Depresja.

dodzilla, czasem może i lepiej spędzić pod opieką specjalistów kilka miesięcy, a ustawić głowę i leczenie na wiele lat.

Moja znajoma zaliczyła mocny epizod w chorobie dwubiegunowej. Zaczęło się od odlotu euforycznego, podczas którego musiała zostać hospitalizowana i jak to w tej chorobie bywa następstwem było przejście w silną depresję. Spędziła pod opieką szpitalną cztery miesiące. Teraz od lat już żyje dalszym życiem - znalazła pracę, zaczęła podróżować, skończyła nowe kursy zawodowe i szuka lepszej pracy w nowych kwalifikacjach.

Z pewnością jeszcze dużo dobrego przed Tobą. 🙂
dodzilla, a czy ktos kiedykolwiek powiedzial, ze maja byc jakies limity czasowe, kiedy masz sie poczuc lepiej? 😉 Lipa jak cholera, ale jak dasz rade, to dasz rade 😉 Ja tu co jakis czas zagladam na RV I czekam na sprawozdanie, jak sie czujesz. Kibicuje ci bardzo mocno I trzymam kciuki. Musi sie udac I juz 🙂
dodzilla i jak u Ciebie?  🙂


Ja mam coraz częściej wrażenie, że źle zrobiłam... Co prawda leki pomagają, czuję się znacznie lepiej, rzadziej popadam w panikę a jak już to jestem w stanie sobie z tym w miarę szybko poradzić. No do czasu... bo dzisiaj tak zostałam zwyzywana, że nie mogę się do teraz pozbierać..  🙄
Myślałam, że jak zmienię miejsce zamieszkania to skończy się większość moich problemów, że będzie to jakiś krok do przodu. A teraz coraz częściej myślę, że postąpiłam zbyt pochopnie. Czuję się całkowicie samotna, rzadko wychodzę, z nikim się nie widuję, nie rozmawiam... Jakoś inaczej sobie to wszystko wyobrażałam...  🙁 Strasznie brakuje mi konia, za rzadko go widuję a to on zawsze dawał mi moc żeby to wszystko wytrzymać... Dlaczego nie może być w końcu normalnie?  😕
madmaddie   Życie to jednak strata jest
09 maja 2018 19:22
Sonkowa, czasem tak bywa, nie wszystkie decyzje bywają dobre. To, że czujesz się lepiej, dzięki lekom to bardzo dużo. Z przeprowadzkami jest ten problem, że wszędzie zabiera się ze sobą siebie. Ale z drugiej strony - są miejsca, gdzie lepiej się oddycha i spokojniej myśli. Nie dasz rady przenieść konia do siebie?
Nie ma sensu, bo za niecałe dwa miesiące są wakacje i będę musiała znowu ciągnąć go do domu. Zresztą muszę się uczyć więc nie wiem czy będę miała czas. Widuję go tylko w weekendy i to też nie każdy...  🙁 Od następnego semestru na pewno bedzie już ze mną.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
09 maja 2018 21:03
to tylko dwa miesiące, jakoś przetrwasz  :kwiatek: trzymam kciuki  :kwiatek:

u mnie tak se. mimo leków przeszłam ogromny, trzytygodniowy dół. Teraz już z tego trochę wylazłam, ale... o rzić wszystko roztrzaś.
Wiem, że przetrwam. Nie mam wyjścia.  😉
Po prostu to wszystko jest do kitu. Miało być inaczej.... Nie wiem dlaczego jestem taka pechowa.  😕
madmaddie - oj mam nadzieję, że dół przejdzie.

U mnie w ankiecie skali depresji becka wyszło 39 pkt. Dostałam podwójną dawkę Bioxetinu.
Widzę poprawę u siebie i powoli wierzę, że będzie dobrze.
Jeśli to ta sama ankieta Becka co znalazłam w sieci... 35 pkt...
Ale tak się zastanawiam - no dobra, można zacząć przyjmować leki, można chodzić na rozmowę z psychologiem, ale co to zmieni w kontekście realnych zdarzeń? Naprawi się od tego zdrowie fizyczne, nogi, kręgosłupy czy inne? Pojawią się od tego pieniądze na koncie (chyba raczej wręcz przeciwnie)? Będzie się miało więcej czasu by realizować siebie? Leki zamaskują postrzeganie problemów, ale ich nie rozwiążą... Żeby wyjść z tego obecnego stanu muszą się po prostu wyprostować pewne życiowe sprawy.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 maja 2018 21:01
Ascaia, nie odzywam sie w żadnych wątkach w których się udzielasz, bo zaraz sie zacznie histeria, ale tak, umysł i ciało są połączone i wiele kontuzji zdarza się właśnie przez problemy emocjonalne.
Naprawi się od tego zdrowie fizyczne, nogi, kręgosłupy czy inne?
No złamana noga się raczej nie zrośnie, jak psycholog do niej pogada, ale depresja to też jak najbardziej objawy fizyczne - ból "bez powodu", problemy z wagą, szybkie męczenie się, łapanie chorób, ogólne osłabienie i co tam jeszcze organizm wymyśli.

Pojawią się od tego pieniądze na koncie (chyba raczej wręcz przeciwnie)?
Objawy depresji takie jak rozkojarzenie, trudności z podejmowaniem decyzji, same negatywne wizje siebie i przyszłości, brak motywacji do czegokolwiek raczej nie pomagają zarabiać więcej, zwłaszcza jeśli będzie to wymagało podjęcia decyzji np. o zmianie pracy albo w ogóle o znalezieniu jej.

Będzie się miało więcej czasu by realizować siebie?
Jedną z części składowych depresji jest to, że mało co cieszy i na mało co ma się ochotę, czasami aż do tego stopnia, że brak sił i motywacji, żeby wyjść z łóżka, więc i na samorealizację leczenie może pomóc.

Leki zamaskują postrzeganie problemów, ale ich nie rozwiążą..
Ale jak ktoś ma depresję, to często właśnie nie postrzega swoich problemów adekwatnie  😉 Leki "maskując" te problemy często dopiero dają szansę zacząć sobie z nimi radzić, bo depresja czyni je tak wielkimi, że nawet nie wiadomo, jak do nich podejść.

Nie wiem, czy masz depresję, czy obniżenie nastroju, czy coś innego, nie wiem, jak wygląda Twoje życie, więc nie jest moim celem mówić, co dla Ciebie najlepsze :kwiatek: Mam jednak codzienny kontakt z osobą z depresją i widzę, jak dużo daje jej leczenie. I tak pomyślałam, że jeśli miałabyś teraz lub kiedyś skorzystać na wizycie u lekarza albo terapeuty, ale nie zrobiłabyś tego ze względu na wątpliwości w Twoim poście, to się wtrącę  :kwiatek:
busch   Mad god's blessing.
13 maja 2018 00:14
Ascaia, sęk w tym że przy tych wszystkich problemach typu brak pieniędzy na koncie, chore nogi i kręgosłupy, nadal masz wpływ na to, jak postrzegasz te problemy i jak sobie z nimi radzisz. Rozważ poniższe:

1. Czy racjonalnym jest dążyć do nieposiadania żadnych problemów? Czy jesteś w stanie panować nad tym, co życie przynosi? Czy kontrolujesz świat wokół siebie? Jeśli nie, to dlaczego nie zainwestować w to, nad czym panowanie masz, a mianowicie - sposób, w jaki będziesz radzić sobie z problemami?

2. Skoro uważasz że dopiero po "wyprostowaniu spraw" wyjdziesz z dołka, to czy uważasz że ludzie ciężko i/lub chronicznie chorzy powinni być permanentnie smutni/w depresji/w dołku, ponieważ dla ich problemu nie ma rozwiązania? Czy sądzisz że ludzie z nieprawdopodobnie ubogich rejonów również powinni być zawsze smutni/w depresji/w dołku bo doświadczają biedy, dla której nie ma rozwiązania? Nie jestem absolutnie zwolennikiem argumentacji że ktoś nie ma prawa się smucić bo "głodujące dzieci w Afryce" - bo jest głupia i nie uwzględnia tego, że my, nasza psychika, przemiany chemiczne w naszym mózgu i inne wpływają na to, jak przeżywamy to, co nas spotyka. Chodzi mi o coś przeciwnego - że skoro tak wiele osób na całym świecie ma naprawdę obiektywne powody, by być w dołku - a mimo to cieszy się swoim życiem - to być może warto zajrzeć głębiej w siebie i naprawdę zastanowić się, czy to właśnie te nasze problemy są jedyną przyczyną że jest nam źle?

Ascaia, masz, tak jak cała reszta śmiertelników, tylko jedno życie na tej planecie. Czy nie warto chociaż spróbować sprawdzić, ile spośród tych 35 punktów w skali Becka to faktycznie wpływ Twoich problemów (których wagę można naprawdę różnie ocenić zależnie od przyjmowanej skali), a ile tych punktów może zniknąć, jeśli uczciwie postarasz się sobie pomóc?
Coriolania, busch,  - bardzo dziękuję, bardzo mądrze napisane posty. :kwiatek: Mam dobry materiał, żeby sobie przemyśleć kilka spraw. 🙂

Od razu chciałam z góry uprzedzić, a jeśli trzeba to przeprosić - w żadnym razie nie chciałabym urazić nikogo kto z pomocy psychologa korzysta czy przyjmuje lekarstwa. To jest prywatny wybór każdej osoby. I jeśli tylko czuje się taką chociaż minimalną potrzebę to trzeba z tych możliwości korzystać. Jak napisały dziewczyny powyżej - życie ma się jedno i trzeba o nie dbać. 🙂

Moje posty to tylko myślenie na głos, to moja subiektywna ocena (w mojej mojej sytuacji).

Nigdy nie ukrywałam, że jestem bardzo sceptyczna względem psychologów i leczenia i... depresji... Nie neguję oczywiście istnienia chorób psychiki. Tylko od lat mam wrażenie, że jest jakiś trend społeczny na "upośledzanie" ludzi. Znam z autopsji stan kiedy jedyne na co masz siłę po otwarciu oczu to dalsze leżenie, kiedy masz sparaliżowane ciało i umysł czyli chyba znam realny stan depresyjny (chociaż upierać się przy tym nie będę - wcale a wcale mi na tym nie zależy 😉 ). Ale... z tego można się podnieść... samemu. Mam takie wrażenie, że tak jakby odebrano ludziom pewność siebie. Coś się zadziało społecznie takiego, że zniechęcono (?) ludzi do samodzielnego myślenia, analizowania, próby poradzenia sobie z gorszymi stanami psychiki. A może by to nazwać słowem - rozleniwiono? Tak jakby... weź pigułkę, idź do terapeuty jest pierwsze w kolejności niż... porozmawiaj sam ze sobą, porozmawiaj z przyjacielem /rodziną, poszukaj w sobie rozwiązania bo je znasz... Są ankiety zamieszczone w internecie, które łatwo wypełnić (i którymi można przecież łatwo manipulować) i pyk - masz depresję...
Odbyłam raz rozmowę z psychologiem. Nie na zasadzie wizyty akurat, tylko bardziej prywatną, ale wyszło w sumie jak normalne spotkanie. No i... takie to... powiedziałam co mnie boli, jak widzę świat, jakie są tego przyczyny i jakie są perspektywy i możliwe rozwiązania. Ta kobieta właściwie nie miała nic do powiedzenia poza ogólnie znanymi faktami medyczno-psychologicznymi, poza logicznymi wnioskami, które sama również wysnuwam. No to właściwie po co taka wizyta? To wolę pogadać sobie z kimś znajomym czy wypisać swoje myśli na forum. 😉 

Hej, dołączę się.

Zwlekałam z wizytą u psychiatry przeszło 3 lata, booo się bałam. ( Błędne koło)

Aktualnie od końca stycznia chodzę na wizyty. Za fraki przyjaciółka kazała mi się zapisać, stała i pilnowała, bo była przerażona moim stanem w okresie październik-styczeń.

Zaburzenia lękowo depresyjne. Początkowo na escitalopramie, niestety "nie pykło". Od miesiąca przerzucona jestem na wenlafaksynę ( pierwszy dzień to była tragedia, nie wiedziałam co się ze mną dzieje) - po początkowych słabych dniach nastąpiła poprawa. Teraz mogę stwierdzić, że jest nieco lepiej. NA pewno jestem bardziej aktywna. Może nie jakoś produktywnie. Ale przynajmniej wychodzę z łóżka i plączę się po domu, czasem nawet coś ugotuję. Zmuszam się do wychodzenia z domu. Nie zawsze się udaje, przez co koń trochę cierpi... Przytyła, wygląda jak pączuś w maśle, ale przydałoby się przerobić pączka w pakerka 😉

W pracy lipa... Moja praca związana jest z kontaktem z klientami. Niestety czasami nie jestem w stanie odebrać telefonu, czy zadzwonić... W kontakcie eye to eye- stresuje się, jąkam, plączę... Nie jestem w stanie rzetelnie przekazać swojej wiedzy. Strzelam nerwowe minki. Generalnie mam wrażenie, że wychodzę na niekompetentnego przygłupa, a potem w domu nie daje mi to spokoju...

To samo ze studiami- wystąpienie na forum... Wolę uciec... A w czerwcu mam PNJA z częścią ustną... Nie wiem jak dam radę.

Jest też jedna rzecz, która mnie rozwala na łopatki. Właśnie też w ciągu ostatnich dni. PRZYSZŁOŚĆ. Panicznie się boję... Że sobie nie poradzę, że skończę jako kompletny biedak, że nie będzie mnie stać utrzymać mieszkania i skończę pod mostem... Od najmłodszych lat byłam nagabywana w szkole, rodzina też mi nie pomagała... Matka wiecznie gadała, że będę ulice zamiatać... Kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą?

Jestem w kolejce na psychoterapię... Od stycznia telefon milczy, kolejki są ogromne. Prywatnie mnie nie stać...

Aby do przodu... Ściskam mocno Was wszystkich
busch   Mad god's blessing.
13 maja 2018 11:01
Ascaia, uważam że pomyliłaś przyczynę ze skutkiem. Można równie dobrze powiedzieć że ludzie łamali sobie nogi od zarania dziejów i jakoś sobie radzili, więc co to za rozleniwianie społeczeństwa, żeby nastawiać, robić rentgeny, wsadzać w gips lub... broń boże! robić operacje? Nie do końca rozumiem, czemu niektórzy ludzie akceptują pomoc w przypadku widocznych chorób czy urazów, a jak przychodzi do psychiki (czegoś znacznie ważniejszego niż jakakolwiek kość w naszym świecie), to najlepiej "pomóc sobie samemu", jakkolwiek to by nie było ułomne w stosunku do profesjonalnej pomocy.

Poza tym gwoli ścisłości, psycholog to nie to samo co psychoterapeuta i jeśli oczekiwałaś od psychologa psychoterapii, to trochę tak jak oczekiwać od lekarza rodzinnego że Ci wytnie wyrostek robaczkowy bez komplikacji. Psychiatra też psychoterapeutą nie jest i też nie uzyskasz od niego pomocy psychoterapeutycznej. Poza tym psychoterapia to nie jest coś, co zmieni Twoje życie po jednym spotkaniu; to trochę jak oczekiwanie że po jednej wizycie na siłowni powinnaś mieć sześciopak na brzuchu bo inaczej to ta cała siłownia to ściema i wyciąganie kasy...

aga020596, nie wiem jak jest w Warszawie ale wiem że w takim bardziej "zaścianku" często różne przychodnie mają różne terminy i czasem w jednym miejscu usłyszysz 3 miesiące, a w innym 2 tygodnie (albo tydzień). Warto posprawdzać w różnych miejscach  🙂
Poza tym psychoterapia to nie jest coś, co zmieni Twoje życie po jednym spotkaniu; to trochę jak oczekiwanie że po jednej wizycie na siłowni powinnaś mieć sześciopak na brzuchu bo inaczej to ta cała siłownia to ściema i wyciąganie kasy...No i jeśli chodzi o pogadanie, to trener od siłowni też pewnie powie banały, które można równie dobrze usłyszeć od koleżanki.
ascaia ok. Ja również uważam, że czasami człowiek może sobie pomóc SAM. Jak najbardziej. I rozumiem  o co ci chodzi z tym  uuposledzaniem ludzi. Tylko z moich obserwacji bujasz się z tym stanem już wiele m-cy, jeśli nawet nie lat już. Więc... ? Długo tak jeszcze chcesz pracować nad tym sama?
A skoro "nie idzie" tego przerobić samemu a można sobie pomóc zgłaszając się do psychiatry i psychoterapeuty, to po co się męczyć i na co czekać?
Ascaia - uwierz, ja też byłam sceptycznie nastawiona, ciągle mówiłam "poradzę sobie sama", a było tylko gorzej i gorzej. Przestałam wychodzić z domu, przestałam wierzyć w siebie, przestałam robić zdjęcia (co kocham) i nawet jeździć konno unikałam.
Zapytałaś, czy leki i terapia pomagają napełnić kieszenie - odpowiem TAK.
Wyszłam do ludzi, zaczęłam znowu umawiać się na sesje, zarabiam kasę. Od listopada do kwietnia praktycznie ciągle odmawiałam.
Wyobraź sobie, że odmówiłam 6 ślubów, w tym jeden koleżanki, co chciała mnie mieć, także w tym roku nie mam ani jednego ślubu. Teraz policzyć to można o stracone pieniądze, które mogłam zarobić.
Wiadomo, że kasa nie jest ważna, tylko zdrowie i to mnie cieszy i nawet jestem mocno zaskoczona, że tak szybko załapałam. Mam bardzo dobrego psychiatrę i żałuję, że tyle lat zwlekałam, by do niego pójść.
busch, z pewnością mogę mylić zakres działań psych-iatry, psycho-loga i psycho-terapeuty. Tyle, że ten pierwszy jest bardziej od leczenia farmakologicznego. Reszta jest dla mnie "jednym workiem". Co do wspomnianej do mnie sytuacji to kompletnie niczego nie oczekiwałam po tej rozmowie. Tylko stwierdzam, że to takie... no dla mnie strata czasu (w moim przypadku). Jak myślę, że miałabym poświęcać godzinę, a później kolejną i kolejną na takie spotkania to od razu mnie to irytuje.
Co do porównania leczenia fizjologii a psychiki to w sumie mam podobne podejście. Jak nie ma bez względnej potrzeby to nie zawsze widzę sens w wizycie u lekarza. (a pewnie w ogóle bym nie chodziła gdyby więcej leków było dostępnych bez recept 😉 )

tunrida, nie jestem kłębkiem szczęścia i pozytywnego myślenia - ukryć się tego nie da 😉 😉 😉 Na pewno mam nerwicę z objawami somatycznym. Miałam kiedyś, jak wspomniałam, epizod takiej niemocy życiowej - strata pracy w moim kochanym teatrze, szarpanina z pisaniem pracy magisterskiej, itd. Ale się z tego podniosłam. Kiepsko postrzegam swoją osobą i swoją przyszłość - na zasadzie nie widzę w tym fajerwerków, jakiegoś wielkiego sensu, itd. Wypełniając wspominaną ankietę Becka (uczciwie) nalicza mi się sporo punktów. Ale czy to jest depresja - choroba? Chyba nie... 
Czytając co piszą tutaj inni? Na pewno nie.
Nie ma tak, żebym nie poszła do pracy, żebym nie wyszła cały dzień z domu. Jakie by mi myśli nie krążyły w głowie to jest jeszcze poczucie odpowiedzialności, które mnie zawsze utrzymuje na powierzchni. Tak jak skończenie studiów i obrona pracy te naście lat temu. Tak teraz świadomość, że mam pod opieką zwierzęta. One nie mogą przeze mnie cierpieć i tyle. Tak samo jak nie mogłabym popełnić samobójstwa ze względu na rodziców - nie chciałbym być powodem ich bólu.
Co będzie gdy rodzice i zwierzęta odejdą... okaże się na naście lat. Na razie tyle muszę przeżyć. Bez depresji.

No właśnie, mam bardzo podobne odczucia, co Ascaia jeśli chodzi o to, że poczucie odpowiedzialności i rodzina "zmuszają" mnie do tego, żeby wstawać codziennie i pchać ten wózek. Z ciekawości zrobiłam sobie ten test Becka i się przeraziłam, bo 35 punktów i wypisane wielkimi literami "depresja ciężka", to naprawdę mocne stwierdzenie, jak na to, że depresja ciężka w literaturze przedstawiana jest bardzo.. demonicznie powiedziałabym. A ja funkcjonuję w społeczeństwie, nie zamykam się w domu, rozmawiam o swoich emocjach z najbliższymi... no trochę mnie to uderzyło i nie wiem jak to wszystko interpretować.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 maja 2018 23:12
Rozie, to jest tylko test, on POMAGA  w diazgnozie, nie zastępuje jej.

A depresja? Depresja ma wiele oblicz. Możesz chodzić do pracy, na języki, uprawiać sport i dziergać, a w środku umierać.
Dla mnie to jest bardzo przykre, że ciągle pokutuje to przekonanie, że terapia i psychiatra to fanaberia, że przecież można bez, że wszyscy to demonizują i chodzą do psychiatry, bo lubią i NIE CHCE IM SIĘ SAMEMU ROZWIĄZAĆ PROBLEMÓW.
Tymczasem? Depresja literalnie niszczy mózg 🙁
ascaia- tak jak pisałam wcześniej. Dla mnie, to ty brzmisz tak "dogłębnie smutno". Od samego dna jestestwa. I to czuć. Mimo tego, że będziesz pisać w innych wątkach jak ci wesoło, to i tak od samego srodka jest smutek. I właśnie ciebie nie zostawialabym, żebyś się sama z czymkolwiek uporała, bo moim zdaniem się nie uporasz. Mimo inteligencji i zaradności  zyciowej. Bo to nie jest kwestia kontuzjowanej nogi i braku wyjazdu w majówkę. To jest tak głębokie u ciebie, ze tylko dobry psychoterapeuta. Leki na trochę, na teraz, bo ewidentnie przekroczyłas swój "zwykły" stan smutku, a terapeuta do ostrej roboty.

Ale każdy żyje jak chce. Więc twój wybor. Moim zdaniem szkoda życia na męczenie się, jeśli są sposoby by sobie pomóc. Jeśli nie pomoże, to czy masz coś do stracenia????? Nic.

Edit- zaburzenia somatyzacyjne zwykle bardzo dobrze reagują na leki. I na lekach przeciwdepresyjnych wiele dolegliwości somatyzacyjnych mija lub ma mniej nasilone objawy lub występuje rzadziej. Po co się męczyć z bólami, zawrotami itd?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
14 maja 2018 07:10
Jeszcze co do „oj tam, oj tam, wstaje rano i chodzę do pracy, to znaczy, ze wszystko bedzie spoko i dam sobie radę sama”
https://www.depresjaza.pl/depresja-niszczy-mozg


+zawsze mnie zastanawia, ze ludzie bez problemu przyjmują fakt, ze jak sie stresują, boli ich brzuch i mają mdłości, ze złości mają bóle głowy, jak są szczęśliwi, mają niesamowity przypływ energii. Ale, że emocje mogą się łączyć z ciałem w inne sposoby, absolutnie nie! Przecież to tylko „wymysły głowy”.
Jeśli to ta sama ankieta Becka co znalazłam w sieci... 35 pkt...



Mi ze znalezionej w internecie wyszły 27 punkty... po prawie miesiącu na lekach... ehh.. chyba jednak nie czuję się lepiej..  😵


W pełni zgadzam się z tym co napisała Strzyga. Ja jestem taką osobą. Jak już w końcu spotkam się z ludźmi, wyjdę na imprezę, w pracy, na uczelni jestem odbierana za pełną entuzjazmu, wesołą dziewczynę. Przed ludźmi zakładam maskę, nie potrafię dzielić się ze swoimi odczuciami z przyjaciółmi, rodziną. Mało kto wie o moich problemach. A jak jestem sama nie mogę sobie ze sobą poradzić, mam nienormalne myśli, nie chcę wychodzić z łóżka, strasznie się męczę... Jestem zupełnie inną osobą..
Averis   Czarny charakter
14 maja 2018 11:49
Sonkowa, daj sobie i lekom czas, miesiąc to malutko. Może warto skonsultować to z lekarzem dla spokoju?

To ja jeszcze w kontekście działania i niedziałania terapii i leków. W dwa lata z 61 punktów w teście Beckazeszłam do okrągłego 0. W międzyczasie zmieniłam pracę na taką, która daje mi pieniądze i pozwala pracować zdalnie z każdego miejsca na ziemi. Jestem z siebie ogromnie dumna. Skłonności do depresji będę mieć zawsze, ale wiem już, jak l siebie dbać, by w porę zainterweniować.
Zastanawia mnie na ile wiarygodny jest ten test. Ktoś fachowo podpowie (tunrida  👀 )?
Jakieś mi się ter pytania wydały sugerujące i trywializujące. Ale może to tylko wrażenie i sposób liczenia to uwzględnia. Od dawna czuję się naprawdę marnie, jak sobie pomyślę, że już nic fajnego, ciekawego się nie wydarzy to z łóżka się do południa podnieść nie mogę... Jak się do czegoś zabiorę to nawet fajnie jest, ale jak się zmusić?
Mnie wyszło 27 a starałam się maksymalnie optymistycznych odpowiedzi udzielać.
I tak nie trafię nigdzie do lekarza, bo niestety nie mogę sobie na taki luksus pozwolić.
Ale w sumie to przez własne decyzje jestem tu gdzie jestem więc to tylko moja wina... Głupia byłam i młoda a teraz nie mam nic... Oprócz koni, które jeszcze bardziej uniemożliwiają mi zrobienie jakiegokolwiek ruchu... No a bez nich to nie nawet nie warto żyć... Szczególnie, że kucynkę ukochaną mogłabym sprzedać tylko na mięcho.
Averis   Czarny charakter
14 maja 2018 13:04
SzalonaBibi, tak jak było mówione - to jest test wspomagający a nie diagnoza sama w sobie. Poza tym nie bardzo wiem, jakich pytań i odpowiedzi się spodziewałaś. Depresja miewa różne podłoża, ale objawy są podobne. Dlatego pytania są zwyczajne i proste, tak jak i w każdym wywiadzie lekarskim. Tu nie ma filozofii, tak jak nie byłoby jej w diagnozie choroby trzustki.

Psychiatra i psycholog są dostępni ma NFZ, trochę się czeka, ale przynajmniej się kiedyś doczekasz. A jak się nie zapiszesz, to nie trafisz nigdy.
No i co z tego, że na NFZ, jak najbliższy 40 km ode mnie? Na domowe wizyty nie jeżdżą. A ja zwyczajnie na to nie mam kasy, żeby regularnie przez dłuższy czas tak dojeżdżać... Wiem, że nie kasa najważniejsza, ale ja mam zero, okrągłe zero. I żyję jak w więzieniu... Ale publicznie wątku nie rozwinę. Za dużo osób może przeczytać.
Mam pytanie do warszawianek. Wiem, że kilka przeszło przez gabinety sensownych osób od opcji kognitywno-behawioralnej. Może podzieliłybyście się namiarem? Może być na prv.
Szukam kogoś dla siebie, może być prywatne, ale koniecznie z fakturami. Parę lat temu chodziłam do psychoterapeutko-psychiatrki, dużo mi to dało, na długo uzbroiło. Ale zima była ciężka, teraz, patrząc wstecz i czytając o tym, to chyba był jakiś stan depresyjny. Teraz jest lepiej, więc może to dobry moment, żeby się tym zająć... Żeby nie podniosło głowy.
Tak do końca nie wiem, gdzie zacząć – psychoterapeuta na pewno potrzebny. Czy psychiatara nie wiem – potencjalnie może mieć większą wiedzą o ewentualnych związkach między SM i depresą (ponoć takie są, przynajmniej statystycznie wychodzi). Ale pewnie lekarza łatwiej się namierzy.
Test Becka, to tylko test pomocniczy. Gdyby tylko na podstawie takich testow rozpoznawało się chorobę, to po co lekarz? Ja z tych testów w ogóle nie korzystam. Czasami, jak trzeba kogoś "dopieścić". Czasami na jego podstawie można ocenić progres w leczeniu. Czasami kiedy mam osobę niechętną do rozmowy, to dam test do wypełnienia.
Z moich obserwacji kobietom zwykle wychodzi więcej punktów. Kobiety tak jakby bardziej " histeryzują,wyolbrzymiają".  Czasami ludzie nie potrafią ocenić rzetelnie. W danym momencie źle się czują i to rzutuje na ilość punktów, mimo że pytania dotyczą np ostatniego miesiąca.
Ja tych testów nie używam, już nie pamiętam ile lat temu go stosowałam. Dużo więcej, wystarczająco dużo wychodzi z samej rozmowy.
Ale test jest. Jeśli ktoś nie ma zaburzeń nastroju, mało punktów nastuka. Jeśli ktoś zaburzenia nastroju ma, będzie miał punktów sporo. Jeśli robisz sobie test w domu, źle zię czujesz,nie radzisz sobie, punktów wychodzi dużo,możesz nie robić nic a możesz iść do psychiatry pogadać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się