zajezdzanie młodych koni

Hmm. Koń w wodzie kojarzy mi się z "Zaklinaczem koni" 😁
Nie no, są baseny dla koni, które "służą" do wypracowania koniom lepszych mięśni poprzez pływanie, które jest jednak mniej obciążające dla ścięgien niż jazda "po twardym". O zajeżdżaniu koni w wodzie nie słyszałam, ale znając życie - wymyślił to jakiś kolejny amerykański "zaklinacz". Nie widzę nic złego w pływaniu z końmi, w jakichś zabawach w wodzie na koniach, ale za cholerę nie umiem sobie wyobrazić jak mogłoby wyglądać przyzwyczajanie konia do jeźdźca w wodzie? Na oklep? Bo chyba nie z siodłem? I najważniejsze- co miałoby dać takie zajeżdżanie? Woda stawia większy opór = koń tak szybko nie ucieknie?
Osobiście nie widzę w tym nic sensownego.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
10 sierpnia 2009 09:34
Z tego co wiem to niektóre plemiona indiańskie zajeżdżały konie w wodzie i zapewne ktoś to postanowił wykorzystać. Wydaje mi się, że cały wic polega na tym, że w wodzie koń raczej brykał nie będzie.
Może jeszcze to, że ciało w wodzie pozornie traci na ciężarze i jeździec na grzbiecie sprawia mniejsze wrażenie na koniu?
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
10 sierpnia 2009 11:40
Ascaia i Koniczka - tak dokłądnie przeczytałam o plemionach indiańskich które zajeżdżały konie w wodzie i ich pierwszy dzień odywał się np. w jeźiorze. Oczywiście na oklep i sznurku. Ciekawi mnie ta metoda bo ponoc jest całkowicie bezbolesna, dwa nie ma wędzidła w pyszczku, jeździec jak zleci to nic mu się nie stanie.....

Planuje za około rok może więcej zajedżać moją  księżniczkę. I w wakacje mam mozliwośc dostępu do jeziora. tak sobie myslę czy nie pojechać w dwa konie  wleść do wody. Na jednego starszego wleze ja a na moja wiadomo osoba pokroju 50 kg. Chyba mniejsza panika psychiczna wtedy będzie a dwa no woda  ma działanie odstresowujące.  Co wy na to?
ja zajeżdzam konie na halterze sznurkowym, ale bez wody  🤣...jak koń jest dobrze przygotowany (wcześniej) z ziemi do przyjęcia jeźdzca, to nie ma mowy o żadnej "panice psychicznej"  ❗ 😵
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
10 sierpnia 2009 12:07
Oczywiście zgodze sie w 100% ... ale czy taka forma powiedzmy nie była by bardziej przyjemna  dla konia jak na 1 dzień?
Ja osobiście nie widzę w tym nic bardziej przyjemnego, bo:
1) skoro metoda ma być przyjemna i bezstresowa dla konia to dlaczego woda ma służyć jako "amortyzator bryknięć"? Bo innego zastosowania wody to tutaj nie widzę. Pomijam już fakt, że najpierw trzeba konia do tej wody przyzwyczaić.
2) gdzie tu równowaga? To zajeżdżanie w wodzie polega na tym, że jeździec pływa na koniu? Czyli co, koń nie dość, że ma wkładać energię w pływanie to jeszcze ma się nie przejmować, że ktoś mu na grzbiecie siedzi? Poza tym, mnie uczono, że jak koń już zacznie płynąć, to lepiej jest z niego zejść bo i jemu wygodniej i jeźdźcowi. Jeśli natomiast koń ma tylko sobie stać w tej wodzie powiedzmy, po łopatki i wtedy jeździec ma na niego włazić, a pomocnik ma go trzymać, to osobiście nie widzę zbytniej różnicy między takim samym postępowaniem na ziemi. Ba, jeśli jeździec spadnie to spadając do wody rzekomo nic mu się nie stanie ale.... jak dużego szumu narobi, wpadając do tej wody! Pluśnie, chluśnie, koń się przestraszy, ucieknie i żadna woda wam nie pomoże. Ba, wręcz przeszkodzi. Na ziemi jest większe prawdopodobieństwo utrzymania konia niż w wodzie.
3) Indianie, to jak sama nazwa wskazuje - byli Indianie: Plemiona "mistyczne", "magiczne", pierwsi "zaklinacze koni". Oni podejrzewam mogli sobie zajeżdżać konie pod wodą, w wodzie i w powietrzu. Oni sami w sobie byli "zżyci" z przyrodą, "dzicy" i potrafili o wiele łatwiej i szybciej porozumieć się ze światem przyrody, nam "białym" i ludziom "ucywilizowanym" nie jest dane stać się nagle Indianami i naśladować ich w tak odważny sposób.
Osobiście wolę polegać na starych, sprawdzonych metodach i za bardzo nie kombinować.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
10 sierpnia 2009 13:22

Osobiście wolę polegać na starych, sprawdzonych metodach i za bardzo nie kombinować.


A jakie stare metody polecasz?
Zabeczka17-dostaliśmy kiedyś w ,,prezencie" kuca walijskiego zepsutego do do szpiku kości .Nie było mowy żeby ktoś na niego wsiadł ponieważ od razu delikwenta teleportował 😁Koń nie bał się wody.Wsiadałam na niego w jeziorze ,woda stawia opór i ciężko jest konikowi brykać.Po paru bezskutecznych próbach pozbycia się mnie zrezygnował z brykania, daje mi normalnie wsiadać z ziemi i co ciekawe nabrał do mnie szacunku, uznał za przewodnika stada i naprawdę mi zaufał 😀 (do innych ludzi nadal jest bardzo agresywny). Pastwisko moich koni graniczy z brzegiem jeziora ,jest więc dla nich w pewien sposób środowiskiem naturalnym 😁.Nigdy jednak koni w wodzie nie zjeżdżaliśmy.Myślę że każdy sposób jest dobry jeżeli jest  jak najmniej stresujący i bezpieczny dla konia i dla jeżdzca.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
10 sierpnia 2009 14:12
figaro2046  No mi sie również wydaje to sposobem dość ciekawym jak na naturę końską. Myślę że lepszy taki  jak sposób który ukazywany był np. w serialu Karino. Gdzie Pan Familiada wsiadał na 2 latki.

I przyznam rację tym którzy mówią: że porządne wyszykowanie konia  jest idealnym lekarstwem na pozbycie się stresu w pierwszym dniu zajeżdżania. Osobiście zamierzam zastosować metodę naturalsa MR- bo jak narazie jedyna do mnie przemawia. A od września  zaczynam pracę z moją. Przez rok porządnie zbudujemy mięśnie grzbietu, szyjki,  w drugim półroczu dojdzie praca z siodełkiem i wszystko odbędzie się na zasadzie - to nie ma prawa cię boleć. Wykorzystam też kilka praktycznych ćwiczeń Karen Rohlf na utrzymaniu impulsu, rozluźniania zadu  itp.  A z ta woda to taka dość niezła ciekawostka.
Osobiście udało mi sie przełamac strach mojej przed  kałużą i  z totalnie spanikowanego konika moja młoda stała się wręcz Water Horsem. Pomyslałam że może połączy przyjemne z pożytecznym. Widze jaką fajdę sprawia jej woda - i to nawet ta głebsza.
Myślę że każdy sposób jest dobry jeżeli jest  jak najmniej stresujący i bezpieczny dla konia i dla jeżdzca.
I tu jest kluczowy wniosek tej dyskusji. Kuc Figaro był "popsuty" więc tą metodą dało się go "naprawić". To podobnie jak z patentami, przykładowo z chambonem: koń który mocno zadziera głowę do góry i wygina grzbiet do środka może zacząć na chambonie opuszczać głowę w dół, pracować kręgosłupem i rozluźniać się, a przykładowo inny koń, który głowy nie zadziera, wręcz przeciwnie, a któremu założono chambon "pro forma", "a bo lekki patent", może nauczyć się szarpać głową w dół i wydzierać wodze z ręki. Mam nadzieję, że rozumiecie jakimi torami idą moje myśli. 😀
Ja osobiście wychodzę z założenia, że trzeba po pierwsze - dać koniowi szansę, na poznanie nowej rzeczy. I tyle. Nie "
testować" na koniu tysiąca różnych rzeczy, "programów naturalnych", stu patentów i Bóg wie jakich sposobów "na zajeżdżenie" oraz nie zakładać od razu, że będzie to trudne. Stwierdziłam, że samo przyzwyczajenie konia do siodła, ciężaru jeźdźca i nauczenie go komend głosowych to pestka w porównaniu z całą resztą czyli w zasadzie od nauczenia konia noszenia i akceptacji wędzidła do podstawienia zadu. Sama zajazdka to naprawdę wierzchołek góry lodowej. Swojego młodego zajeździłam w zasadzie sama, ale momentami zupełnie nie wierzyłam we własne siły, było kilka akcji, że nie radziłam sobie z koniem i gdyby nie "psychiczna" pomoc ze strony kilku osób, która pomogła mi wziąć się w garść, to byłabym się poddała. W tej chwili wsiadam, jeździmy i... dopiero teraz doszło do mnie ile jeszcze pracy przede mną 😁
[quote="zabeczka17"] A jakie stare metody polecasz?[/quote]
Chodziło mi tu generalnie o taką kolej rzeczy jak przygotowanie do pracy pod siodłem z ziemi [przykład takiego naturalnego przygotowania prezenci np. Sznurka wraz z Pluszito], przyzwyczajenie do siodła, wędzidła, później do ciężaru jeźdźca, później do wysokiej sylwetki jeźdźca, później uczenie komend pod siodłem na głos albo poprzez naśladownictwo, za innym koniem.... Metody na lonży osobiście nie lubię - koń nie dość, że musi utrzymywać równowagę po kole to jeszcze musi utrzymywać tę równowagę pod jeźdźcem, co niejednemu koniowi może sprawiać podwójną trudność.
Ja tylko melduję, że Młody zaakceptował mnie na grzbiecie nawet w stępie a nawet przypadkowo w kłusie, co lepsze wszystko to na oklep 😉 Na siodło też leje, więc generalnie jest ok. No i przyznaję maasa się zmieniła odkąd z nim pracuję, przede wszystkim koń zaczął myśleć!
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
10 sierpnia 2009 21:54
Sankarita   nie wydaje mi sie żebym sposobem wodnym nie dawala  mojej szansy na poznanie czegoś nowego jesli zamierzam z nia i tak przez rok pracowac nad grzbietem itp..
Dosiaśc ją na wodzie na kantarze sznurkowym i na oklep może przynieść nam wiele frajdy tym bardziej że mówię łączę przyjemne z pozytecznym. Do tej pory przez rok pracowałam nad jej zaufaniem.  teraz dodatkowo we wrześniu  włączymy małe treningi po 15-20 które z czasem potrwają dłużej.  Zobaczymy jak to nam wyjdzie. A woda to ma być  badziej tak w formie zabawy. Reszta ćwiczona z jeźdzcem będzie  normalnie sposobami naturalsowymi ;]
Jak wspomniałam moja kocha wodę i wszytsko co z nią związane. Uwielbia taplac , pluskać i zanurzać się. Można pewne rzeczy połączyć 🙂 tak sobie myslę ;]
Krzywdy raczej jej  tym nie zrobię a  integracja trwać będzie dalej ;]
Wtamy wszystkich.
Witamy-czyli ja i mój 3,5 letni Carlos.
Opisze pokrótce jak ja żajeżdżałam swojego ogierka.
Prace zaczęłam rok temu w wakacje. Były to gry Parellego które bardzo szybko łapał i bardzo mu się podobały. Stopniowe przyzwyczajanie do wody, czyli wchodzienie do pół kopytka do jeziorka a potem stopniowo coraz więcej i wiecej, tak że w te wakacje już nawet położył sie cały w wodzie. Przywyczajanie do kałuż, bo nasz koń jest takim troche królewiczem i brzydzi go mokre podłoże. Kładłam dużą niebieska lub białą folie wlewałam na to wode i probowaliśmy przechodzić najpierw jednym kopytkiem a potem kolejnym i kolejnym aż wszystkie cztery nózki przechodziły swobodnie po wodzie i szeleszczącej folii. Było tez zakładanie róznych rzeczy na głowe (uszy) folia lina czapka itd, taz że kon nie ucieka  z głową i bardzo lubi masaż czółka. Masowałam go po całym ciele. I tak nam upłynął rok. Po którym przyszedł czas na konkretniejszą prace. Wiosną kiedy go zabierałam na zabawy to zakładałam siodło lekko popięte.Gdy zrobiłam to pierwszy raz koń nie zaprotestował nawet nie przerywał swojej drzemki iw czasie zabaw nie zwracał uwagi na siodełko. Następnie przyszedł czas na nauke lonży. Co nie sprawiało mu problemu. Lonżowaliśmy się spokojnie powoli , nie od razu wszystkie 3 chody. W czerwcu nastąpił nowy etap -wsiadanie na konia. najpierw w boksie. A mój koń nawet sie nie kręcił tylko wygiął łeb do boku i wachał mnie na siodle.  Po trzech takich dniach wyprowadziłam konia na małą ujeżdżalnie(20x20), wsiadłam i  ........ i nic-koń spokojnie to przyjął. Przestempowaliśmy sie troche i było oki. Zatrzymanie oki. Byłam w szoku bo spodziewała się bryków, uciekania itd. od tego momentu wsiadałam na niego 2 x w tyg. nie chciałam robic nic na siłe i na szybko, wolałam żeby kon sie przyzwyczail do nowej sytuacji, ale to on bardziej chciał jeżdzić widac to było po nim  że jest zadowolony. Po 2 miesiacach wynik jest taki oglądał nas trener ujeżdzenia powiedziła że kon jest super zrobiony, bardzo fajnie reaguje na łydke i na pykniecie bacikiem,ma nie zabuzony ruch i do przyszłego roku mam dalej tak z nim delikatnie pracowac. Stwierdził że do klasy L to on juz teraz jest gotowy więc za rok rok to juz bedzie miał do konca złapaną równowage i bedzie super. Teraz z nim pracuje w systemie 3 na 1 , czyli 3 dni pracy i 1 dzien wolnego. Praca w tym przypadku do stęp +15 min pracy+step(najczęściej w terenie). Dostaje dobrą pasze dla młodych+owies, 2xdziennie padoki- i sobie chłopak rośnie.
Ja zaczęłąm od pracy na lonży, przyzwyczajania do pasa do lonżowania, siodła i ogłowia, jak skonczył trzy lata. Potem wsiadłam pierwszy raz i tak z raz góra 2 razy w tyg wsiadałam na 5 min na lonże, stęp i troszkę kłusa. Później miał z miesiąc - dwa wakacji, kastracja w międzyczasie, znowu praca na lonży - albo na samym kantarze żeby tylko rozumiał komendy albo na chambonie żeby rozwijać grzbiet. Potem zaczęłam go delikatnie ruszać pod siodłem  max 2 razy w tyg żeby łąpał równowagę pod jeźdźcem, w tej chwili ma 3 lata i 10 mies, dalej pracujemy dużo na lonży - ma "słabą" szyję, więc na chambonie bo zależy mi na tym, żeby jak najwięcej pracował w dole, ruch znacznie się poprawił, stał się bardziej elastyczny. Mam jak kolwiek by tego nie nazwać duży komfort w pracy z nim, bo to źrebię z ostatniego kwartału 2006, więc liczy się w tym roku jako 3latek, więc wszystko robimy sobie na spokojnie. Pod siodłem robimy sobie różne wygibasy typu ustępowanie od łydki, zwroty na przodzie, wprawki do łopatek i półpiruetów, parkurowe lotne zmiany.

Generalnie rzecz biorac chciałąbym się podzielić jeszcze jednym spostrzeżeniem... spotkałąm się z opinią, że młodego konia za wszelką cenę należy jechać do przodu by nie zabijać w nim chęci do ruchu na przód... i owszem w początkowym okresie... ale z czasem ważniejsze staje się rozluźnienie i ja jednak stawiam na to żeby koń był luźny a "szedł wolniej", bo kiedy potrzeba impulsu łatwiej go wydobyć z luźnego konia niż z takiego, który zapieprza do przodu bez równowagi i z odgiętymi plecami...
Powiem wam,że przeraża mnie to ,że niektórzy po dwóch tygodniach jazdy na młodym koniu na lonzy ,juz  jezdzą 'sami'
Ja z moja strasznie długo pracowałam na lonży ,był to nawet rok 1.5 .Teraz przed jazdą zawsze wole zrobić dwa kołka na lonzy ,a potem dopiero zaczynam 'sama' .Może wynika to z tego ,że boje sie.. bałam sie wtedy dwa lata temu jak pierwszy raz wsiadłam ,koń nie brykał na lonzy ,ale ja jednak bałam sie jezdzić 'bez' ,nie wiem czy stała sie jej teraz jakas krzywda ?,że tak długo była uczona na lonzy ,ale chyba nie ;>.Ja przy okazji podszkoliłam sie troche w jezdzie i mysle ,że wyszło nam to na dobre 😉.oczywiście zalezne jest to od kazdego konia indywidualnie,ale i tak nie moglabym po dwóch tygodniach ,naweet miesiącach bez lonzy dreptać na młodym koniu,róznica jest taka ,że to był pierwszy koń którego zajezdzałam.Chciałabym też zapytać was o pierwszy teren na młodym koniu,mamy zamiar niedługo sie wybrac ,jak najlepiej jechac ? w ile osob ? kon młody w srodku pomiedzy starszymi ? .I co zrobić w momencie kiedy koń sie wystraszy i poniesie? ,wiem ze to nie reguła ,ale znam swojego konia i wiem na co go stać,jest bardzo dobrym koniem ,ale bardzo płochliwym ,pracuje sie z nia bardzo dobrze dopoki sie czegos nie wystraszy ,w tym momencie są barany ,bryki ,strach, nie rzadko również ponosi.Jak jest z młodym koniem w trakcie zajezdzania w terenie ?
Nirvanka nie rozumiem. ja na moim po jakis 2 tyg tez juz jezdzilam sama. na zadnym z zajezdzanych przeze mnie koni nie jezdzilam dluzej bo nie widzialam w tym sensu. bo co daje jezdzenie w kolko ciagle?
ja chyba po jakims mniej-wiecej 10 tym wsiadaniu takim na 5  min już postępowałam sama... potem lonżowałąm i wsiadałam, a w tej chwili wsiadam od razu, wszystko to kwestia indywidualna. Tak samo z tym terenem, niekiedy młody kon będący 1raz w terenie bedzie bardziej odwazny i pewny niz 10 letni🙂.
My prawie nigdy nie wsiadamy na lonzy. Ja mam zle doswiadczenia. Moze raz, dwa, jesli wogole. 😉
Ja z moja strasznie długo pracowałam na lonży ,był to nawet rok 1.5 .Teraz przed jazdą zawsze wole zrobić dwa kołka na lonzy ,a potem dopiero zaczynam 'sama' .Może wynika to z tego ,że boje sie..

Bieganie po małym kole obciąża stawy konia. A jeżeli jeszcze dodatkowo jest obciążony z góry, to tym bardziej stawy dostają. To raz, a dwa, ze młodemu koniowi jest bardzo trudno utrzymać równowagę na małym kole z obciążeniem. O wiele łatwiej jest mu się poruszać w linii prostej. Dlatego pewnie większość osób zajmujących się zajeżadzaniem koni nie jeździ na nich na lonży.
Ja po jakichś 2-3 lonżach już jeżdze sama, jak tylko koń reaguje na łydkę i jako tako odpowiada na pomoce do zatrzymania.
W zupełności się zgadzam z repką. Jak tylko mój zaczaił gaz i hamulec i byłam pewna, ze mu nie odbije kazalam sie odpiac 🙂
wychodze z zalozenie ze co za dlugo to niezdrowo. bo zaraz zacznie sie nuda na lonzy, mlody kon moze zaczac kombinowac itp. grunt to zeby ogarnal sygnaly do szybciej wolniej, co przy koniu dobrze przygotowanym do wsiadania na lonzy jest proste. moj jak i wszystkie inne zajezdzane u nas chodzil na glos wiec byla to kwestia kilku jazd. Trwalo to ja wiem... moze z 6-8 jazd na lonzy i tylko dlatego tak dlugo bo warunki atmosferyczne nie pozwalaly na zbyt wiele
Ja na swoim przy zajeżdżaniu tylko raz na lonży jeździłam, bo był super grzeczny i tak zamulony
że nie było sensu go na lonży jeździć. Obudził się dopiero jak zaczęłam galopować, i wtedy brykał trochę 🙂
I kilka innych z którymi pracowałam to tak samo raz/dwa na lonży i potem już luzem, wszystko zależy od tego jak koń się zachowuje.
No tak młodemu koniowi ,ona ma 7 lat ,od trzech i pol była przyzwyczajana do lonzy , chodzi bez błednie w trzech chodach.No własnie zastanawiało mnie to czy nie bedzie to szkodliwe dla jej stawów, ale mysle ze godzina jazdy dwa razy w tyg czy trzy to znowu nie az taki wysilek dla niej,mysle ze krzywda jej sie nie dzieje przez to ,teraz tak jak mowie chodzi juz ttylko na poczatku z 2-3 kołka na lonzy ,potem zostaje spuszczona i drepczemy same,zawsze to jakies 'zabezpieczenie' zeby sprawdzic jaki ma humor dzisiaj,czy jest zamulająca czy naprzód bardziej .Wole zawsze sie upewnic jakiego konia mam dzis pod soba zeby potem nie miec zdziwka.A dokładnie zgadzam sie z tym ,ze wszystko zalezy od konia ,gdyby mała tak sie nie płoszyła ,pewnie ten czas jej 'lonzy' był skrocony ,jednak bałam sie ze cos moze sie stać.Oczywiscie reaguje na hamulce,tylko ze w czasie spłoszenia nie bardzo o nich pamieta i tylko tego sie zawsze bałam 🙂

Galopada - nie chodzi o to .Kazdy koń jest inny ,ja jezdziłam na lonzy długo bo taki mialam okres zaufania do tego konia,bałam sie troche ,bo znam ją na wylot i na poczatku były naprawde bardzo duze problemy z nią. Nasze konie zapewne bardzo sie róznią. Nie chodzi o : 'Bo co daje jezdzenie w kolko ciagle' tylko o bezpieczenstwo.jezdziłam oprocz kola jeszcze tak ze prowadzono mnie z ziemi po całej ujezdzali wzdłuz płotu zmiana strony itp ,chodziło tylko o tą przestrzeń pomiedzy człowiekiem z ziemii a mna na koniu ,zeby była jakas asekuracja.
mysle ze godzina jazdy dwa razy w tyg czy trzy to znowu nie az taki wysilek dla niej,mysle ze krzywda jej sie nie dzieje przez to

Na pewno bardzo obciążyłaś jej stawy, zwłaszcza jeżdżąc trzy razy w tygodniu po godzinie na lonży NA koniu przez 1,5 roku... Koń 3,5letni nie ma wykształtowanego jeszcze kośćca, nie znam się zbyt na tym, ale na pewno intensywna lonża pod jeźdźcem szkodzi.


Może wynika to z tego ,że boje sie.. bałam sie wtedy dwa lata temu jak pierwszy raz wsiadłam ,koń nie brykał na lonzy ,ale ja jednak bałam sie jezdzić 'bez'

Nie wyobrażam sobie, że zajeżdżam konia bojąc się go. Po prostu, przygotowuję go na tyle z ziemi, że jak wsiadam, to nie boję się (oczywiście mam zawsze margines, że to tylko koń, że młody, ale na pewno się go nie boję)

Btw, ile masz lat? Jakie masz doświadczenie związane z zajeżdżaniem? Bo dziwny sposób obrałaś, że tyle na lonży. Ale cóż, nie mój cyrk, nie moje małpy. 😉
Nawet płochliwy koń prowadzony przez doświadczoną i pewną siebie osobę da się bez problemu opanować.

Nie wyobrażam sobie, że zajeżdżam konia bojąc się go. Po prostu, przygotowuję go na tyle z ziemi, że jak wsiadam, to nie boję się (oczywiście mam zawsze margines, że to tylko koń, że młody, ale na pewno się go nie boję)


I to kwintesencja pracy z młodym koniem. Nirvanka zastanów się czy nie zrobiłaś krzywdy koniowi i sobie. Bo co to za przyjemność jazdy na koniu, sokoro się go boisz?
Dorzucę swoje doświadczenie z moja hc. Kobyłka 3 late i 5 mies. od roku praca z ziemi ale nie lonża! Taka bardziej zabawa i gimnastyka a la natural. Ok 3 miesiace temu nauka chodzenia na lonży tylko żeby konia załapała o co kaman. Ok miesiąc temu pierwsze wsiadanie na chwilkę przeciąganie do 20 min w późniejszym etapie. Kilka dni temu pierwszy teren - miało być za drugim koniem wyszło przed  😁 Koninka się nie bała była opanowana. Psi atak przyjęła ze spokojem. Kuropatwę, lisa, ludzi w terenie też, poprostu koń super. Dodam że na kantarku tylko. Wniosek jaki wyciągam to to że koń dobrze przygotowany z ziemi nie będzie miał problemów z przyjęciem i zrozumieniem jeźdźca. Mój plan dalszy to ok 6 miesięcy stępa, głównie w terenie dla rozwinięcia mięśni i poprawy równowagi +gimnastyka na placu w stepie + nauka zakłusowań. W razie potrzeby plan jest elastyczny  😜
darolga   L'amore è cieco
01 listopada 2010 11:05


😲
można i tak...
darolga akurat u nas jeden madrala ktory nie dal sie zajezdzic zadnym sposobem zostal ujezdzony przez Stefka, czyli jeansy wypelnione sloma i piaskiem do odpowiedniej wagi  😁 przymocowane to bylo bardzo stabilnie do siodla i teraz kon jest bez problemu. a Stefan zgnil niestety porzucony na deszczu i zostal pogrzebany na oborniku  😂 😉
Gillian   four letter word
01 listopada 2010 13:03
galopada_, u nas jest Madzia 🙂
kilka koni już zostało zajeżdżonych "poprzez Madzię", wszystkie bezstresowo i bezkolizyjnie 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się