To i ja się może skromnie dorzucę do tego wątku...
Zdjęć z samego początku nie mam, gdyż nie chciałam uwieczniać konia na którym można było się uczyć anatomii szkieletu oraz konia, który zamiast skóry miał jedną, wielką, ropiejącą ranę.
Mam jej zdjęcie już po odkarmieniu i wyleczeniu skóry... Jednak była wtedy koniem aspołecznym, który człowieka chciał zabić i nic więcej... Tą pół derkę, którą ma na sobie założył jej stajenny - nie mam pojęcia jak to zrobił.
Ale kobył wyglądał mniej więcej tak:
W roli ścisłości miała wtedy 5 lat

Po roku było coraz lepiej... mogłam już bez obawy o własne życie wejść do boksu i nie zostać skopana. Koń dawał się normalnie czyścić, ale jeżeli chodzi o jazdy to była tragedia. Gracja miała praktycznie tylko wsteczny bieg, a jak już ruszyła do przodu to było to ruszenie, galopo-cwało-nie wiadomo czym na zasadzie "co mi zrobisz jak mnie złapiesz... wielkie nic" oraz "nas nie dogoniat i nie zatrzymat"
Nie mam zdjęć z tego okresu - brakowało fotografa...
Dalsza praca z biegiem czasu wyglądała coraz lepiej. Koń nauczył się normalnie iść do przodu, ale jeżeli chodzi o jazdę na kontakcie nie było mowy... koń mój tak panicznie bał się wędzidła, że jak tylko widziała ogłowie to bałam się, że dostanie palpitacji serca. Przydało by się chyba dodać, że jak ją przywiozłam miała 2 lata i 3 miesiące. Z tego co mi wiadomo była u poprzedniego właściciela jeżdżona pod siodłem i zaprzęgana. Wędzidła bała się od początku, choć na początku myślałam, że ona tak ma, bo się boi człowieka - okazało się jednak to błędem... bała się samego wędzidła - wyobrażam sobie co ten koń musiał przejść, że aż tak reagował na nie.
Kiedy kobył skończył 7 latek już można powiedzieć o początkach pracy... Przestała tak panicznie reagować na wędzidło, nawet czasem udawało się nam wspólnie, że szukała kontaktu.
Wyglądało to mniej więcej tak:
Tutaj ma lat 7


Pracowałyśmy ciężko dalej... Bez trenera jest trudno, ale jakoś dajemy radę... Na początku 2009r. wyglądałyśmy tak:

To są najbardziej aktualne zdjęcia jakie posiadam... potem jakoś chętnego fotografa nie było.
Mogę tylko powiedzieć, że w tym momencie zmieniłyśmy kiełzno - jeździmy na hacku i jest coraz lepiej. Nie ma już t5ego całego wyżej wspomnianego strachu przed wędzidłem... Niby jej przeszedł, ale czasem się włączał i to najczęściej w najmniej odpowiednim momencie.
Powiem to tak PUCHNĘ Z DUMY jak jakiś puchacz, bo jestem dumna z Gracji, z tego, że po tym co przeszła potrafiła mi zaufać, potrafiła wyrazić chęć współpracy z człowiekiem, który ją przecież tak bardzo skrzywdził.
Jestem również dumna z siebie samej, że byłam w stanie z tym koniem osiągnąć to co osiągnęłam...
edit: pokićkały mi się cyferki