ElaPe - czy pani od Szepczących Kopyt jeszcze przyjeżdża? nie mogę się doczekać kolejnych "rewelacji".No więc od kiedy wyprowadziła się ze stajni taka Chinka, która z nią jeździła, to Szepczące Kopyta w wielkim kapeluszu już nie przyjeżdżają.
Bo z tym starszym gościem, Frankiem, zaprzestała jeździć już wcześniej, po tym jak stwierdziła, że tak niebezpiecznego konia to ona trenować nie będzie. Ciekawe tylko, że sama doprowadziła do tego, że ten ściągnięty z prerii 2,5 latek z początku spolegliwy, nadzwyczajnie cierpliwy i spokojny, w końcu zaczął pokazywać różki. No ale chyba nawet jakby na świętego trafiło, to też w końcu by dostał rozstroju nerwowego od metod stosowanych przez Szepczące Kopyta wespół z Frankiem.
No bo ileż można znosić wieczne wrzaski na konia o nic (jak uchem ruszył w nie tą stronę co potrzeba na przykład, albo jak spojrzał się w bok), wieczną bezsensowną sznurkozę i opędzanie na metrowej lince konia, który ledwo co na tym mini kółku był w stanie cokolwiek zrobić.
Ja, człowiek, nie rozumiałam czego oni od tego konia chcą, a co dopiero mówić o tym biednym zwierzaku.
Tak więc gdzieś w lipcu koń już stracił cierpliwość i jak akurat któregoś dnia na placu lonżowałam kobyłę to przyuważyłam piękny obrazek. Idzie Frank z Pretty Boyem (tak miał na imię) na kantarku sznurkowym, obok idą Szepczące Kopyta. Wychodzą z placu i kierują się w stronę drugiej ujeżdżalni.
Niestety, tuż po wyjściu z placu Pretty Boy zaczyna stawać dęba, wymachując przy tym przednimi kopytami tuż nad głową Franka. Nie pójdzie dalej bo nie i co mu zrobisz. Szarpał się z nim Frank z 5 minut, po czym Szepczące Kopyta przejęły pałeczkę. Jakoś go uspokoiła swoim majtaniem linki i głosem, ale i na tym w zasadzie trening się skończył. Koń został odprowadzony z powrotem na padok, gdzie zapewne kontynuowali "trening".
Już wcześniej przed tym incydentem Frank zaprzestał w ogóle jazd na Pretty Boyu, gdyż któregoś razu koń go zrzucił i ten spadając uszkodził sobie żebra. W każdym bądź razie widywałam go jedynie potem jak do konia przyjeżdżał, coś tam porobił, czasem wypuścił go na pusty padok zarośnięty trawą (oczywiście ubranego w kantarek sznurkowy z doczepioną linką - co z tego że sobie po tej lince deptał) i zaraz się zawijał i jechał.
Trenerka Szepczące Kopyta po tym jak koń zaczął na sznurku dębować im i nie chciał współpracować, przestała przyjeżdżać, no bo koń zbyt niebezpieczny i ona z takim potworem pracować przecież nie będzie. Frank niepocieszony z tego powodu był, widać że stracił chyba po części zainteresowanie jeździectwem, no bo jak to, on, taki doświadczony jeździec (w swoim własnym mniemaniu), a tu koń taki niebezpieczny się stał zamiast wozić go w bezproblemowe tereny.
Potem Frank nam powiedział, że odda konia w trening do Teksasu "bo tam się znają na takich koniach nokota i wiedzą jak z nimi pracować". Jedna z sióstr zaproponowała, że pojeździ mu tego "niebezpiecznego" konia, bo nie wierzy, by był on naprawdę niebezpieczny. Frank niby się zgodził, ale wszystko się skończyło na niczym, kiedy już wiadomo było, że się wyprowadza ze stajni z końcem sierpnia. Konia oddaje w trening, co prawda nie do Teksasu, ale bliżej, do Pensylwanii, w takie miejsce gdzie te konie nokota trafiają z prerii Płn. Dakoty do zajazdki i sprzedaży i gdzie tenże Pretty Boy był zajeżdżany. Siostra stwierdziła, że nie będzie wsiadać na tego konia, bo to sensu nie ma, gdyż i tak przecież wyjeżdżają.
(O Franku i jego koniku pisałam tu: [url=
http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,823.msg2542460.html#msg2542460]Frank 1[/url], [url=
http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,823.msg2567804.html#msg2567804]Frank 2[/url], [url=
http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,823.msg2575361.html#msg2575361]Frank 3[/url]).
A co do tej Chinki, drugiej klientki Szepczących Kopyt, to dawno z takim półmózgiem nie miałam do czynienia. Na samym początku jej pobytu w stajni ta się mnie pyta, o co chodzi z tymi wędzidłami, że jej koń ich nie "akceptuje". I że co chwila ona musi inne wędzidło kupować przez to. I pokazała mi całe naręcze różnorakich wędzideł westowych z czankami, jedne silniejsze od drugiego. Ja jej tłumaczę, że to są bardzo ostre wędzidła i że może powinna jeździć na takim najłagodniejszym - miała takie bez czanek, ale też westowe.
Nie minął tydzień, jak zaczęła z Szepczącymi Kopytami jeździć. Jej koń łaciaty wałaszek, o niezłej jak na QH budowie i chodach, spokojny i widać, że dobrze wychowany, zaczął był "trenowany" podobnie jak Pretty Boy: wiecznym wrzaskiem i machaniem linką. Pod siodłem jednym z głównych punktów programu było wykonywanie w stępie takich strasznie ciasny kółek, gdzie głowa konia była na maksa ciągnięta wewnętrzną wodzą. Koń ponoć nie był w stanie galopować na lewą nogę - zamiast tego potrafił wykonywać piękny kontrgalop nawet po łuku (sama widziałam). Oczywiście dosiad Chinki nie był korygowany, bo i po co. Niech sobie przecież siedzi w galopie w tym dosiadzie fotelowym wisząc na wodzach.
Chinka się wyprowadziła ze stajni z końcem czerwca. Jeszcze jako ciekawostkę dodam , że jedna z sióstr jeździła we wrześniu tego jej konia w tej innej stajni przez 2 tygodnie bo Chinka ją poprosiła o to na czas jej wyjazdu (i jej płaciła). Siostra opowiadała, że koń ten na początku w ogóle nie wiedział, co ma ze sobą zrobić: nie umiał iść naprzód po prostej. Ale jak go parę razy pojeździła, to już wszystko umiał, nawet te galopy z lewej nogi, ponoć niewykonalne, robił bezproblemowo. Potem jak Chinka przyjechała, to była zachwycona jak wspaniale ten jej koń chodzi. No ale tępol nie wykoncypuje sam, że jazda z Szepczącymi Kopytami do niczego dobrego nie doprowadzi, a wręcz przeciwnie. Tym bardziej, że postawiła sobie ta Chinka cel: za pół roku ona przystąpi do nauki skoków. Ciekawe jak to zrobi nie umiejąc nawet tego konia utrzymać w kłusie roboczym, nie wspominając o galopach.