Koniec z jeździectwem?

donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
25 maja 2024 11:58
EMS, wiesz co, też mam w pracy podobne klauzulę (tyle że mocniejsze niż probujace wylapac nowoczesne niewolnictwo) i je po prostu egzekwujemy z ananasami które nie dotrzymują zapisu w kontrakcie 🙂

I tak, spróbuj nie policzyć cudzych pieniędzy jak cię pracodawca rypie co miesiąc na jakieś durne (z jego pkt widzenia) sumy od kilkudziesięciu do kilkuset złotych, dzięki czemu nie spina ci się budżet na paliwo żeby dojechać albo kupić żarcie do końca miesiąca. I to że pracodawca wie że nie wyciągniesz prawnika zza pazuchy bo i tak cię nie stać. Potem pomnóż to przez ilość pracowników. Możesz mieć nawet umowę jako freelancer i wystawiać faktury etc. i se tylko odpisać straty w takiej sytuacji bo ci kontrahent nie zapłacił. Dzięki takiej oszczędności raczej sobie ktoś konia za 400k nie kupi, ale owszem na social będzie nowy komplecik ES co tydzień i możesz się poczuć jak sponsor 😉

IMHO tacy ludzie nie robią sobie jaj z tych którzy mogą i realnie zagrozić prawnie, ale pozwalają sobie na takie durne rzeczy gdzie jest mała szansa problemu i maksymalnie stracenie pracownika. Dlatego najlepszym pracownikiem dla takich inwestycji są młodzi ludzie którzy jeszcze nogą nie potupią i praw swoich nie znają. Porobią parę lat poodbijają się pomiędzy stajniami i albo trafia na dobre miejsce albo zrezygnują z tego sektora.

Cały świat jeździecki obrywa za takie pogrywanie z podstawowym fundamentem świata jeździeckiego, bo są fajne miejsca do pracy gdzie nie ma toksycznych środowisk, jest rozwój etc. tylko jest takich miejsc mniej niż więcej. A ludzie odchodzą, bo ileż można być dojonym jeden lub inny sposób. Życiowy, finansowy, psychiczny. Nie znam ani jednego luzaka (a pracowałam z wieloma osobami, w wielu miejscach, zwykle z większym przemiałem niż mniejszym) i nigdy nie spotkałam kogoś kto by nigdy nie spotkał się z niesprawiedliwym traktowaniem które przyjęło się dla niektórych jako standard. A to bo nie płaci, albo zatrudnia za mało pracowników, albo płaci i jest wystarczająco ludzi ale menadżer ma zaburzenia psychiczne i chętnie je przekazuje. Gdyby to nie było problemem, to związki jak BGA (British Grooms Association) nie miałyby pomocy prawnej i psychologicznej 24/7
Naprawdę, duża stacja nie na możliwości motywowania pracowników do wyjścia do kierowcy w takich sytuacjach? Jakaś premia? Zanim ktoś wyszedł po x telefonach to kierowca pojechal, czyli ta ruja jest pozamiatana.
Karolina, dwa problemy. Pierwszy - serio spotkałaś się kiedyś z premią za coś takiego w stajni? Dwa - nie widzisz, że 99% normalnych zawodów w ogóle by czegoś takiego od pracownika nie wymagało, nawet za premię? Do mnie nikt nie dzwoni, że mam się wypakowac z łóżka o 23, bo "kurier wcześniej nie mógł". To nie jest sprawa życia, zdrowia ani nawet dobrostanu konia, kurier powinien być po prostu wcześniej lub powinien to załatwić właściciel stajni. Kur..., to nawet nie jest niespodziewana akcja żadna, żeby był powód wyciągać pracownika z łóżka, nawet z premią. xD Tylko umówiony kurier.
Osobiście chciałabym dodać, że pracownik też jest inwestycją. Płaci się za wiedzę i umiejętności, których właściciel często nie posiada, za oddelegowanie zadań, aby móc skupić się na rzeczach ważniejszych itd. W wielu firmach/organizacjach już pojęto, że z niewolnika nie ma pracownika, ale widać w jeździectwie ciągle królują januszexy. Żeby nie było - wykorzystywanie pracownika, bezpłatne nadgodziny i przerwywanie na wolnym zdarzają się również w innych środowiskach, ale nie aż tak. Bo tu można dodatkowo żerować na empati do koni.

No i 100% zgadzam się z Muchozol, wina nigdy nie jest po stronie ofiary przemocy, a przemoc ekonomiczna to też przemoc. To, że ktoś zachowuje się jak ciul i jest nie fair w stosunku do pracowników nie może być usprawiedliwione, "bo biznes", całe prawo pracy się na tym opiera tak jakby...
Do wypowiedzi Keirashary dodam jeszcze to, że jeśli pracownik nie jest inwestycją, zatrudnienie go nie przynosi dodatkowego zysku (w postaci innej pracy, którą w tym czasie może wykonać pracodawca, większej rentowności firmy, czy w przypadku stajni większej liczby koni), to pracownik nie powinien być zatrudniany. I jeśli pracownik nie jest inwestycją, tylko stratą, a mimo to jest zatrudniany, to biznes jest prowadzony ciulowo.
Chyba że celem samym w sobie jest to, żeby właściciel nie musiał wtedy pracować, ale to też jest inwestycja - w siebie.
Sivrite zdarzało mi się robić robotę która zajmuje 3 tygodnie w tydzień, bo wypuszczenie danych z badania klinicznego się opóźniło, zdarzyło mi się też pisać abstrakt na konferencje o 23 bo deadline o 24 a klient dopiero sobie o niej przypomniał. Na urlopie zerknam na maile codziennie w telefonie na wypadek gdyby była jakaś awaria. Generalnie ludzie z którymi pracuje jednak są zaangażowani, a podejście typu że nie zrobię x bo nie jest w moim zakresie obowiązków jest rzadkie. Wręcz przeciwnie, zdarza się że partner w firmie pomaga wykonywac zadania które normalnie robią juniorzy bo czas goni a jest to ważny klient. Nie wyobrażam też sobie takiego podejścia przy koniach, bo nie da się wymyślić każdej zainstanialej w stajni sytuacji żeby ją wpisać w zakres obowiązków w umowie.
Mam nadzieję że to "zaangażowanie" i kompulsywne zaglądanie w maile na urlopie jest dodatkowo opłacane, bo jak nie to kolejny przykład gloryfikacji współczesnego niewolnictwa. Nie ma się czym chwalić 🙂

Btw jakby ode mnie ktoś oczekiwał że na urlopie będę maile czytać to bym z kosą pogoniła i do sądu o mobbing podała, jeszcze czego.
Ani jednym napisanym słowem nie usprawiedliwiałam zachowania pracodawcy. Napisałam za to, że jego zachowanie jest dla mnie nie do pojęcia i nie do zaakceptowania. I owszem, macie rację, zgodzę się co do tego, że działanie pracodawcy jest przemocą, bo pracodawca działa z pozycji siły. Ale Kanie opisywała też przypadki gdy wykonywała, hm nazwijmy to "drobne uprzejmości" dla klientów, poza godzinami pracy, ewidentnie jej to nie pasowało, nie podobało się, ale to robiła. Czy mam rozumieć, że wszyscy ci klienci są osobami przemocowymi i stosowały wobec Kanie przemoc?

Sivrite, pracownik nie jest ani inwestycją ani stratą. Jest kosztem. Tak jak prąd jest kosztem. Koszty się świadomie ponosi, żeby osiągnąć zysk. Pracownik nie jest inwestycją, choćby dlatego, że nie jest własnością pracodawcy. Praca jest obopólną umową. Inwestycją może być np szkolenie pracownika, albo wyposażenie go w urządzenia usprawniające pracę, ale sam pracownik jest kosztem i to niemałym. Dzisiejsza płaca minimalna to koszt dla pracodawcy ponad 5 tyś z. Nic nie usprawiedliwia wykorzystywania i oszukiwania pracownika. Szczerze mówiąc, patrząc na obecny rynek pracy (niekońskiej) myślałam, że te czasy gdy pracownik był wykorzystywany już w dużej części minęły. Dzisiaj częściej się spotykam z działaniem w drugą stronę - pracownikiem, który wykorzystuje pracodawcę, zwłaszcza wśród młodych pracowników. Powtarzam - nic nie usprawiedliwia wykorzystywania pracownika, ale pracownik nie zdaje sobie sprawy z tego z jakimi problemami mierzy się pracodawca.
Trochę nie wiem czy się śmiać czy płakać nad tym kiedy czytam, że sprawdzanie maili podczas urlopu to jest 'zaangażowanie' w pracy szczerze mówiąc 😉
Albo może bardziej trochę to śmieszne, ale bardziej straszne 🙂
Przecież to wszystko zależy od pracy. U nas to normalne ze ludzie raz na jakiś czas, będąc a urlopie odpala maila, albo whatsupa i sprawdza ważne wiadomości. Może to wynika że tego, że większość lubi robotę i lubi swoich współpracowników i wie ze nie piszą z byle G tylko faktycznie maja jakiś problem. Ale tez działa to w drugą stronę, bo nikt nigdy nie robił problemu z urlopem, o nadgodziny część ludzi się bije bo są rzadko... jeśli nikt nikogo nie zmusza to serio, nie jest to ani dziwne ani straszne 😉
EMS, Ty tak serio? Pracownicy wykorzystujący pracodawców? Iks, curwa, de. Ja serio nie wiem, gdzie Ty to widzisz. Wydawało Ci się, że minęły czasy wykorzystywania pracowników? No to wydawało Ci się. 😅 Pracowałam przy koniach, pracowała 10 lat moja siostra przy koniach. Pracowałam w państwówce, ona w dwóch. Pracuję w drugim korpo. Jak Świat mówił o "rynku pracownika", to nie tyczyło się to Polski, tylko zachodu, a jak rynek pracownika się tam skończył, to u nas się nigdy nie zaczął. W Polsce nigdy nie było rynku pracownika. Że pensja minimalna uprzykrza życie pracodawcom? Zaręczam, że jeszcze bardziej uprzykrza pracownikom, bo w zastraszającym tempie goni/dogoniła pensje specjalistów. Napisałaś to tak, jakby pracownicy się cieszyli z podnoszenia tej pensji minimalnej. xD Cieszy się może z 5% ludzi, kto ma mózg, to wie, co to robi z naszą gospodarką.

Faith, mnie jest przykro. Ale nie za Karolinę, tylko za mnie, bo zmieniłam ostatnio pracę i mam dokładnie takiego współpracownika. Który teraz myśli, że ja będę robić x, bo on robił przez 4 miesiące i nie narzekał. I muszę teraz walczyć z warunkami pracy, które takie osoby jak Karolina mi fundują.

Karolina, brak słów. Serio brak słów. Jeśli chcesz pracować na urlopie, to to jest Twój wybór, ale nie rozporządzaj wolnym czasem innych osób twierdząc, że to "zaangażowanie". Jeśli żyjesz, żeby pracować, to Twoja sprawa, ja pracuję, żeby żyć. Mój wolny czas jest moim wolnym czasem, którego nikt i nic mi nie zwróci. Wolny czas, na prawo do którego pracuję. Jeśli mam urlop, to (o ile nie byłaby to moja firma), moja praca ma sobie radzić beze mnie.

Aga, ale nikt nie zmusza. Nikt Karolinie nie zakazuje. Ale to ona opisuje taką pracę jako "zaangażowanie", czyli w domyśle coś dobrego. Nie "z zastrzeżeniem, że", tylko że tak jest dobrze.

Rozmawiamy o wypaleniu KaNie, a tu wpada Karolina i opisuje DOKŁADNIE zachowania, które pomogły KaNie znienawidzić jej pracę i próbuje je gloryfikować, co tu się stało. 😂
Sivrite, ależ oczywiście że pracownicy lecą sobie w jajo z pracodawcami. Wam się wydaje że kij ma tylko jeden koniec ? Tylko ze wystarczy jeden kijowy pracodawcą żeby zniszczyć życie 30,/40/100 ludziom, a jeden kijowy pracownik dobije jednego pracodawcę.

Notoryczne L4, brak jakiejkolwiek informacji że ktoś planuje oddać krew, złodziejstwo, niszczenie sprzętu, brak poszanowania dla infrastruktury, donosy, złe traktowanie kolegow w pracy... generalnie lista jest długa, a jak komuś się wydaje że latwo się pracownika pozbyć i zwolnienic to trzeba przeczytać dokładnie polskie prawo 😉

EMS, Ty tak serio? Pracownicy wykorzystujący pracodawców? Iks, curwa, de.
Sivrite, skoro tak piszesz to znaczy, że mało wiesz i mało widziałaś. Przeczytaj to co napisała xxagaxx. Ja jeszcze dodam tylko, że wg polskiego prawa pracy pracownik może wszystko, a pracodawca wszystko musi. Pracownicy (nie wszyscy oczywiście) często lecą w w kulki i jedyne co ich interesuje to ich prawa. Obowiązki już niekoniecznie. Uwierz mi, to co odpierdzielają pracownicy, dorośli przecież ludzie, to coś trudnego do uwierzenia. Jakbym ci opowiedziała o niektórych przypadkach z życia firmy to byś mnie posądziła o zbyt wybujałą wyobraźnię.

Sivrite, właśnie w tym ostatnim wpisie reprezentujesz typ pracownika, którego nie chciałabym w swoim zespole. Bo szanujesz tylko swój interes i swój czas wolny. A sprawę pracy i firmy masz w 4 literach. Być może twoje stanowisko pracy i odpowiedzialność jest takie, że rzeczywiście twoja nieobecność w firmie nic nie zmienia. I może właśnie przez to masz ograniczone spojrzenie na ten problem. Bo podstawowe pytanie jest takie - czy idąc na urlop wykonałaś i rozliczyłaś wszystkie swoje obowiązki? Czy zadbałaś o to, żeby ktoś zakończył twoje zadania, których tobie przed urlopem nie udało się załatwić? Czy nie zostawiasz jakiś niedomkniętych problemów?
Podam ci dwa przykłady z mojej firmy. Pierwszy, pracownicy produkcyjni - idą na urlop i przez dwa tygodnie nikt do nich na pewno nie zadzwoni. Jak pracownik weźmie urlop na żądanie to po prostu nie przychodzi do pracy i ma w nosie plan produkcyjny. Drugi przykład - pracownicy szczebla kierowniczego. Przed urlopem ogarniają swoje sprawy, przekazują milion informacji, rozdzielają obowiązki, przekazują nadzór nad mailami i informują kiedy i w jaki sposób można się z nimi skontaktować jeśli będzie nagła, pilna potrzeba. Urlop na żądanie? Potrafi do mnie zadzwonić pracownica i powiedzieć: "Słuchaj, nie mogę jutro przyjść, bo coś tam coś tam, dzwoniłam już do koleżanki i przekazałam jej wszystko co musi wiedzieć, ale jest jeden mail, na który muszę odpowiedzieć czy dokument, który muszę zrobić. Zrobię to zdalnie z domu". I ja wiem, że to jest pracownik godny zaufania i godny wyższego wynagrodzenia. A ona wie, że w zamian może liczyć na więcej dni urlopu na żądanie, na pozwolenie na wcześniejsze wyjście z pracy, bo dziecko trzeba zabrać do lekarza, na spóźnienie, bo ma do załatwienia pilną prywatną sprawę itd, itd.
Aga, ale mówisz o jeździectwie, w którym 90% osób nie ma umowy? Nie przychodzą któregoś dnia do pracy, bo mogą. 😀
Czy może mówisz o korpo? Ponad połowa moich współpracowników w dwóch firmach zatrudniających w Polsce po kilka tysięcy osób miała umowy na czas określony. Nie trzeba ich nawet zwalniać, nie trzeba też dać powodu nieprzedłużenia.
W jeździectwie kilkukrotnie (tak z 7-8 razy, jeśli dobrze liczę, u różnych pracodawców) widziałam też umowy na 1/8, 1/16 i, ha tfu, 1/32 etatu. xD
Zgodnie z raportem GUS-u 2,26 miliona Polaków pracuje na umowach śmieciowych. O jakim wykorzystywaniu pracodawcy Ty piszesz. Ja wiem, że takie historie o naciąganiu na L4 etc. są głośne i rozdmuchiwane ale bez, kurde, przesady. xD
Ok, nie mamy w Polsce rynku jak w Ameryce, gdzie pracownik jest śmieciem, ale naprawdę kolorowo nie jest jak na Unię.
Notoryczne L4... Moja przyjaciółka przeszła niedawno przez L4 z powodu depresji, której dostała w pracy, z której nie mogła zrezygnować z powodów finansowych. Nie dostała L4 na wizycie, na której na tę depresję dostała jedne z cięższych antydepresantów i przez pierwszy tydzień była zwłokami. W końcu wyżebrała to L4. I to wszystko mimo tego, że była na umowie terminowej i potrzebowała go na 2 miesiące, bo miała już kompletnie dość, a nie żeby je ciągnąć miesiącami.
Teraz można sobie kupić L4 w aplikacji. No spoko, ale te L4 są w systemie i trzeciego w roku Ci już nie wystawią. I dłuższego niż tydzień też nie. Więc ok, jest to pole do nadużyć, ale naprawdę nie jakichś ogromnych.
Za bezpieczeństwo swojego stanowiska pracy płacisz. Zwykle swoimi pieniędzmi, wybierając gorzej płatną pracę, na przykład w budżetówce. I tak, w budżetówkach są nadużycia srogie. Ale też pensja jest adekwatna do nadużyć, powiedziałabym... Jakby państwo sobie to wliczyło w koszta. 🤣
Największym nadużyciem pracowników są według mnie L4 ciążowe. Dziewczyny rzucają L4 po zobaczeniu dwóch pasków na teście. I robią to z założenia, tak zaplanowały sobie ciąże. I to mnie wkur... w opór, bo też pogarsza moją sytuację na rynku pracy, gdy chcę być fair pracownikiem. Ale...! Jest też kwestia naszego przyrostu naturalnego i tego, czy jako społeczeństwo możemy się wkurzać na osoby chcące mieć dzieci... Ja się wkurzam, ale tak z wyrzutami sumienia trochę. 🤣 A poza tym, żeby poszły na to L4 i macierzyński, muszą być zatrudniowe na umowę bezterminową. O którą wiem, ile czasu walczyłam w poprzedniej pracy. A przy koniach? Niewykonalne.

EMS, "Być może twoje stanowisko pracy i odpowiedzialność jest takie, że rzeczywiście twoja nieobecność w firmie nic nie zmienia. I może właśnie przez to masz ograniczone spojrzenie na ten problem. Bo podstawowe pytanie jest takie - czy idąc na urlop wykonałaś i rozliczyłaś wszystkie swoje obowiązki? Czy zadbałaś o to, żeby ktoś zakończył twoje zadania, których tobie przed urlopem nie udało się załatwić? Czy nie zostawiasz jakiś (PS. jakiCHś, bo aż mnie skręca, że muszę to zacytować z ortografem) niedomkniętych problemów?".
Odpowiedzi - tak, tak, nie, o ile miałam na to wpływ. Tak się składa, że jestem bardzo dobrym pracownikiem, starającym się, sumiennym, nienawalającym do pracy i zostającym na nadgodzinach, jak trzeba. Płatnych. Mam wszystko uporządkowane, więc jak idę na urlop i się coś spierdzieli, to nie jest to moja wina, że się spierdzieliło, serio. Dwukrotnie też w ramach urlopu zdarzyło mi się odpowiedzieć na zadane pytanie na Mess. Widocznie miałam szczęście mieć współpracowników, którzy szanowali mój urlop równie mocno, jak ja. I ja szanowałam ich urlop.
Daję z siebie 100% w godzinach pracy. Tak naprawdę każdy pracodawca płaci za czas, nie za robotę. Płaci za Twoje godziny życia, bo to jest jedyna rzecz, której nie można wyprodukować, ktoś Ci musi dać swoje. Płaci więcej, jeśli wcześniej te godziny życia poświęciłaś na naukę i masz wiedzę i doświadczenie. Ale płaci się za czas i za jakość tej pracy. I to jest to, co daję od siebie, swój czas i swoją jakość. A mój czas jest moim czasem i jeśli jako pracodawca nie jesteś w stanie tego zrozumieć, to spoko, Ty byś mnie nie zatrudniła lub ja bym długo nie popracowała, byłybyśmy szczęśliwsze oddzielnie.
Sivrite, niestety, ale jedyna osoba która nie wie co pisze jesteś Ty. Skoro widzisz tylko jeden koniec kija 😊 EMS, pięknie to wyjaśniła. Oczka to się otwierają jak ma się swoją działalność, nie jednoosobowa. I po raz kolejny powtórzę. Ty znasz masę złych pracodawców, bo jeden pracodawcą zniszczy życie większej ilości osób niż jeden pracownik zniszczy pracodawców.

Ostatnio bylam u mojej kosmetyczki, pracowały we 3, zostały dwie. I pytam się czy kogoś szuka itp. I mowi ze nie, że ostatnia dziewczyna ją naprawdę zmęczyła roszczeniami, narzekaniem i nawet tekstem "gdzie są te pieniądze?" Bo przecież widzi ile klientek było danego dnia i ile zapłaciły. Tylko ze nie widzi rachunków z prąd, za lokal, podatki itp... no sory, ale jak się umawiasz na pensje i warunki to trochę słabo potem wypominać... ale wiadomo, tylko ten zły wyzyskujący pracodawca jest, bo jemu to spadło z drzewa, ten biznesik.
Lewe L4 niestety nie jest incydentalne i potrafi się ciągnąć miesiącami. Umowa na czas określony? Ich ilość i czas trwania jest bardzo mocno ograniczony. Ciąża trwa 9 miesięcy, macierzyński rok. A potem kobieta wraca do pracy i należy jej się płatny urlop za te poprzednie 2 lata. W trakcie urlopu oczywiście nadal nabywa prawa do kolejnego urlopu. I nawet nie mam o to pretensji do kobiety. Jej się to prawnie należy i tyle. Ale wiesz jaki to jest koszt dla pracodawcy? Duży przedsiębiorca sobie poradzi, ale dla mikroprzedsiębiorcy to jest tragedia.

I też uwierz, mieliśmy sytuacje gdy potencjalny pracownik nie chciał się zatrudnić legalnie bo ciągnął drugą pensję z socjalu i/lub uciekał przed płaceniem alimentów byłej żonie na dziecko.

Aha, i powtarzam, ja nie piszę o sytuacji pracowej w branży końskiej, bo na ten temat nie mam wiedzy.
Ja sobie doskonale zdaje sprawę z tego że pracownicy również potrafią cyrki odstawiać, ale wiem też że zwykle cyrk się zaczyna jak warunki pracy się pogarszają, na przykład zaczyna się ciśnięcie paniuś od ślepienia w pracowe maile na urlopach. A jak nawet bez tego tak się dzieje to pracodawca współwinny przecież, no bo trzeba było lepiej proces rekrutacyjny przeprowadzić, co nie? 😎
Nigdy nie pracowałam w Polsce ale dzięki, ten wątek skutecznie mnie odwiódł od tego żeby spróbować.🙃
Ja pracuję na swojej działalności od lat. Mam stałych klientów, ale tylko jeden z moich klientów to polska firma, cała reszta to firmy zagraniczne i nie januszexy 😅. I nikt mi nie musi płacić za sprawdzanie maili na urlopie, w moim interesie jest żeby te maile sprawdzać i żeby wszystko grało a klienci byli zadowoleni, bo dzięki temu mam więcej zleceń. I nie, nie pracuje w tym czasie ale odpowiadam na ważne pytania wysłane mailowo. Po prostu nie mam podejścia że zamykam drzwi i mi wisi, bo też jako przedsiębiorca nie mogę go mieć.


I też uwierz, mieliśmy sytuacje gdy potencjalny pracownik nie chciał się zatrudnić legalnie bo ciągnął drugą pensję z socjalu i/lub uciekał przed płaceniem alimentów byłej żonie na dziecko.


EMS,

Albo ma dlugi. Stąd wtedy te 1/4 czy 1/8 etatu żeby było poniżej kwoty zajęcia komorniczego, albo dochód na osobę nie przekroczył progu socjalu, albo żeby nie wykazywać dochodu pod alimenty. Mam podobne doświadczenia, gdzie musiałam nalegać na umowę - dla mnie to jest ważne, bo przy potencjalnym wypadku typu koń kopnął pracownika który jest na czarno się nie wypłacę.
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
26 maja 2024 23:44
Rozmawiamy o wypaleniu KaNie, a tu wpada Karolina i opisuje DOKŁADNIE zachowania, które pomogły KaNie znienawidzić jej pracę i próbuje je gloryfikować, co tu się stało.
Bo dla KaNie mogło to być paskudne, a karolinie odpowiada. Są różni ludzie i różne podejścia i nie nam to oceniać.
A nawet może się to zmieniać.
Kiedyś lubiłam pracować z domu od do i zamykam kompa i mnie nie interesuje. Potem wręcz pokochałam zostawanie po godzinach, albo wyjazdy do pracy na cito i bycie w gotowości - z imprezy się zerwiesz, ale już pić na niej nie możesz. Nie zliczę ile razy przychodziłam wtedy co miałam nie przychodzić, bo ktoś nie mógł albo nagle była potrzebna pomoc.
Czy kogoś naklaniam do 1szej albo drugiej opcji? No nie, bo to każdego indywidualna sprawa, co lubi.
No jest też zdecydowana różnica. karolina pracuje na własnej działalności, jej wysiłki i ingerencja "w czasie wolnym" przekładają się bezpośrednio na zyski, te materialne i niematerialne, jak budowanie relacji itd. KaNie za pozostawanie po godzinach nie słyszy nawet dziękuję, o dodatkowym $ nie wspominając. To ni cholery nie jest ta sama sytuacja.
Jak się pracownika nie szanuje i nie wynagradza, to z jakiej racji on ma robić po godzinach i na urlopie? Żeby prezes kupił sobie nowego konia/samochód szybciej? 🤡 Z altruizmu, żeby komuś innemu biznes lepiej działał? No bez jaj. Do pracy się chodzi po pieniądze. Jak ani pieniędzy, ani uznania to po co zaiwaniać w nadmiarze?
W poprzedniej firmie pracowałam po 12h, odbierałam na urlopie, pracowałam w weekendy, byłam back-upem całego cholernego działu, nie raz ogarniałam problemy techniczne za dział techniczny, a jak trzeba było to nawet za kierownika magazynu szlam robić czy bezpośrednio na produkcji. Jak nagle odeszło 6 osób na ciążowe (przy średnim czasie wdrożenia nowej osoby 3 msc) to ciągnęłam z dwa etaty dobre pół roku. Z tym, że jak potrzebowałam wolnego na pisanie pracy czy wyjść na uczelnie to nie było problemów, za każdą nadgodzinę miałam zapłacone itd. Wiecie kiedy się skończyło, kiedy się zwolniłam? Jak poszłam po podwyżkę po szalone 300zł (wyrównanie po 26 r.ż) i usłyszałam nie. Nie od swojego przełożonego, od dyrektora produkcji, a od ciućmoka z działu finansowego, za którego rzeczony przełożony mnie przepraszał, ale miał związane ręce. Pół roku później zmieniłam pracę. Robię jakąś 1/3 tego co robiłam za prawie 2x większe pieniądze, nigdy nie odbieram na urlopie, liczbę dni w roku gdzie zostanę coś ponad 8h mogę policzyć na palcach.
W poprzedniej pracy za mnie musieli zatrudnić 3 osoby, bo jak widać takich osłów jak ja nie ma dużo 🙃
Także tak, fajnie jest być zaangażowanym pracownikiem, ale za to trzeba mieć uczciwie płacone i być szanowanym - w kwestii swojego zdrowia, work-life balance itd, bo łatwo też się przejechać.
No i na własnej działalności wiadomo, że pracuje się inaczej, w pewnych branżach i stanowiskach też, no ale sorry, za tym zwykle idzie wypłata czy inne benefity, bo jak nie idą, to się człowiek wypala. Praca dla idei to już nie te czasy 😉

PS. Uwielbiałam swoją poprzednią pracę i zespół, ale te uczucia jeść nie dają, ani nie zapłacę nimi za leki, konia czy mieszkanie.

Czy nie zostawiasz jakiś (PS. jakiCHś, bo aż mnie skręca, że muszę to zacytować z ortografem) niedomkniętych problemów?".

Sivrite, przeoczenie, ale dziękuję za zwrócenie uwagi.


Także tak, fajnie jest być zaangażowanym pracownikiem, ale za to trzeba mieć uczciwie płacone i być szanowanym - w kwestii swojego zdrowia, work-life balance itd,

keirashara, i to jest chyba najlepsze podsumowanie dyskusji. Najlepszy układ to taki kiedy pracodawca szanuje pracownika, jego czas i prywatność oraz uczciwie go wynagradza, a pracownik szanuje pracę, jest zaangażowany i nie robi problemu gdy w podbramkowych sytuacjach musi zrobić coś ponad zakres swoich obowiązków. To taki układ win-win.
Moon   #kulistyzajebisty
27 maja 2024 10:20
keirashara, ejmeeen!
W poprzedniej robocie byłam grafikiem, UXem, testerem, developerem, project managerem, PRowcem, content managerem i kurna woźną. Przysłowiowo musiałam trzymać każdemu klientowi kij prosto w wiadomym miejscu, a i tak dostawałam opr za najmniejsze niezadowolenie klienta, w myśl zasady klient=nasz pan.
Nadgodzin co prawda nie miałam (bo postawiłam na samym początku sprawę mocno stanowczo i broniłam tego jak niepodległości, że mój wolny czas to świętość) ale właśnie ilość obowiązków, ogrom odpowiedzialności totalnie nie współmierny do wynagrodzenia, wręcz chorobliwa chęć kontroli na każdym kroku, atmosfera i kontakt z przełożonymi przelały szalę goryczy.
Wszystko to przy umowie B2B, także słowo "prawo pracy" wywoływało tylko ironiczny śmiech u przełożonego.
... Taki sam był mój ironiczny śmiech, gdy powiedziałam że zwalniam się i nie, nie będę na wypowiedzeniu 3 miesiące, tylko 1 miesiąc, bo nie obowiązuje mnie prawo pracy 😎

I zaznaczam, że równolegle, sama freelancersko działałam (i działam) i mój wniosek jest taki, że... nie, nie trzeba kontrolować wszystkich na każdym kroku, nie, nie trzeba dawać sobie wchodzić klientom na głowę, wystarczy czasem po prostu... zaufać profesjonalistom i dać im robić swoją robotę.

Wiecie jaki był mój szok, gdy pierwszego miesiąca w nowej pracy, dostałam wypłatę JEDEN DZIEŃ po wysłaniu faktury...? Prawie z krzesła spadłam. Po prawie 10 latach w branży, na święta pierwszy raz dostałam premię. Pierwszy raz w życiu. Plus, jako dział dostaliśmy dodatkową premię, za projekt, który zajebiście ogarnęliśmy i w zakładanym czasie.
A 2 tygodnie temu, dostałam info, że dostałam podwyżkę. Ot tak, bez tysiąca rozmów, proszenia, argumentowania, płaszczenia się i 15 podań ze zdjęciami w dwóch formatach.
Czasem mam wrażenie, że jestem w ukrytej kamerze 🤣 Oczywiście, jak w każdej firmie, są mankamenty (bywa że robię nadgodziny, które potem odbieram, albo mam za nie płacone) bo "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma", ale serio, tak jak już tu ludzie pisali - do pracy chodzi się po pieniądze, więc fajnie jak jednak Twoja praca jest nie tylko wynagradzana, ale jeszcze po prostu, po ludzku - doceniana.
Działalność a etat to ofkors inna bajka.
Ale tak bogiem a prawda - jak miałam te dwadzieścia kilka lat to mogłam robic i po 12h, i czasem robiłam, z pasji, nie przymusu.
Ale teraz mam 39.
I serio czas odpoczynku jest dla mnie ważny.
I jest dla mnie ważne żeby mieć te 2 tyg urlopu i nie zajmować się ta robota choćby była i awaria.
Bo jak ja nie wypoczne - psychicznie i fizycznie, to ta awaria zrobi się we mnie. I to możliwe że poważna.
Czy pracodawca się tym przejmie? No może i tak, przez jakieś 30min, a potem znajdzie zastępstwo, obojętnie od naszego zaangażowania, nadgodzin i odbierania maili na urlopie.
Tak naprawdę bardzo lubimy jak nam się wydaje że jesteśmy gdzieś niezastapieni. No tylko że nie jesteśmy 🙂
A jeśli firma tak obsadza etaty że wyłącznie jedna osoba trzyma kluczowe dla istnienia firmy umiejętności/informacje/kontakty - to tak jest potężny błąd organizacji niestety i strzał w kolano 🙂

Życie wiecznie na standbaju niestety się mści, prędzej bądź później.
Nie wiem, czy kogokolwiek to zainteresuje, ale są trzy typy podejścia/nastawienie do pracy:
-punitywne
-instrumentalne
-autoteliczne
I tak, kążdy ma tu rację - swoją rację, bo w swoim typie 🙂 I idealnym układem jest znaleźć sobie miejsce (bądź je stworzyć), gdzie można działać zgodnie ze sobą. Bo tak samo, jak ktoś potrzebuje zamknąć drzwi i nie wracać do roboty, tak inny potrzebuje całodobowego kontaktu z pracą. Nie mówimy tu o sytuacjach patologicznych.
Do tego dochodzi cała ideologia, więc już wiemy, kto na forum jest marksistą, a kto kapitalistą (w olbrzymim skrócie) 😀
I domyślam się, co zadziałało u Kanie, sama przechodziłam przez podobny proces. I nie jest to wypalenie zawodowe moim skromnym zdaniem.
A ja uważam, że to nie z obecnym pokoleniem jest problem że są roszczeniowi w pracy etc., tylko te poprzednie nie są nauczone dbania o siebie.
Gdyby moja praca nie była związana z końmi, najprawdopodobniej też nie angażowałabym się w nią poza określonym wymiarem czasu. To jest mój czas, na moje sprawy, życie, na odpoczynek czy inne obowiązki poza pracą. Z końmi wiadomo jak jest, to kolka w nocy, to noga do szycia, to wizyta weta poza godzinami pracy, wyjazdy, jestem dyspozycyjna praktycznie zawsze bo to zwierzęta i nie wyobrażam sobie zostawić ich bez opieki, nie wyciszam telefonu. Ale motywuje mnie miłość do nich i gdyby tego elementu nie było, na pewno sytuacja by wyglądała inaczej. Szanuję swój czas wolny. Dbam o odpoczynek. Nauczenie się tego zajęło mi trochę czasu, bo kiedyś to też mogłam pracować po 12h i jeszcze jaka dumna z tego byłam.

Bo szanujesz tylko swój interes i swój czas wolny. A sprawę pracy i firmy masz w 4 literach.
Każdy ma zakres swoich obowiązków w umowie i ma je realizować. Tyle. Do pracy chodzi się zarabiać pieniądze bo trzeba za coś żyć, nie z miłości do firmy, nie dla idei, nie dla przyjemności. Nie trzeba żyć sprawami firmy i myśleć o tym na wolnym. Dlaczego pracodawcy oczekują, a przynajmniej są szczerze zdziwieni tym że pracownicy nie angażują się osobiście w sprawy firmy jak oni? To nie jest i nigdy nie będzie firma pracownika, choćby był najbardziej zaangażowany. Życie pokazuje, że po pierwsze ci "zaangażowani" są pierwsi w kolejce do zajechania, bo skoro tak dobrze sobie radzą dorzuca im się obowiązków (niekoniecznie idąc w parze z awansem na stanowisku, po co płacić więcej skoro ktoś na starej stawce będzie więcej robił?), a po drugie psują grunt innym osobom w firmie, bo jak oni dają z siebie tyle to czemu inni nie? Przez takich ludzi m.in. podwyższa się normy. A jakże często jedyną "nagrodą" są zszargane nerwy, zniszczone relacje w domu i kolejka do psychiatry, bo mimo wszystko nadal są tylko pracownikami których w razie problemów można zastąpić i nikt wtedy nie pamięta o ogromnym poświęceniu, nikogo nie obchodzi syf w życiu.
Nie warto tak robić. Po prostu.
I nie jest mi w jakikolwiek sposób szkoda pracodawców, którzy nie dają umowy a potem są oburzeni że ktoś z dnia na dzień zniknął. Chytry traci dwa razy.

Ludzie nie są nauczeni tego balansu między pracą a życiem, dalej mamy kulturę zapier..lu, czego świetnym przykładem są właśnie L4. Ludzi którzy je biorą z jakiegokolwiek powodu w wielu miejscach traktuje się z góry jako oszustów i cwaniaków, mnóstwo osób chodzi chorych do pracy bo boją się nieprzyjemności (a "zaangażowani" tego że firma się bez nich zawali). Coś takiego jak premia za brak L4 jest powszechne a to przecież totalny kosmos.
Są ludzie nadużywający L4, ale stanowią mniejszość w porównaniu z tymi którzy na zwolnienia chodzić się boją, albo idą i odbija się to na nich finansowo i nie tylko.
Evka,
Wiesz tylko tyle ile napisałam, a to jakie rzeczy sie działy jeszcze, o których pisać na forum nie mogę, to wiem tylko ja.

Ogólnie teraz zaczełam jeździć znowu. I pomimo iż jednego 3 latka bardzo lubie za charakter i jezdność, to nadal czuję się tak jakbym wsiadała na rower. Nie ma we mnie tych emocji.
KaNie, spoko, rozumiem. Mechanizmy są dość proste i powtarzalne, co byśmy sobie o sobie nie myśleli 🙃

Evka, możesz z ciekawości opisać na czym te podejścia polegają?
A ja rozumiem co EMS ma na myśli. Nie chodzi tu wcale o to, że pracodawca oczekuje że pracownicy będą na każde zawołanie, albo do dyspozycji w czasie wolnym (natomiast istnieje coś takiego jak dyżur i tu jak najbardziej pracownik ma obowiązek siedzieć pod telefonem o 23 jeśli pracodawca mu go zlecił, nie musi mu za to żadnej premii dawać) Ale to naprawdę widać, kiedy ktoś jest zaangażowany w swoja pracę, a kiedy ma podejście "16 wybiła, czapka na glowe i do widzenia" W normalnym zakładzie pracy, takie osoby się wynagradza i to właśnie takie osoby zazwyczaj otrzymują kierownicze stanowiska. No ale właśnie, takie stanowisko ma swoje plusy i minusy i kierownikiem nie zostanie nikt, kto po pracy wyłącza telefon (jak brutalnie to nie zabrzmi). Nawet kp ma zapisy, mówiące o tym że kadra zarządzająca nie ma czegoś takiego jak nadgodziny. Tylko że to wszytko ma rację bytu, jak pracodawca jest normalny i nie odwala januszerki...

Natomiast nic mnie tak nie drażni jak pracownicy, którzy idą na fejkowe L4. A już zwłaszcza takie krótkie. Ktoś tu napisał, że nie jest to duże nadużycie- zazwyczaj jest to wynagrodzenie chorobowe wypłacane przez pracodawcę. Czyli koszt pracodawcy. Jak to jest mała albo średnia firma, kto robią się potężne koszty jak kilka takich gagatkow ciągnie fejkowe L4. I też od razu widać, że to udawane zwolnienie, ja się w ogóle nie szczypie i od razu zgłaszam to do kontroli. Ale mój pracodawca jest w porządku, żaden Januszex więc pewnie stąd moje podejście.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
27 maja 2024 18:22
Ollala, no właśnie słowo klucz to kombinacja normalny zakład pracy i normalny pracownik. Rzadka kombinacja jeśli mówimy o świecie jeździeckim - moim skromnym zdaniem.

A premie za brak L4 to dla mnie kosmos - w życiu nie pracowałam dla polskiej firmy. Na zachodzie to można dostać opierdziel od kierownika za przychodzenie z glutem do roboty. Nawet na zdalnym. Bo po co masz przychodzić z gorączką i pracować na 30% mocy dwa tygodnie jak możesz się wykurować szybciej i wrócić do 100% w parę dni.

No i dla mnie brak wykorzystywania chorobowego kiedy trzeba trąci mocno takim boomerskim flexem. Młodsze pokolenie ceni sobie work-life balance - patat to fajnie opisała już.
donkeyboy, u nas jest premia zależna od obecności od paru lat. Różnica w L4 od tamtej pory jest KOLOSALNA. I nie ze nie można wcale, jak ciebie nie ma dłużej niż 5 dni to masz -5% premii.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się