Depresja.

madmaddie   Życie to jednak strata jest
10 listopada 2019 15:53
laski, dajcie spokój, to bez sensu. 😉
Poziom krzemu, selenu, manganu i innych warto mieć dobry.
Raz na jakiś czas łyknąć mega wypaśną witaminkę. Bo ani wege ani jedzący mięcho nie jedzą zapewne wszystkiego by mieć wszystkie mikro, makro i witaminy w normie.

Nie znaczy to jednak, że depresja zniknie. To nie tak.

Tak jak niedoczynność tarczycy sprzyja występowaniu depresji, tak jak niedobór D3 sprzyja, tak samo sprzyja perfekcjonizm, osobowość lękliwa, bycie gejem w naszym kraju, czy też tak samo sprzyja przepracowanie, posiadanie syna narkomana i masa masa innych czynników. Ich moc jest różna i zależy też od poszczególnego osobnika.
Zdrowykoń, to ja jeszcze dorzucę, że przed podjęciem leczenia brałam przez kilka miesięcy po 3g tryptofanu dziennie. Bez efektu...
Ciekawy wykład dotyczący depresji, gdyby ktoś miał problem ze zrozumieniem podstawowych zależności występujących w tej chorobie.
Polecam, szczególnie osobom, które myślą, że to kwestia niedoborów
busch   Mad god's blessing.
13 listopada 2019 16:15
Jestem psychiatrą. Wegetarianie też się leczą i też ich mam. W poradni się o tym raczej nie rozmawia, ale już w szpitalu tak. Bo pytają wtedy o dietę wege.
Znam też sporo znajomych wegetarian i wiem że się leczą bo konsultują ze mną czasami swoje leki zlecane przez innych lekarzy.
Za proste by to było...


Chyba raczej odwrotnie. Mięso ma sprzyjać zaburzeniom?
Nieprawda. Na pewno dieta w jakimś małym stopniu, ( a już bardziej!!! styl życia) ma spory wpływ na występowanie różnych zaburzeń, ale to nie jedyny i nie decydujący czynnik.
Za łatwe by to było...


[quote author=Zdrowykoń link=topic=9502.msg2896990#msg2896990 date=1573390754]
Pytam bo znam kilka dziewczyn z depresją i wszystkie są w różnych odmianach wege. Praktyka lekarzy też pokazuje wpływ "wege" na depresję. Ma to związek z brakiem różnych substancji odżywczych. I tu nie chodzi tylko o wege ale braki w żywieniu gdzie wege potęguje to.
Wpływ na depresję ma brak odpowiedniego poziomu D3, magnezu, braki witamin z grupy B często wiązane jest to z mutacja genu i osoby nie przyswajają tych Wit trzeba podawać w formie zmetylowanej, odpowiedniej ilości kwasów Omega3 do Omega6, też rolę odgrywają cynk, selen, jod. Ważne są też aminokwasy, szczególnie tryptofan. Dieta ketogenna. To tak z grubsza.  😉
Jeśli będzie brakowało tych substancji albo będzie problem z wchłanianiem nie ma co się dziwić że jest depresja i leczenie klasyczne na pewno na wiele nie pomoże, chyba że chcemy cały czas na lekach lecieć.
Tu dziewczyna trochę opowiada.
[/quote]

Jakie to piękne że jak wpada altmedowiec by uleczyć nas dietą, to już teraz nawet nie da się trafić, która dieta ma nas niby uleczyć  😁 Całkiem jakby... nie było to ważnym czynnikiem?  🤔 🤔 🤔
Ja tam widzę wszędzie wspólny podmiot w tej depresji - każda z was je, a może jakby tak wcale nie jeść?????
A ja jeszcze napisze coś, co mi od dawna zalega.
W Afryce mało jedzą. Na pewno są niedożywieni i mają niedobory. Na pewno nie posiadają prawie nic. Czasami nie mają ubrań, mydła, kubka, własnego łóżka. I większość ich aktywności życiowej skupia się na tym, by nie zasnąć z pustym brzuchem. Ich życie od dzieciństwa bywa bardzo trudne, pełne traum. Rodzice umierają, dzieci zostają niczyje. Trafiają pod opiekę niedołężnej babci lub obcych osób. Bez przyszłości- według naszego punktu widzenia. Dorośli bez możliwości pracy zarobkowej.
Pytałam, czy ktoś popełnia samobójstwa? NIE !!! NIKT nie słyszał, by ktokolwiek sam się zabił!
Może i mają gdzieś tam wewnątrz depresje....ciężko powiedzieć. Trzeba by z nimi o tym rozmawiać w ich języku. Ale nawet jeśli, to nikt się nad tym nie rozczula. Pracują, szukają pożywienia, funkcjonują.
Jako psychiatra nie powinnam tak pisać, ale, nie powiem, daje to do myślenia.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 listopada 2019 16:57
Czyli kolejny argument za cywilizacyjnym charakterem depresji. tunrida a czy oni tam w Afryce nie mają też przypadkiem mocno kolektywistycznego społeczeństwa? W przeciwieństwie do naszego, indywidualistycznego, które wydaje mi się również sprzyjać tego typu chorobom.

Dla mnie od zawsze fascynujący jest fakt, że więcej amerykańskich żołnierzy popełnia samobójstwo po powrocie do kraju niż ginie na misjach. Oczywiście główną przyczyną jest PTSD, ale przecież taki bogaty kraj, tak nastawiony na obronność, że chyba powinni też w jakimś zakresie umieć przygotować swoich obywateli na to co może ich spotkać. Ameryka, do której ludzie tak wzdychają  🤔 takie zupełne przeciwieństwo Afryki.
Tak. Mają. Na pewno wiele czynników się na to składa. Raz- tak jak mówisz, społeczeństwo kolektywistyczne. Dwa- bardzo głęboka wiara. Trzy- możliwe, że nikt tam nawet jeśli czuje depresję, to tak tego nie nazywa, bo nie zna takiego pojęcia. I nie rozczula się nad sobą, tak bardzo jak u nas, tylko po prostu- żyje? Tak jak umie.
Nie wiem.
Ale moje osobiste odczucia po pobycie tam sa takie, że "w dup*ch nam się przewraca". Nie mówię o moich pacjentach. Mówię ogólnie o nas- jako o społeczeństwu. No nie mogłam udawać, że tego nie czuję. Im bardziej cywilizowane społeczeństwo, tym bardziej mu się w tyłkach przewraca z nadmiaru luksusu.

Ja depresji nie mam. Ale pobyt tam, bardzo mocno się odbił na moim spojrzeniu na świat, życie, na to, czego oczekuję, chcę. Bo sobie uświadomiłam, że tak bardzo czasami się motam zupełnie BEZ SENSU! Totalnie bez sensu! Chcę, oczekuję, walczę o coś, co w sumie nie ma sensu i jest do niczego tak naprawdę nie potrzebne. I że można spojrzeć na wszystko inaczej.
Ale tego się chyba nie da poczuć ot tak, od samego słuchania czyichś gadek.  😉
tunrida poruszyłaś temat, który od dawna chodzi mi po głowie a jakoś nie mam czasu obgadać go ze swoją panią psychiatrą. Chociaż wizyty mam teraz często przez duże pogorszenie.
Właśnie pogorszyło mi się bardzo w momencie kiedy zrobiłam wielki krok w kierunku realizacji marzeń. Do tego stopnia, że przez lata leczenia jak było gorzej to lekarka podnosiła escitil i super, później schodzenie i żyje sobie dalej fajnie (tylko raczej nigdy nie odstawie). Teraz escitil podwojony, pregabalina 2 razy dziennie, doraźnie cloranxen i powiedziałabym, że jest w miarę.
I kiedyś będąc w dużym dołku zapytałam dziadka męża (jak jeszcze żył) jak sobie poradził - to jedna z najmilszych i najbardziej pomocnych osób jakie poznałam, zawsze ciepły, skromny i chętny do pomocy.
Był synem kowala nauczonym tego fachu. W wieku 17 lat podczas wojny stracił obie nogi. Został profesorem romanistyki na kulu. Zapytałam go jak do tego doszedł, co go motywowało. Odpowiedział prosto, jak to on: "Przecież z czegoś musiałem utrzymać siebie i rodzinę, a jako kowal już pracować nie mogłem. Więc została tylko praca głową." Tak jakby to była zupełnie naturalna rzecz, że idzie się dalej 😲.
Za bardzo się rozczulamy nad sobą?
Leki mamy! To warto korzystać z ich dobrodziejstwa! Bo jak by nie było, poukładają w głowie te neuroprzekaźniki jak należy, jeśli są one rozchwiane.
Ale zamiast się nad sobą rozczulać, to może po prostu zacząć żyć?
No ale w życiu swojemu pacjentowi nie powiem "weź się człowieku w garść"  😁- bo to przecież wbrew wszelkim zaleceniom, nie?  😉 Zaraz będzie, że "nie takimi głupimi nieczułymi poradami się leczy prawdziwą chorobę"  I z tym się zgodzę. I pacjenci sobie pójdą do innego lekarza obrażeni.

Ale myślę sobie, że jeśli ktoś mimo leków, sam w sobie, nie zechce wziąć się w garść, zebrać do kupy i sam siebie kopnąć w tyłek, a jedynie czeka i narzeka i ubolewa i cierpi, to nie ma jak takiej osobie pomóc.
Tak jak mówię- LEKI TAK !!! Ale reszta siedzi w naszej głowie.
A nasze europejskie mózgi są jakieś rozpieszczone.

Nie zrozumcie mnie źle. Ale to w bardzo dużej mierze, od nas samych zależy, czy się wygrzebiemy z naszych depresyjnych zaburzeń emocjonalnych

edit
Im jestem starsza tym bardziej rozumiem, że te banały powtarzane od lat, które się słyszy, są pełne prawdy. Typu jeśli duże rzeczy cię nie cieszą-"naucz się cieszyć drobnymi rzeczami", nie czujesz w życiu szczęścia- "znajdź szczęście pomagając innym", "spójrz jaki świat jest piękny"- mimo, że w Twojej głowie jest czarna plama.
Tylko to trzeba poczuć gdzieś głęboko wewnątrz siebie. Tak naprawdę. Bo od samego tylko czytania takich banałów, kiedy się ich nie czuje- to się robi niedobrze, przyznaję.
Mam taką znajomą, która musi cierpieć - za matkę, za ojca, za męża, teraz za syna. I olaboga jak ciężko - i ma problem na każde rozwiązanie 😉. Może do psychiatry? Przecież w rodzinie były poważne choroby psychiczne - nie, bo dziecko jest. Ma problem z kredytem na spłatę domu, więc proponuję się przeniesienie do mieszkania (jej, bez kredytu, stoi puste) - nie, bo to 3 piętro (sama ma 60metrowy 3poziomowy dom ze stromymi schodami). To moze wynajać mieszkanie? Nie, bo może wprowadzi się ktoś i zniszczy i trzeba doglądać.
No i jak takiej nie powiedzieć "weź się ogarnij, przecież jest tyle możliwości"?

Co do banałów - to po sobie zauważyłam, że zdanie sobie sprawy z problemu to już pół sukcesu (czy jakoś tak to szło). Może trochę przesadzone, ale na pewno krok milowy w kierunku (wy)leczenia.
Tak. Masz rację.
I tym się różni praca z psychologiem od porad znajomych, że staramy się znaleźć przyczynę tego, że tak się czujemy. I w miarę możliwości jakoś sobie z nią poradzić. Czasami przyczyna jest prosta i zewnętrzna ( typu- za duży kredyt lub mój chłopak to szuja) ale może być wewnętrzna ( nasz odbiór świata, nasze "chore" emocje, nasze trudne elementy osobowości itd) I czasami praca nad wewnętrzną przyczyną jest trudna, długa, a czasami prawie niemożliwa.
Na taką wewnętrzną przyczynę nakładają się zewnętrzne- co nam wcale nie pomaga.
Ale tak jak mówisz, już samo uświadomienie sobie CO jest przyczyną, w dużym stopniu ułatwia nam opanowanie jakoś sytuacji.

I to tylko liźnięcie problemu depresji z jednej strony. Bo tak jak piszę, depresja jest wieloczynnikowa i złożona. I jej leczenie też może być złożone, jeśli zaprzęgniemy do roboty psychologa. A powinno się to robić! O ile tylko pacjent jest w stanie popracować głową nad sobą. Leki to tylko część leczenia.
A kiedy nie ma możliwości pracy z psychologiem, warto właśnie samemu spróbowac dociec o co w tym wszystkim chodzi. I czasami trzeba samemu się "kopnąć w tyłek". Czasami trzeba najpierw spożyć odpowiednią ilośc leków, gdyż nasz stan NIE POZWALA nam w danej chwili na kopanie się w tyłek. Ale kiedy tylko leki zrobią co do nich należy, powinniśmy sami mocno popracować nad sobą.

Opisuję to łopatologicznie, baardzo uogólniając. Po to, żeby to było łatwe dla was w odbiorze.
Mi właśnie terapia bardzo pomogła - dzięki niej wiem, kiedy gnać do psychiatry, kiedy mogę się umówić na wizytę. Oczywiście udało się wiele innych rzeczy przepracować, ale tu skupiam się na małym aspekcie tylko. Niestety lekarka doszła, że moja depresja ma prawdopodobnie przyczyny genetyczne, odstawienie leków źle się kończy (powrót do tego co było).
Ale umiejąc powiedzieć co się zmienia, jak reaguję itp. wizyta staje się dużo łatwiejsza niż dochodzenie Sherlocka Holmesa 😉.
busch   Mad god's blessing.
13 listopada 2019 18:37
tunrida, aż sobie sprawdziłam statystyki samobójstw, żeby sprawdzić czy nie uległaś w swoich doświadczeniach błędowi przeżywalności albo nie wyciągnęłaś pochopnych wniosków na podstawie danych anegdotycznych i wygląda to tak:
[list]
[li]Sri Lanka: 34.6/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Wybrzeże Kości Słoniowej: 27.2/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Polska: 18.5/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Nigeria: 15.1/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Malawi: 10.8/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Świat : 10.7/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Szwajcaria: 10.7/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Czechy: 10.6/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Kanada: 10.4/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Holandia: 9.4/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Niemcy: 9.1/100 000 mieszkańców[/li]
[li]Włochy: 5.4/100 000 mieszkańców[/li]
[/list]

Wniosek z tego taki: na pierwszy rzut oka mylisz się że bieda pomaga nam unikać samobójstw i cieszyć się życiem - są biedne kraje dużo wyżej niż Polska, Malawi jest nieco wyżej niż średnia światowa, a za Malawi jest dużo bogatych, zachodnich państw z niższym odsetkiem samobójstw.

Oczywiście więcej byśmy wiedzieli gdyby wziąć jakiś ustandaryzowany miernik bogactwa typu PPP kontra liczba samobójstw i poszukać statystycznie znaczących korelacji w jedną czy drugą stronę (oczywiście próbując jakoś okiełznać mrowie innych potencjalnych czynników jak np. położenie względem równika i związana z tym liczba godzin na słoneczku, stabilizacja polityczna bądź jej brak i inne) - ale aż tak mi się nie chce grzebać po internecie  😀
Same statystyki też niewiele mówią, bo są wyrwane z kontekstu - z jakiego roku są poniższe dane? Jak ten odsetek się zmieniał w odstępach np 10 lat.?
Bo fakt, że w Malawi jest np 10,8 a w Polsce 18, ale jak było np. 10 lat temu - jeśli wtedy w Polsce było podobnie jak w Malawi czyli około 10, może widzimy trend?
Uważam, że trzeba umieć posługiwać się danymi, aby to móc obrazować zjawiska czy trendy.

Na pewno ciekawy jest tu wątek kulturowy. Sami widzimy w "zachodniej" kulturze, że śmierć jest tematem tabu - nie mówi się, unika się go jak ognia, kiedy komuś w rodzinie się przydarzy nie wiemy jak reagować, jak pomóc takiej osobie, co mówić, a czego nie.
W innych (niektórych) kulturach śmierć jest częścią życia - ludzie inaczej ją postrzegają, inaczej do niej podchodzą i nie jest tematem tabu.
Dlatego chociażby depresja w jednej kulturze będzie miała inne podłoże niż w innej, właśnie chociażby przez to jak postrzegamy naszą rzeczywistość i świat, który nas otacza.

A ktoś wspomniał, że Ameryka to "bogaty" kraj. Gospodarka jest bogata, ale Amerykanie są ogólnie bardzo zróżnicowani pod tym względem majętności - większość ma średnie przychody. Tutaj nie ma państwowej służby zdrowia takiej jak w Polsce, bez prywtanego ubezpieczenia nie ma leczenia, emeryturę to można mieć jak firma opłaca fundusz, albo samemu się uzbiera. Nadal nie wiem skąd takie przekonanie, że to "wspaniały" kraj. Ale to już inny temat 😉





smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 listopada 2019 19:44
marszylka chyba do mnie pijesz, a ja mówiłam o żołnierzach - USA ma największy % PKB wydawanego na obronność na świecie! Więc tak, przygotowanie żołnierzy do pełnienia służby również pod kątem psychologicznym jest elementem wydatków na obronność. Tylko nijak nie wiem skąd Ci się wzięło słowo "wspaniały"  🤔
busch   Mad god's blessing.
13 listopada 2019 19:50
marszylka, oczywiście, że te statystyki niewiele mówią - stąd pisałam że takie liczenie samobójstw na 100 000 mieszkańców to byłby dopiero początek sensownej analizy statystycznej pod kątem bogactwa vs depresji. Dane są zebrane przez WHO w 2015 roku.

Tym niemniej - sądzę że te statystyki są jednak lepsze niż stwierdzenie typu "byłam w Malawi i nikt nie słyszał o samobójstwach, ergo w krajach zachodnich w dupach nam się poprzewracało" - z całą sympatią do tunridy 😉
Możliwe że masz rację. Nie mam monopolu na wiedzę.
Spytałam Doroty która tam mieszka z ciekawości. Ona spytała chłopaków. I tak odpowiedzieli.
Nie siedzę w badaniach. Nie jestem nieomylna. I mogę czasami pisać pierdolety.
Kiedy piszę jako powiedzmy, fachowiec, to staram się to podkreślać. Ale czasami piszę jako zwykły obywatel. I wtedy mogę pisac swoje prywatne halucynacje.
Podobno depresja mija po dniu zbierania Leptinotarsa decemlineata.
Depresja mija też po jednej dawce KCN  😉
smarcik
Nie chciałam, żeby to zabrzmiało, że do kogoś "piję". Chyba trochę chciałam ponarzekać 😉 Po prostu ostatnio bywam w USA z pracy i niektóre osoby z Europy ciągle mają przekonanie, że to lepszy kraj niż inne 😉 Ostatnio w samolocie pani z Holandii mieszkająca w USA od 30 lat zachęcała, abym się z pracy przeniosła do oddziału USA, a ja właśnie nie chcę 😉 Dobrze mi w Polsce.
W USA ludzie są milsi, uprzejmi itd, i jest wiele do zobaczenia, ale jednak to nie dla mnie 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 listopada 2019 22:02
Zdrowykoń, znika też po kulce w łeb i zastrzyku z morbitalu.
Zdrowykoń, a zbierałeś kiedyś stonkę?  Jeżeli mija, to chyba dlatego, że uległa "gwałtownemu zaostrzeniu" (i - jak Strzyga pisze).
Niewiele jest zajęć równie rzucających się na rozum, serce i dusze, jak zbieranie stonki.
Głównie dlatego, że to zajęcie beznadziejne.
Halo zbierałem stronkę, ziemniaki, robiłem powrósła 🤣 i wiązałem snopy, wymieniałem targaniec 🤣, kopałem ziemianki. Jestem z pokolenia gdzie karą był zakaz wychodzenia na podwórko.  😉  Jakoś depresji wtedy nikt nie miał.

Dobrym zajęciem też było czyszczenie ziemniaków z pędów w ciasnej piwnicy, jak przerzuciło się tonę takich ziemniaków, endorfiny same rosły.  🤣
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 listopada 2019 09:16
Zdrowykoń, jakoś ludzie od zawsze mieli depresję. Tylko się o niej nie mówiło.
Zdrowykoń, skąd wiesz? Siedziałeś w głowach wszystkich mniej lub bardziej znajomych? To, że nikt się nad sobą nie użalał, nie znaczy, że nie czuł się jak w czarnej dziurze. I nikt też nie potrafił nazwać stanów depresyjnych, bo nieznane było takie pojęcie. Ale ile razy komuś w tamtych czasach "odbijało"? Ile razy ktoś schlał się do nieprzytomności, żeby "zapomnieć" czy "zalać robaka"? Naprawdę nie znasz nikogo, kto stoczył się na samo dno, bo nie potrafił sobie poradzić z samym sobą?
Ja też doskonale znam czasy, o których piszesz i wcale nie uważam, że było tak różowo.
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
17 listopada 2019 10:10
A samobójstwa to ludzie z tej radości popełniali
Nie raz pewnie ktoś się czuł gorzej, zazwyczaj pomagało wtedy wyjście do znajomych, po pięciu fikołkach na trzepaku przechodziło.
Jezu, nie, naprawdę nie warto. Proponuję wstrzymanie dyskusji ze Zdrowykoń, bo to się robi niesmaczne.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się