Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

majek   zwykle sobie żartuję
15 maja 2017 17:01
no dobra, ale oprocz tego, ze powiesz, ze cie wkurzylo to chyba tez nie pozwolisz dalej malowac po scianie, tak? Czyli juz jest kara?

edit: A tak w ogole, to ja podobnie jak kenna, uwazam, ze bycie mama ma swoje przywileje i to mama ustala zasady. Niektore sa bezdyskusyjne. Wszystkie wytlumaczalne.
Hm nie no, nie pozwolenie malować "w czasie trwania akcji" to zupełnie coś innego niż widzę, że pomazała, więc nie ogląda dziś bajki/mówię jej, że zabieram jej kredki na 3 dni. Powstrzymanie dziecka w akcji to normalna reakcja rodzica, tak ja to rozumiem przynajmniej.

pokemon, tak, masz rację - zabranie kredek za karę to kara.
I wracamy do punktu wyjścia - co będzie konsekwencją, że dziecko pomalowało ścianę w pokoju?
Wchodzisz do pokoju i ściana wygląda tak:

😁
pokemon, hahaha 😀 No tak jak pisałam. Mówię, że mnie wkurzyła i od tej pory daję jej malować tylko wtedy jak patrzę. Jak mówi mamooo daj kreeedki a ja nie mam czasu patrzeć co robi, to mówię, że teraz nie mam czasu patrzeć jak rysuje i niech się pobawi czymś innym bo nie chce mi się zamalowywać Legiuni po raz drugi, więc pomalujemy wieczorem. Czy musi być koniecznie ta kara? Po co ona komu?
pokemon, A Ty co robisz jak wchodzisz i ściana wygląda tak?

(Ja chyba robię tak jak Dzionka, ale czysto teoretycznie, bo nigdy nie miałam pomalowanej przez Gabrysia ściany i nie umiem w tej chwili wymyślić czegoś o podobnej szkodliwości, co zrobił.)
Ja muszę dodać, że nijak nie robię, bo nie mam na kim sprawdzić 😉 Takie rozumowanie zaprezentowała dziś Stein i do mnie bardzo przemówiło i się z wami dzielę 🙂
majek   zwykle sobie żartuję
15 maja 2017 18:31
Eee. Nie dla mnie. Kredki to dobro, które musi być w moim domu dostępne bez pytania i bez nadzoru.
Do mnie ogólnie brak kar generalnie przemawia ale takie szerokie interpretowanie tego czym jest kara (i przy okazji tego jaki to straszny wpływ ma na dziecko) i naturalnie konsekwencje już nie do końca. Dla czego???
Przykład pierwszy z brzegu: dziecko chce wbiec na ulicę a opiekun nie dość, że nie pozwala to czasem musi wyjca odciągnąć od ulicy siłą. Kara??? Dla dziecka na pewno. Pozwolić mu poczuć naturalne konsekwencje??? I jeszcze nasuwa się pytanie czy odciągnięcie wyrywającego się dziecka to już przemoc czy jeszcze nie.
O! Mam!
Przykład z mojego życia z moim dzieckiem:

Raz w życiu zrobił mi scenę histerii, w sklepie przy półce ze słodyczami. Trwała kilka sekund, bo natychmiast wzięłam go pod pachę i wyniosłam. Przed sklepem powiedziałam, że w sklepie nie wolno krzyczeć, przyszliśmy kupić to to i to i koniec. Możemy wrócić i spokojnie dokończyć zakupy. Zgodził się, utuliłam, uspokoił się, wróciliśmy, dokończyliśmy i nigdy więcej się to nie powtórzyło.

No i teraz rozważmy to.
Podejrzewam, że dla niektórych wyniesienie go ze sklepu można nazwać karą.
A dla mnie to nie była kara,  tylko... niedopuszczenie do czegoś nieakceptowalnego...?
Sama nie wiem jak to nazwać , ale myślę że ważniejszy od najbardziej trafnego określenia jest sens naszego działania.
Karą bym to nazwała gdybym powiedziała: "Jak nie przestaniesz krzyczeć to za karę nic Ci nie kupię" albo jak "jak nie przestaniesz to Ci za karę zabiorę rowerek".

A wy? Jakie macie spostrzeżenia na temat tej sytuacji i potencjalnych rozwiązań?

szd51, ojeju, naprawdę nie da się dyskutować na ten temat i nie sprowadzać rozmowy do sztampowego wbiegania na ulicę? Przecież to oczywiste, że każdy normalny rodzic łapie dziecko za fraki i nie pozwala wbiec i nie ma to nic wspólnego z karą... Pytanie co robisz dalej. Możesz albo w nerwach powiedzieć: "Za karę nie idziesz na plac zabaw, wracamy do domu!" i łudzić się, że dziecko połączy fakty i następnym razem rozkojarzone nie zrobi tego samego (niedoczekanie Twoje) albo powiedzieć "Franek, cholera jasna, mógł cię przejechać samochód! Prawie zawału dostałam tak się przestraszyłam!!" i iść na ten plac zabaw a wieczorem walnąć sobie kieliszek wina na uspokojenie i podjąć decyzję, że nie puszczasz jego ręki na tej trasie przez dłuższy czas choćby nie wiem co. Czyli prewencja.

Julie, to właśnie dla mnie też nie jest kara. Karą by było to co napisałaś wyżej ("nie kupię ci..."😉.

W ogóle zaskoczyło mnie, że Stein wcale jakoś nie przeceniała rozmowy z dzieckiem. Wręcz mówiła, że dziecko WIE, że np. bicie boli i nie ma co mu 50ty raz tego mówić. Raczej proponowała działania na tu i teraz, ułatwiające wszystkim życie - a nie zacietrzewianie się w czymś, co a) nie działa, b) źle wpływa na relację.
majek   zwykle sobie żartuję
15 maja 2017 19:14
Ale Dzionka to co opisałas to kara bez sensu, chyba, że właśnie idziesz z dzieckiem na ten plac zabaw. I dla mnie wtedy kara nie taka głupia, jeżeli dziecko jest powiedzmy w wieku 4 lat i wie, że ma nie wybiegać na ulicę.
Z dwulatkiem by nie zadziałało.
majek, no tak, w zamyśle jest, ze idziecie na plac zabaw, a ono wybiega na ulicę. Wg mnie zawrócenie do domu, bo dziecko w emocjach poleciało na ulicę jest karą bez sensu 🙂
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
15 maja 2017 19:19
Dzionka, dla mnie fakt, ze kobieta spasowala przy sytuacji ko fliktu roczniak- trzylatek, w ktorym oczywista oczywistoscia jest, ze roczniak zawsze przegrywa, czyni z niej mega teoretyka od pierdu-pierdu okraglej gadki.
Konsekwencja wchodzenia w kaluze jest chodzenie w mokrych butach, tak? Spoko,mojemu dziecku nigdy to nie przeszkadzalo. A potem chore dziecko, tak? To czyja to jest konsekwencja? Bo IMO jak zwykle matki, dla malego dziecka abstrakcja jest powiazanie mokrych butow dzien- dwa wczesniej i 40 stopni goraczki. Mimo, ze to jest wlasnie naturalna konsekwencja chodzenia jesienia w mokrych butach.
Dla mnie przeczekiwanie az 2 latek przestanie gryzc (2 latek, serio? Moje 10-miesieczniaki gryza, to fakt, ale 2 latek?) jest nie do przyjecia, bo ja sie nie godze na bycie gryziona (bita/kopana/wstaw dowolne). Na niszczenie tez sie nie godze ( i bardzo do mnie nie gada pierniczenie, ze jak dziecko sobie zniszczy zabawke to samo odczuje konsekwencje w postaci zniszczonej zabawki- owszem,4-ro letnie,moze 3. Wczesniej nie zauwazy powiazania i jeszcze bedzie np histeria, ze zabawka nie dziala/jest zniszczona. A jesli ta zabawke np kupilam chwile wczesniej to owszem nie jest mi z tym po drodze.

majek   zwykle sobie żartuję
15 maja 2017 19:23
Szafirowa, w sedno
Nie udzielam się często ale czytam regularnie . Nie rozumiem tego nowego nurtu wychowania, a nawet się go trochę obawiam ,takich dzieci wokół mojego , które gryząc czy bijąc moją córkę nie bedą miały tak naprawdę za to żadnych konsekwencji . Rozumiem, że jak dziecko gryzie trzeba je na ten czas odizolować od wszytskich dzieci żeby nie prowokować takiego zachowania, żeby czasem nie ukarać ? Nie potrafiłabym też tak bardzo skupiać sie na teori wychowania dziecka , nie działać spontanicznie tylko mieć plan co zrobić jak Ola pomaluje ścianę ...
Dzionka przykład nie jest sztampowy tylko z mojego życia wzięty i nie dotyczy czterolatka w emocjach tylko półtorarocznego chłopca który tak kocha autka, że koniecznie chciał chodzić tam gdzie one jeżdżą. Przez 3 miesiące. Prawie codziennie  😵 I dla niego nie pozwolenie mu iść tam gdzie chce to była kara, której kompletnie nie rozumiał.
Tak samo jak przez dobre 8 miesięcy karą była zmiana pieluchy i tak jak ostatnio odmówił kąpieli (przez tydzień nie szło go włożyć do wanny). Poczekać na krwawe odparzenia????
Cały problem wynika z braku jasnej definicji tego czym tak na prawdę jest kara. Bo jeśli zabranie dziecku kredki jest karą to czemu nie jest nią zabronienie wbiegnięcia na ulicę????
Dzięki dziewczyny za pocieszenie ze jednak to nie ja tą wyrodną matką jestem.
Choć chyba jestem jak czytam Wasze wypowiedzi. Moje dzieci mają i kary i nagrody - absolutnie niedopuszczalne sytuacje są karane (róznie, w zalezności od sytuacji) a te dobre czasem nagradzane. Działam całkowicie instynktownie, nie mam wypracowanego planu od A do Z. Słucham,. obserwuje i wkraczam jak jest potrzeba.
Niestety z konsekwencją nadal u mnie średnio - nie wiem czy do ich 18 stki się tego nauczę w 100%. Być moze nie powinnam mieć dzieci 😉
Co do nieszczęsnego wbiegania na ulicę (nie słuchania, nie stosowania się do norm), to u starszych 4-5 letnich dzieci owszem, swego rodzaju kara (odwleczona w czasie) ma sens, ale raczej nigdy nie byłam zmuszona jej zastosować, ale o niej opowiadać i tłumaczyć, dlaczego chyba zaraz tak zdecyduję - już tak. W momencie, kiedy Milan zachowuje się jak dziki zwierz informuję go, że zachowuje się nieakceptowalnie, niebezpiecznie (tu wstaw dowolne logiczne wytłumaczenie niezadowolenia matki) i dlatego chyba zaraz zdecyduję, że jednak zawracamy do domu i nie pójdziemy na plac zabaw, bo (i tu tłumaczę, czemu jego zachowanie jest niebezpieczne, niestosowne) ;P No niby straszę karą. A zachowanie jakichśtam norm społecznych uważam za dość ważne, więc czasami tak tłumaczę. Natomiast nie stosowałam jeszcze kar typu "za karę nie będziesz mógł oglądac bajek przez x czasu", tudzież "ić do sfojego pokoju i nie wychuć" ;P Raczej staram się tłumaczyć i powiązać jego własne zachowanie z tym, że "jestem po prostu, no po prostu zmuszona tak zareagować, mimo że będzie to dla Ciebie niemiłe". Czyli trochę sprytnie ubieram karę w niby konsekwencję jego własnego zachowania (vide - "tak bardzo się nie słuchasz, że niestety nie możemy iść na plac zabaw"😉
szd51, kara, wg dzisiejszej definicji, to coś co my, dorośli dajemy intencjonalnie dziecku. Ma być nieprzyjemne i ma sprawić, ze dziecko czegoś nie będzie w przyszłości robić, zakłada różnicę sił. Przebieranie dziecka, które tego nie lubi nie jest karą (bo co takiego zrobiło, że Ty chcesz je przez przebranie nauczyć?), to samo trzymanie za łapę półtoraroczniaka na ulicy. Nie zrobił czegoś złego, dopiero może zrobić, dlatego go trzymasz. Kara to coś, co kreatywnie wymyślasz żeby dziecku dowalić i "dać lekcję".

szafirowa, nie wydaje mi się, żeby była teoretykiem. Inaczej miałaby właśnie teoretyczne rozwiązanie na wszystko. A tak to wie, że w pewnych sytuacjach czujemy sie bezradni i już, nie znajdziemy złotego rozwiązania. Nie wydaje mi się również, żebyś Ty ze swoimi metodami potrafiła rozwikłać każdą sytuację i zawsze wiedziała jak zadziałać, żeby było skutecznie - obstawiam raczej, że czujesz się często bezradna, dzieci sobie a Ty sobie - i to jest normalne życie. Pytanie z jakim bagażem wyjdą z tego dzieci, jak będą wspominać relację z Tobą w przyszłości. Stein kładzie nacisk na to, żeby przetrwać i żeby ta relacja była względnie dobra, a nie oparta na strachu przed karą albo uwarunkowaniu na nagrodę.

Tu się pojawia pytanie - czy chcę żeby dziecko uważało na ulicy, bo tam jest niebezpiecznie i może się coś stać, czy dlatego, że jak idzie z mamą (a z babią to już nie) może nie pójść na plac zabaw. Wewnętrzna vs zewnętrzna motywacja.
A są jakieś badania , statystki , że tak wychowane dzieci mają lepszą więź z rodzicami czy nie mają problemów w dorosłym życiu ? Można w ogole cos takiego zbadać ? Jeśli w domu jest dużo miłości , poświęca się uwagę dziecku , a stosuje się karę w postaci zakazu internetu czy zabrania kredek to takie dziecko już wejdzie w późniejsze życie z urazem na psychice i w potrzebie  psychoterapii? No nie kupuje tego .
Misiu, jest mnóstwo badań nad tym, jak kara i nagroda wpływają na jednostkę i sposób jej funkcjonowania w społeczeństwie. Wyniki są wręcz fascynujące 🙂 Poszukaj, jeśli Cię to interesuje, bo literatura jest przepastna.
Ja potrzebowałam psychoterapii żeby zacząć żyć po swojemu, a nie tak jak mama aprobuje. I nic w tym śmiesznego, bo nabawiłam się wręcz symptomów psychosomatycznych (czyli objawiających się w ciele, np. bóle, choroby, zapalenia...) kiedy tylko próbowałam robić coś wbrew niej. Tak właśnie działają dzieci chowane na karach o nagrodach, mimo dziecińśtwa, że mucha nie siada i rodziny jak z obrazka.
Dzionko nieśmiało Ci się przypomnę z moim dawnym pytaniem mailowym  😁 Niestety nie potrafię wygoglować, czy A. Wiśniewski napisał jakąś książkę nt wychowywania? Ten artykuł co mi kiedyś wysłałaś był genialny. Bardzo bym chciała poczytać coś więcej jego autorstwa. Pani A.Stein to nie moja bajka.
falletta, omg, ale ja nic nie dostałam :O Serio serio, bym pamiętała! Niestety nie wiem czy coś napisał... Skoro nie Stein, to może Juul? On fajnie pisze, mniej bezkompromisowo 🙂
Dzionka kurcze, mi się wyświetlało jako wysłane  👀 przed chwilką puściłam Ci tego maila jeszcze raz  :kwiatek:
dea   primum non nocere
15 maja 2017 20:39
5gr w temacie młodszego dziecka, które nie ma szans ze starszym rodzeństwem. Trzydzieści+ lat później jest wyuczona bezradność, kulenie się i uciekanie jak tylko ktoś nastroszy piórka 🙂 dorosła baba 🙂 przecież dzieci wszystko same rozwiążą... dlatego ja ingeruję, zawsze w obronie tego najmłodszego/najsłabszego, ustalam jasne reguły i początkowo ich pilnie strzegę. Potem się jakoś same strzegą i coraz rzadziej muszę ingerować. Jeśli chodzi o przemoc, nic mnie nie przekona do zmiany tej żelaznej konsekwencji. Podobnie robiłam jak córka miała etap agresji względem zwierząt. NIE i już. Konsekwencji nie będzie, bo ten pies nie ugryzie, nawet nie ucieknie często, mój kot podobnie. Takie futra mamy.

Natomiast jeśli chodzi o brak nagród za okolice nauki, w zamian za to - zaciekawienie i wspólną eksplorację z dzieckiem, to serdecznie polecam, bo tu akurat byłam pozytywnie wychowana. Mam teraz autentyczną przyjemność z pracy, zupełnie obok tego czy i ile mi ktoś płaci. Jeśli chodzi o to co się komu podoba w tym zakresie, to tež mi to nie jest niezbędne do žycia, choć oczywiście biorę pod uwagę jako potencjalnie racjonalny "feedback" w obie strony (w końcu nie robię tego dla siebie). Czasem oczywiście na zimno pomyślę dla kogo się opłaca czas poświęcić, ale cokolwiek robię, czy akurat za free, czy złotówki cykają jak w taxi, mam z tego po prostu zabawę - warto 🙂 Zmuszać do odrabiania lekcji, szlabanować tv, komputer czy konie, kupować lody za oceny - nie warto (trochę prób tego było... nieudane, dzięki moim rodzicom za specyficzne lenistwo :p)
...tak, miałam nieograniczony dostęp do kompa - no dobrze, czasem trzeba było poczekać aż bracia wystrzelają wszystkich ss-manów 😉 i niejedną noc zawaliłam, zamiast pracy domowej. Dzięki wielkie, że zaufanie rodziców mieliśmy, kar nie było za to, najwyžej kwaśna mina. Wszyscy mamy wyższe studia, dobre zawody i pracę i... pasję w tym, co robimy.

Idę rozsyłać mojego Warchlaczka 🤣
Dzionka no dobrze to jest definicja kary z punktu widzenia osoby dorosłej i do mnie to nawet przemawia. A jak to wygląda z punktu widzenia dziecka???? No bo tak na prawdę czy dziecko obchodzi co my tak na prawdę sobie myślimy i jakie mamy intencje???? Nie puszczenie dziecka na ulicę z JEGO punktu widzenia było karą i powodowało totalny atak histerii i płaczu. Autentyczny żal i przykrość.  Tak samo z pieluchą. Nie chodziło o sam fakt przebierania tylko o konieczność unieruchomienia. I dziecko też czuło się ukarane i demonstrowało to całym sobą tak, że sąsiedzi na parterze słyszeli. Jakie znaczenie mają moje intencje????
Ja też dostrzegam u siebie różne nie koniecznie korzystne odpryski pomysłów wychowawczych moich rodziców i chciała bym żeby moje dziecko miało łatwiej tylko moje dziecko chyba nie do końca rozumie, że mamusia chce dla niego jak najlepiej  😉
ash   Sukces jest koloru blond....
15 maja 2017 20:48
Ostatnio miałam okazje widzieć na własne oczy jak rodzic nie reaguje na przemoc swojego dziecka wobec młodszego na placu zabaw. Skończyło się awanturą matek, paluchem starszego dzieciaka wbitym w oko młodszego, i zabraniem zabawki o którą wszystko poszło!
Ja się nie zgadzam na takie akcje i mam głęboko w D... takie teorie. Sory, ale to jest jakies żart zeby pozwalać dzieciom "rozwiązywać problemy" samemu.

Edit: wszystko działo się miedzy 2,5 l a 2 latkiem.
Jestem za "rozwiązywaniem problemów samemu" u dzieci starszych 3-6 lat, ale rodzic jest mediatorem, strażnikiem ładu, tłumaczem zasad i własnych emocji każdego dziecka, również mentorem. Jeśli starsze dzieci pobiją się o zabawkę, bierzemy delikwentów w inne, spokojne miejsce, zachęcamy, by powiedzieli sobie nawzajem o własnych emocjach w związku z tą sytuacją, oczywiście dostosowując język i styl do wieku i poziomu afektu ;P Po czasie dzieci wiedzą, że warto między sobą iść na kompromis, bo inaczej jest niezgoda, która równa się odwołaniu do wyższej instancji t.j. matki, która może z czasem oczekiwać większej sprawności w rozwiązywaniu sporów samodzielnie przez dzieci i reagować krócej i bardziej stanowczo dając komunikat - nie potrafiliście kolejny raz dogadać się ze sobą, to ja Wam rozsądzę sprawę, ale niekoniecznie będzie Wam to pasować. Lepiej jest jednak rozwiązywać sprawy samodzielnie.. 🙂
Przeczytalam jakies 2 ksiazki Stein i w wielu sprawach rozjasnila mi pewne kwestie. Niektore rzeczy byly dla mnie totalna abstrakcja i skoro nie potrafilam zrozumiec dzialania (byc moze) skutecznych mechanizmow, to jak niby mialabym je zastosowac z pelnym przekonaniem, zeby "zaskoczylo".

Tez jestem za konsekwencja i np.unikaniem nieprzyjemnych sytuacji do pewnego stopnia,ale naprawde mi przykro, ze nie moge dac do lapska Paulinie mazakow, ktore uwielbia, a z ktorymi odrazu spierdziela malowac posciel  😎 Nie przetlumaczysz i koniec!

I jeszcze tak sobie mysle majac dosc specyficzne dziecko, ze gdybym chciala nie wykonczyc sie psychicznie stosujac sie w 100% do zalozen RB i porozumienia bez przemocy, to musialabym zamknac P. w duzej hali bez zbednych przedmiotow. Wtedy moglybysmy sie ogarniac! Ale tak sie nie da!

Do do obrony mlodszych powiem wam przyklad z drugiej strony. Mam o prawie 7 lat mlodszego brata. Byl takim meskim odpowiednikiem mojego dziecka, ale mega, mega wrednym. Uwzial sie na mnie jako taki 2 letni szkrab i napastowal mnie wrecz az do poznej podstawowki. Robil na zlosc na kazdym mozliwym kroku, a ja nabawilam sie nerwicy, bo... dla moich rodzicow nie bylo problemu! Bylam starsza i juz, ale juz odwinac mu nie moglam. I faktycznie do tej pory mam respekt przed moim mlodszym braciszkiem i w zyciu nigdy nie zafundowalabym P. takiego koszmaru, jaki ja sama przezylam  😉
dea   primum non nocere
15 maja 2017 21:15
Odwrócona sytuacja, ale wniosek ten sam - takie zostawienie dzieci, żeby sobie same ustaliły zasady prowadzi do całego wachlarza rozwiâzań. Niektóre będą sprawiedliwe i bez traum, ale będą też odbicia w obie strony od tego złotego środka. To dlaczego tych zasad, własnych, do których się ma przekonanie, nie przekazać? Przecież człowiek to istota społeczna, powinien się zachowań grupowych uczyć od starszych, inaczej jest szansa, że będzie jakiś.... Władca Much albo co.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się