Kto/co mnie wkurza na co dzień?

Ascaia, wtłaczanie w rolę społeczną niekoniecznie musi być prześladowaniem, często nawet tego nie dostrzegamy.
Powiem ci tak: nie wyobrażam sobie, żeby 30+ mężczyzna, zdrowy na ciele i umyśle, wykształcony, inteligentny, utalentowany i urodziwy
w jakichkolwiek okolicznościach powiedział o sobie, że jest na końcu łańcucha pokarmowego.
Żeby mężczyzna 30+ nie był decyzyjny w rodzinie, także wobec rodziców - wszak są już starsi, i nawet oczekują "męskiej ręki".
Co do mikrych zarobków i hierarchii służbowej - znam facetów, którzy nie są zadowoleni, no ale, właśnie - Nie Są Zadowoleni.
Chyba że chleją itp.

Jesteś w rozkwicie swoich sił. I nie jesteś żółtodziobem.  Nie ma  żadnego powodu, żebyś nie była przy topie łańcucha, jak są twoi rówieśnicy.
Chyba, że jakiś powód jest. Nieudacznikiem nie jesteś, obciążona rodziną (małe dzieci) nie jesteś.
Hmm.
halo, nie mieszaj moich wypowiedzi. 😉 O końcu łańcucha było żartobliwie, na poziomie braku spodenek w sklepie i niekupieniu opasek na uda. Więc wiesz...
O finansach było już w innym momencie, w innej wypowiedzi, w innym nawiązaniu.

Co do "łańcucha" nadal nie widzę związku z byciem kobietą. Kwestia konkretnej rodziny (moi rodzice oczekujący "opieki"??? zapomnij! 😉 😉 😉 ). I kwestia mojego wychowania, że nie będę się rozpychać łokciami, że mam szacunek do osób starszych z założenia (a akurat w swoim dziale w pracy jestem ta młodsza). Kwestia tego, że skoro rzeczywiście nie mam dzieci a kolega ma to staram się mu iść na rękę np. w sprawach urlopowych. Itp, itd.

Moja pozycja łańcuchowa nie ma nic wspólnego z prześladowaniem 😁
Tylko z niedogodnościami i pewnym poczuciem niedocenienia.
Coś na zasadzie marzenia, by kiedyś np. rodzina zorganizowała z premedytacją dzień "pode mnie" - począwszy od godziny pobudki, poprzez harmonogramu dnia, dania w menu i np. wybór filmu czy innej wspólnej aktywności. Albo by kierowniczka dała mi na jakimś polu 100% autonomiczność.
 
Strzyga, - ja mówię o kulturalnych komentarzach, komplementach, a ty wyciągasz rzeczy, które są zdecydowanie nie akceptowalne dla większości społeczeństwa i tak, to jest molestowanie. amnestria, ujęła wszystko bardzo trafnie. Nie można też piętnować zachowań mieszczących się w ogólnie pojętej normie jako złych, bo ktoś gdzieś czuje się dyskomfort. Ja czuje dyskomfort i to cholerny, jak podłazi do mnie jakieś dziecko - mam walczyć o nakazanie rodzicom prowadzania potomstwa na smyczkach? Żeby żadne do mnie nie podeszło, nie zapytało, nie zaczepiło czy nie wręczyło mi czegoś, bo ta ostatnia sytuacja jest dla mnie skrajnie stresująca i chętnie uciekłabym z krzykiem? No hej, ja wiem, że to jest generalnie moje przewrażliwienie, a to dziecko nie zrobiło nic złego. Tak samo nic złego nie robi facet, czy chłopak mówiący "ładny ma Pani uśmiech", tak po prostu, czy jak ostatnio, zaczepiający mnie w drodze z przystanku z pytaniem, czy może umówiłabym się z nim na kawę. Nie umówiłam się, bo jestem w związku, ale gdybym była singielką - to w sumie może bym się skusiła. I wiesz co powiedział od razu? "Niech się Pani sobie źle nie myśli, ja jestem normalny, tylko chciałbym Panią poznać". Czy to jest ok, że normalny facet musi się tłumaczyć z tego, że chciałby kobietę, która mu się spodobała zaprosić na kawę? Bo dla mnie to właśnie zaczyna być popadanie w drugą skrajność, że jak facet cokolwiek zagai, to pewnie zbok. To było miłe i to jest zupełnie co innego, niż opisane przez Ciebie czy infantil, przypadki, które są molestowaniem i należy je piętnować.
Co do koleżanek - większości mi znanych osób, w tym mężczyzn wystarczyłoby powiedzieć, że sobie tego nie życzą i byłoby to zaakceptowane. Nie to nie, bez zbędnych komentarzy. Mam wrażenie, że często jako ludzie robimy sobie problemy z rzeczy prostych i zanika u nas zwykła komunikacja, zamiast tego wymagamy domyślania się. Przecież każdy z nas ma inną przestrzeń osobistą. Ja jestem introwertyczką i w wielu sytuacjach kontaktowych czuje się niezręcznie, ale nie mówię od razu, że to sytuacje są be i fuj, bo nie, nie zawsze są. Czasem to jednak moje prywatne halucynacje 😉 Jeśli jednak sytuacja jest nie ok - to jasno komunikuje "stop, nie życzę sobie" i tyle.
szd51, - Co do punktu drugiego, to kobiety w mojej pracy głośno mówią, że one być dyrektorem by nie chciały, nawet za jego pensję 😉 Równo to w żadnym wypadku nie znaczy sprawiedliwie. Jestem za tym, aby każdy uczciwie pracujący człowiek mógł godnie przeżyć, nie bojąc się, że nie starczy do 1 i na podstawowe sprawy, ale nie za cenę odejmowania ludziom na stanowiskach, którzy często zdobywają je ciężką pracą i mają ogromną odpowiedzialność na nich. Nie porównujmy prezesa banku do fryzjerki czy opiekunki. Punkt 4 - nie zgadzam się ani ociupinkę. To jest kwestia układu dwóch osób w związku, a nie wybór wyłącznie kobiety, chyba, że jest ona samotnie wychowująca. To nie jest dziecko tylko kobiety, a pary i oboje rodziców jest odpowiedzialne za nie, jego wychowanie. Jeśli będzie się mówić, że to jest "problem kobiety", to nie pomoże. Facet nie pomaga w domu czy przy dziecku - on uczestniczy w tych obowiązkach, bo to też jego dom i dziecko. Nie pomaga żonie, a zajmuje się swoim domem/dzieckiem. I to od ustaleń pary partnerów i rodziców powinna zależeć ta decyzja.
emptyline   Big Milk Straciatella
06 sierpnia 2018 20:40
keirashara, wszystko w punkt! :kwiatek:
amnestria, Dodofon, keirashara, bardzo dobrze napisane.
(ej?! dlaczego wy nie zostałyście egoistkami i wrogami kobiet? 😉 )


emptyline, dziękuję za namiary na ASOS. Niestety musiałabym przymierzyć. Na razie mam te sportówki z Decathlonu i muszą starczyć. Przy czym jak już przełamałam się i poszłam raz, drugi na spacer poranny z psem w szortach, to już wczoraj i dzisiaj poszłam też w środku dnia. Do pracy czy "na wyjście" to nie ma opcji nadal, ale z psem już jakoś tam przeboleję, że ktoś może zobaczyć moje kołeczki. 😉
emptyline   Big Milk Straciatella
06 sierpnia 2018 21:06
Ascaia, ale w Asosie masz zwrociki za darmo i wysyłkę też od jakiejś tam kwoty. 🙂
Oki, to idę patrzać drugi raz. 😉
szd51, ogólnie masz bardzo dużo racji, ja mam podobne odczucia co do "feministek".
A w poszczególnych, poruszonych przez Ciebie kwestiach, to już sprawy dyskusyjne, tak jak słusznie zauważyła keirashara, z którą też się całkowicie zgadzam we wszystkim co napisała.
Prawie wszystkim... Bo to, kto się opiekuje dziećmi, a kto pracuje, nie zawsze jest niestety kwestią dogadania miedzy partnerami.Tu dochodzi wiele innych czynników, które sprawiają, że to kobieta się głównie opiekuje, zwłaszcza małym dzieckiem. Choćby ten fakt, że takie są potrzeby małego dziecka, uwarunkowane biologicznie.
No ale później, jak już nie jest małe, to oczywiście wszystko się da.
keirashara to że kobiety ani do polityki ani do prezesowania nie walą drzwiami i oknami to wiem z autopsji. Nie odbieram też niczego żadnemu prezesowi czy dyrektorowi. Zastanawia mnie po prostu czemu feministki tak bardzo walczą o te konkretne stołki (plus miejsca na listach wyborczych) a nie stoją ramię w ramie z np. pielęgniarkami (2% mężczyzn), które walczą o godne pensje dla siebie.

Co do żłobków, przedszkoli i generalnie opieki nad dziećmi to prawda jest taka, że istnieje olbrzymi problem systemowy, a jego główną ofiarą są kobiety. I żadne dogadywanie się z partnerem przykrej statystyki nie zmieni. I tutaj też jakoś feministek nie widać.

Feministki określają się "głosem kobiet", a ja się po prostu zastanawiam, których kobiet.
Tak mnie zastanawia...
Bo właśnie natknęłam się na taki filmik
No i właśnie - co na przykład z tańcem, w kontekście tej dyskusji.
W sumie to on strasznie "poniża" kobiety, w sumie to takie przedmiotowe traktowanie, w sumie pokazuje bardzo jednoznacznie nacechowany dotyk (ba! wręcz go gloryfikuje)...
Jakby tak spojrzeć to taniec towarzyski, taniec disco i wiele innych rodzajów tańca ma bardzo anty-feministyczny wydźwięk.
Feministki nie tańczą? A idąc dalszym torem myślenia - czy kobieta, która tańczy jest egoistką bo powiela pewne wzorce, obraża kobiety które doświadczyły molestowania? 
Ascaia, ale taniec to zestaw reguł, figur i kroków, który tańczący akceptują. Nikt nie każe ci tańczyć tańca, który ci nie odpowiada. Nikt nie zmusza cię do tańca ani nie tańczy z tobą wbrew twojej woli...
(a jak ktoś cię złapie za tyłek w tańcu, w którym nie jest to przewidziane, to już nie wina tańca, tylko tancerza-buraka 😉 )

Ale owszem, taniec ma silne konotacje seksualne, co jest powodem tego, że w przeszłości istniały tańce bojkotowane i zakazywane jako nieprzyzwoite. A i dzisiaj niektóre tańce budzą z tej samej przyczyny kontrowersje. Ale - patrz wyżej.
Ależ to wiem 😉 😉

Ale popatrz na taniec, szczególnie towarzyski, przez pryzmat ostatnich rozmów tutaj. 😉

On - władczy, męski, prowadzi, popisuje się, często "podrywa". Ona - delikatna, uwodząca, w ostatecznym rozrachunku uległa, wartością dodaną jest piękno jej ciała.
Propagowanie schematu i stereotypu jak w mordę strzelił.
Trochę nie rozumiem, gdzie problem - może dlatego, że "mój" feminizm mówi, że to nie jest tak, że NIE MOŻNA być nieśmiałą kobietą albo NIE MOŻNA mieć tradycyjnego podziału ról, albo NIE MOŻNA chcieć, żeby ktoś docenił nasz wygląd. Wszystko sprowadza się do możliwości wyboru. Jeśli uznamy, że kobieta może podjąć decyzję, jak się zachować i w danym momencie  zachowuje się biernie i uwodząco, to ja nie widzę tu ucisku. Zwłaszcza że - jak Murat-Gazon mówi - to taniec, ze znanymi zasadami, zestawem kroków, na które ktoś się godzi. Konwencja, wręcz czasami wcielenie się w postać. Jeśli tancerki nie chcą w ogóle zbliżać się do takich zasad i kroków, jak w tańcu towarzyskim, to w dzisiejszych czasach mogą pójść na hip hop, bachatę i dziesiątki innych, a jednak wiele wybiera towarzyski albo i to, i to 😀
Kastorkowa   Szałas na hałas
07 sierpnia 2018 08:59
Tak tylko wtrące, że bachata chyba nie jest zbyt dobrym przykładem bo to dopiero jest mocno nacechowany erotycznie taniec.  😉 Swoją drogą piękny  😀
Moja koleżanka jest instruktorką, trochę widziałam  😁 Podałam tak luźno jako przykład tańca innego niż towarzyski - w towarzyskim, w zależności od tańca oczywiście, można sobie być kuszącym motylkiem i dać się gonić, w bachacie można się o siebie ocierać i tańczyć z nogą wsuniętą do połowy uda między mogi partnera, w hip hopie skakać sobie w bluzie z kapturem  😁 Co kto woli  😉
Ascaia, widocznie nie jestem w stanie przybliżyć ci, dlaczego widzę sprzeczność w tym co piszesz.
Powtórzę tylko: rola społeczna to niekoniecznie prześladowanie, ale z płciowej roli społecznej Bardzo Dużo wynika.
Także takie rzeczy, że prawie nie sposób zauważyć kobiety, która by charkała i spluwała pod siebie 😉
Ale całkiem inne też, jak np. procent mężczyzn dyrektorów szkół.
Podsumowanie trzech miesięcy za kasą, które wyssały ze mnie wszelką empatię do ludzi.

Rzecz, która irytowała mnie na porządku dziennym, to płacenie rachunków typu 3-5 złotych banknotem o nominale stu lub dwustu. I takie osoby doskonale wiedzą, że jest to problem, bo chowały zakupy jak najszybciej, abym przypadkiem nie odmówiła im zakupu, no bo przecież "nie będę im chyba kazać wyciągać już ich spakowanej rzeczy". I uwierzcie, jak płacicie rachunek, na przykład, 3,38 i na widok 100 zł na ladzie rzucam prośbę: "A może coś drobniej?", serio nie chodzi mi o te cholerne 38 groszy 🤬

Przeraża mnie brak kultury czy poszanowania dla drugiej osoby. Może 30% osób odpowiada na moje "dzień dobry", a większość zwraca się do mnie jak do człowieka z gorszego sortu.

Albo obwinianie o wszystko kasjerki. Ktoś chce 15 dag jakiejś tam szynki. No to kroję. Wrzucam na wagę, jak byk równo 15 dag, a klient się na mnie drze (dosłownie), że czemu tak mało plastrów i mam dokroić, bo chyba zgłupiałam, że on się tym naje. Nosz...

Może zabrzmię podle, ale strasznie mnie irytowały starsze osoby, babinki i dziadki. Pomijając ich niezdecydowanie, w większości mówią (burczą) pod nosem i za cholerę nie ma możliwości rozszyfrowania czego chcą, a gdy proszę o powtórzenie, zostaję zrypana, jak ja mogę nie wiedzieć czego chcą. Ciekawostka: słysząc "jabłko w puszcze" wpadlibyście na to, że chodzi o sok w kartonie z Tymbarka o smaku jabłko brzoskwinia?  😤 😤

Klienci naprawdę sądzą, że kasjerzy są jasnowidzami. Przykładowa sytuacja z dziś:
- Poproszę mleko.
- Jakie? 3,2% czy 2%, butelka czy karton?
-No mleko.
-... *przynoszę 3,2 z butelce, bo miałam pod ręką*
- Ale ja chciałem 2% w kartonie.
I może to brzmi paradoksalnie, bo jak coś takiego może denerwować - średnio do trzeci klient odprawia podobny cyrk, oczywiście oburzając się i krytykując moją niekompetencję.

Wkurzające też było wręcz emanujące od klienta przekonanie, że zamierzam go oszukać. Okej, rozumiem, że ktoś jest po prostu ostrożny. Rozumiem jak wydaję komuś resztę z dwusetki i sprawdzają, czy wszystkie papierki się zgadzają. Ale w momencie, kiedy mam klienta z rachunkiem na 9.50, który płaci dyszką, a po wydaniu reszty tamuje kolejkę (zwykle nie małą), ostentacyjnie sprawdza czy wszystko w porządku nabiłam i liczy swoje cholerne 50 gr reszty. Jakbym miała być złodziejką, która czyha na ich grosze.

Jak już wspomniałam o długich kolejkach - taki urok tego akurat sklepu, jest popularny, osiedlowy, blisko do niego wielu osobom. Nie rozumiem ludzi, którzy odkąd weszli do sklepu, głośno wygłaszają swoje niezadowolenie, że muszą czekać i stać. I tak przez kolejne 10 minut, dopóki nie nadejdzie ich kolej. I nie, to nie w tym tkwi piekielność. Taka osoba bardzo często bierze po "dwa plasterki tej szyneczki, trzy plasterki salcesoniku, może dwie paróweczki. Albo trzy. Albo w ogóle jednak. Dwa ciasteczka w czekoladzie, pięć wafelków.." i tak dziabie po całym asortymencie. Oczywiście zastanawiając się przy tym na bieżąco i stojąc przy kasie 20 minut.

Boże, muszę brzmieć okropnie w tym momencie, ale jutro idę ostatni dzień do tego małego piekła (bo nie tylko klienci sprawiają, że praca tam to istny koszmar) i musiałam z siebie wyrzucić to wszystko. No, kilka rzeczy, bo to jest kropla w morzu genezy całego mojego wkurzenia przez ostatnie kilka miesięcy.
Praca z ludźmi bywa wykanczalnią. Wiem coś o tym. Grunt to nie zmienić się pod wpływem tych doświadczeń, być miłym dla tych fajnych, miłych i kulturalnych, i obojętnym na tych okropnych.
Nie bez powodu zawody, gdzie ludzie się wypalają to zwykle lekarze, nauczyciele etc. Czyli tacy, co właśnie z ludzmi cały czas do czynienia mają
Tak, brzmisz okropnie.
Averis   Czarny charakter
05 września 2018 22:48
lazuryt00, ja cię w pełni rozumiem, bo sama pracowałam w usługach (w gastro, ale na kasie i z klientem). Ilość chamstwa, buractwa i agresji, jakich tam doświadczyłam nie spotkała mnie już nigdzie indziej. Także weź głęboko wdech i ciesz się, że to koniec 🙂
lazuryt rozumiem doskonale - pracowałam w markecie przez chwilę i wiałam stamtąd w podskokach.
Averis   Czarny charakter
05 września 2018 22:56
Dlatego też zawsze jestem miła dla pań i panów w mojej Biedrze. I zauważyłam, że najgorszymi klientami są osoby z pokolenia 50-60 latków. Wiecznie wszystko głośno komentują, kłócą się o resztę i ceny towarów. No i nie mówią dzień dobry obowiązkowo. Brrrr
Ja też po tym epizodzie zrobiłam się milsza w sklepach i nie raz zdarzyło mi się zwrócić uwagę osobom wyżywającym się na kasjerkach.
lazuryt00, wdech, wydech, pomysl, ze to juz koniec, od razu zycie jest lepsze 😉

Averis, chyba jak zwykle "to zalezy". Prace w uslugach wspominam bardzo na plus, zadne chamstwo mnie nie spotkalo. Niechlubny wyjatek to kibole na stadionie i pozne/nocne kelnerowanie, ale malo to reprezentatywne dla uslug tak w ogole.

A moze mam inne standardy, po pracy na psychiatryczno geriatrycznym to niewiele mnie rusza 😁

Za to wkurzaja mnie ludzie co przychodza do roboty fizycznej i nie umieja robic fizycznie, zero kondycji, zero pojecia. Mialam spoko fuche na weekend, przeprowadzka magazynu ksiazek (a ile poczytane przy okazji 😜 ). Kurka, niby zadna fizyka kwantowa, nie? A ludzie nie umieja. I jecza, ze ciezko, ze plecy bola, no jak maja nie bolec jak ktos glupi karton podnosi... no jak glupi wlasnie. A nawet w apce przy fuchach sa ostrzezenia, ze bardzo ciezka praca 😀
Moon   #kulistyzajebisty
06 września 2018 07:21
lazuryt00, doskonale wiem co czujesz. Pracowałam w gastro (a to ponoć największe szambo :P) i w handlu, a obecnie niestety też mam do czynienia z klientem (mało tego, bo jeszcze z jego, ekhm... poczuciem gustu. Taa. Ostra jazda bez trzymanki niekiedy.) W dodatku moja siostra jest strażniczką miejską. Mamy swój taki ironiczny hashtag - #lubięludzi. I on wyraża wszystko. Moja obecna empatia do ludzi jest na poziomie ujemnym, mam wrażenie że zobojętniałam na wszystko co się tego tyczy.  😫
I nie, nie brzmisz okropnie. Wiadomo, że pracując z ludźmi trzeba mieć dozę cierpliwości i po prostu to lubić. No ale jak wiadomo, nie zawsze jest wybór.

Averis, dokładnie! Mam wielki szacunek dla ludzi pracujących na kasach w sklepach, i wręcz podziw bo czasem to aż ręka świerzbi żeby się odwinąć. -.-
i mój ulubiony typ w kolejce - szukanie portfela. Stoi takie ciele w kolejce, wykłada towar z koszyka a potem... duma nad czymś usilnie. Budzi się przy kwocie do zapłaty i wtedy zaczyna się szukanie portfela... i zastanawianie czy kartą, czy gotówką, którą kartą... @$@%#^$%.
I też zauważyłam, że najwięcej roszczeniowych i tych "śpieszących się" cebulaków to ludzie 50-60 lat. Wiecznie za długa kolejka, wiecznie nie taki towar, wiecznie za drogo, wiecznie mina jakby im ten kasjer matkę i ojca zabił i jeszcze tylko czyhał na ich 50 groszy z reszty... No nieogarniam.  😵
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 września 2018 07:36
Jå za to mogłabym napisać dokładnie kilka takich historii, ale z punktu widzenia klienta. Kiedy to sprzedawca nie odpowiada dzień dobry, kiedy muszę stać bardzo długo w kolejce, bo ekspedientka się absolutnie nigdzie nie spieszy i od "dzień dobry" poprzez spakowanie 1 bulki do"dziękuję, do widzenia trwa dosłownie 7 minut, gdzie wcześniej 20 stałam w kolejce. Albo jedyny osiedlowy sklep, który znajduje się w biurowcu jest zamykany między 8 a 10 (sklep czynny od 6), kiedy do pracy przychodzi 99℅ ludzi, puszczanie muzyki z komorki zagluszajacej sprzedawcę i wiele, wiele innych. 😉 Serio, są tu dwie strony barykady.
JARA, zgadzam się bo spotykam też takie osoby zwłaszcza w mniejszych sklepach osiedlowych. Zreszta też takie narzekanie ze trzeba pokroić 3 plasterki (no trzeba bo tyle właśnie babcia potrzebuje) albo wydać z 200 pln (no trzeba, bo takie nominały są i co ludzie maja z nimi robić? Trzymać w skarpetach bo panie w sklepikach nie lubią?) jest słabe. Ale kurcze te akcje co ludzie czasem odwalają w supermarketach, to naprawdę współczuje pracującym tam kasjerom. Sobie też współczuje jak stoję w takim ogonku bo jest jakiś taki typ buców kolejkowych obrażonych na cały świat, co tylko czekają żeby wszystkim okazać swoje niezadowolenie.  A te panie na kasach są zawsze miłe i cierpliwe, a niektóre jeszcze ponadnormatywnie życzliwe. To musi być wykańczające praca, podziwiam te które jeszcze maja sile się szczerze uśmiechnąć do klienta.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 września 2018 09:00
Swoją drogą obsługiwał mnie jakiś czas temu nawalony kasjer w Biedronce  😁 Na początku myślałam, że może chory, cukier mu spadł czy coś 😉
Z widzenia już go znałam, więc od razu zauważyłam, że jego zachowanie mocno odbiega od normy. Kołysze się na krześle, prawie z niego spada, zasłania twarz, podpiera ręką o brodę, przymyka jedno oko, bełkocze, krzyczy na cały sklep, ma problem z wydawaniem reszty, nabija produkty podwójnie, do każdego klienta wzywany jest kierownik zmiany, bo coś trzeba wycofać, nie może trafić w klawiaturę itd. Generalnie zachowuje się i wygląda jak nawalony w trzy dupy.
Widzę przepaść pomiędzy Waszymi Averis, Moon, przykładami, a tym co napisała lazuryt00,.

Chamstwo (brak dzień dobry, pokrzykiwanie) czy bezmyślność (wyciągnie portfela w ostatnim momencie) to jedno i trzeba na to głośno zwracać uwagę, wymagać od ludzi, żeby zmienili swoje zachowanie.
Ale...
- płacenie 100 lub 200 setką to normalna sprawa. Dobrze bobek napisała - przecież nie będą leżeć w szufladzie nieużywane. Nie zawsze ma się drobne
- wkurzanie się na "babinki i dziadków", że mówią niewyraźnie ?!?! Przecież to pewnie w 90% starość, wyniki udarów, przebytych operacji, itd. Tak samo jak to, że są mniej zdecydowani, powolniejsi... Strach się bać jak będziemy traktowani kiedy sami się zestarzejemy - utylizacja, bo za wolno mówisz...
- kupowanie małych ilości - a to jest obowiązek zakupów hurtowych? 😉 Jak ktoś mieszka sam to po co ma kupować pół kilo szynki?
- to, że ludzie sprawdzają rachunki to też nic dziwnego i nie jest to wynik podejrzenia o oszustwo. Ale kasjerka to tylko człowiek i może się pomylić. A 50 groszy dla wielu osób to jest pieniądz, który się jednak liczy. A to, że robi się to przy kasie... no przepraszam, ale to polityka marketów "po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględniamy"
Też niedługo odchodzę z pracy w sklepie. Oczywiście bywają niemili klienci i niemili sprzedawcy. Często jednak zgrzyty wynikają z tego, że sprzedawcy na co dzień funkcjonują w rzeczywistości sklepowej, a klienci jej za bardzo nie znają. Na przykład proszę o drobne nie dlatego, że nie chce mi się liczyć, tylko jeśli teraz wydam komuś dużo, to potem będę mieć mało albo wcale. I nie mówię o byciu winnym grosika, tylko np. o sytuacji, że nie mam w kasie nic pomiędzy 20zł i 50gr. "Będę winna dychę, bo ktoś wcześniej zapłacił za ołówek dwiema stówami i wydałam mu wszystko?"  😉 A jak jeszcze masz na szkoleniu, że płacenie dużymi nominałami za małe rzeczy to jakaś metoda prania pieniędzy i masz sprawdzać, czy to nie fałszywka, to w ogóle jest stres. Klienci czasami nie zdają sobie sprawy, jak duży problem sprawiają.

Z drugiej strony - ktoś bierze plasterek tego, troszkę tego i jeszcze troszkę tego. Dla sprzedawcy to kłopot. Po dłuższym czasie w takiej pracy to niestety naturalne i ludzkie, że dodatkowe zawracanie głowy przyjmuje się z niechęcią, ale z drugiej strony - to prawo klienta, tak sobie wymyślił na obiad 😉 Tutaj sprzedawcy czasem zapominają, że bycie klientem oznacza, że możesz sobie kupić takie rzeczy, jak chcesz i że sami korzystają z tego prawa. Tak samo klienci, którzy nie mogą się zdecydować, mówią niewyraźne itp. Zwykle rozumiem, że to nie ich wina. Kiedy to ja mam ich obsługiwać, coś takiego utrudnia wykonywanie obowiązków i pojawiają się czasem jakieś sfrustrowane myśli, zwłaszcza że ogólnie chcę tylko wyrwać się z tej pracy - grunt, żeby ich nie okazywać i potem uspokoić, nie zacząć nienawidzić staruszków itp.

Jakiś czas temu czytałam amerykański artykuł o tym, jak coraz więcej wymaga się od sprzedawców-mają być nie tylko uprzejmi, mają być mili, weseli, uśmiechać się, zagadać, żartować. No nie da się tak cały czas. Ktoś kiedyś obok mnie w kolejce nawarczał na normalnie uprzejmo-obojętną kasjerkę "Nawet uśmiechnąć się pani nie może?". Myślę sobie, no pewnie już nie może.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się