Sprawy sercowe...

Averis   Czarny charakter
03 marca 2017 12:34
Gillian, mówię o Twojej głowie, nie otoczeniu. Ze nie nadajesz się na terapię, że tyle w Tobie do naprawienia ale to i tak nie działa, bo jesteś taka trudna.

A bycie gwiazdą estrady przy ludziach i płakanie w poduszkę samemu, to nic nowego 😉 To bardzo częsty schemat, który był i moim udziałem.
Dziewczyny, ale spojrzcie tez na to z drugiej strony - dawalyscie sie traktowac tak a nie inaczej przez x lat, przez x lat pozwalalyscie na okreslone zachowania waszych mezow i bylo "w porzadku" (to oczywiscie jest w bardzo duzym cudzyslowiu, chodzi o jakis rodzaj akceptacji stanu rzeczy) a nagle przestaje. "Nagle" sa jakies "ale" i grozenie rozstaniem, a co gorsza (dla partnerow ofc) idzie to dalej i bach -  pozew o rozwod. Oni naprawde moga nie rozumiec - co nie znaczy, ze nie nalezy sie rozstac, bo oczywiscie nalezy.
Mi sie wydaje, ze problem buduje sie od poczatku - ze pozwala sie drugiej stronie na rozne zachowania, nie ma asertywnosci. Wiec jesli nie ma sprzeciwu, to hamulce puszczaja i hulaj dusza, mozna byc ch...em bo i tak nie bedzie konsekwencji. Tylko, ze to dziala z kazdym inaczej - wy "pozwolilyscie", inne/i nie pozwola i ta sama osoba nie bedzie taka sama. Albo znajda kobiete, ktora "dobrze" sie w takiej relacji czuje, albo taka ktora nie da sie tak traktowac i beda musieli zmodyfikowac swoje zachowanie. Dlatego "chcialam mu pokazac co robil zle" jest bez sensu 🙂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
03 marca 2017 12:44
Gillian chodziło mi o to jak tam trafiłaś 🙂 wiem, że po rozstaniu. Sama chciałaś, ktoś Cię zaciągnął? Ciekawa jestem czy od początku byłaś negatywnie nastawiona do terapii, czy coś się w międzyczasie zdarzyło  :kwiatek:
nigdy w życiu, żadnej ofiary z siebie nie robię 🙂 jestem przebojowa, roześmiana i głośna. Bo nikt nie musi wiedzieć 🙂
To fakt. W życiu bym nie powiedziała, że masz jakieś problemy. Zupełnie inne wrażenie się odnosi przy obcowaniu z Tobą osobiście, czy nawet przez telefon. Nieźle się kryjesz kochana. 😉
Gillian   four letter word
03 marca 2017 12:59
Lata praktyki. Całe życie starałam się być opanowaną, zimną piczą bez emocji. Teraz o te emocje walczę, o okazywanie tych ciepłych, o przepływ. Nadal muszę wszystko kontrolować, przewidywać i kategoryzować. Nie jest lekko. Ale - odbiegliśmy nieco od tematu. Niedziela aktualna 🙂 na neutralnym gruncie, z pokojowym nastawieniem 🙂

Smarcik, wypchała mnie przyjaciółka. Ale też i chciałam spróbować.
Dlatego "chcialam mu pokazac co robil zle" jest bez sensu 🙂

Moim zdaniem nie jest. Każdemu można pokazać, że jego relacja nie działała prawidłowo, bo... <dowolne wstawić>. Ostatecznie człowiek posiada zdolność analizowania własnych uczynków i uczenia się na błędach.
Oczywiście dotyczy to też kobiety, która w takiej sytuacji zwykle zaczyna rozumieć, że relacja nie działała, bo ona dawała jeździć po sobie jak po burej suce.
Ja natomiast uważam, że dorosły, inteligentny człowiek powinien być w stanie zrozumieć, że traktowanie kogoś jak śmiecia jest niewłaściwe, nawet jeśli ta osoba ma taki charakter, że na to pozwala. I na czym w ogóle polega to traktowanie jak śmiecia = czego nie powinno się robić.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2656218#msg2656218 date=1488536870]
Mój też nagle strasznie mnie kochał, prosił, płakał, błagał na kolanach - tylko że... jakoś nie zauważył, że robił to tylko wtedy, gdy przyjeżdżałam po swoje rzeczy, bo pofatygować się do mnie to już nie było łaska.
[/quote]
Heh🙂🙂 ano 🙂🙂
Z tą "winą" po swojej stronie, to się trochę zgadzam... Było wiać od razu jak zauważyłam kto to zacz. Skoro wytrzymałam 11 lat, to pacjent może być w szoku, że "nagle" coś jest nie tak. Tyle że ja po prostu przestalam wytrzymywać. Było zamiast beczeć i robic awanturki, wziąśc walizeczkę i spier... Tez myśle, że dla niego to jest szok i "nagle a niespodziewane"... Bo wiecznie płacząca, narzekająca i wspominająca o rozwodzie żona, to przecież jest zwykła zołza o podłym charakterze, egoistka o zachciankach księżniczki, a nie unieszczęśliwiana dzień po dniu kobieta... która jakoś wytrzymuje, bo miało być na zawsze, bo może w końcu się zmieni... No jak kobita głupia, to przeczekała tak 11 lat i ma 🙄
KaskaD30, no ja długo byłam pod wpływem idiotycznego schematu "on taki trudny, ma taki złożony charakter, tak mu ciężko w życiu, ale przecież to nie jest zły człowiek, więc jak będę cierpliwa i tolerancyjna i będę robić to, co on chce, to w końcu doceni to, że jestem taka dobra dla niego, i przestanie mnie źle traktować".  🤔wirek: Tyle że im ja byłam lepsza, tym on był gorszy. Do tego nie pomogło mi też wychowanie w dysfunkcyjnej rodzinie (ojca mam bardzo podobnego, jak miałam męża, więc wiele rzeczy totalnie nienormalnych uważałam za normalne i nawet się nie zastanawiałam, że mogłoby być inaczej).
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
03 marca 2017 13:39
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2656326#msg2656326 date=1488547232]
Dlatego "chcialam mu pokazac co robil zle" jest bez sensu 🙂

Moim zdaniem nie jest. Każdemu można pokazać, że jego relacja nie działała prawidłowo, bo... <dowolne wstawić>. Ostatecznie człowiek posiada zdolność analizowania własnych uczynków i uczenia się na błędach.
Oczywiście dotyczy to też kobiety, która w takiej sytuacji zwykle zaczyna rozumieć, że relacja nie działała, bo ona dawała jeździć po sobie jak po burej suce.
Ja natomiast uważam, że dorosły, inteligentny człowiek powinien być w stanie zrozumieć, że traktowanie kogoś jak śmiecia jest niewłaściwe, nawet jeśli ta osoba ma taki charakter, że na to pozwala. I na czym w ogóle polega to traktowanie jak śmiecia = czego nie powinno się robić.

[/quote]

Ogólnie to nie zgadzam się z nerechtą bo jeśli coś dla kogoś ma sens, to jak może być bez sensu? 😉 Za to zgadzam się z tym, że udowadnianie, pokazywanie i oczekiwanie że ktoś cokolwiek zrozumie jest dla nas po prostu niezdrowe.

Wiecie co jest zdrowe?  Egoizm 😉

Oczywiście umiarkowany.
smarcik myślę, że w ogólnych zarysach sprowadza się to do tego, że osobiście sądzę, że jeśli się od kogoś odchodzi, to powinno się wyjaśnić, dlaczego. I "bo mnie źle traktujesz" nie jest wystarczającym wyjaśnieniem. Czy ta osoba zrozumie i wyciągnie jakieś wnioski, to już jest jej problem.
Gdyby sytuacja była odwrotna i to mnie zostawiłby facet, na pewno chciałabym wiedzieć, co dokładnie jego zdaniem robiłam nie tak.
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
03 marca 2017 14:25
Murat, Kaska, a jacy byli Wasi mężczyźni przed ślubem? Inni? Tacy jak teraz? Czy przez zakochanie nie widziałyście, myślałyście, że dacie radę pewne rzeczy przestawić, znieść? Pytam nie ze złośliwości broń Boże, tylko z ciekawości  :kwiatek: Intryguje mnie, czy to my kobiety pewnych rzeczy na początku nie widzimy, czy rycersko staramy się naprawić i znieść, czy to jednak faceci się zmieniają?
Mozii mój właściwie był taki sam, może najwyżej pewne zachowania wobec mnie sukcesywnie mu się nasilały. Wszyscy to widzieli i ostrzegali mnie, że ten człowiek nie traktuje mnie jak należy, ale ja byłam tak zakochana i tak przekonana, że złapałam Pana Boga za nogi, że w ogóle tego nie widziałam, a to, co nawet wtedy widziałam, usprawiedliwiałam "trudnym charakterem" i podobnymi kwestiami. Ogólnie to latałam za nim jak pies merdający ogonem, który się cieszy, że pan go kopnął, bo przynajmniej to znaczy, że pan go zauważył. 😉
Anderia   Całe życie gniade
03 marca 2017 15:47
Dzięki dziewczynom, które wypowiedziały się w mojej sprawie. :kwiatek: Personalnie odpowiem maludzie, jako że poruszyła coś najbardziej mnie kłopoczącego (pogrubiłam):

Andria jak dla mnie to takie przyjaźnie mają sens tylko wówczas, jeżeli rozstanie jest na poziomie (uogólniając). Twoje nie było. Przy czym, bardzo przeżywasz kontakt z byłym i nadal nie jesteś "wyleczona". Jeżeli miałabyś zacząć cokolwiek innego to nie jesteś w stanie, bo trzyma Cię właśnie ta osoba. Nie wiem czy chcesz jeszcze z nim być, ale póki się jasno nie określić to stoisz w miejscu i czekasz. Jest w ogóle na co?


No i właśnie z odpowiedzią na to pytanie mam problem. Z jednej strony uważam, że tak, bo K. ma cechy, na które nigdy w związkach nie trafiałam, jak na przykład zdrowe podejście do innych ludzi w moim życiu (czyt. brak chorobliwej zazdrości), zaradność, niestawianie seksu jako priorytetu świata i okolic, wspólne zainteresowania, tematy do rozmów. Z drugiej, mieliśmy kompletne braki w podstawach takich jak zwracanie uwagi na swoje potrzeby, rozumienie, wspieranie. Nie chcę zabrzmieć jak osoba zwalająca tylko winę na innych, ale sobie nie mam nic do zarzucenia, to, o czym napisałam, było głównie po jego stronie. No i właśnie, czy jest nad czym płakać i na co czekać, skoro to, żeby było o czym pogadać przypłacałam kosztem samotności w związku... Odpowiedź teoretycznie brzmiałaby nie. Tylko że bardzo się przywiązałam i zwyczajnie go pokochałam, wydaje mi się, że tak, jak już nigdy nikogo mogę nie pokochać. Ale może mi się wydaje. Zdaję sobie sprawę, że jestem młoda i wiele przede mną. Tylko to świeże...

Poza tym, nie powiedziałabym, żeby to rozstanie nie było na poziomie. Nie było żadnego wyzywania się czy wielkich scen. Rozmawialiśmy o takiej ewentualności tak naprawdę od wielu miesięcy, tylko w chłopaku pewnego wieczoru wszystko się skumulowało. Nie wytrzymał. Powiedział mi wszystko szczerze, od razu było mówione, że tego kontaktu nie zerwiemy, bo się mną interesuje. Nie bez emocji, no ale też nie bez minimum kultury osobistej. Dlatego mam takie wątpliwości, czy trzymanie kontaktu ma sens, bo gdyby było po chamówie, odpowiedź byłaby prosta... Tu nie jest. A boleć boli.

Uważam, że póki nie znasz odpowiedzi to powinnaś nacisnąć hamulec i na razie się odciąć. Potrzebujesz czasu dla siebie, który to pomoże Tobie w wciągnięciu odpowiednich wniosków. Obecnie jesteś sama i korzystaj z tego w sposób mądry. Zawiązuj nowe znajomości, wyjedź gdzieś. Wróć ze świeższym spojrzeniem.
Mozii, mój mąż z upływem lat, wraz z wzrastającym poczuciem stabilności (ślub, dziecko) zrobił się nie do wytrzymania. Ja wiele lat miałam wątpliwości i trzymałam go na dystans (być może przeczuwając, że to jakaś maska) i wówczas starał się być "partnerem idealnym". Oczywiście zawsze znajdzie się coś, czego się można czepić ale w ogólnym rozrachunku było wiele na plus. Natomiast od 3 lat była równia pochyła. I też zdziwienie, że postawiłam "veto".
nerechta, to chyba nie jest tak, że dajemy się źle traktować. Tylko jedna strona powoli wprowadza złe zachowania, bada grunt na ile może sobie pozwolić a my (ja) wpierw na miękko tłumaczymy, płaczemy, strzelamy focha ale wybaczamy po przeprosinach. Ale jedna strona coraz bardziej sobie pozwala a druga coraz głośniej protestuje, aż do takiej eskalacji konfliktu, kiedy idzie "na noże".
Jak pomyślę (albo poszukam), to moge i źródło podrzucić... Jednemu z badaczy wyszło, że można b. skutecznie przewidzieć trwałość związku, patrząc na to, ile partnerzy są skłonni znosić. Im mniej – tym lepsze rokowania. Najpewniej dlatego, że żadna strona nie da się zapędzić na zbyt długo w to, w czym być nie chce. Szybsza reakcja – większe szanse, że szybciej dojdzie się do rozwiązania zadowalajacego obie strony.
W sumie wiadomo, że jak się dusi, kisi pretensje, urazy, jak się za długo "poświęca", to racej nic dobrego z tego nie będzie. Albo się wybuchnie, albo zamieni w męczyduszę, albo zamknie na jakąkolwiek pozytywną relację.
Mozii, mój był zawsze taki, tylko w dużo mniejszym nasileniu. Druga i bardzo istotna rzecz, że okoliczności wcześniej wszystko lagodzily. Bardzo długo żyliśmy tak "po studencku", pewnie mialo na to wpływ, że mnie doktoranckie tak jakby przedłużyły studia. Nie mieliśmy w zasadzie takich "doroslych " problemów. Tu się wynajęło, tam się wynajęło... Raczej odbieralam związek wtedy jako bardzo nudny, ale skupiona bylam na czekaniu na "prawdziwe życie", czyli pracę na poważnie, wlasny dom... Inni to widzieli, mówili mi że smutnieje, że tracę chęć do życia, ale trochę myślalam, że może tak wygląda zderzenie z rzeczywistością... Jak coś mu mówilam, to odpowiadal, że tak wygląda normalne życie, jakoś wierzylam, myślałam, że to ja muszę wydorośleć i przestać widzieć świat jakoś tak bajkowo. Dopiero jak zaczęlam pracować, tam przebywać z ludźmi w swoim wieku, to zobaczylam, że oni ze sobą, w malżeństwach żyją inaczej, jednak tak jak ja to sobie wyobrażaląm. Dwa, to co mnie wczesniej cieszylo, że zawsze sobie ze wszystkim radzę, przy nawale obowiązków w robocie (no i pewnie młodsza też się nie robie- zmęczenie materialu) zaczęło mi ciążyć, że nie mam z kim dzielić odpowiedzialności i zauważać bardzo wyraźnie, że jestem z "dzieckiem". U mnie też ostatnie trzy lata, to bylo takie wyraźne (dla mnie tylko)pogarszanie. Świat się zmienial, przybywalo problemów i obowiązków, a on się nie zmienial ani trochę, a raczej na gorsze, bo coraz bardziej chowal się za mnie... Aż przyszedł dom i konie i dowiedzialam się, że jestem sama z uwieszonym mojego ramienia przerażonym życiem chlopcem, który ma 32 lata (jest młodszy odemnie) i nie ma pojęcia co chce od życia. Do tego coraz częstsze wybuchy, które byly wczesniej, ale teżjakoś olewalam. Najgorsze to każde stuknięcie w samochodzie, czy nie daj Boże awaria, jeny ile bylo ku..ew, wrzasku, że po co wogole gdzieś jechaliśmy tym gratem, że wszystko jest be, inni mają lepsze auta (po czyms takim potrafił nawet przepraszać samochód, że go obrazil). Nie wiem czemu kiedyś to olewalam, beczalam, bo to bylo zawsze jakieś takie wulgarne, obleśnie i przerażające i tylko myśalam jak to zrobić żeby taki nie byl. Aż doroslam do stwierdzenia, on taki jest, co wcisnęło mnie w mega dola, po czym zamiast się pochlastać dojrzalam do zauważenia, że jaest jaki jest, tylko ja wcale nie musze tego znosić. Dłuuugo mi to zajęło. Tyle lat myślalam, jak ja to wytrzymam, zamiast pomyśleć, że nie muszę... Ale już jakiś czas temu zalapalam, że szczególnie w sprawach damsko męskich to ja tuman jestem 🤦
busch   Mad god's blessing.
03 marca 2017 20:20
Ja tylko dodam, tak trochę a propos Murat-Gazon, a trochę obok, że terapia par nie zawsze jest odpowiedzą, a szczegolnie nie pomoże jeśli jeden z partnerów jest np. z wiązki B zaburzeń osobowości. Jeśli istnieje podejrzenie, że jeden z partnerów jest toksyczny, że jest przemoc fizyczna/psychiczna/emocjonalna, to wręcz odradza się wspólną terapię. Zwyczajnie oprawcy wykorzystują okazję, by jeszcze lepiej kontrolować ofiarę.
A ja mam zagwozdkę... Mój Mlody (walaszony ponad rok temu) coś jakby się do mnie dostwia 😲 Czas naprawdę szybko naprostować sprawy damsko-męskie, bo nawet koń się zorientowal, że coś jest nie tak 😎 Hmmm
KaskaD30 przeczytaj, bądź oglądnij "Jedz, módl się i kochaj". Jedno i drugie zaczyna sie od sceny jak glowna bohaterka siedzi w nocy w łazience na podłodze i nie może! Wszystko patrząc z boku jest super, mąż, dom, praca a ona nie może! I mimo, ze wszyscy jej mówią, ze cuduje to ona postanawia poszukać siebie.
I tak off top, to gdzieś mi mignęło, ze Ty z okolic Krk jestes? Moze jakas kawka?

Murat Czy Ty aby napewno poukładałaś sobie siebie po rozwodzie? Bo mam wrażenie, ze oddzywasz sie w tym wątku tylko jak komuś jest źle. Wiem, ze chcesz wtedy pomóc i wyczulić ze takie czy inne zachowanie u Ciebie skonczylo sie fatalnie. Ale, czy masz coś pozytywnego?
Epikea jak najbardziej mam 😉  :kwiatek:
Z ludźmi jakoś tak jest, że chyba chętniej rozmawia się o trudnych sprawach. Bo o tym można dużo, a jak jest dobrze, co można? - "u mnie super, rzygam tęczą" 😉
Murat-Gazon, mnie np. bardzo radują cudze pozytywne historie. Dają wiarę, że może być lepiej, że się da. Mniej ważne czy w kontekście ratowania związku czy odnalezienia szczęścia gdzieś indziej. Fajnie, że większość odnajduje fajny związek. Kibicuję i liczę, że mi też się uda.
Ja też kibicuję każdemu, kto postanowił zawalczyć o siebie 🙂 Sposobów na szczęście i dróg do jego osiągnięcia jest chyba tyle, ile ludzi. Ważne, żeby odnaleźć swoje, jakie by nie było.
Epikea bylam z Krk🙂 wynioslam się w lubelskie🙂 Mama wyniosla się ze mną, więc wogóle nie bywam, nie mam tam już nic, no poza jakimiś 28 (chyba) latami wspomnień. Ale jak będziesz gdzieś na wschodzie, to zapraszam🙂
Jakoś tak zawsze jest, że jak źle to się więcej gada. Wtedy po prostu czlowiek potrzebuje wsparcia, porady, wygadania się... Chyba tak trochę jest, że jak jest dobrze, to czlowiek tym się cieszy i trochę zapomina o tym, że innych potrzebuje... Ja też jakoś bardzo się cieszę, jak czytam, że komuś wyszło, pewnie też trochę przez pryzmat, że jak komuś się udało, to może i mnie🙂 Generalnie, to budujące, że świat czasem potrafi być OK i fair🙂 A tak swoją drogą, to zaskoczylo mnie ile tu jest podobnych historii jak moja. Zastanawiam się z czego to wynika, czy "przy koniach" jest po prostu dużo kobiet/dziewczyn bardzo silnych, które potrafią pierdyk..ć niepotrzebnym balastem, czy może konie, jako bardzo wymagające i pochlaniające gigantyczną część czasu (i kasy) powodują, że tylko nieliczni faceci się przy tym sprawdzają, czy w ogóle coś się ze światem porobilo i laski są jakieś silniejsze niż faceci i problem jest, że tak powiem, globalny... Ja na przykład nigdy nie poznalam kogoś, kto takie coś jak u mnie umial by dzwignąć ze mną. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo wiadomo, że w malżeństwie nie zwraca się uwagi na innych mężczyzn w sensie oceny pod tym kontem... Tak jakby nie bylo teraz takich "silnych" facetów... Jakby rolę "napędową" przejęly kobiety... Taka glupia rzecz, ale jak leżalam w szpitalu, to mąż siedzial, trzymal za rękę i jęczal " ale kochanie ty nie umrzesz?, nic Ci nie będzie?, co ja zrobię jak ty umrzesz?", a ja bym chciala, żeby w takiej sytuacji facet wziął mnie za rękę i powiedzial "kochanie, nie umrzesz, nie dam Ci..." Nawet jakbywewnętrznie byl nie wiem jak przerażony. Tak samo z naszym domem, ciągle "zabiorą nam, nie damy rady, przerosl nas", a można by " kochanie, nie damy się, jesteśmy razem więc jakoś będzie, nie bój się Ja jestem", nawte gdyby potem poszedl do kolegi przy piwie ryczal w co myśmy się wpakowali....
dea   primum non nocere
04 marca 2017 20:20
Miewam podobne przemyślenia globalne, dlatego już się požegnałam z wizją związku - wg mnie kobieta koniara i na gospodarstwie to bardzo trudna partia. Z wizją ciągnięcia gospodarstwa też się żegnam właśnie, choć z trudem. Cykor jestem, sama z dzieckiem futer nie wywiozę. Gdyby tam jeszcze w okolicy dobra robota w mojej branży była, tzn. nie dorywcze instalowanie ludziom windowsów :p A ziemia leży, kopyta w pensjonacie i raz na miesiąc je widzę. Bida. Może jak córka podrośnie to choć to ostatnie się zmieni 😉 Grunt že ogólnie jestem wielokrotnie szczęśliwsza i silniejsza niż byłam w związku. Subiektywnie super, obiektywnie pewnie smutne...
dea, ważne żebyś Ty była szczęśliwa, jak to tam obiektywnie wygląda, to szkoda sobie głowę zawracać. Na mnie patrzą jak na wariatkę, że w takiej sytuacji z chłopa rezygnuję... A On swoją drogą tez mi powtarza, że bez niego pół roku tego nie pociągniemy... Może i tak będzie, ale jak wyląduję w kawalerce, to i tak będę mieć więcej powodów do uśmiechu niż z kimś kto gasi i niszczy każdy objaw optymizmu wokół siebie...
KaskaD30 Mój ojciec też twierdził, że miesiąca bez niego sobie nie poradzimy. No popatrz, od mojej i Mamy wyprowadzki z domu minęło ponad 3,5 roku, teraz wróciłam tylko po to, żeby zająć się zwierzakami i pozbierać dowody na niego dla Sądu. I jakoś sobie poradziłyśmy, i to nawet całkiem nieźle.  😜
Gillian   four letter word
06 marca 2017 17:51
Byłam wczoraj na kolacji  😜 nie mam na razie zdania, chyba fajnie 😀
Gillian ktoś nowy? 🙂
Gillian   four letter word
06 marca 2017 19:36
Tak 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się