozsypała mi się dosłownie po kilku tygodniach...

Nie badałam, nie weryfikowałam wersji uroczej właścicielki, cóż, moja strata. Koń został zakwalifikowany przez weta jako zjeżdżony do ostatka - wszystkie cztery nogi do wymiany.
A przeca był piękny, świecący, na pierwszy rzut oka - konik z kalendarza. Prywatny, dziewczynka o ambicjach szportowych, z terenerem, full opcja...

Znam rekraanty starsze od niej (klaczy, nie dziewczyny  :lol🙂, które śmigają w świetnym zdrowiu. Takie patatajanie w trybie [i]najniższa linia oporu [/i]pod jeźdźcami którzy nie wymagają nic oprócz wolty o kształcie wielokąta nieforemnego i przejścia z kłusa do stępa i nazad, to nie jest jakaś mega ciężka praca, o ile nie dochodzą do tego czynniki dodatkowe - przeciążenie ilością godzin, zaniedbanie, niedożywienie itp.

Moze ja sie wtrace.Prowadze rekreacje , nie jakas na duza skale ale zawsze.3 konie chodza tylko , ale kazdy ma dopasowany sprzet(dodam ze nienajtanszy), jezdzcy nie mecza koni, chodza tak dlugo na lozny az zlapia na tyle podstaw, zeby konia nie szarpac, rumaki chodza gora 2 h dziennie, maja jedzenia po nos, a dodam ze to 3 folbluty😉Maja sie 100 razy lepiej niz niektore prywatne konie, bo maja duzo zainetesowania ze strony ludzi, ponadto duzo zielonych paswtisk.
chciałabym dodać, że konie rekreacyjne nie służą tylko do nauki

jest masa ludzi, którzy jeżdżą dobrze, jednak nie zdecydują się na własnego konia.
jeździć dobrze to nie zawsze znaczy mieć własnego konia





Dobry punkt ! Dlaczego jest oczywiste, że aby dobrze prowadzić samochód nie wystarczy mieć samochód ? A tu powszechnie się przyjmuje, że jak ktoś ma konia to jest dobrym jeźdzcem.  Konie kupuje wielu rekreantów na bardzo wczesnym etapie edukacji nie mając dużego pojęcia ani o koniu ani o tym jak dbać o niego. Część z nich wsadzona potem na innego konia niż własny okazuje się mieć duże problemy: syndrom jeźdzca jednego konia.

A wielu dobrych jeźdzców z różnych powodów nie decyduje się na zakup. I co, mają być przez prywatnych właścicieli traktowani z góry jako "rekreacja" czy "szkółka" i to szkodliwa ?
Słusznie, jednak jest też druga strona medalu - często w szkółkach nie ma koni odpowiednich dla osób bardziej zaawansowanych, chodzą więc głównie pod początkującymi, nikt ich nie koryguje i koło się zamyka... Stąd się chyba bierze popularny stereotyp rekreacji. Myślę, że jednym z głównych problemów jest wiek koni w szkółkach, często są to 3-4 latki, same jeszcze niewiele umiejące, ledwo (lub, co gorsza, za wcześnie) zajeżdżone, nieukształtowane psychicznie. Co się dziwić, że po roku pracy są już skrzywione zarówno psychicznie, jak i fizycznie...
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
18 grudnia 2009 19:56
Ja to w ogóle współczuje koniom jako gatunkowi. Prawdziwy Krzyż Pański mają z naszym gatunkiem.  :/

Wydaje mi się, że szala kiepawego życia przechyla się na niekorzyść koni szkółkowych. Ale to tylko patrząc na statystykę, a to co się za nią kryje to olbrzymie stada koni które mają przerypane po obydwu stronach barykady. Rekreanty szkółkowe często mają średnie warunki, do tego nudną, kiepską pracę, często doprowadzającoą do "chorób zawodowych",  za to konie jednego jeźdzca mają prawdziwą sielanke  😉
...Właściciel  takiego konia, z racji posiadania jego papierów, wielokrotnie uważa się za wszechmogącego "Pana i Władca". Często uważa, że konie są świetnie zaspokajają potrzeby emocjonalne  (np. da się wylać swe frustracje i wyżyć na koniu), do spełniania swoich ambicji (za wszelką cenę... którą płaci oczywiście koń  😤 ), dowartościowywania się (w najlepszym przypadku chwaląc się nim, w gorszym wszystkie chwyty dozwolone...), a czasem spełniania szalonych fantazji (czyli np. kilka godzin galopem, a potem w nagrodę :  tygodniowy "urlop w boksie " dla konia), albo pogłębiania swych przyjaźni / związków z ludźmi dzięki wspólnej "pasji" ( użyczając konia,  jak rzeczy- niezależnie od poziomu umiejętności i odpowiedzialności frienda ).  😵
Inni potrafią ukochać konika tak, że z miłości najchętniej, by go nakarmili toną jabłek (na raz  😎 ), zapakowali w dziesięć dereczek ( w środku lata z prawdziwej miłości ...do sprzętu), albo pozwolili konikami zjeść coś trującego, albo powodującego kolki itp. ("bo konik chciał to zjeść"  🤔wirek: ). Nie ma co klawe życie.  :oczopląs:

Ale chyba mimo to, w większości przypadkach konie takich włąścicieli chociaż wiedzą czego się po nich spodziewać, mają bardziej stały układ. Najbardziej  przykre w 'prywaciażach' jest to, że tak często czują się bezkarni w swych rządach, nie czują potrzeby dalszej edukacji o koniach i jeździectwie (nie tak dawno widziałam jak jeden koń przypłacił to życiem).
W rekreacji repertuar zachowań ludzi chyba łatwiej opisać i nie chcę już powtarzać. Na pewno dużo trudniej jest dobrze zadbać o większą ilość koni, szczególnie gdy muszą też na siebie (i kumpli na "chorobowym"😉 zarobić.

Ale chyba więcej koni prywatnych, niż typowo szkółkowych ma życie jak w raju i pewnie dlatego potocznie się mówi, że prywatne konie mają lepiej.
Osobiście najbardziej nie lubię prywaciaży którzy smucą się, że "biedny koń kuleje" - a tak naprawdę są źli, bo nie da się na nim jeździć, a i tak wsiadają ("na stępa"😉 gdy  nikt nie patrzy. Albo dziewczynek tłukące konia batem po łbie, bo za nisko skoczył , ludzi z przerostem ambicji lub jej brakiem -nie douczających się w ogóle (potem taki nie widzi oczywistych objawów choroby, czy kulawizny). Eh klawe życie mają konie z nami, a jakie klawe musiały mieć kilka stuleci wcześniej ??? :allcoholic:

U mnie w stajni, konie rekreacyjne mają chyba dość fajny żywot. Poza sezonem. W sezonie pracują za dużo, choć specjalnie na sezon są ściągane dodatkowe konie.. Ale takie życie-muszą, niestety na siebie zarabiać..
Ale warunki mają świetne. Pastwiska-80 hektarów na ok 40 koni (rekreacyjnych i prywatnych). Każdy rekreant ma swój, osobny sprzęt. Jeśli coś jest źle założone, albo z czymś jest problem, to zawsze pomoże instruktor, albo ktoś, kto jest obok, żeby koniom się nic nie stało. Obtarte, kulawe nie pracują. W sezonie, w dzień stoją w boksach, bo ktoś co chwilę zabiera któregoś z koni na jazdę, a w nocy idą na pastwiska. Poza sezonem, dopóki jest w miarę ciepło, stoją 24h/dobę na pastwiskach. A trenera mamy dobrego- więc nie pozwoli krzywdy koniom robić.
Wydaje mi się, że wiele koni może im pozazdrościć warunków.. 😉

Jak robiłam zdjęcie, stałam gdzieś w 1/3 długości pastwiska. Więc miejsca mają sporo 😀
aga930 - czy możesz zdradzić, gdzie tak jest?
Możemy zapisywać w tym wątku jak u kogo z nas konie prywatne i rekreacyjne mają. Myślę, że nie ma to jednak większego sensu. Trzeba jedynie wziąć pod uwagę, że konie rekreacyjne MOGĄ być szczęśliwe, ale prawdą jest, że kosztuje to też dużo wyrzeczeń ich właściciela. Jestem jednak za nie odpowiedzialna i byłoby mi wstyd, gdyby moje konie były nieszczęśliwe. Weźmy też pod uwagę, że nie można oceniać po pozorach...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się