Jak radzicie sobie ze strachem o Wasze konie?

Witajcie !

Kon alergik, dostaje telefon ze stajni ze ma napad dusznosci (do tej pory tylko kaszlala i to nie duzo), kaszle od godziny, nie moze zlapac tchu. Wsiadam w auto, dzwonie do weta( moj jest za granica), do stajni przyjezdzamy razem. Atak minal. Zostala zbadana,osluchana, nie robilam endoskopu( byla wystana i po jedzeniu). Wet stwierdzil ze jest wszystko ok. Nie podal nic, chociaz prosilam myslac ze to dusznosc. Po pol godziny wyszlysmy na spacer. Kon zaczyna kaszlec po czym sie kladzie i lezy 10 min, nie na boku-przycupnela. Myslalam ze to kolka ale lezala spokojnie, bez ruchu a wiec dalam jej odpoczac. Sama wstala. Doszlysmy do boksu. Wyjelam cale jedzenie, glodowka do rana. O 12 nastepnego dnia przyjechal wet( jeszcze inny) zrobic endoskop. Okazuje sie ze napad alergii zostale wykluczony( oskrzela nie byly powiekszone) ,jedynie mocno podraznione wejscie do przelyku. Endoskopowo pod wzgld.alergii super-zero wydzieliny itd. W przelyku nie zostalo juz nic. Twierdzil ze nie ma powodu do niepokoju- to bylo zakrztuszenie. 3 dni pozniej wrocil moj wet a wiec umowilam sie na wizyte zeby miec pewnosc ze jest wszystko ok. Zostala osluchana i zbadana raz jeszcze, na lonzy fikala barany i po 15m kluso-galopu nie byla nawet lekko zmeczona. Wet stwierdzila ze endoskopu nie ma sensu robic bo kon jest w doskonalej kondycji. Zaproponowala 2 tygodnie konskiej abstynencji bo widziala ze umieram ze strachu, ale nie potrafie... Poradzcie cos prosze, dalej odchodze od zmyslow ,mimo ze minelo juz 3 tygodnie i wszystko jest w najlepszym porzadku... Nie pomaga tlumaczenie ze jest przebadana, ze tyle czasu juz minelo. Przy kazdym kaszlu paralizuje mnie strach. Moja przyjemnosc i radosc zmienily sie w obawe i oczekiwanie zeby wyjsc ze stajni i zeby tylko nic sie nie stalo... Mam troche stresow wiec pewnie to z tym zwiazane to moje wyolbrzymianie i panika ale musze jakos wrocic do siebie. Wiem ze co ma byc to bedzie, nie da sie kontrolowac rzeczywisctosci w 100% ale jakos mi to nie pomaga. Wciaz mam przed oczyma jak lezy przede mna a ja nie moge NIC zrobic i wciaz mnie ten strach paralizuje... Wiem ze wyolbrzymiam i panikuje ale to jedyne najcenniejsze stworzenie jakie mam, ktore nigdy mnie nie zawiodlo i mysl o tym ze moglabym ja stracic mnie pograza... Macie jakies sprawdzone sposoby na pozbycie sie takiej traumy? Nie jestem w stanie pozbyc sie strachu ze znowu cos sie stanie. Dziekuje za wszystkie odpowiedzi !
Nie radzę sobie. Histeryzuję. O byle co. Nie jestem w stanie zrobić zastrzyków własnemu koniowi.
A ilość iniekcji jakie zrobiłam mogę liczyć w setki tysięcy.
Jak Tania miała robione zęby dostałam zakaz bycia w stajni.
Nawet przy kowalu wypalam paczkę fajek.
A już o tym co będzie kiedyś nie myślę, uciekam .
Słowem : łatwiej znoszę choroby syna niż konia.
Nie wiem czy Ci to pomoże, ale nie jesteś jedyną osobą, która umiera ze strachu.  :kwiatek:
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
12 stycznia 2012 08:18
znaleźć oparcie w zrównoważonej osobie
To chyba ma każdy właściciel konia
Mam jak Tania - zastrzyk od biedy zrobię , ale przy dożylnym mam miękkie nogi i roztrzęsione ręce - a obcemu koniowi od ręki zrobię bez emocji zupełnie... Mi pomaga pogadanie z aktualną właścicielką pensjonatowego - też ma podobne "napady histerii" przy własnym koniu - jak coś jest nie tak - dzwoni do mnie - ja uspokajam . Jak coś nie tak z moim - ona uspokaja mnie... i jakoś działa ;-) A jak mam wątpliwości to dzownię : wet, kowal, etc...
To nie jest kwestia zrównoważenia raczej - znam wielu właścicieli koni - i to kilku koni. Takich, którzy "na koniach zęby zjedli" i nigdy nie robią histerii o byle co, a przy własnych się trzęsą... to chyba kwestia emocji po prostu...
ja wzglednie sobie radze. tzn tak do polowy- zastrzyk zrobie, przyjmuje ewentualne klopoty na klate, dzialam, lecze itp. fakt, ze kontuzja sciegna zalamala mnie, ale moze tez dlatego, ze nie "znalam tego", nie wiedzialam co bedzie dalej. obecnie twardo rehabilituje. jednak bardzo zle znosze rozlake. hersztu obecnie przebywa na pensjonacie, nie sluzy mi to. swir na punkcie jego tkania, u mnie wszystko bylo temu podporzadkowane. no i nie radze sobie z mysla o "kiedys". to mnie paralizuje. to, ze ten kon kiedys bedzie stary, bedzie sobie tuptal po padoku- ok, bedzie ze mna i tak. ale mysl o tym, ze go nie bedzie jest dla mnie przerazajaca.
Ja jak widzę że dzwoni „stajnia”, dostaję trzęsionki.  W te wakacje prawie na zawał zeszłam. Byłam za granicą - zwyczajowo telefon wtedy mam wyłączony, dwa razy dziennie tylko sprawdzam, kto dzwoni. No i jestem na jakiejś górze, wokół pustynia, temperatura 50 stopni, włączam telefon a tam cztery połączenia od właściciela stajni. Nie powiem, co przeżylam, zanim się nie dowiedziałam, że miał pytanie o zupełne głupstwo. 

Ale zastrzyki robię bez mrugnięcia powieką – co prawda tylko najłatwiejsze, podskórne, domięśniowe (nie mówiąc o dożylnych) bym się bała robić, ale nie ze względu na to, że mój koń, ale że nie potrafię.
Blanka siwa przecież nie jest powiedziane, że taka sytuacja kiedykolwiek się jeszcze powtórzy. Każdemu koniowi, tak myślę, zdarza się czasem zakrztusić. Nie każde zakrztuszenie kończy się tragicznie. Jeżeli właściciele pensjonatu, w którym trzymasz konia są czujni i doglądają koni, mają na nie tzw. oko, to możesz spać spokojnie.
Swoją drogą miałam kiedyś podobny przypadek - koń nie alergik, nagłe duszności w nocy, przypadek, że akurat zajrzałam do niego bardzo rano. Prawdopodobnie była to alergia na preparat na muchy - agita, pomimo, że zastosowany zgodnie z instrukcją. Przyjechał wet, po lekach niewiele się uspokoiło, po kilku godzinach przeszło. Oczywiście koń przeszedł potem komplet badań, które nie wykazały alergii mimo to traktowałam go jak alergika, polewanie padoku, trociny, inhalacje, moczone siano itp. i wiele razy dzwoniłam do weta z paniką, że koń ma znowu szybszy oddech. Teraz myślę, że mi się po prostu wydawało. Po jakimś czasie mi przeszło, także spokojnie daj sobie czas, uczul wlaścicieli pensjonatu, żeby reagowali i informowali cię. W końcu posiadanie konia to ma być przyjemność a nie trauma. Gdybyśmy mieli cały czas myśleć, co może się naszemu koniowi przydażyć, to można by zwariować.
Wiwiana   szaman fanatyk
12 stycznia 2012 08:55
trusia, dlatego ja mam taki system, że jak chodzi  o pierdółki, to wysyłam moim właścicielom smsa albo maila, a dzwonię (kilka razy jak trzeba) jak jest jakieś emergency. Zawału przynajmniej nie dostaną 😉
A co do samego panikowania przy własnym koniu - staram się rozwiązywać problemy, kiedy się pojawiają, nie myśleć na zapas, co się może wydarzyć, bo to prosta droga do zwariowania. Trzeba chyba wyjść z założenia, że trzęsącymi się rękami wiele nie da się zrobić.
Paniki dostałam tylko raz, jak mi się kobyła pierwszy raz ochwaciła, dawno temu. 😉
Jestem twarda. "Nie poradzisz nic, bracie mój..." Na przebieg zdarzeń fatalnych. Gdy już się straciło/traci najbliższych (ludzi) to człowiek zna wymiar własnej bezsilności. Śmierć jest nieubłagana. Wariujące emocje nie pomagają = "trza być twordym, nie miętkim". A że czasem po ścianach się chodzi - to tak "po cichutku" 🙁.
Mazia   wolność przede wszystkim
12 stycznia 2012 11:12
Blanka siwa moja odpowiedź to "trzymać konia u siebie", wtedy możesz sama wszystkiego dopilnować a jak trzeba to co 10 minut możesz pójść do stajni i sprawdzić, to uspokaja...
Trzymając konia w pensjonacie zawsze byłam niespokojna o niego teraz mam swego rodzaju "komfort psychiczny..."
Ooo, przypomniałam sobie mój sposób. Jak pierwszy raz rozbiłam rudemu samodzielnie zastrzyk, wspomogłam się procentami    😡
Wojenka   on the desert you can't remember your name
12 stycznia 2012 12:04
Rzeczywiście, dobrze mieć trzeźwo myślącą osobę, która dobrze poradzi gdy my tracimy głowę i sprowadzi nas na ziemię.

Ja na przykład bardzo lubię towarzyszyć,obserwować,pomagać wetom podczas wykonywania różnych zabiegów, badań, pod warunkiem, że nie dotyczą moich koni  😉

I boję się o nie strasznie-przeraża mnie wizja kontuzji. Jak jadę mocny trening/zawody to modlę się, żeby nic się nie stało.
Motorowcy mają lepiej-jak im się popsuje auto/motor, to jest to tylko sprzęt...

Z drugiej strony wyznaję zasadę, że jak coś się ma komuś stać, to stanie się bez względu na okoliczności- Kubica miał wypadek w WRC, a nie w F1. A teraz złamał nogę na prostej drodze  😉.
Blanka siwa moja odpowiedź to "trzymać konia u siebie", wtedy możesz sama wszystkiego dopilnować a jak trzeba to co 10 minut możesz pójść do stajni i sprawdzić, to uspokaja...
Trzymając konia w pensjonacie zawsze byłam niespokojna o niego teraz mam swego rodzaju "komfort psychiczny..."

Mazia troszkę się z tym nie zgodzę. Też mam konie u siebie, wcześniej w pensjonacie. Pensjonat daje jednak jakąś swobodę, nie pozwala się tak nakręcać, żeby właśnie biegać do konia co 10 minut. Przyjmując zasadę ograniczonego zaufania, ale jednak zaufania w pensjonacie mam spokojną głowę, bo ktoś nad moim koniem poza mną czuwa. Choć bezsprzecznie samemu jest się w stanie zapewnić lepsze warunki swojemu koniowi i być może zapobiec pewnym sytuacjom, bo wszystko jest dostosowane do potrzeb, czy charakteru naszego konia.
ja po licznych kulawiznach, owszem boję się, aktualnie nawet każdego pierwszego zakłusowania na jeździe, ale jest to strach, dający się opanować, z biegiem czasu od każdej następnej kontuzji, mija coraz bardziej, az w końcu na jakiś czas zapominam. Na prawdę boję się kolki. Bo o ile z kulawiznami, nawet trwałymi i na amen, koń może sobie żyć, choćby miałby być kosiarką, to z kolką bywa różnie i co chwilę słyszy się jakieś tragiczne historie...
Też mam konia alergika, niekaszlącego od ponad roku. I tak, boję się, że ta bajka kiedyś się skończy. Obsesyjnie obserwuję oddech i po każdym wysiłku zaglądam do nosa, czy glut jakiś nie wylazł. Ale trochę mi łatwiej, bo już kiedyś mentalnie wysłałam konia na łąki. Wtedy się z tą decyzją prawie pogodziłam, więc jeśli kiedyś bedzie trzeba, będzie mi łatwiej.
Ja też dostaję zawału jak dzwonią do mnie ze stajni, nic na to nie poradzę. Jak ostatnio zadzwonili o 22, to już ledwo ciepła odbierałam telefon. Tak to jest, nic się na to nie poradzi. I myślę, że lepiej się przejmować i działać niż "wrzucać na luz" albo histeryzować. Przynajmniej spora szansa, że coś zdziałamy zanim będzie za późno.
Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
12 stycznia 2012 14:23
Ja też panikara, cieżko nie być przy tak niesamowicie delikatnym zwierzaku. Ale nauczyłam się, że w kryzysowych sytuacjach to ode mnie jest zależny, jak ja nie zachowam zimnej krwi to nic nie wykrzesam, prawda?🙂 Dlatego też ja- mdlejąca na lekcjach biologii, wychodząca z PO, trzymająca się z dala od horrorów niespełna 2 lata temu patrzyłam jak mojemu kopytnemu sączy się krew i ropa z kopyta i smyrałam go po chrapach. Żeby być. On był dla mnie przy moich złościach, gorszych dniach, zgarniał za wszystko jak bylam gówniarą to i ja będę dla niego- do końca, choćby się waliło i paliło 🙂
Ja się przyznam , że ze strachu o swojego konia nie pojechałam na komunię mojej siostrzenicy  🤬. Lady miała termin wyżrebienia mniej więcej w tym samym czasie , a podróż do Niemiec trzeba było wcześniej zaplanować ..... No i wyżrebiła się dzień przed tą komunią i gdyby mnie przy tym nie było to zawał murowany ... Choć przyznam się , że ''stres porodowy'' mam przy każdym wyżrebieniu i dziesiątki odebranych porodów  wcale tego stresu nie zmniejszają.
A w ogóle mam ten komfort , że jestem z moimi końmi przez cały czas , ale gdyby przyszło mi wstawić w pensjonat i pracować gdzieś indziej , to ciężko by było się przestawić ... nawet nie mogę sobie tego wyobrazić  🤔
ash   Sukces jest koloru blond....
12 stycznia 2012 20:03
Najbardziej boję się kolki, szcególnie po kilku przypadkach śmiertelnych wsród znajomych i tego, że kiedyś może go zabraknąć.
Mam super opiekę w stajni i wiem, że zawsze ktoś jest kto się w razie jakiegoś urazu koniem zajmie. Na urlop pojechałam spokojna pierwszy raz od 4 lat.
jak widzę numer osoby ze stajni to już mi ciśnienie skacze bo boję się z jaką informacją dzwonią 😁
na szczęście tfu tfu z innymi sprawami ale zawsze mam parę sekund stresu ze coś się dzieje
Heh - do mnie jak o dziwnej porze dzwoni Bombal, to ja padam na zawał. Ale ona już się nauczyła, że zamiast cześć należy mi mówić - "nic się nie stało" i dopiero wyjaśniać resztę. Hihi, nie wiem czy kiedykolwiek mi to przejdzie 😉
Też tak miałam jak się pensjonatowałam, a teraz ja pensjonatuję i też na dzieńdobry dziewczyną do słuchawki mówię " wszystko z koniem ok" lub coś w tym stylu. Ja bardziej się boję o to, że mnie kiedyś zabraknie i co wtedy stanie się z moimi kobyłami.
ja chyba mam już paranoje ze swoimi zwierzami 😵  rano,zanim wyjdę do stajni, pędzę do okna, sprawdzić czy wszystko ok, ciągle obserwuje, czy żaden nie kuleje, nie tarza sie za dużo, jak raz mi się koń w ciągu 10min 3 razy położył, a musiałam wyjechać, to co chwila dzwoniłam do domu, czy wszystko ok... a aktualnie najbardziej boję się KRADZIEŻY 😤  tyle sie ostatnio nasłuchałam, że najchętniej to bym alarm założyła w stajni. Jak tylko mnie coś zaniepokoi od razu dzwonię do weta, bo wychodzę z założenia, że wyjdzie taniej niż strata przyjaciela 😕  a jak dzwonią do mnie z domu o nietypowej porze, jak mnie nie ma, to momentalnie atak serca i zimne poty... na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie dać koni w pensjonat, MUSZA być w domciu 😉
Wiwiana   szaman fanatyk
12 stycznia 2012 20:44
hugolina, a jeszcze jak nagrają się na pocztę, odbierasz i słyszysz wypowiedziane grobowym tonem "zadzwoń do domu"... zawał na miejscu.
Już moich nauczyłam, że albo mówią od razu o co chodzi, albo nie nagrywają się wcale.  😂
majeczka   Galopem przez życie!
12 stycznia 2012 20:52
No to ja się przyznam że właściwie to chyba sobie nie radze. Dopiero po zmianie stajni odważyłam się wyjechać na wakacje (po 3 latach bycia u koni codziennie). Przeżyłam - ledwo, w pierwszym tygodniu przyszło załamanie, płacz i furia ale dałam rade. Teraz ograniczyłam się do 6 dni w tygodniu ale i tak cały ten dzien myśle czy z nimi wszystko ok, szczególnie z wiecznie chorym Lionem.
należy mi mówić - "nic się nie stało" i dopiero wyjaśniać resztę.


Widzę, że nie tylko ja na to wpadłam.  😁

Kiedyś stajenny potrafił zadzwonić i zacząć "Czeeeeść...jest mały problem....." Kiedy ja o mało nie schodziłam osuwając się po ścianie i pytając łamiącym się głosem "Co się stało? Coś z koniem?" -on odpowiadał " Nie....będziesz dziś w stajni? Kupiłabyś mi ....XYZ?"

Na szczęście przestał i wie, że trzeba rozmowę zaczynać inaczej.
majeczka, to chyba pozostałość po nieodpowiednich stajniach:/ Ja kiedyś bałam się zostawić konie nawet na jeden dzień, a co dopiero na dłuższy czas. Bałam sę czy koń dostanie jeść, czy będzie miał pościelone, czy stajenny pijany czy nie. Po zmianie stajni strach minął. Oczywiście nadal się zastanawiałam czy wszystko ok itd. ale wiedziałam, że zostanę o wszystkim poinformowana. W obecnej stajni myślę, że też nie będę miała problemu z wyjazdem😉
ja tez tak kiedys miałam ciągły  strach ....
ale jest to chyba w dużej mierze kwestia stajni w poprzednich stajniach ciągle myslałam o koniu teraz jest zupełnie inaczej.
Wiwiana ostatnio miałam próbke możliwości moich domowników, gdy w przerwie między zajęciami zerknęłam na tel. a tam 6 nieodebranych połączeń z domu 😲  i moja wyobraźnia zaczęła hulać na całego 😡  a to po prostu mama nie wiedziała czy wypuścić konie na łąkę, bo tak mocno pada 😵
już myślałam że ja jakaś nienormalna jestem, ale widzę że jednak mieszczę się w normie 😀
Też mi serce mocniej bije jak ktoś ze stajni dzwoni, tym bardziej że mój koń jest bardzo pomysłowy
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się