Kiedy koń wystarcza zamiast faceta lub na odwrót, czyli kto śmierdzi koniem.

[b] Bo jak sprzedać jedyne co się ma i jedyne co jest ważne?
Różnie można do tego podchodzić, ale to osobista sprawa każdego człowieka i nikomu nic do tego !



zgadzam sie 🙂 zwlaszcza z ostatnim zdaniem 🙂

nie zapomne miny kolegi, ktory jedyne konie jakie widzial, to te na rynku glownym w Krakowie i zawsze powtarzal, ze one smierdza masakrycznie. (no musze mu przyznac racje) A jak przyjechal pierwszy raz do mojej mlodej i ja dotknal, ba, nawet sie do nie przytulil, nagle odskoczyl z ta nieziemska mina i wrzasnal " ona pachnie!!!! tak pluszowo, bawelnianie, spokojem... nie wiem czym, ale pachnie!!!"  🏇 pozniej wszystkim opowiadal z takim niesamoiwtym zdziwieniem jakby nie wiem co odkryl, ze konie moga pachniec, wystarczy, ze sie o nie dba 🙂 ale jego mina- bezcenna  😀
Mój szanowny-prawie-mąż już nawet nie jojczy o śmierdzeniu, jak wracam o 2 w nocy po całym dniu strugania, padnięta, wyciorana i woniejąca kopytami  😂
Robi kolację, przygotowuje kąpiel i holuje do łóżka.
Chyba nawet za Niego wyjdę...  😎


No, to ja z moim szanownym-całkiem-mężem chyba muszę się rozwieść, bo wciąż wywąchuje, gdzie są moje śmierdzące rzeczy. Raz posunął się tak daleko, że wrzucił do pralki moje bryczesy, bo mu coś śmierdziało.  Po tym wyczynie bryczesy zmieniły kolor, a śmierdziało dalej. Bo śmierdziało coś na zewnątrz.
🤬
To mój bardziej jest w stylu Trusiowego. Jeżeli chodzi o konie, to zawsze są MOJE konie, nigdy nasze.
a mnie się normalnie coś odkleiło, i sie zastanawialam kiedy zakładałam ostatnio jakikolwiek temat😀

wiecie, ostatnio mój chlop spedza masę czasu w robocie, ja za to masę czasu w stajni, ja nie rozumiem jego warsztatowego bełkotu, on nie rozumie jak bardzo cieszy mnie komplement trenerki na temat mojej poprawy.

ale nawzajem sie tym dzielimy wieczorami, choc nie mamy nawzajem za wielkiego pojecia czym sie dzielimy :P
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
17 listopada 2011 17:50
Jestem ciekawa ile z was (z nas) zostanie takimi starymi kociarami, bez dzieci, z 40kotami albo 10 konmi, z dziurawym dachem, na chlebie, wodzie i w butach po sąsiadkach  😁


edit:
Ja z 10 bullami i jakaś Fundacja pewnie zrobi mi wjazd na chatę i odbierze zwierzyniec  😜 😁
Wojenka   on the desert you can't remember your name
17 listopada 2011 18:11
JARA, nie strasz  🤣

Mój ex jest ex bo ja tylko "pieski i koniki"...
mój mi kupił kiedyś konia dla świetego spokoju ...
dziś tylko sie pyta czy jade do stajni  i kiedy wrócę
a że stajnia to moja praca więc już od kilku ładnych lat nie walczy ...
dodam że syn tez śmiga a to już duży facet i pasję mamy popiera bo konie kocha i szanuje i uwielbia z nimi pracować(talent po mamie do trudnych koni)...
Ja kiedyś podobnie mówiłam do niektórych z Was...że konia nigdy nie sprzedam choćbym miała się sama sprzedawać 😉 Ale to były inne czasy - za pensjonat płacili mi rodzice, ja sobie studiowałam i ogólnie miałam wszystko w nosie. Tylko koń się liczył.
Później poszłam do pracy, wyszłam za mąż, za konia płaciłam sobie sama bo mój mąż raczej nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ale potem urodziło się dziecko i raz że zmieniły się priorytety (a też byłam zagorzałą przeciwniczką posiadania dziecka) a dwa że zaczęły się schody z płaceniem za konia. Musiałam znależć sobie współdzierżawcę ( tego akurat nie żałuję bo mam super osobę która dba o mojego konia jak o własnego i widuje go częściej niż ja - trafił mi się skarb 😉). U konia bywam rzadko, naprawdę rzadko (w porównaniu z tym co było kiedyś), nie mam pięniędzy na szmatki, na cukierki i inne pierdolety bez których mój koń spokojnie może się obejść. Narazie starcza mi na miesięczny pensjonat, na kowala i ewentualnie weta. I na nic wiecej.
Sobie samej też nic nie kupuję bo już nie starcza mi kasy. Jakoś mi to nie bardzo przeszkadza, nigdy nie lubiłam kupować ciuchów, kosmetyków itd.
Ale boję się co będzie dalej, być może przyjdzie czas że nie będę miała kasy na konia. To znaczy przyjdzie taki czas napewno jeśli szybko czegoś nie wymyślę, bo oszczędności się kończą a będąc na urlopie wychowawczym nie mam żadnej pensji oczywiście.
I dalej nie wyobrażam sobie konia sprzedać, nie chcę tego bo wiem że wtedy stracę coś bardzo cennego dla mnie.
Ale jednak nie ma co ukrywać - koń to koń, a rodzina i dziecko to zupełnie inna sprawa.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
17 listopada 2011 19:31
Konie od lat SA moim zyciem. I zawodowo i prywatnie - swoje mam dwa (aktualnie trzeciego na doczepke 😉 ). Zajmuja wiekszosc czasu i srodkow. Ciuchow nie kupuje, buty tylko niezbedne. Nie chodze na imprezy, na drinki, baaaaardzo zadko jem cos na miescie. Ale dla mnie to nie wyrzeczenia, tylko wybory. Nie kupuje szmat konskich (ale tylko dlatego, ze mam ich wystarczajaco duzo - zdecydowanie wiecej niz minimum 😉 ), ale witaminki, olej, ziolka, meszyk i od czasu do czasu cos nie- niezbednego sa 🙂 Bo mnie to cieszy i to sprawia mi o niebo wieksza przyjemnosc, niz nowa bluzka.
Ale- jak sie troszke w zyciu pozmienialo, to chlopaki zmienily pensjonat- na dwukrotnie tanszy, co nie znaczy ze (dla nich) w jakikolwiek sposob gorszy. Ot, kwestia wyborow.
Nigdy nie myślałam o własnym koniu, chociaż bez koni chyba nie potrafię żyć. Jakoś tak realnie patrzyłam na tą sprawę - wiedziałam, ze to wyrzeczenia i finansowe i czasowe. Nie chciałam i nie chcę nadal stanąć przed dylematem czy dogodzić koniowi czy sobie (rodzinie).

Mimo, ze mój mąż z końmi nie związany, poznałam go w stajni, więc on wziął mnie już z całym "końskim"dobrostanem. Nigdy nie miał pretensji o śmierdzące ciuchy, włosy, czekanie na weterynarza, chęć pomiziania koników pasących się gdziekolwiek. Sam na koniu siedział dwa razy, wtedy stwierdził, że to nie dla niego.

MÓJ MĄŻ MA PRAWIE 40 LAT I CIESZYŁ SIĘ JAK DZIECKO, KIEDY PIERWSZY RAZ ( W TYM ROKU TO BYŁO) WYCZYŚCIŁ KOBYŁĘ.
I znów potwierdza się stare dobre przysłowie : Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia . Życie bywa takie nie przewidywalne, nagle w jednej chwili możemy ze starej panny stać się oczekującą swojego ślubu panną młodą, albo wręcz odwrotnie z matki i żony stać się tylko matką. Każdy z nas po prostu zawsze będzie myślał o koniach, wspomniał je, tęsknił za nimi. Czasem musimy dokonywać wyborów które są po prostu rozsądniejsze co znaczy że nie koniecznie lepsze dla nas samych. Tutaj jak we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek i umieć samemu dostrzec granicę zdrowej miłości do zwierzaka a tej trochę nad wyraz. Najważniejsze to w momencie poszukiwań życiowych nie układać wszystkiego pod konia, bo potem może okazać się że jest już za późno na wiele innych rzeczy, ale też mając go nie rezygnować z niego DLA kogoś, bo komuś się nie podoba.
Nie wyobrażam sobie życia bez stajni.
Nawet bez posiadania pachnącego konia.
Są tacy faceci, którzy to rozumieją, są tacy którzy odbierają to jako coś, co wolę bardziej od nich 🤔wirek:

Uwielbiam zapach stajni, koni, (kiedy raz wzięłam do stajni swoją kołdrę, na drugi dzień w domu jak w niej zasypiałam to czułam się jak w raju 😉 )
A ja żyję podwójnym trybem. Praca,dom w tygodniu. Konie, wieś weekend.
I czasem mnie to już męczy.  😵
Wiecie co, a dla mnie konie są swoistym "buforem bezpieczeństwa"
Do facetów mam pecha jakiegoś - jeden sobie robi dziecko na boku, kolejny ma odpały jakieś i mnie zastrasza...  😲 Chociaż zawsze starałam się dbać o chłopa (wszak to też zwierzę domowe, trza nakarmić i niejendokrotnie po nim posprzątać ;-)) i pewnie za każdym razem mam wrażenie że to ten jedyny (bo po jaką cholerę z kimś mieszkać, jeśli to nie ma przyszłości?) to kończy się niestety źle... wtedy konie wypełniają mi 200% wolnego czasu , nie mam czasu na to aby beczeć po kątach ani aby za dużo rozmyślać a zwierzaki rzeczywiście potrafią dać jakis taki wewnętrzny spokój Oczywiście jestem "babą" więc - jak każda baba - przesadzam... czyli zamiast "rzucić" się w wir znajomych , imprez etc. "zaszywam się" w stajni... chociaż mam swoich ulubionych wieloletnich jeźdźców - przyjaciół, którzy niejednokrotnie za łapę potrzymają i piwo postawią na "lepsze dzisiaj" ;-)
Tyle, że ja już w takim wieku,że większość moich znajomych "sparowana" wiec singielka nie za bardzo ma gdzie się podziać a stajnia (w dodatku własna) to taka "bezpieczna przystań"
Co do wydatków - tu też mam priorytety koniary. Ciuchy sobie kupuję od wielkiego święta, jem co bądź, kosmetyczki czy fryzjera nie odwiedzam... ale konie mają co jeść , kowal przyjeżdża regularnie itd... Tu konie stoją na jednym poziomie z rachunkami - są comiesięcznym kosztem wpisanym w codzienność i tyle ;-) Eskadronków nowych czy 17 kompletów owijek nie mają ;-)

Co do dyskusji nt zapachu koni - nie można napisać czy ich zapach jest przyjemny, czy nie - bo każdy ma prawo mieć inny gust ot co...
A ja żyję podwójnym trybem. Praca,dom w tygodniu. Konie, wieś weekend.
I czasem mnie to już męczy.  😵


dlatego mimo, ze mamy dom (caloroczny) na wsi, i troszkę hektarów, zdecydowalismy sie poki co na konia w hotelu i dom w lodzi, bo M. ma blizej do roboty (jedna filia dalej, ale druga na podwórku), bo zycie na dwa domy nas bardzo meczylo. poza tym za daleko od miasta, żeby stajnię budować "dla ludzi" a na stajnie 'dla siebie" to srednio warto 🙁
przez ponad dwadziescia lat dla dobra rodziny a przede wszystkim córki mieszkałam w miescie. Bo blisko szkoły, praca itp itd. Gdy tylko córka się usamodzielniła a mąz przeszedł na rentę, mieszkamy na wsi i konie są z nami. Mam meega szczęscie ,że "konarstwem" udalo mi sie zarazic i męza i mamę. Nikt nie jest zazdrosny, kazdy mi pomaga. Nie, dzis juz nie potrafiłabym wrócic do miasta. Wolę dojezdzac kawał drogi do pracy ale zyc na wsi.
Nie wiem jak silną więź jest w stanie nawiązać z koniem osoba trzymająca konia w pensjonacie, ale na własnym przykładzie, gdzie przez pierwsze lata koń stał w przydomowej stajni i do tego wróciliśmy, wiem, że nasza relacja to przyjaźń. Koń ufa mi, kiedy coś mu się dzieje, patrzy, rży i czeka aż pomogę. Ja wiem, że nigdy nie zrobi mi krzywdy, że jeśli o coś go poproszę wykona.
Dla kogoś, kto miał więcej traum w życiu koń często jest jedyną odskocznią, wyciszeniem i mobilizacją by zebrać siły. To nie są matczyne uczucia, przynajmniej w moim przypadku. I dziwne jest dla mnie pisanie, że każdy zmieni zdanie po założeniu rodziny. Są osoby, które nie mogą/ nie chcą/ nie powinny mieć dzieci. Zwierzęta są dla mnie ważne, bo ich uczucia są bezwarunkowe, nie znają uczuć zawiści, nie kalkulują czy ta przyjaźń im się opłaca.
Mój "związek" z koniem trwa blisko 14 lat, żaden facet ze mną tyle nie wytrzymał 😉. I po człowieku można się wielu rzeczy spodziewać. Koń zostanie ze mną do śmierci jednego z nas.
Ja sobie wreszcie wymyśliłam sposób na zarabianie kasy siedzac w domu i dzięki temu mogę mieć kopytne na własnym podwórku. Mam pod opieką prawie 40 psów, trzy koty i trzy konie i całkiem mi z tym dobrze. Nie mogę nigdzie wyjechać na dłużej bo jakoś nie mam zaufania do reszty domowników, że mi wszystkiego dopilnują. Ba, mam pewność że nie! Ale w zasadzie to po co mi jakiś tam wczasy? Siedzę na wsi, mam świeże powietrze, przestrzeń, konie..mogę wsiąść albo i nie, nikt mnie nie zmusza oprócz poczucia obowiązku ale jakiż to cudowny obowiązek! Rodzina jakoś mało się pali do pomocy..Gnój z pod koni jest wyłącznie moją własnością a taczka i widły tylko moimi przyjaciółmi. No i dobrze. Obcuję z naturą bądź co bądź.
kujka   new better life mode: on
18 listopada 2011 11:24
Jestem ciekawa ile z was (z nas) zostanie takimi starymi kociarami, bez dzieci, z 40kotami albo 10 konmi [...]


mi juz przyjaciolki zapowiedzialy taka przyszlosc, tylko ze nie bede biedowac. za to bede zmieniac kochankow na coraz to mlodszych.
coz, zawsze to jakies urozmaicenie. 😉
A.   master of sarcasm :]
18 listopada 2011 12:29
Jestem ciekawa ile z was (z nas) zostanie takimi starymi kociarami, bez dzieci, z 40kotami albo 10 konmi, z dziurawym dachem, na chlebie, wodzie i w butach po sąsiadkach  😁




Mnie to juz calkiem niedaleko do tego z ta roznica, ze jestem dzietna (tylko 1 sztuka, i to calkiem wyrosnieta). Na razie to tylko 1 kon, 1 pies i 1 kot ze wzgledow ekonomicznych ale juz sobie ogladalam ogloszenia ze szczeniaczkami wczoraj  😜 Kon obecnie nic nie robi, sluzy do kochania i wydawania kasy  😁
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
18 listopada 2011 12:36
To może wydawać się śmieszne, ale na prośbę kilku mieszkańców kamienicy zgłosiłam pewną babkę do TOZu. Właśnie bezdzietna i wszystko przelała na koty, 20 w mieszkaniu, 20 zamkniętych szczelnie w altanie. Jej maż zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, ale ją to nie interesuje, męża biła. No i niestety potwierdzenie tu mają słowa Pokemon, babka stwierdziła, ze wet to konował i teraz sama będzie leczyć zwierzęta ... i ludzi  😁
A.   master of sarcasm :]
18 listopada 2011 12:44
Jak babka miala nierowno pod sufitem to trudno sie dziwic  😁 Ja tez mam nierowno tyle ze nie zagrazam otoczeniu  😁
Może dała go na pożarcie kotom?    😉    (i dlatego nie przejmuje się zniknięciem).
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
18 listopada 2011 12:46
Może dała go na pożarcie kotom?    😉    (i dlatego nie przejmuje się zniknięciem).


Nie jesteś pierwszą osobą, która to zasugerowała 😀
Męża nie ma jakieś 2 tygodnie, więc może koty go jeszcze nie zeżarły.
jak zamknęła go w altance z 20 kotami to myślę, że zdążyły  😜
Nie wiem jak silną więź jest w stanie nawiązać z koniem osoba trzymająca konia w pensjonacie, ale na własnym przykładzie, gdzie przez pierwsze lata koń stał w przydomowej stajni i do tego wróciliśmy, wiem, że nasza relacja to przyjaźń. Koń ufa mi, kiedy coś mu się dzieje, patrzy, rży i czeka aż pomogę. Ja wiem, że nigdy nie zrobi mi krzywdy, że jeśli o coś go poproszę wykona.
Dla kogoś, kto miał więcej traum w życiu koń często jest jedyną odskocznią, wyciszeniem i mobilizacją by zebrać siły. To nie są matczyne uczucia, przynajmniej w moim przypadku. I dziwne jest dla mnie pisanie, że każdy zmieni zdanie po założeniu rodziny. Są osoby, które nie mogą/ nie chcą/ nie powinny mieć dzieci. Zwierzęta są dla mnie ważne, bo ich uczucia są bezwarunkowe, nie znają uczuć zawiści, nie kalkulują czy ta przyjaźń im się opłaca.
Mój "związek" z koniem trwa blisko 14 lat, żaden facet ze mną tyle nie wytrzymał 😉. I po człowieku można się wielu rzeczy spodziewać. Koń zostanie ze mną do śmierci jednego z nas.

ha! doklanie i w kazdym punkcie! tez mam konia "w domu", nie ujmuje nic pensjonatowcom, ale przyznacie sami, ze nie macie tej "pelni" wiezi, nie mozecie wlezc do boksu w srodku nocy i lezec ze swoim koniem na slomie i drapac go po brzuchu. to jest cos nieco glebszego. hersztu to moj ziomal, i on zostanie chocby nie wiem co. nastepny kon, ktorego kupie, byc moze bedzie sprzedazowy, nie wykluczam tego.
nie uwazam, zebym realizowala w ten sposob swoje instynkty maciezynskie. kocham go jak konia, nie jak czlowieka, dziecko. jednak jesli nawet tak jest- to co w tym zlego? nie mam i nie bede miec dzieci, facet akceptuje konia, lubi go nawet. kiedys wyjechalam i to byl oczywiscie ten jeden raz kiedy kon mial lekka kolke. p. chodzil z nim po podworku do rana, dluzej niz trzeba bylo. i wszystko mi jedno czy zrobil to z troski o konia samego w sobie (na pewno tez), czy z troski o mnie, o to co by ze mna bylo, gdyby temu koniowi cos sie stalo. na tej "milosci" nikt nie cierpi, nie jest tak, ze cos jest zaniedbane bo jest kon. no chyba, ze ja. ale mnie serio bardziej cieszy nowe oglowie czy czaprak czy cokolwiek niz para butow. i jestem zla jak te buty musze kupic.
Gnaty jeszcze na pewno zostały. Chyba że choć jeden tygrysek też tam siedzi 🍴
katija, ja też nie ujmuję pensjonatowym właścicielom. Ale sama przez kilka lat byłam z koniem na hotelach i wiem, że koń którego od młodego miałam u siebie inaczej reagował niż koń na hotelu. Wie, że to ode mnie ma żarcie, to na mnie reaguje rżeniem, że czas go wypuścić już na padok itp. Kiedy coś robię na podwórku przychodzi koło ogrodzenia i po prostu obserwuje. Koń, którego trzymaliśmy tylko na pensjonacie nie był z nami tak zżyty. Z drugiej strony ja więcej muszę poświęcić, bo tryb dnia musi być podporządkowany zwierzakom. Nie ma, że dziś głowa boli, a jutro mam ochotę na kino. Nawet wyjazd do miasta po zakupy trzeba wstrzelić pomiędzy pracę, sprzątanie stajni, pory karmień itp.
Gillian   four letter word
18 listopada 2011 20:56
ja miałam konia przy domu a teraz w pensjonacie i powiem Wam, że tą więź o której wspominacie odczułam jak postawiłam konia na hotel. Bo i ja i on byliśmy w nowym miejscu, nikogo nie znaliśmy i byliśmy zdani tylko na siebie, bo byliśmy sobie nawzajem jedynym swojskim elementem krajobrazu 🙂

nie mozecie wlezc do boksu w srodku nocy i lezec ze swoim koniem na slomie i drapac go po brzuchu.


Kurde- tu mnie zagięłaś. No tego jeszcze ze swoim koniem  faktycznie nie robiłam.
Zimą to ciemno i zimno, ale może latem przenocuję w stajni. ( ciekawe co na to stajenny?  :hihi🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się