Co mnie wkurza w jeździectwie?

Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
26 czerwca 2024 17:08
karolina_, Rozkruszek był wnetrem pachwinowym, kastrowałam go na Służewcu, dr Samsel.
Tadzik miał oba jaja, kastrował go w terenie na stojąco dr Kotowicz. Zdaniem fizjo jest super. Tadzik pracuje normalnie pod siodłem, problemów i traum poza kombinatorstwem nie zanotowaliśmy 😉.
Muchozol2, I po kastracji na Służewcu jest do tej pory dziura w sensie niezamknięta blizna? 😱 Jak to już długo?
Rudziczek ja znam stajnie z halą za mniej niż 1000, tylko pod Nałęczowem. Ale to może chodźmy do wątku Lubelskiego.
wilann, omg, u kogo? Mam takie coś pod nosem i nie wiem?!
Poncioch, pewnie w Łąkach? Tam niestety jest hala ze słupami.
wilann, Tylko, że sam pensjonat to nie koniec wydatków. Sama benzyna na regularne dojazy do konia też kosztuje. Do tego pasze, suple, profilaktyka wet i kowal i okazuje się, ze do tego przy dobrych wiatrach trzeba doliczyć min 200- 300zł. Jak się coś wykrzaczy typu trzeba zmienić siodło, wyrwać ułamanego zęba, kolka itp, a masz budżet "na styk" to się robią problemy. Z mojego doświadczenia wynika, że najtańsze w utrzymaniu są konie niezdiagnozowane, albo zaniedbane. Same ziółka na kaszel przy rao albo podstawowe suple dla konia z tendencją do wżodów podbijają mocno koszty, a to dalej są bardzo powszechne i stosunkowo niegroźne schorzenia.
karolina_, o Łąkach wiem, u Marka w Wojciechowie też jest mini hala, ale myślałam, że coś nowego się pojawiło w okolicy 😉
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
26 czerwca 2024 20:53
karolina_, nie wiem jak długo, bo o dziurze wiem od 3 dni jak poprosiłam fizjo żeby zerknęła. A kastrowany był 5 lat temu. 2 lata temu kontrolowała mi wetka blizny i powiedziała ze u obu koni ładne. Jak myłam to gąbką.
To jest otwarty kanał pachwinowy (była już nasza wet). Skóra jest zarośnięta. Mogę Ci na priv wysłać jako taki filmik jak to wygląda, możesz wpaść zobaczyć 🙂.
Nevermind   Tertium non datur
26 czerwca 2024 22:34
mindgame, rudziczek, dokładnie.

xxagaxx, _Gaga, pisałam wyraźnie, że nie jest to tak, że już nawet konia się nie opłaca kupić. Tylko nie w tym przypadku, nie przy tym budżecie i nie skreślając każdy zły scenariusz. Co innego zakładać że coś złego się stanie, a co innego odkładać kasę na czarną godzinę. Tyle.

donkeyboy, dla mnie jednak czym innym jest to, że ktoś ma obowiązek iść do konia, czym innym, że nie przyjedzie, jeśli konik nie jest do użytkowania. Nie chcę tutaj roztrząsać przypadku Soniki, bo są różne historie i sytuacje. Ale poniekąd rozumiem o co jest szum.
Muchozol2, ok, zrozumiałam że masz skórę otwarta. Ale i tak lipa, w klinice kanały są szyte - musiał puścić szew wewnętrzny. Wyślij mi film z ciekawości.

Nevermind, nie ocenialabym tej sytuacji tak zero-jedynkowo bo na dzikim wschodzie istnieje alternatywna rzeczywistosc taka że kopara opada. Nie znam Soniki osobiście, ale znam kilka osób, które dzierżawily konie od "ułanów", którzy pojęcia o pojęciu nie mieli, wsiadali raz na 2 tygodnie i zapieprzali galopem po lesie. Na codzien o konia dbała dziewczynka "dzierżawca", opiekująca się koniem za darmo. I taka dziewczynka mogła raz, drugi i setny zwracać uwagę, że koń kalsze, że kulawy, itd, a właściciel miał w d*ie aż koń całkiem się nie popsuł. I tak, tez by mnie frustrowało przyjeżdżanie do takiego konia i oglądanie jak się męczy.
Nevermind   Tertium non datur
26 czerwca 2024 23:33
karolina_, gdzie ja oceniłam sytuację jakkolwiek w zasadzie?
Nevermind, dla mnie jednak czym innym jest to, że ktoś ma obowiązek iść do konia, czym innym, że nie przyjedzie, jeśli konik nie jest do użytkowania

O ten fragment mi chodziło. Chociaz to chyba ktoś inny zaczął ten akurat aspekt tematu, a tu nie wiemy jakiego rodzaju to była "opieka", czy właściciel był ok, czy też układ był patologiczny.
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
27 czerwca 2024 00:17
karolina_, mimo wszystko walczymy o tego konia. Mamy zalecenia co z tym robić dalej. Pod względem fizycznym i psychicznym i na ten moment najgorszą przeszkodą w pracy jest jakaś trauma.
Nad czym też pracujemy, trzeba mikro kroczki to Karolina robi mikro kroczki. Trzeba było się cofnąć to się cofamy - ja i tak nie jeżdżę, mąż ma drugiego. A tak na co dzień to Rozkruszek zasuwa 4-5 dni w tygodniu na lonży + odczulanie na siodło i jeźdźca i zupełnie na kalekę nie wygląda 🤣.
Nevermind   Tertium non datur
27 czerwca 2024 07:31
karolina_ powiedz że sobie żartujesz w tym momencie....dla mnie jednak czym innym jest to, że ktoś ma obowiązek iść do konia, czym innym, że nie przyjedzie, jeśli konik nie jest do użytkowania. Nie chcę tutaj roztrząsać przypadku Soniki, bo są różne historie i sytuacje. Ale poniekąd rozumiem o co jest szum
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi
Nie myślałam że aż tak dyskusja się rozwinie.

Krótko wyjaśniając sytuację z tamtym koniem- nadal się Nim opiekuje, nie porzuciłam go. Nadal place za weta i kowala, kupuje pasze dodatkowe. W tym momencie koń stoi na wolnowybiegówce z drugim emerytem i sobie żyje, łazi, wygląda dobrze, strzałki wyleczone w końcu po wielu w sumie latach walki.
Przyjeżdżam czyszczę i wyjeżdżam bo strach w te upały robić cokolwiek z sercowcem.
Mam świadomość, że każdy dzień może być ostatnim.
Niegdy nie pomyślałam że jak on chory to nara.
Po prostu okazało się że potrzebowałam kilku miesięcy resetu wtedy, od stajni od wszystkiego. Czy koniowi działa się krzywda ? Nie, był karmiony, był doglądany, jakby się coś działo to miałabym telefon i przyjechała bym.
Jakby miał nwm ścięgno zerwane to byłabym codziennie żeby to naprawić albo mu choć ulżyć. Z sercem nie zrobię nic.
Więc sory ale ataki że porzuciłam konia bo zachorował są bezpodstawne.

Poprosiłam o radę, na zasadzie właśnie waszych historii, których trochę tu było. Jak Wam się ułożyło życie, czy ktokolwiek właśnie kupił konia w podobnej sytuacji jak moja i czy żałuję czy nie żałuję. Żeby poczytać o doświadczeniach bo z tego można wynieść lekcje.
I za wszystko bardzo dziękuję.
Sonika, szanuję za szczerość i kulturę osobistą podczas całej tej dyskusji.
I cierpliwość,
bo niektóre rady i analizy to ............🤦😓,
ech!
Sonika, Ja kupiłam konia na zasadzie ,,Mam odłożone trochę pieniędzy, koń to moje życiowe marzenie, a czas z końmi to jedyne chwilę, w których jestem naprawdę szczęśliwa, więc koń pomoże mi z psychika". Oj, jak bardzo się myliłam.
Kupiłam konia pod wpływem chwili, dawałam radę z kosztami miesięcznego utrzymania, z wetem też. Aż tu nagle kontuzja, która mogła wyłączyć konia z użytkowania zupełnie (dodam, że to jest młody, 3 letni koń, zajazdka dopiero była w planach). Teraz jest w klinice, teoretycznie powinno być dobrze. Ale finansowo zupełnie bym sobie nie dała rady, gdyby nie pomoc rodziny. Kocham mojego konia, ale szczerze mówiąc - żałuję. Jak widzę, jak znajomi mogą inwestować swoje pieniądze chociażby w rozwój z końmi, a ja wszystko odkładam na wetów, to jest mi ciężko.


Już nie mówiąc o psychice. Miałam kiedyś znajomą, która powiedziała coś w rodzaju: ,,Konie pomogły mi wyjść z depresji, a później spowrotem mnie w nią wpędziły" - może nie będę się diagnozować sama, ale z ogólnym sensem zdania się zgadzam. Jak jest wszystko dobrze z koniem, to jest fajnie. Jak zaczynają się problemy, zwłaszcza zdrowotne, to dostajesz i po kieszeni, i po stabilności psychicznej, bo się martwisz cały czas.

Polecam uczyć się na błędach innych, ja nie słuchałam.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
27 czerwca 2024 13:35
Sonika, ja również szanuje.

I chciałabym powiedzieć co mnie wkurza w jeździectwie. Otóż właśnie dywagowanie czyjejś rzeczywistości i życia na podstawie czegoś co się napisało w paru wątkach. Oraz bardzo daleko idące założenia na podstawie jednego zdania. To mnie wkurza.
A mi mój chory na rao koń, z którym nie wyjadę ani na parkury, ani nawet nie ma pewności, że do lasu się uda pojechać, wyciągnął z depresji. Oczywiście bez odpowiedniego leczenia się nie obyło, ale gdyby nie koń, byłoby mi jeszcze ciężej. Ale pod żadnym pozorem nie polecam posiadania konia. Momentami musiałam wchodzić w tryb surwiwalowca, próbując pogodzić konia z pracą, znajomymi, rodziną, wyjazdami, odłożeniem jakiejkolwiek kasy na czarną godzinę. Ale MI to pomogło, razem z lekami, wyjść z takiego życiowego marazmu. Posiadanie konia dało mi napęd i cel, a relacja ze zwierzem rekompensuje trudy dbania o komfort ogona-astmatyka. Na pewno drugi raz bym nie popełniła tego błędu i kupiła konia sercem, a nie rozumem.
Facella   Dawna re-volto wróć!
27 czerwca 2024 13:53
Mnie nawet zdrowe konie potrafią na tyle sfrustrować i zdołować, że zaostrzą objawy depresji, więc to zależy od osoby...
Dokładnie. Ja np. jestem skrajnie zadaniową osobą i wyznaczanie sobie krótkoterminowych celi pomaga mi radzić sobie z codziennością. Celem jest dla mnie np. pojechać do konia, wziąć go na inhalacje i spacer. Zero ambicji jeździeckich.
Facella   Dawna re-volto wróć!
27 czerwca 2024 14:04
Poncioch, ja mam z kolei patologiczny perfekcjonizm, jak w czymś nie jestem dobra od razu albo mi nie wychodzi od razu, to z tego rezygnuję, a za tym leci cała lawina, że jestem ogólnie do dupy itd. 😂 przy koniach, gdzie w zasadzie nic nie wychodzi od razu, to fatalny mechanizm i nie mam pojęcia, jak udaje mi się tyle lat w tym tkwić, chyba po prostu za bardzo lubię te zwierzęta. No i teraz, w sezonie źrebaczkowym, te maluchy potrafią wynagrodzić wszystko.
Facella, o to witam w krainie perfekcjonistów. Ja średnio przez tydzień po każdych zawodach muszę odpocząć psychicznie bo cały czas mnie zastanawia po co ja pakuje tyle pracy i kasy a potem koń dostaje 6 od sędziego w B, który tego elementu nie widzi, w czasie gdzie sędzia w C, który widzi daje 7. I masz na koniec szałowy wynik 65% który żadnego kupca nie przekonuje. Nie znoszę startować, jak będzie mnie kiedyś stać to zatrudnie bereitra, żeby pokazywał te konie, które z nami zostały do dorosłości i z radością upije się i spale swój frak na ognisku żeby już go czasem nigdy więcej nie założyć 😁
Poncioch, Samo spędzanie czasu z koniem, też mi zazwyczaj pomoże. Ale to samo miałam spędzając czas z końmi innych, z którymi się zżyłam (jednak tutaj z kolei inne minusy mi przeszkadzały). A całokształt, który teraz u mnie polega na ciułaniu pieniędzy, zmartwieniach, wyrzutach sumienia, i porównywaniu się do innych, którzy ze swoimi końmi mogą robić po prostu ciekawsze rzeczy mnie przybija. Sama już nikomu bym nie poleciła konia, jeśli nie ma się stabilności finansowej, i sporej poduszki finansowej. Wiem, że to łatwo się mówi, bo serce i tak swoje (w końcu mi też odradzali konie, mam znajomych z równie ciężkimi historiami),
Paulin, a widzisz, to ja kompletnie nie odczuwam potrzeby porównywania się do innych. Jakoś z defaultu mi to przychodzi. Lubię popatrzeć na dobrze jeżdżące znajome, czy ponagrywać im filmiki na treningach i to mi wystarcza. W razie czego zawsze chętnie pojadę poluzakować na zawody, co daje namiastkę emocji, jakbym to ja startowała. A co do kasy, to wiadomo, że lekko nie jest, taka natura tej pasji.
Poncioch, Ja już nawet nie mówię o samej jeździe, bo na to się nastawiałam kupując młodziaka. Ale nawet w pracy z ziemii przez kontuzję od miesięcy praktycznie nic poza delikatną pracą w stępie nie mogę robić, a praca z ziemii z końmi to był mój motor napędowy.
Sonika, ja podobnie miałam, tylko mi konia sprezentowano 🙃 Znaczy no, mogłam powiedzieć nie, ale byłam najarana na spełnienie marzenia :P A też byłam u progu depresji jak niektórzy tu i fakt, ten koń pomógł mi bardzo dużo, na głowę i ogólne ogarnięcie się i generalnie ja tego gościa bardzo lubię, mimo że durny i problemowy. Ale no właśnie, trochę problemowy pod różnymi kątami - typowy freezer i histeryk, do tego problem dla mnie, bo wypada bywać u konia, wydawać na niego hajs itd. I o ile lubię to w zasadzie, to czasem męczy. Jak byłam za granicą, to męczyło, że go nie widuję w ogóle, jak wróciłam to finalnie i tak go nie widuję, bo mam robotę 10-18 🙃 Hajsu zjada niby niedużo, bo ja nw wypizdowiu a koń zdrowy generalnie, mało kontuzjogenny, do tego ekonomiczny w żarciu. Ale muszę się pogodzić też z tym, że on zjada moje potencjalne pieniądze na wynajem 🤡 Więc stara baba 30+ i muszę mieszkać z rodzicami. Jeszcze jestem podczas zmiany kariery, więc zarabiam mocno tak se i niestety. Z czasem też tak sobie, bo przez dzień to niezbyt, a w weekend to mam albo koń albo znajomi i pies... Trzeba to jakoś dzielić. Czasem nie jadę do znajomych, bo wiem, że muszę do konia. Jak robota gówniana, to też trzeba tkwić dopóki się nie znajdzie nowej, bo musisz mieć na konia, nie możesz zostać bez żadnej kasy.
Także no, są plusy i minusy, wiadomo. Musisz sobie sama dobrze przemyśleć i zrobić listę za i przeciw, ale tak realnie, a nie "a nudzi mi się, może by tak konia?". Ja podjęłam decyzję dość bezmyślnie, niemniej ja nie mam parcia na rodzinę, nie cierpię dzieci, biorę też na klatę mieszkanie w domu u rodziców. Mogłabym sprzedać i się "uwolnić" - ale nie chcę :P Ale wiem też, że na pewno miałabym łatwiejsze i spoko życie swojego konia nie mając i bujając się na dzierżawionym. Dzierżawiłam za granicą i to spoko układ. Kto inny się frajerzy posiadaniem konia, a ty masz głównie benefity xD
Poncioch Tak w Łąkach, na tej hali da się normalnie jeździć 😉 może się nie postawi parkuru ale 4 przeszkody przy kreatywnym podejściu da się wcisnąć. Jeśli ktoś jeździ rekreacyjnie to super miejsce na tereny, generalnie jest taka "podstawa"-hala, plac do jazdy, przeszkody i miejsce na teren 😉
Paulin, trzymam kciuki za powrót do sprawności w takim razie i życzę duużo cierpliwości 🙂 oby się wszystko poukładało 🙂
wilann, dzięki! Łąki to ode mnie rzut beretem, ale jakoś zapominam o tej stajni, że w ogóle istnieje 😅 muszę się tam przejechać, zobaczyć jak warunki, dobrostan koni 🤔
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się