Stajnie w Warszawie i okolicach

Ja powiem tylko tyle - mieszkam równo 10 minut od stajni Słupno, a jeżdżę do konia ponad 30minut na drugi koniec miasta - bo po prostu wiem, że mogę tam konia zostawić i miesiąc bez mojego nadzoru i włos mu z głowy nie spadnie - to jest komfort, którego nie można mieć wszędzie i który docenia się po różnych przygodach, próbach i błędach.
Hipogryf, chyba każdy przy wyborze stajni rozważa właśnie argumenty przeważające za lub przeciw danej stajni. Nawet jeśli nie studiuje polonistyki to w codziennym  życiu argumenty w podejmowaniu codziennych decyzji są wszechobecne.
Co do pozostałych kwestii to nie wypowiem się, bo to bicie piany. Ja napisałam już swoje zdanie.
Agata-Kubuś   co może przynieść nowy dzień...
30 października 2010 19:25
Żenujące w wypowiedzi Hipogryf jest to, że o wielu stajniach w tym wątku mówiono ładnie to ujmując niepochlebnie, ale nie pamiętam aby ktokolwiek z właścicieli "bronił swoich racji" w tak agresywny, dziecinny i prymitywny sposób.

O samej stajni się nie wypowiadam, bo mój koń tam nie stał, nie stoi i nie sądzę aby kiedykolwiek stanął, ale sam ton wypowiedzi jest na poziomie "pana spod budki z piwem".
kujka   new better life mode: on
30 października 2010 19:35
Hipogryf, i w tym momencie, jak dla mnie potwierdzilas tylko swoim zachowaniem, ze nie chcialabym wstawic konia do Twojej stajni (mimo, ze mam blisko).
Jesli ktos mial watpliwosci, czy chcialby Twoja stajnie uwazac za odpowiednia do postawienia tam konia - po Twojej wypowiedzi pewnie ma ich jeszcze wiecej.
Nikt nie chce postawic zwierzaka, za ktorego byt ma odpowiadac osoba, ktora nie umie rozwiazywac konfliktow, rozmawiac, argumentowac swoich wypowiedzi i kulturalnie ustosunkowac sie do cudzych. Z wlascicielem stajni musimy moc sie dogadac. Z Toba - jak pieknie pokazalas - nie mozna.
edit: moze skoro te wypadki na trasie nie mialy z Wami nic wspolnego, to wyjasnilabys ta sprawe jak normalny czlowiek i wybielila sie?
He, he, toż to czysta poezja, co Hipogryf wypisuje.  🤣  W jakim filmie było, że w sklepie wywieszali listę "tych klientów nie obslugujemy"? Niniejszym stajnię Hipogryfa wpisuję na listę "te stajnie omijamy".   

Nikt nie chce postawic zwierzaka, za ktorego byt ma odpowiadac osoba, ktora nie umie rozwiazywac konfliktow, rozmawiac, argumentowac swoich wypowiedzi i kulturalnie ustosunkowac sie do cudzych. Z wlascicielem stajni musimy moc sie dogadac. Z Toba - jak pieknie pokazalas - nie mozna.


Ano właśnie. Nic dodać, nic ująć.

cóż... Słupno jest, jakie jest

ma wady, tak samo, jak ma i zalety

nie znam stajni, która jest idealna. sorry. i wolę gnój w naszych boksach (który podobno jest....) niż wymiatane boksy do czysta jak np. w Łazienkach...a jak tam fajnie konie się rozjeżdżają po wytarzaniu się... to dopiero super sprawa! a cena pensjonatu jest...spora...

przestawienie koni do Słupna było swego rodzaju przeznaczeniem, o tym, że sie przeprowadziłam i mam do stajni blisko nie wspomnę

mamy stajennego, który ma serce do koni, robi swoją robotę dobrze, o dziwo nie czuc od niego woni alkoholu (co dziwne -  w stajni też nie... jak to ktoś stwierdził kilkanaście stron temu ;] ) pokażcie mi stajennego, który bierze konia na lonżę (taak, mojego biednego ogiera, który jest Wam dobrze znany ;] ) z własnej woli i idzie z nim na trawę, bo koń chodzi po padoku piaskowym! i robi to z własnej, nieprzymuszonej woli, bo tak!

jest w stajni jak jest, ale zarzut, że z Właścicielką nie da się nic załatwic jest po prostu smieszny! owszem, raz się, drogi Hipogryfku ścięłyśmy (wodna sprawa ;p ) ale po pół roku w stajni wiem, że nie ma sytuacji bez wyjścia i da się dogadac! właściciele stajni robią to, co lubią i tu jest podstawa egzystowania stajni! ale są tylko ludźmi, jak każdy z nas, każdy z nas się potrafi zirytowac! a jednak jakoś tam sie wszystko kręci, jest pozytywnie, atmosfera w stajni jest zdrowa!

nasze biedne konie są padokowane, są regularnie karmione, jesli coś się dzieje z koniem, to jest wiadomo!

a co do uciekania z padoku... to nie jest moja pierwsza stajnia, zwłaszcza, że własnego konia mam 10,5 roku, drugiego mam 2,5. Z Emhyrem zwiedziliśmy ich kilka. i w sercu mam dwie - też przez Was zrugane Palamo i Słupno. stajnie były różne, droższe, tańsze, z ogrodzeniami z drewna, pastucha, rurek. i, z mojego krótkiego doswiadczenia wiem, że to pastuch działa najlepiej. nawet w wypasionych stajniach widziałam speirdzielające konie ;] Koń to koń, zwierzę! i chyba wolę żeby mój koń przerwał pastucha niż rozwalił sobie jakąś częśc ciała o ogrodzenie z innego materiału. zwłaszcza, że miałam (nie)przyjemnośc widziec z klatą porozwalaną, bo wpadł na ogrodzenie z rurek.

jeszcze się taki nie urodzil, co by każdemu dogodził.
moje konie w Słupnie są zadowolone, zadbane, o dziwo w tym ogromnym gnoju, który każdy PODOBNO widział, nie gniją im kopyta ( a Okręt stoi wiecej w boksie niż Emhyr...swoją drogą...Emhyr zaczął tłuc konie... i co? został odgrodzony, ale nie zamknięty w boksie, co w innych stajniach, pomijając to złe Palamo, miało miejsce!) , widzę, że są w doskonałej formie. życzę każdemu z Was, zeby Wasze konie, w wieku 23 lat były w takiej formie jak mój biedny Emhyr! i nie tylko genetyka tu działa! przez 4 lata koń stał w dobrych stajniach i to właśnie jest najważniejsze! nie złote klamki, nie platynowe żloby! DOBRO KONIA! i widzę, że tak jest.

odeszłam z Palamo, ale na szczęście, z Właścicielami stajni jestem w świetnej komitywie. bez żalu i uprzedzeń. czas uczy, człowiek dojrzewa, nie warto za sobą zostawiac smrodu. życie się różnie układa po prostu!

a Słupno było przemyślanym wyborem...rok sie zbierałam, faktycznie po czytaniu opinii na formum byłam anty... ale los chciał, że tam zaczęłam zajeżdżac konia znajomego...udało mi się poznac stajnię. bo nie byłam tam raz czy dwa, a dzień w dzień przez ponad miesiąc. i decyzja była przemyślana. nie żałuję!

pozdrawiam
ta zła, najgorsza, męcząca swoje biedne konie, nic nie wiedząca i beznadziejna Ewelina, za dawnych lat Zireael
Ja z czystym sumieniem mogę polecić na pensjonat dla koni starą stajnię w Duchnicach (Żytnia 20, Duchnice). Po przykrych wydarzeniach z sierpnia tego roku, to obecnie bardzo spokojna stajnia, z bardzo dobrymi warunkami do ujeżdżania albo wyprawy konia. Są tu gigantyczne padoki, drewniana i murowana stajnia, ujeżdżalnia zwykła, na zimę ma być kryta. Bardzo dobra opieka stajennego. Miejsca do jazdy w teren też jest dostatek - chociaż nie aż tak wiele jak w stajniach koło Puszczy Kampinoskiej. jednak z drugiej strony do Duchnic można dojechać z centrum Warszawy w 20-30 minut, a jeśli nawet są korki - w niecałą godzinę.
Trzymamy tu z dobrym znajomym konie w pensjonacie od prawie roku i jesteśmy bardzo zadowoleni.
nie znam stajni w Słupnie ,nie znam tez wlascicielki,wiem jednak jak rozne dziwne oskarźenia mogą zabolec i wiem ,ze wowczas ludzie tracą panowanie.Tu przyklad włascicielka stajni powinna zachowac spokoj ,wstawic np zdjęcia swojej stajni a tymczasem mocno się uniosła.Wiele osob ma jej to za złe a ja nie.Kochani wczujmy się w sytuację i psychikę osoby obmawianej.Sama mam stajnie ,wokoł mnie są dwa pensjonaty-pomiedzy nami włascicielami tez byl dziwny okres "konkurencji" dziwnego obmawiania-to było przykre i niepotrzebne.Dzis smiało mozemy mowic o sobie przyjaciele i tak jest super.Czegos mi zabraknie ,potrzebuję pomocy-sąsiad pomoze.Mam wszystkie boksy zajęte ,Ktos pyta o miejsca to ja polecam sąsiadow-wiecie o ile jest fajnie.Przestancie obmawiac Kogos dopoki nie wiecie,ze to co piszecie jest 100%pewne.
Kochani wczujmy się w sytuację i psychikę osoby obmawianej.

Może warto zastanowić się nad def "obmawiania" / szkalowania, szargania czyjegoś dobrego imienia, zniesławiania/?

Część wypowiedzi na temat tej stajni nie jest jedynie subiektywnymi opiniami autorów/"Cytat: bera7  Maj 14, 2009, 12:59😲0
Notatki policyjne i gazetowe wymieniają Andrzeja K. ze Słupna. Właścicielem stajni w Słupnie jest Andrzej Kostrzewa. Więc jakby jasne..."
/ zatem może : Kochani wczujmy się w sytuację i psychikę osoby której kiepską jakość pracy publicznie obnażono?
Wypowiedzi Hypogryfa  dają wyobrażenie o atmosferze jaka jest w stajni i relacjach właściciel-pensjonariusz więc może "obmawianiu" bliżej jednak do "przedstawiania faktów" ?
Wypowiedzi Hypogryfa  dają wyobrażenie o atmosferze jaka jest w stajni i relacjach właściciel-pensjonariusz więc może "obmawianiu" bliżej jednak do "przedstawiania faktów" ?



nie dają wyobrażenia i atmosferze. tu się mylicie. wczoraj mieliśmy w stajni bardzo ciężką kolkę, zakończoną skrętem jelita grubego i wyjazdem do kliniki. właściciele pomogli. sami proponowali wcześniejszy wyjazd do kliniki. wyjazd nastąpił późno (decyzja właściciela, decyzja doktora) niemniej rzucili swoją robotę i podpięli przyczepę od razu, jak zapadła decyzja. dzięki Nim koń dochodzi do siebie po operacji. pomogli, a przecież nie musieli. ile znam stajni, gdzie właściciel bierze kasę, a ma w nosie, co się dzieje z końmi! ileż jest stajni pozamykanych na noce i nikogo nie obchodzi, co się z końmi dzieje!

ten zwierzak zaczął kolkowac ok 4, od razu telefon do weterynarza. sama trzymałam konia w wielkiej stajni w Warszawie - stajnia zamknięta od 22 do 6. nikt się nie interesował co się dzieje, a cena za stajnię powalała, wizualnie stajnia też zachwycała.  a że w owsie znajdowało się martwe ptaki czy myszy... dlatego po 3 miesiącach zawinęłam się i tyle mnie widzieli. i rozwiązywanie umowy było najmilszą rzeczą, jaka mnei w tej stajni spotkała.

tutaj wiem, że jak mnie nie będzie, to konie będą zadbane. wiem, że dostanę telefon, jak się coś będzie działo. jak nie mogę przyjechac to Hipogryf dzwoni i pyta, co jest... i wiem, że gdyby kolkował każdy inny koń z naszej stajni oboje by pomogli.

ps: żeby nie było dziwnych niedomówień - kolka nie była winą stajni, czasem nie da się wszystkiemu zapobiec! są różne sytuacje, każdy organizm jest inny. nie znaleziono zupełnie nic.
"...Wypowiedzi Hypogryfa  dają wyobrażenie o atmosferze..."
                                "nie dają wyobrażenia i atmosferze..."

Każdy ma prawo wyrobić sobie swoje zdanie czytając "antyfanów" taj stajni oraz wypowiedzi - chyba skromnego, jeśli o liczebność członków chodzi- fanklubu.

Moja zmiana stajni spowodowana /głównie/  zerowym dialogiem z właścicielką oraz zatrudnieniem stajennego z zerowym pojęciem o koniu /zalety miał:  zapewne tani był, niewybredny, miał piękne złote zęby i melodyjny akcent :-) / zaowocowała zmianą "z deszczu pod rynnę " bo koń w nowej stajni szybko nabawił się duużej rany ciętej. Trzeciego dnia po powrocie z cerowania znaleziony wałęsający się między maszynami rolniczymi mimo wyraźnych zaleceń weta co do całkowitego reżimu boksowego. Nie jest łatwo więc jestem w stanie uwierzyć że może być źle. Nie ma ideałów z pieknymi padokami, doświadczonymi stajennymi, halami, lążownikami i karuzelami oraz sympatycznymi właścicielami otwartymi na sugestie pensjonariuszy. Dodatkowo blisko i tanio. Niemniej sednem jest chyba jednak właściciel - ryba od głowy się psuje..... 🙁
Hypogryf własny poziom zaprezentował. Podobno nie pomówienia a prawda boli najbardziej więc wczujmy się w sytuację 🤣
sa takie stajnie Batu Chan o jakich piszesz
tyle ze nie sa tanie

jesli kiedykolwiek szukalabym stajni dla swoich koni, wybralabym pewniaka i napewno nie najtanszego.

Wcisnę się w tą dyskusję z pytaniem, czy Garo ma jakąś swoją stronę int. ? 🙂
majeczka   Galopem przez życie!
01 listopada 2010 12:16
EiO, nie przesadzaj. Stajnie zakładają zazwyczaj miłośnicy koni, nie wyobrażam sobie że gdy potrzebna pomoc to właściciel jeśli ma przyczepe nie zawiezie konia do kliniki, to normalny ludzki odruch a nie nic nadzwyczajnego.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
01 listopada 2010 13:17
majeczka, dokladnie. nie wyobrazam sobie stac w stajni, w ktorej wiesz ze nie mozesz liczyc na zadna pomoc- szczegolnie w sytuacji kryzysowej.
A o tym, jak to moze wygladac przekonalam sie niedawno na wlasnej skorze. Po 6 dniowym (!) pobycie w nowej stajni mialam wypadek- nie bylam zdolna dotrzec do stajni przez 1,5 miesiaca. W tym czasie moj kon- byl czyszczony, lonzowany, mial zmieniane derki, dopasowywana na bierzaco diete i suplementacje, byl kontrolowany przez veta - i tym wszystkim nie musialam sie martwic w czasie powrotu do zdrowia. Tyle tytulem standardu opieki w stajni 🙂
mbalicka   Kucyk <3 / Figaro najwspanialszy :*
01 listopada 2010 13:25
A o tym, jak to moze wygladac przekonalam sie niedawno na wlasnej skorze. Po 6 dniowym (!) pobycie w nowej stajni mialam wypadek- nie bylam zdolna dotrzec do stajni przez 1,5 miesiaca. W tym czasie moj kon- byl czyszczony, lonzowany, mial zmieniane derki, dopasowywana na bierzaco diete i suplementacje, byl kontrolowany przez veta - i tym wszystkim nie musialam sie martwic w czasie powrotu do zdrowia. Tyle tytulem standardu opieki w stajni 🙂


to się nazywa normalna stajnia 🙂
croopie nie ma  😉
U mnie kolejna zmiana sytuacji,zdecydowałam się jednak na dzień dzisiejszy nie przenosić koni do Warszawy-jeżdżę na nich piątek-niedziela.Może nie mam jakiejś super ekstra formy,ale nie jest źle,będę chodzić na basen  😉 Może jak w końcu sprzedam przynajmniej 2 konie,to się przeniosę.Póki co i tak miejsce mam,także nie mam obaw  😉
EiO, nie przesadzaj. Stajnie zakładają zazwyczaj miłośnicy koni, nie wyobrażam sobie że gdy potrzebna pomoc to właściciel jeśli ma przyczepe nie zawiezie konia do kliniki, to normalny ludzki odruch a nie nic nadzwyczajnego.


to szkoda, że ten normalny ludzki odruch nie wszędzie i u kazdego jest normą. sa właściciele i właściciele (stajni).  kumpelki koń również musiał odbyc wizytę w klinice..przyczepa była, samochód był, uprawnienia koleś też miał, był, nawet nie szalenie zajęty, na miejscu... w ludzkim odruchu pomógł. dał numer do innego faceta z przyczepą... ale po kasę za pensjonat był pierwszy...

bywa róznie i to mnie przyjemnie zaskoczyło. z resztą pomoc z tej strony przyszła nie pierwszy raz.

więcej do powiedzenia nie mam.

chyba jedyną metodą jest byc, zobaczyc, po prostu poznac. i nie przez 10 minut. natomiast przymusu nie ma ani przyjeżdżania, ani wstawiania konia... a własnego zdania nikt nikomu nie ma prawa zabronic, to jest jasne... tylko co to jest za opinia opierająca się na "nie byłam, ale wiem, że..." ?? atmosfera stajni jest faktycznie specyficzna, pierwsze dni wcale mnie nie ujęły, ale wystarczyło się jakoś poznac i da się miło i sensownie funkcjonowac.

tylko kłapanie dziobem, jak się słyszało coś z dalszej ręki lub jak się nie wie nic, a mówi dla samej sztuki mówienia, jest po prostu bezsensowne. i nie zamierzam nikogo urazic - nie zwracałam się do nikogo personalnie.

z mojej strony to tyle.
mam nadzieje, że nikogo nie uraziłam
pozdrawiam
kujka   new better life mode: on
02 listopada 2010 01:21
EiO, sorry ale znajac Cie ze starego forum i pamietajac w jakich stajniach potrafilas stanac ze swoimi 2 konmi - Twoja opinia (czy pochlebna czy niepochlebna) o czymkolwiek jest dla mnie zupelnie niemiarodajna. :/
to ,że wlasciciel stajni pomógł przy chorym koniu to naprawdę nie rewelacja to powinna byc norma!Ja inaczej nie wyobrazam sobie pensjonatu, tu zawsze w pierwszym rzędzie jest najwaźniejszy kon.Tak samo nie wyobrazam sobie nie dac konikowi jesc lub dac za mało tylko dlatego ,że własciciel konia spoznia się z opłatą.Takie sytuacje dyskwalifikują pensjonat,powinny byc mocno "piętnowane".U mnie np stoi kon po kontuzji ,co 2 dzien wg zalecen weta robię mu wcierki i zakładam opatrunki -nikt nie musiał mi tego nakazywac.nikt za to nie płaci-uwazam to za mój obowiązek i tyle.Gdy jeden z powierzonych mi koni "rozwalił" sobie głowę (kawał skóry wisiał) najpierw wezwałam weta ,pozniej własciciela.Przez pare dni musiałam podawac leki i tez uwaźalam i uważam swoje postępowanie za normę a nie za coś super.Kazdy własciciel stajni musi liczyc się z "niespodziankami" i musi przede wszystkim (w sytuacjach W) pomagać zwierzakowi
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
02 listopada 2010 05:52
Tylko jest jeden problem - to, czy można liczyć na pomoc właściciela stajni lub innych pensjonariuszy wychodzi zwykle w praniu. Na dzień dobry nikt nie powie, że w razie wypadku umywa ręce. A znam i stajnię, w której koń zszedł na kolkę, bo właściciel pensjonatu poszedł spać, a na pytanie weta (który konia mógł już tylko uśpić), kto idzie spać, gdy koń ma kolkę odpowiedział, że "przecież było już lepiej". I znam stajnię, w której po dowolnej kontuzji można liczyć na pomoc prawie każdej osoby. Chociaż nikomu nie życzę, żeby musiał się o możliwości otrzymania pomocy ze strony personelu stajni przekonywać na własnej skórze. Wiem, że mój koń będzie miał założoną/zdjętą derkę, podany obiad (trzeba ściągnąć z pastwiska i wyprowadzić później), zrobione wcierki i owijki jeśli jest taka potrzeba. A jak nie mogę być w stajni, to bez problemu mogę się uśmiechnąć do dobrej duszy o przelonżowanie zwierza.
lostak   raagaguję tylko na Domi
02 listopada 2010 07:02
tak czytam co piszecie o tym co wlasciciel stajni powinien, a czego nie.  powiem z wlasnego podworka.  kon jest najwazniejszy, zawsze i jesli cos sie dzieje, nie ma podzialu, wlasciciel-pensjonariusz-luzak-zawodnik, pensjonat zaplacony-pensjonat niezaplacony, trzeba dzialac i to dla mnie nie podlega dyskusji, zwierze nie moze pozostac cierpiace.  sama wiozlam ostatnio konia do kliniki o 2 rano, bo bylam szybsza od wlasciciela konia w mozliwosci raagowania.  natomiast uwazam, ze leczenie konia, opiekowanie sie nim, nalezy do wlaciciela konia.  dlaczego? bo to jest jego zwierze i ponosi za nie odpowiedzialnosc. 

widzialam w jednej stajni sytuacje, gdzie wlascicel stajni zawsze opiekowal sie konmi, ktore wymagaly specjalnego traktowania. bardzo to mile bylo.  efekt? wlascicele koni kompletnie przestali sie przejomowac, wlasciwie zrzucili odpowiedzialnosc za reknowalescencje konia na te osobę, konczyly sie leki "czy mozesz zalatwic u weta i podjechac do apteki? rozliczymy sie potem", trzeba spacerowac pol godziny "mozesz sie z nim przejsc?, ja nie moge dojechac do stajni" i tak prze dwa tygodnie. Wlasciciel w pewnym momencie nie wytrzymal i kompletnie przestal sie zajmowac konmi dla ich dobra, bo efekt byl odwrotny, zamiast pomagac tak po ludzku, spowodowal, ze stalo sie to jego obowiazkiem zajmujacym bardzo duzo czasu, na ktory pensjonariusze bardzo chetnie przystali, a potem jesli cos szlo nie tak z leczeniem, mieli pretensje, ze cos bylo zle podawane, ze przeciez mial wezwac weta itd.

zawsze patrzymy na takie sytuacje z wlasnego punktu widzenia.  a jesli w stajni jest 30 koni i powiedzmy 10 wymaga specjalnej troski? zastrzyków, okladów, wziewów, wcierek, spacerów, wizyt weta i asysty?  wlacicel stajni spedza pol dnia opiekujac sie konmi, ktore maja wlascicieli.   nie twierdze, ze w sytuacjach bez wyjscia, losowych nalezy sie wypiac i olac.  Bo to jest zywe zwierze.  ale wole, jesli to wlascicel konia tak zorganizuje opieke nad swoim zwierzakiem, aby nie zrzucac tego obowiazku na wlasciciela stajni i nie stawia go w sytuacji, gdzie ten, ze wzgledu na dobro konia oczywiscie to robi.  w stajni jest zawsze masa pensjonariuszy, luzakow - taka pomoc mozna zawsze zorganizowac, ale nie wymuszac i jest to obowiazek wlasciciela konia, nie wlascicela stajni.


dlatego trzeba podchodzic do tego typu sytuacji w wywazeniem.  wlascicele koni i stajni maja swoje obwiazki, za co odpowiadaja jesl chodzi o zwierze.  żadna ze stron nie powinna tego nadużywać. 
tyle 🙂

edit.  z wypowiedzi Lanka_Cathar, mowisz ze wlasciciel stajni poszedl spac, bo bylo lepiej (tez czlowiek-spac musi) a gdzie byl wsasciciel konia?  bo rozumiem, ze wlascicel konia jest na wakacjach poza zasiegiem, sytuacja wymaga  bycia z koniem cala noc, to wlascicel konia jesli jest dostepny i sprawde zalatwia. ale jesli wlascicel konia wiedzial o kolce, powinien byc w stajni lub znalezc opieke i dopiero w ostatecznosci poprosic o to wlascicela stajni o to aby koczowal pod boksem, bo czasem rzeczywiscie nie ma wyjscia. i to jest absolutnie ok i takie sytuacje sie zdarzaja. wyjatkowe sytuacje i pomoc w nich maja jedna wade - czasem staja sie oczywistoscia, ktorej potem sie juz wymaga. 
majeczka   Galopem przez życie!
02 listopada 2010 07:09
EiO, na szczęście nie mam tego problemu. Sądzę wg siebie i jak by to ująć nie było, nie ma i nie wyobrażam sobie żeby była taka sytuacja żebym nie pomogła zwierzakowi (jakiemu kolwiek) w cierpieniu. I na całe szczęście obracam się w środowisku ludzi, którzy mają do tego tematu identyczne podejście. The End
Całkowicie się zgadzam z lostak. Pomoc doraźna, jak najbardziej a reszta - hmm, to obowiązek właściciela. Jeśli nie może to albo załatwia to z kimś, kto pomoże z dobroci serca, albo po prostu płaci za to. Co ciekawe nikt by nie wpadł na zrzucanie takie obowiązku na koleżankę ze stajni - w sensie tel. i zrób to i to bo nie dojadę. Ale na właściciela stajni - czemu nie. Mi zdarza się raz na jakiś czas nie dojechać do stajni i proszę wtedy właścicielkę o coś - ale to w ramach wyjątku a nie codzienności.
I dlatego powinny być jasno określone reguły w każdym pensjonacie, uzgadniane przy podpisywaniu umowy. Mam koleżankę, która prowadzi hotel dla psów (niby nie to samo co pensjonat dla koni ale w sumie podobna działalność). Ona zrobi przy zwierzaku wszystko ale jednocześnie ma jasno określony cennik-tyle za zastrzyk, tyle za to, tyle za tamto. I wszystko super funkcjonuje.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdzie obsługa pensjonatu nie informuje właściciela konia, że coś jest nie tak ze zwierzakiem ale, moim zdaniem, nie mają już obowiązku zrobienia czegokolwiek więcej. Mogą, fajnie jak robią ale nie muszą. Obowiązkiem właściciela konia jest zadbanie o niego. Oczywiście zdarzają się sytuacje losowe, nie można przyjechać i wtedy fajnie jest mieć świadomość, że koniowi w razie czego pomogą.
kamykokrowka, moim zdaniem obowiązkiem właściciela stajni jest udzielenie pierwszej pomocy i poinformowanie właściciela. Dalsza część leczenia jest obowiązkiem właściciela konia, czy zrobi to osobiście czy dogada się, że ktoś będzie coś robił za niego to kwestia uzgodnień.
Ja gdy moje konie wymagają dodatkowych zabiegów nigdy nie wymagam od właścicieli stajni by robili coś za mnie. Wiem, że mają dość swoich obowiazków. Choć miłe jest, że nigdy nie odmawiają sporadycznego podania leku itp. Za to zawsze mogę liczyć na innych pensjonariuszy, gdy ja nie mogę dojechać.
kujka   new better life mode: on
02 listopada 2010 08:45
kamykokrowka, ale nie zawsze da sie zawrzec "kazden jeden" ewentualny przypadek w umowie. nie da sie wziac pod uwage wszystkiego, co moze sie zdarzyc.
tez zgadzam sie z lostak - jak jest sprawa nagla, nie ma czasu na zastanawianie sie, bo kon walczy o zycie/pelnie zdrowia, to czy jestem wlascicielem stajni/wlascicielem konia/osoba postronna i mam mozliwosc pomocy, to po prostu biore telefon/samochod/bandaz/cokolwiek i pomagam.
ale chodzenie potem codziennie wokol konia i zmienianie opatrunkow, czy spacerowanie w reku to juz przesada i faktycznie wlascicielowi stajni/stajennemu za taka regularna opieke po prostu nalezy sie kasa.
mialam taka sytuacje o jakiej pisze Lostak. Klacz zrebna w pensjonacie. Pilnowalam porodu, odebralam, zajmowalam sie maluchem... kiedy zachorowal bylam przy nim non stop... wlasciciel o wszystkim wiedzial ale nie przyjezdzal.. bo.. i tu zonk- bal sie przywiazac do malucha bo jak zejdzie to byloby mu przykro. Coz... ja tez nie ejstem cyborgiem.

Nie byl to jedyna sytuacja i nie tylko z tym koniem.

Przynajmniej tak czesto bywa z klaczami zrebnymi.. nie mozna jezdzic, to nie przyjezdzaja wlasciciele bo.. po co. A koszt pensjonatu jest zbyt maly - za duzo czasu poswiecalam obcym koniom, braklo czasu na wlasne.


Teraz mam luz i moge sobie poczytac o radosnym zrzucaniu wszystkiego na wlascicieli stajni.
a tak ps. jak moj kon stal w pensjonacie i kolkowal- dostalam telefon ze z rudym cos nie tak i sie poklada. Zwolnilam sie z pracy, zorganizowalam odbior syna z przedszkola i pojechalam do konia. Wezwalam weta i koczowalam z koniem prawie do rana. Wlasciciela stajni nawet nie widzialam.

A sama dalam sie wrobic we wszystko. Lacznie z pilnowaniem szczepien, kowalem... i wychowaniem zrebakow. No co za duzo to niezdrowo. Ale nie umialam sie odciac od tych koni, udac ze mnie nie obchodzi.
EiO, sorry ale znajac Cie ze starego forum i pamietajac w jakich stajniach potrafilas stanac ze swoimi 2 konmi - Twoja opinia (czy pochlebna czy niepochlebna) o czymkolwiek jest dla mnie zupelnie niemiarodajna. :/


na szczęście człowiek dojrzewa i uczy się na własnych błędach. szczęśliwie moim koniom nic się nigdy nie działo poważnego. i może Palamo nie było ideałem, ale tyle dobrego, tyle pomocy, co tam zaznałam od Właścicieli, kiedy nie mogłam na cito przyjechac do stajni ( uzależnienie od komunikacji miejskiej - czasem trzeba działac szybko, a sam dojazd zabierał ok. 1-1,5 godz) to mogłam byc na tyle spokojna, że wiedziałam, że będzie pomoc zwierzakowi udzielona. tak samo czuję się w Słupnie. mam 3km do stajni, mąż pracuje też niedaleko stajni, gdyby się coś - odpukac - działo, jedno z nas zawsze będzie, a Właściciele są na miejscu i wiem, że pomogą, tak samo, jak wiem, że mogę liczyc na stajennego. tego komfortu nie miałam zawsze. jestem w stajni, jak mogę, jesli mam jakieś "ale" mówię o nim i wiem, że znajdziemy przynajmniej kompromis. co więcej - zarówno w Palamo, jak i w Slupnie nikt nie demonizuje mojego konia, bo jest ogierem. jest traktowany jak zwykły koń. a przed zmianą dzwoniłam i odwiedzałam nei jedną stajnię, gdzie ogier z góry był skreślony.

jednym pasuja takie warunki, innym nie. jedni muszą miec halę, innym jest nie potrzebna. ludzie trzymają konie w Agmai, trzymali w starym Stangrecie. tylko pytanie, na czym to polega? niewiedza, cena, bliskośc? skoro jest grono stajni mało fajnych, mówiac w sposób infantylny, to czemu ludzie tam trzymają swoje konie?

dzięki za dyskusję
pozdrawiam

ps: Kamykokrowko - nie wyobrażasz sobie sytuacji, gdzie stajnia Cię nie informuje, co się z koniem dzieje...a niestety na Bródnie tak było, dziś nie wiem, jak jest, tamta sytuacja miała miejsce 7 lat temu. wstawiłam tam konia, bo było blisko, a koń był po zerwaniu ścięgna. koń miał zakaz opuszczania boksu, wyjechałam na zieloną szkołę, pomijam normalne karmienie konia uziemnionego w boksie (mimo informacji na boksie i osobiscie do osoby za karmienie odpowiedzialnej), to jeszcze konia puszczono na padok i wrócił z masakrą na nodze! kiedy moja Mama pojechała do konia, nikt jej nic nie powiedział! z wetem za łby się złapali - koń zaczynał chodzic stępem w ręku, a tu okazuje się, że on na nodze stawac nie chce w boksie! ja, po powrocie, dowiedziałam sie przypadkiem od jakiejś dyżurnej, której się wyrwało! i nikt mi nie wmówi, że przy zganianiu nie było widac, ze koń kuleje!
lostak   raagaguję tylko na Domi
02 listopada 2010 09:41
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=46.msg755085#msg755085 date=1288677149]
Tylko jest jeden problem - to, czy można liczyć na pomoc właściciela stajni lub innych pensjonariuszy wychodzi zwykle w praniu. Na dzień dobry nikt nie powie, że w razie wypadku umywa ręce. A znam i stajnię, w której koń zszedł na kolkę, bo właściciel pensjonatu poszedł spać, a na pytanie weta (który konia mógł już tylko uśpić), kto idzie spać, gdy koń ma kolkę odpowiedział, że "przecież było już lepiej". [/quote]

Ja jestem bardzo ciekawa odpowiedzi, gdzie byl wlasciciel konia gdy jego kon mial kolke, ktora umowmy sie nie trwa 5 min i nawet jesli wlascicel stajni organizuje pomoc, daje zastrzyk rozkurczowy, lazi z koniem, wzywa weta, pomaga przy plukaniu żołądka, to rozumiem, ze wlascicel konia, jesli nie jest poza zasiegiem, moze dojechac i przejac zwierze lub zorganizowac kogos do pomocy.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się