Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Ale o co ten spór? Bo nie bardzo rozumiem?
Że się dziwię, że nie dowierzam? Większość sąsiadów i ludzi, którzy ich znali ma tak samo...
Że mi szkoda dwóch zmarnowanych ludzkich żyć? Nawet więcej niż dwóch, bo przecież jeszcze dwie rodziny, na których to wywrze trwałe skutki.
Że wierzę, że ludzie jednak z natury nie są mordercami i samobójcami?
Że ta sytuacja mnie dotyka?

busch no niestety. I zawsze to szokuje.
Szczerze? Ja bym żałowała jednego zmarnowanego życia. Tej dziewczyny. Z pewnością nie zginęła na własne żądanie. Została zamordowana! Kolesia nie byłoby mi szkoda. A jeśli wiem o co ci chodzi, to szkoda by mi go było tylko w około 10%. W 90 już nie.
Gdyby SAM się zabił, byłoby mi go szkoda. Mordując niewinną dziewczynę 90& spada na 10%. Więc w ogólnym rozrachunku już mi go nie szkoda.

A tobie jest go tak samo szkoda jak dziewczyny.
No i ok. Każdy ma prawo do własnych osądów.
I chyba nie ma co kogoś o odmiennych poglądach wysyłać tu czy tam... 🙂

Tylko jak to ma do wątku dla zdołowanych ?
Bo człowieka dołuje jeśli coś takiego wydarzy mu się w mieszkaniu obok? Bo go dręczy jak zobaczy gdy ktoś leci z 11 piętra i huknie o ziemię?
Nie będę zakładać odrębnego wątku przecież.

Jeszcze jedno, skoro nie powinnam tu pisać...
Wydaje mi się, że jednak "to był sympatyczny, spokojny chłopak" ma znaczenie. Bo tak jak napisała tunrida - kogoś, kto wykazuje agresję, jest wulgarny i ma rzucający się w oczy niefajny styl bycia to można posądzić o "po prostu taki charakter, takie wychowanie". A gdy ktoś zasadniczo nie przejawia takich zachować i nagle robi coś takiego jak ten chłopak z mojej klatki... To jednak chyba to nie charakter, tylko albo działanie dragów/alkoholu, albo wyłazi coś z psychiką nie tak.
Można przypuszczać, że zabił w amoku (substancje lub psyche). Może w tym amoku jeszcze chciał ukryć ciało, a może otrzeźwiał, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i wpadł w szok... Jak do niego dotarło już wszystko, co zrobił, to postanowił zabić i siebie. Takie gdybanie...

Myślicie, że nie mam w głowie tego, że... on tu kiedyś przecież może wrócić. Za kilka lub kilkanaście lat. To mocno nieprzyjemna myśl i co tu ukrywać wolałabym, żeby tak się nie stało póki tu mieszkam. Ale nie umiem życzyć mu śmierci, mimo wszystko.  
Ascaia, ale to, że sąsiedzi mówią, że był miły i spokojny, wcale nie znaczy że to ostatnie zachowanie to był pierwszy taki wybryk. Często osoby katujące zwierzęta, dzieci czy żony latami uchodzą za super miłe i uczynne w dalszych kręgach, a nawet i wśród znajomych. Tak więc nigdy nie dowiemy się, jaki ten chłopak był naprawdę, bo to pewnie wiedziała tylko ta dziewczyna i może jeszcze z jedna-dwie przed nią...
Nie. Tunrida napisała, że to, że na zewnątrz, zwłaszcza dla obcych, ktoś jest miły, sympatyczny, mówi dzień dobry i otwiera drzwi nie znaczy, że automatycznie jest dobrym człowiekiem. A nie, że ten potrafiący się zachowywać zgodnie z zasadami dobrego wychowania na pewno nie ma wrednego charakteru. Charakter pt. psychopata nie przejmujący się odczuciami innych, wulgarni, agresywni itp. mogą nie mieć szans zostać seryjnymi mordercami, bo ze względu na to zachowanie prawdopodobnie będą wcześniej odizolowani za mniejsze przewinienia. I żeby było w temacie, to dołuje, że często na zewnątrz ludzie są mili, uczynni i wspaniali, a na co dzień okazują się wrednymi osobnikami. I to bywa nawet gorsze, bo otoczenie jak się nawet poskarżysz i tak ci nie uwierzy.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
07 maja 2017 11:49
A co maja sąsiedzi powiedzieć? Tak, bił, pół i był okropny, ale nie reagowalismy? Ludzie WOLĄ nie wiedzieć.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
07 maja 2017 11:56
Ascaia poleciłabym Ci "Biografie seryjnych morderców" ale nie wiem, czy w obecnym stanie nie zrobi Ci to jeszcze większej sieczki z mózgu. Takie najpopularniejsze przypadki chyba to np. Ted Bundy- bardzo przystojny, kulturalny i elokwentny mężczyzna czy John Wayne Gacy(notabene mający polskich rodziców) który występował na przyjęciach dla dzieci jako klaun. Tylko to byli psychopaci, mający poważne problemy psychiczne i trudne dzieciństwo.
Co do powrotu- czy do tej pory się go bałaś? Miałaś z nim większy kontakt? Imprezowałaś z nim? Piłaś? Jeśli nie to... czemu miałby się Tobą interesować? Wiadomo, że mieszkanie w pobliżu osoby skazanej za morderstwo nie jest niczym komfortowym ale tak na chłopski rozum- jakie są szanse? Teraz jesteś roztrzęsiona i myślisz bardzo emocjonalnie, poczekaj trochę i spróbuj to przemyśleć na trzeźwo.

Strzyga dobrze określone. Zazwyczaj po fakcie każdy trąbi, że było nie tak, ale cóż... nikt nie zareagował.
Wiem, rozumiem co macie na myśli. Dla mnie oni oboje to właściwie obce osoby. W ogóle nie podejrzewałabym, że byli parą. W każdym razie chyba nie mieszkali ze sobą. O tym, że spokojny, nieagresywny mówi jednak też jego bliskie towarzystwo, jego rodzina.
Dzionka a jak to jest z psychologicznego punktu odniesienia jeśli ktoś jest właśnie tak dwulicowy - tutaj uprzejmy na zewnątrz, tutaj kat i oprawca w domu. To nie jest forma zaburzenia? Nie mam na myśli tego, co napisałam Jabberwocky, - że "wredni", tylko kiedy są właśnie skłonni do przemocy.

CzarownicaSa co do powrotu to właśnie tak jak piszesz - to jednak byłby niemiła sytuacja np. spotkać się znowu w windzie z kimś komu "odbiło" i zadźgał dziewczynę. To miałam na myśli. Nie to, że konkretnie ja mam być zagrożona. 

No cóż... można gdybać. Nie jest moją intencją dyskusja o tym dlaczego zabił, czy to go usprawiedliwia. Odpowiedziałam tylko tunridzie. I przepraszam Czarownica, ale z polecenia książki nie skorzystam. 🙂
Tkwię w szoku, przeraża i przygnębia mnie to całe wydarzenie. Mam przed oczami jak spada. Mam przed oczami ich twarze. Słyszę śmiech tej dziewczyny usłyszany kilka godzin przed jej śmiercią. A dodatkowo po prostu chodzi mi o to, że mimo wszystko nie życzę mu śmierci i nie podoba mi się, co ludzie wypisują w internecie, tak bez wyczucia jak wielka tragedia się stała.

Powinni go zachęcić, żeby skoczył na chodnik, nie na trawnik. Po co ta operacja, niechby zdechł pod blokiem. Dziewczyna sama sobie winna, pewnie zdradziła to dostała karę.
Myślę, że nie tylko ja uważam takie wpisy za ohydne?

Ascaia, masz rację, nie czytaj tej książki. Ja ją przeczytałam prawie całą, ale w sumie z jakiejś głupiej ciekawości a potem przeżywałam, że ludzie pod osłoną miłych i przystojnych są socjopatami.
A wpisy są ohydne, tego też nie czytaj. Ludzie w internecie odreagowują emocje, dlatego wylewają z siebie jad. Nie ma co się dołować więcej, niż to potrzebne.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
07 maja 2017 12:50
Ale dobrze, że nie przeczytasz, bo jak pisałam źle by Ci to zrobiło 😉 Tak jak Cricetidae pisze to nie jest ani przyjemna, ani łatwa do czytania lektura.
busch   Mad god's blessing.
07 maja 2017 13:53
Ascaia, od strony psychologicznej jedną z przyczyn może być zaburzenie osobowości, zwłaszcza typu B (w tej grupie np. jest osobowość antyspołeczna, bardziej w mediach znana jako psychopaci czy socjopaci). Zaburzenia osobowości są na tyle trudne do leczenia, że są egosyntoniczne, co oznacza, że osoba z tymi zaburzeniami nie odczuwa dyskomfortu z powodu swojego 'wykolejonego' zachowania. W przeciwieństwie np. do osób z OCD, które cierpią z powodu swojego niezdrowego zachowania, osoby z zaburzeniami osobowości zazwyczaj uważają że z nimi i ich zachowaniem jest wszystko w porządku i to świat wokół nich jest zły.

Osoby z osobowością antyspołeczną nie odczuwają lęku jak normalni ludzie (i to od dzieciństwa), nie przejmują się normami społecznymi, nie nawiązują normalnych relacji z ludźmi i są zwykle bardzo impulsywne. W normalnej populacji jest ich jakiś 1%, a w więzieniach 15 razy więcej.

To są ci ludzie, o których pisze tunrida że ich myślenie jest tak inne od 'normalnych' ludzi, że próżny nasz trud w próbach rozumienia ich czy okazywania im współczucia. Jeśli zaburzenia zachowania są wykryte w dzieciństwie takich ludzi, to ogromną pracą i dyscypliną czasem im można pomóc, u dorosłych ludzi to raczej stracona sprawa.
A jest też wiele osób, które nie mają "czystej" tego typu osobowości, ale taką mieszaninę, w której te cechy psychopatyczne są wystarczająco mocne i silne by dominować ich zachowanie w takim właśnie kierunku.

I jeszcze jedna myśl. Owszem: narkomania, alkoholizm sprzyjają zachowaniom agresywnym. Ale wszak nie każda osoba popełniająca czyn zbrodniczy będąca pod wpływem alkoholu czy narkotyków popełnia go jedynie ze względu na fakt bycia pod wpływem. Gdyby tak było wszyscy alkoholicy i narkomani byliby agresywni. A  nie są! Bycie pod wpływem środków psychoaktywnych sprzyja złamaniu różnych blokad. Ale tylko sprzyja! A  nie jest przyczyną tych agresywnych zachowań.
Dzięki za odpowiedź

PS. To bardziej do "Nie ogarniam", ale już nie będę się rozbijać na dwa tematy.
Wiecie, że teraz jakieś "pielgrzymki" pod balkony i dzieci/młodzież... robią sobie selfie na tle tego połamanego drzewa?!  😲
Ja mam w swoim wieżowcu gościa, co do którego mam "dziwne" odczucia. Nie potrafię ich określić. Z tego co mi wiadomo, parę lat temu stracił dziecko, zrobił się "dziwny", co wobec takiego przeżycia nie jest wcale zaskakujące. Gość jest młody, ewidentnie pije i na pewno coś bierze, potrafi drzeć się na całe osiedle rozmawiając przez telefon stojąc w otwartym oknie, swego czasu bardzo szalał samochodem po parkingu aż strach było wychodzić. Na pół osiedla słychać jak wraca autem (nie wiem skąd, czy pracuje, czy nie) bo muza wali na cały regulator, po czym potrafi tak zatrzymać się pod blokiem, pootwierać okna i słuchać przez pół godziny. "Mięsem" rzuca okrutnie. A jednocześnie zawsze, ale to zawsze mówi dzień dobry, zawsze przepuści w drzwiach, ostatnio 3 razy usłyszałam już, że ładnie mi w zmienionej fryzurze (która zmieniona została chyba z rok temu, ale nie ważne), mimo, że znamy się jedynie na dzień dobry. A jednak...a jednak mam opory żeby wsiąść z nim do windy i cieszę się, że mieszkam na II piętrze więc mam wymówkę, że ja to jednak schodami. Przebywanie w jego obecności dłuższe niż wymiana pozdrowienia sprawia, że zaczynam się czuć niekomfortowo, a gdy jeszcze jestem z własnym dzieckiem to już zupełnie mam ochotę wyparować. Nie potrafię sobie wyobrazić przez co przeszedł, a jednocześnie od razu włączają mi się w głowie filmy co mogłoby komuś po takich przejściach wpaść do głowy w stosunku np. do mojego dziecka. Zawsze jak go widzę to miesza mi się żal ze strachem-przedziwne uczucie i niefajne.
Cholera... i tak nie przepadałam za tym ostatni psią sikundą ok.23, a teraz mam irracjonalnie dodatkowe napięcie. Wiem, że to bez sensu, bo przecież dla mnie nic się nie zmieniło. A jednak... no ale cóż, nie ma innego rozwiązania, suka na spacer przed snem wyjść musi...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
07 maja 2017 23:11
Przed chwilą wracałam z Lublina do Warszawy kiedy przede mną samochód zjechał na pezeciwległy pas, przeskoczył rów na poboczu, staranował ogrodzenie, przekoziołkował bokiem kilka razy przez krzaki i stanął na kołach, a raczej to co z niego zostało. W środku było maleńkie dziecko. Teoretycznie bez fizycznych objawów urazów. Facet żałosnie zawodził mi "ja tylko na chwilę zamknąłem oczy..".

Tylu zwykłych rzeczy nie docenia się na co dzień 🙁
smarcik, Tobie nic się nie stało?

Tak, trzeba doceniać każdy moment życia. Może dla kogoś to banał, ale jest taki prawdziwy.
Miałam taką sytuację kilka lat temu, z tym że pan zanim wylądował w rowie zjechał na zakręcie na czołówkę z moim samochodem. Jechałam wtedy z dziadkiem poważnie chorym na serce i więcej denerwowałam się po fakcie - czy taki gwałtowny stres nie spowoduje np. kolejnego zawału. Koleś tak samo mówił, że na sekundę zamknął oczy, wracał z nocki w pracy 100 km i myślał, że da radę.
Przed chwilą wracałam z Lublina do Warszawy kiedy przede mną samochód zjechał na pezeciwległy pas, przeskoczył rów na poboczu, staranował ogrodzenie, przekoziołkował bokiem kilka razy przez krzaki i stanął na kołach, a raczej to co z niego zostało. W środku było maleńkie dziecko. Teoretycznie bez fizycznych objawów urazów. Facet żałosnie zawodził mi "ja tylko na chwilę zamknąłem oczy..".

Tylu zwykłych rzeczy nie docenia się na co dzień 🙁


Miałam taką sytuację kilka lat temu, z tym że pan zanim wylądował w rowie zjechał na zakręcie na czołówkę z moim samochodem. Jechałam wtedy z dziadkiem poważnie chorym na serce i więcej denerwowałam się po fakcie - czy taki gwałtowny stres nie spowoduje np. kolejnego zawału. Koleś tak samo mówił, że na sekundę zamknął oczy, wracał z nocki w pracy 100 km i myślał, że da radę.



Zwykle nie życzę ludziom źle, ale w takich sytuacjach jak najbardziej - żeby do końca życia mieli taką traumę, że się do samochodu nie zbliżą. Bo taki kretyn naraża nie tylko siebie, ale mnóstwo osób w swoim otoczeniu. Ja staram się nie kichać za kierownicą, bo na chwilę się przymyka oczy... A tu bezczelnie się przyznają, że świadomie "tylko na chwilę"... Jak ktoś mózgu nie ma (albo nie umie używać) nie powinien być wypuszczony na drogę bez opieki a co dopiero dostawać prawo jazdy.


Parę godzin wcześniej jechałam tą trasą co smarcik.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
08 maja 2017 09:08
SzalonaBibi, bo ludziom żal czasu, żal pieniędzy, zeby sie zatrzymać w zajeździe i odpocząć... ale swojego życia, życia przypadkowych osób i WŁASNEGO dziecka juz im nie zal.
Ej, halo! Co to za agresja? SzalonaBibi, a znasz sytuacje życiowe tych ludzi? Że tak łatwo oceniasz ich jako "bezczelnych"?
Jeśli, jak mówi Strzyga - komuś faktycznie było żal czasu i pieniędzy, a wracał z daleka i postanowił ryzykować, to trochę inna sprawa - ale kim jesteśmy, żeby to ocenić? Skąd to wszystko wiadomo?
Mój znajomy tak skasował samochód. Jechał z pracy w najnormalniejszy, zwykły dzień i go "ścięło". Do pracy ma jakoś z 20-25 km. Nikomu nic się nie stało na szczęście...
Takie mamy czasy - stres, stres, parcie na szkło, wszędzie na wyścigi..... nerwówka, wyniki, rywalizacja...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
08 maja 2017 10:36
Ascaia nie, ja byłam tylko świadkiem, dziękuję za troskę  :kwiatek:


SzalonaBibi o czym Ty w ogóle piszesz?!  Człowiek naprawdę cudem uniknął śmierci, jest w ogromnym szoku a Ty jeszcze mówisz że sobie zasłużył?  To jest straszne, co napisałaś.

Szalona u mnie w pracy zatrzymują nas na nadgodzinach i to bardzo często nocnych. Ostatnio dziewczyny przychodziły na 20, a wychodziły o 8... I czy im można zarzucić w jakiś sposób lekkomyślność? Bardzo często rodziny ustawiają zmiany by się wymienić, bo nie ma kto się zająć dzieckiem. W takiej sytuacji rodzic wraca o 6 i szykuje przedszkolaka do szkoły, a drugi już wyjeżdża z domu. Zabronisz? Nie możesz. Życie toczy się zbyt szybko, zbyt gwałtownie, a często stawia przed nami trudności, które należy pokonać. Co robi człowiek? Próbuje się dostosować.
Wiem o co Tobie chodzi, ale dla mnie jest za mało danych, by stwierdzić czy tej sytuacji dałoby się uniknąć.

Potępiałabym, gdyby podjął świadomy wybór o jeździe po wypiciu alkoholu, bo tutaj wystarczyłoby nie sięgnąć po butelkę.
Ja to sie na drodze boje tych co jezdza zbyt brawurowo, ale rowniez tych co sie boja kichac za kierownica...
Naboo, świetne podsumowanie  😁
Mi się niejednokrotnie zdarza jechać na ostatnich nogach. Włącznie z zatrzymywaniem się na stacji na pół godzinną drzemkę, red bulla i dalej w drogę. Co mam zrobić, skoro zawody kończą się późno a do domu trzeba wrócić, bo rano do pracy? Jeżdżę sama, nie ma nawet z kim zamienić kilku zdań :/ i tyle . Jak się czuję bardzo źle, to się zatrzymuję na drzemkę. Jak czuje że dam radę to jadę. Mam nadzieję nigdy oka za kółkiem nie zamknąć (TFU TFU!!) ale daleko mi do krytykowania takiej postawy. Często zwyczajnie nie ma wyjścia..
SzalonaBibi, jeździsz Ty trochę dalej, niż "w kółko komina"?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
08 maja 2017 11:18
Przeżyłam można powiedzieć, że czołówkę i dachowanie. cudem uniknęłam śmierci ja i kierowca z naprzeciwka. I uważam, że tak, ludzie jeżdżący na granicy snu to potencjalni mordercy. Zabić siebie, to zabić siebie, wolna wolna, ale przy okazji można zabić masę innych, niewinnych ludzi.
Trzeba też rozróżniać tych co balowali/pracowali/wymęczyli się i bez odpoczynku wsiedli za kierownicę od cukrzyków, ludzi z problemami neurologicznymi i innymi.
Mi się urwał raz film za kierownicą na autostradzie, urwałam lusterko i zaczęłam się diagnozować.
[quote author=_Gaga link=topic=44.msg2678405#msg2678405 date=1494238010]
SzalonaBibi, jeździsz Ty trochę dalej, niż "w kółko komina"?
[/quote]

Owszem jeżdżę i zwykle bardzo to lubię.

Ja to sie na drodze boje tych co jezdza zbyt brawurowo, ale rowniez tych co sie boja kichac za kierownica...


Ja nie napisałam, że się boję tylko, że traci się wtedy pełną uwagę i trzeba mieć świadomość, na drodze naprawdę liczą się sekundy.

Ej, halo! Co to za agresja? SzalonaBibi, a znasz sytuacje życiowe tych ludzi? Że tak łatwo oceniasz ich jako "bezczelnych"?


Nie znam, ale "zamknąłem oczy" daje na to przyzwolenie. Nie, "ścięło mnie, straciłem kontrolę". To jest chyba duża różnica.

Uważam, że dobrze by było opracować testy na refleks i ogólnie pojętą sprawność psychofizyczną. Nie sprawdzanie czy kierowca ma dwa promile czy ćwierć, albo coś innego zażył czy nie dospał. Za kierownicą ma być sprawny w pewnych granicach, koniec, kropka. Inaczej stwarza zagrożenie dla ruchu i powinien być tego świadomy i ponieść konsekwencję... Najlepiej zanim kogoś zabije.

Trzeba też rozróżniać tych co balowali/pracowali/wymęczyli się i bez odpoczynku wsiedli za kierownicę od cukrzyków, ludzi z problemami neurologicznymi i innymi.
Mi się urwał raz film za kierownicą na autostradzie, urwałam lusterko i zaczęłam się diagnozować.


To jest choroba, wypadki losowe... Może wyjść łoś na drogę, wiewiórka przegryźć przewód hamulcowy... Coś niezależnego od nas... Moja mama miała niezdiagnozowane utraty przytomności i na wiele lat jeździć przestała... Formalnie mogła, licząc, że może się uda.

Edit: literówki
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się