Jazda w toczku czy bez?

halo to już chyba przesadziłaś.... Ile to niby ludzi zginęło z powodu braku kasku na głowie co??

Nikt nie mówi ze dobrze jest jeździc bez kasku. Ale niektórzy jeżdżą i żyją i dużej większości pewnie nic się z tego powodu nie stanie. Bo co ma być to będzie. Ja podczas wszystkich moich upadków miałam na głowie kask. I ani mi nie pomógł ani nie zaszkodził. Rękę i tak miałam złamaną. 2 razy.
Oczywiście, że Halo ma rację. Proponuję zacząć przechodzić przez jezdnię zawsze na czerwonym świetle, przecież co ma być to będzie.

Toczek na głowie mam zawsze. Kiedyś, kiedy uważałam że wszystko już wiem i potrafię, jazda bez toczka była bardzo "profi". A potem spadłam tak, że mi cały aksamit z toczka zszedł. Wyobraziłam sobie jakby wyglądała moja głowa bez toczka i od tej pory nawet na stępa zawsze mam kask. Koń to tylko zwierze.
dempsey   fiat voluntas Tua
28 grudnia 2009 23:18
zwlaszcza deklaracje o "okazywaniu koniowi zaufania" wlasnie przez jezdzenie bez kasku ( :zemdlal🙂
brzmia po prostu jak jakis nieudany zart
🤔
To trochę jak z Aids
albo jak skakanie na główkę do rzeki
Co ma być to będzie ? ????

Głupstwa piszecie dziewczyny.
Kask, kamizelka chroni przed kalectwem, bywa że i przed utratą życia.
Nie dają gwarancji ale...minimalizują skutki  a  wypadki naprawdę się zdarzają.

Nikt z Was nie jest Jezusem który zmartwychwstanie.
Zbyszek Kościeński zginął przy wyładunku koni,
Karinie na Legi koń przegalopował po klatce piersiowej i głowie - kochany misiek , najgrzeczniejszy z grzecznych.
Kaśkę oskalpowały gałęzie kiedy koń uskoczył w bok.
Kretes "załatwił" kręgosłup  pewnemu  Panu z rekreacji.
W Sopocie wiele lat temu koń rozłupał kopytem głowę jeźdźcowi.
Mojemu synowi kask uratował życie kiedy koń potknął się na "żałośnie łatwym" gimnastycznym szeregu.
Widziałam pęknięty na pół toczek od uderzenia w drzewo - strach pomyśleć co by było gdyby nie był na głowie.
Mała 12-letnia dziewczynka waląca plecami w szranki ujeżdżeniowego czworoboku nigdy już nie wsiądzie na konia.
Na Legii żaden z zawodników nie miał prawa wsiąść na konia bez toczka na łbie a zaręczam Wam, że ich umiejętności przewyższały znacząco Wasze umiejętności.


Myślicie że jesteście nieśmiertelni ?
Pojedźcie do Konstancina do STOCERU albo CKiR - tam jest wielu takich, którzy w to uwierzyli.

Jak słusznie zauważyła Favoritta, nie porównujmy jazdy konnej do skakania z 10go piętra. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo w jeździe konnej, to zginąć czy zostać kaleką na całe życie można przez upadek, dlatego są kaski, toczki, kamizelki, ok. Ale zginąć można przez np. kopnięcie (w trakcie lonżowania, czyszczenia, prowadzenia itp bo takie dziwne wypadki też się zdażają), a zdecydowana większoźć jeźdźców do czyszczenia konia czy ogólnie do pracy w stajni nie zakłada kasku czy kamizelki. A przecież wtedy też może dojść do bardzo poważnego wypadku. Jazda konna ogólnie jest bardzo niebezpieczny sport. Uważam, że każdy ma swoje podejście do spraw noszenia kasków czy kamizelek i nikogo nie należy za odmienne zdanie potępiać.

Oczywiście, obowiązkiem każdego instruktora czy trenera jest dopilnować, by każdy kto wsiada na konia miał ten kask.
"Samowolka" dopiero wtedy gdy już nikomu za nasza głupotę nie przyjdzie płacić w razie czego. Dlatego ja póki co jeżdżę w toczku.ś
Właśnie ostatnio bardzo doświadczona znajoma spadła w terenie, bo nie zauważyła gałęzi przed sobą i z galopu poleciała do tyłu z konia. Kask pękł na 2 części w trakcie upadku. Co by było gdyby była bez?  🤔
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
29 grudnia 2009 11:07
xxagaxxja dzieki swojemu silnemu organizmowi,dobrym chirurgom i opiece uszłam z zyciem,a takze dzieki szczesciu ,ktore mialam dzieki losowi i bylam z kumplem,ktory wezwal pogotowie,inaczej nie wiem czy bym tu teraz pisała,wiec ja jestem za kaskiem! dopóki nie miałam wypadku tez jeździłam bez bo stwierdziłam,że psuje mi się fryzura,że przeciez znam konia jak własną kieszeń i jeżdże rozważnie...
Generalnie, z tego co słyszałam, nie ma nigdzie zapisane, że w toczku jeździc trzeba, że to jest jakoś nie wiadomo jak wymagane przez polskie prawo. Wiadome jest jednak, że nawet dla własnego bezpieczeństwa, należało by jeździc w toczku/kasku. no bo nie ktore dziewczyny sądzą, że jezdzenie w toczku jest po prostu obciachoweee ! ;p bywa, ale znacznie wygodniej i bardziej komfortowo jest jeździc w czapeczce, lub bez xd
Ponia   Szefowa forever.
29 grudnia 2009 13:41
Popieram w 100 % Halo i Szemranę.

Tak czytam niektóe wypowiedzi i  doszłam do wniosku,że część nie zdaje  sobie sprawy z kruchości ludzkiego życia.
Pisałam już wcześniej,że u mne w stajni WSZYSCY bez wyjątku jeżdzą w kaskach, ale nie o tym chciałam.
Straciłam  całkiem niedawno koleżankę, zgineła  ( nie w wyniku upadku z konia), 20 minut wcześniej z nią rozmawiałam, kilka dni wczesniej planowałyśmy wyjazd na finał PŚ, spędzałyśmy razem codziennie kilka godzin w stajni.
Teraz już jej nie ma, nie śmiejemy sie , nie rozmawiamy, zostały najwspanialsze wspomnienia lecz dla mnie to jest wciąż bardzo zła bajka.
Niektórym wydaje się,a tam nic sie nie stanie, spadłam/em już tyle razy...i to jest zgubne.
Bo można mieć zaplanowane życie... i w jednej krótkiej chwili je stracić,  i wtedy juz nie ma nic.
Dla osoby która ginie, to już bez znaczenia.. ale jaki ból pozostaje dla tych którzy wciąż żyją.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
29 grudnia 2009 13:53
Zawsze powtarzam, że nie interesuje mnie, czy instruktor "x" pozwolił jeździć bez kasku. U mnie kask trzeba założyć. Jak nie pasuje, to zapraszam do koleżanki/kolegi, która/y  pozwala. Nie mam zamiaru siedzieć za czyjeś fanaberie. Tak samo, jak pilnuję wypięcia konia na lonży, bo wiem, że w razie wypadku padają pytania, czy koń był wypięty zgodnie z zaleceniami.
Generalnie, z tego co słyszałam, nie ma nigdzie zapisane, że w toczku jeździc trzeba, że to jest jakoś nie wiadomo jak wymagane przez polskie prawo.


Nie jest? chyba jednak jest. Od nowego roku na 100% wchodzi obowiązek jeżdżenia  w kasku na nartach. O tym, że prawo nakazuje jeździć w kasku na motorze ( i w rękawiczkach bo skóra wnętrza dłoni jest jedyna, której się na razie nie da przeszczepić) chyba nie trzeba przypominać.

Powiem tak, jeśli do kogoś nie przemawiają względy bezpieczeństwa to może dadzą do myślenia względy finansowe.
Uwaga sytuacja z pewnego podwórka (znajomy jest agentem ubezpieczeniowym):
Pewna panna dnia pewnego spadła z konia, kasku na głowie nie miała bo się na piękność lansowała, lądując niefortunnie nogę złamała....

Oczywiście papiery ze szpitala itp. itd. opinia lekarska i idzie do ubezpieczalni, żeby odzyskać swoja kasę- w końcu po to ma NW.
wszystko pięknie, gładko, jeszcze tylko potwierdzenie wersji zdarzenia - oj! panna nie miała kasku! - odmowa wypłaty odszkodowania.
Jak to! jak to! Awanturuje się panna, jej rodizce, znajomi! jakim prawem co ma głowa do nogi... otóż z punktu widzenia ubezpieczalni miała. Interpretacja: gdyby panna miała na głowie kask przy upadku nie chroniłaby nienaturalnie głowy i przyjęła naturalna pozycje ochronna i być może nie połamała by gir.
Owszem, sam upadek był nieszczęśliwym wypadkiem, ale jego skutki już nie. Skutki mogły być wynikiem zaniedbania jeźdźca - przeto jak to mawiają angole "up middle finger" pannie pokazali. Sądy nie pomogły.

I teraz pytanie: ilu z was stać na to aby np. przez rok nie pracować (bo was niepełnosprawność i wracanie do zdrowia wykluczy z życia zawodowego) i żyć z dochodu  rzędu 450- 500 z ZUS'u (bo tyle średnio dostaniecie jeśli nie jesteście zatrudnieni na pełen etat).

Nie odpowiadajcie mi tu na forum, bo stan konta waszego, waszych rodziców czy partnerów to nie moja broszka. Idzie koniec roku- odpowiedzcie sobie sami - tylko szczerze.

A i jeszcze jedno.. do tych co glebną na łeb bez kasku i uszkodzą sobie obszary odpowiedzialne za trzymanie moczu: zus refunduje tylko cześć pieluch...ale zapewne wasi bliscy kochają was tak bardzo, że po kilkanaście razy na dobę z uśmiechem na ustach będą wycierać wasze odparzone od moczu tyłki. I nigdy nie będziecie dla nich ciężarem i zawsze będziecie najpiękniejsi - tak jak w tych czapeczkach z daszkiem koniecznie bez kasku.

Zapewne jak tak będziecie leżeć przykute do wyra to regularnie będzie was odwiedzać kosmetyczka żebyście zawsze wyglądały dobrze gdy wpadnie koleżanka wam zrobić fotkę do wstawienia np. do wątku końska rewia mody. Będzie się wtedy mogła dowiedzieć "czy ta piżama  w koniki pasuje do tego respiratora".

Lubicie ryzyko - idźcie do kasyna!
Wyznajecie zasadę "co ma być, to będzie" - weźcie rozpęd i pierdyknijcie z całej siły dyńką w ścianę - jak nic ma nie być to przecież nic sie nie powinno stać!

I teraz do wszystkich, którym się tu zamarzy zareagować niekulturalnie na mój post - hamujcie od razu piętą!
Doskonale wiem co to znaczy zostać przykutym do łóżka na 8 miesięcy! Wiem też co to znaczy gdy najbliższa osoba jest sparaliżowana od pasa w dół!

Chcecie wiedzieć co ryzykujecie? Zapraszam na wolontariat do hospicjum.
Popatrzycie sobie na "bohaterów' i na to jak kwitną ich relacje rodzinne!

Nie martwice się o siebie "bo co ma być to będzie"? zapytajcie swoich bliskich czy mają taki sam światopogląd. Czy są w stanie zrezygnować z dotychczasowego życia zwolnić się z pracy i opiekować wami 24h na dobę bo wam się niewygodnie w kasku jeździło.

Argumenty typu: ufam koniowi, niewygodnie, z przyzwyczajenia itp. świadczą tylko o niedojrzałości i samolubności osób, które je wypowiadają.
Co prawda akcja dotyczy narciarzy: wkasku.pl ale koniarze też powinni zapamietać sobie jej hasło: ŻYJ z głową w kasku.
Czyli, próbując zsumować część wypowiedzi w tym wątku: toczek/kask - rzecz święta, zawsze należy mieć.  🤬
Bardzo trafnie sforułowała argumenty na "tak" kotbury. Sława jej za to.
Chociaż nadal pozostaje sprawa tzw. wolnego wyboru. Nie zawsze mądrego co prawda ale jednak.   😡
Kto się dobrze czuje w kasku - super, kto nie najlepiej "bo nie" - jego sprawa (ok, ok! nie tylko jego ale w 80%. Reszta to sprawa działań rodziny, znajomych i wszystkich co w stajni doprowadzających do tego by jednak ten kask nie tylko leżał na półce).
W kasku zawsze. Tak mnie zresztą uczono, wręcz wpajano mi to od najmłodszych lat.
Pewnego pięknego dnia terenowego przewróciłam sie z koniem w pełnym galopie. Nie było nic widać, zwierz wpadł w dziurę no i finkęliśmy. Ja pamiętam jedynie, że przed oczami wyrosła mi nagle trawa, a później juz tylko "białość" szpitalną. Udeżyłam mocno głową - kask się rozleciał, pęknięty kręgosłup. Długa rehabilitacja. Trudny powrót do koni, do jazdy konnej.
Jeżeli wtedy nie miałabym kasku na głowie, prawdopodobnie mogłabym juz nie żyć.

Zaznaczam ,że koń był bardzo pewny, spokojny, znałam go na wylot. Jednak tak nagłego przewrócenia się nie można było przewidzieć. Tamtą łąką galopowałyśmy od zawsze. Setki razy. Jednak tego dnia ktoś wykopał dół. Był niewidoczny w wysokiej trawie...
ale czy wy czase czytcie co piszecie?? Bo wygląda to jak jakiś atak. Nikt tu nie piszę że bez kasku jest bosko super i same oh i ah. Tylko że niektórzy jeżdżą bez. A argument ze niezdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa jest trochę naciągany bo jeśli takie kruche nasze życie to po co w ogóle wsiadać??

Kask wymyślono po coś. Po to żeby chronił głowę. Kamizelki też mają chornić życie. I niestety i to nie wystarcza. I uważam że przy koniach TRZEBA mieć podejscie (i nie chodzi mi tu o kask) co ma być to będzie bo człowiek by zwariował. Konie to niebezpieczny sport i nic nie gwarantuje nam bezpieczeństwa w 100%.

I pisze tu jeszcze raz nie próbuję nikomu wyperswadować jazdy w kasku.

A ja wtrace jeszcze od siebie (nawiazujac do wypowiedzi xxagaxx), ze najlepiej nie myslec o tym co sie moze stac, tylko uwazac przy koniach, nie zapominac, ze to tylko zwierzaki kierujace sie instynktem.
To jest tak, że jazda w toczku np. w lecie jest uciążliwa i co poniektórzy na pewno o tym wiedzą...
Ja nie wnikam czy to jest w prawie czy nie, choć we wcześniejszym poście, napisanym przeze mnie tak jest napisane, ale to były słowa mojego instruktora. Więc jeśli ktoś czytał DOKŁADNIE to przekonałby się, że pisze tam ,, z tego co słyszałam''... ;D
Ja niestety nie miałam tej 'przyjemności' jeżdżenia bez toczka i póki co nie będę miała, a co najważniejsze zdaję sobie sprawę, że nawet na najbardziej zaufanym przez samego siebie koniu, należy mieć toczek czy kask, bo co jak co, ale głowa jest na prawdę ważną częścią ciała i należy ją chronić 😉 mam nadzieję, że taka odpowiedź choć niektórych usatysfakcjonowała ;pp
Ja od zeszłego roku noszę kask na kazdej jeździe.
W wakacje 2008 było gorąco więc postanowiłam sobie ściągnąć kask. Jeździłam sobie stęp, kłus, galop... i na końcowym stępie ktoś trzasnął bramką. Kobyła wyrwała dzikim galopem i jeszcze się potknęła o leżące drągi. Wpadłam w nie w z wielkim hukiem. Na szczescie upadłam na bark... Skończyło się bardzo mocnym zbiciem. Wolę nie myśleć co by było gdybym upadła na głowę.
Nie potępiam ludzi jeżdżących bez kasku. Tzn. pod warunkiem, że robią to na własną odpowiedzialność.
Chociaż... koń jest zwierzęciem nieprzewidywalnym. Nawet jeśli jeździec ufa mu bezgranicznie to jednak zawsze coś się może zdarzyć.

A już w ogóle dziwią mnie skoki bez jakiejkolwiek ochrony głowy. 
Pojedźcie na trening Stasia Przedpełskiego i Krzysia Retke.
Będziecie musieli mieć sporo szczęscia żeby ich zobaczyć na koniu bez kasku.

I jeszcze jedno - na zachodzie, od dawna żadna firma ubezpieczeniowa nie wypłaci złamanego ero odszkodowania jeśli jeździec nie miał ochrony głowy.

Kotbury  👍 za to w jaki sposób to napisałaś.
Konstancin i inwalidzka młodzież są mi bliskie. Spędziłam z nimi kilka lat mojego dorosłego życia.
Tym którzy byli niepełnosprawni od urodzenia w głowie się nie mieściło jak można z własnej głupoty pozbawić samego siebie swojego zdrowia i sprawności. 
To własnie oni pokazali mi dlaczego należy szanować własne bezpieczeństwo.
To właśnie oni pokazali mi, że los chadza dziwnymi ścieżkami
wszystko pięknie, gładko, jeszcze tylko potwierdzenie wersji zdarzenia - oj! panna nie miała kasku! - odmowa wypłaty odszkodowania.
Jak to! jak to! Awanturuje się panna, jej rodizce, znajomi! jakim prawem co ma głowa do nogi... otóż z punktu widzenia ubezpieczalni miała. Interpretacja: gdyby panna miała na głowie kask przy upadku nie chroniłaby nienaturalnie głowy i przyjęła naturalna pozycje ochronna i być może nie połamała by gir.
Co za bzdura 🤔 Jaaasne, bo przecież spadając z konia człowiek ma dwa schematy zachowań, w zależności od posiadania kasku: naturalny i nienaturalny. Instynkt to instynkt, nie ma czegoś takiego - "Aa, mam kask, spoko, nie muszę się martwić o głowię, spadnę sobie na plecy", albo "Kurczę, lecę, a nie mam kasku, ręce na głowę!". 😂
Znam dziewczyne, która się opiekowała koniem w pewnej stajni. Była to prywatna stajenka, gdzie były dwa konie i w sumie zero ludzi poza wlaścicielem. Laska przyjechała do stajni. Własciciel akurat wyjeżdżał i powiedział jej, że nie ma wsiadać, ani lonzować ani nic. Kon ma zostać w stajni do jego powrotu. No, ale ona nie posłuchała... wsiadła na wałaszka... na dodatek bez kasku. Podczas jazdy koń się spłoszył i spadła. Miała wstrząs mozgu i złamaną rękę. Rodzice zarządali odszkodowania pomimo tego, ze w pierwszym dniu opieki nad koniem podpisali umowę o świadomości, ze jazda konna jest niebezpieczna i, ze biorą pełną odpowiedzialność za corkę...
Myslicie, ze w takim wypadku mogą się starać o jakiekolwiek pieniądze?
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
29 grudnia 2009 18:51
Rewir, nie zgodzę się. Jak raz jeden jedyny spadałam w terenie nie mając kasku na głowie (pomijam logikę mojej ówczesnej decyzji o braku kasku), to miałam tylko jedną myśl w ciągu tych ułamków sekund: "Głowa, tylko nie na głowę". I ręce automatycznie w górę, żeby osłonić czaszkę. Jak leciałam w innych przypadkach z kaskiem na łepetynie, to zwykle na panterkę, albo na plecy. Jest coś takiego, jak instynkt samozachowawczy.
No pewnie, że jest instynkt samozachowawczy, ale on raczej się nie włącza odnośnie wyposażenia i ochrony tylko raczej od tak, naturalnie. Gratuluję trzeźwości przy upadku.
W pewnym stopniu jest jakiś instynkt. Nie wiem jak jest w przypadku kasku, czy jego braku. Nie wiem, czy wyposażenie ma jakiś wpływ na nasze zachowanie. Nigdy takiego czegoś nie doswiadzcyłam, zeby się zastanowić jak się zachowuje z kaskiem, a jak bez. Chociaż.... jak kiedyś spadłam bez kasku to leciałam tak samo jak zwykle 😀
Ale często się zdarza, ze podczas wypadku chronimy głowę. W zeszłą zimę mialam wypadek samochodowy. Wpadliśmy w poślizg i wlecieliśmy do rowu. Trwało to zaledwie chwilkę, a jednak jak odzyskałam świadomość co sie stało to miałam ręce splecione na głowie.
Chyba podświadomie każdy chroni przy upadku/wypadku w pierwszej kolejności głowę(na resztę już zazwyczaj nie ma czasu).
Jeśli masz ten kask to jednak w podświadomości głowa jest już chroniona - ma kask, więc odruch "leci" na plecy/ręce cokolwiek innego co ochrony wymaga.
Tak myślę.
Zgadzam się z Whisky. Pamiętam jeden z moich upadków - w kasku oczywiście - kiedy spadając poczułam, że stopa zbyt długo tkwi w strzemieniu. Zdążyłam w locie pomysleć "żeby tylko noga mi nie została" i jakoś tę stopę uwolniłam. Spadłam uderzając kolejno biodrem, barkiem i głową, więc kask się przydał.
rewir a nie masz tak, ze w ciagu tego ulamka sekundy, rozpatrujesz 3 rozne wersje i scenariusze i jakos tam sie zawijasz, zeby gleba byla w miare bezpieczna? ja np pamietam doskonale jak przy jednej glebie zdazylam pomyslec tyle, jakby upadek trwal conajmniej 5 min  😉 jak dla mnie argument firmy ubezpieczeniowej jest sensowny.
każdemu wydaje się,że wypadki wszelakie zdarzają sie innym .... ja już pisałam zawsze w kasku choć mam swoje konie nikt mnie nie ściga, odpowiadam za siebie a konie znam jak własną kieszeń  Zdarzało się, że do lazowania zakładałam toczek bo ogiera trzeba  było przeprowadzić przez jezdnie na najbliższą łąke do tego miał podkowy z hacelami na stałe i szedł na dwóch nogach. Był to hucuł zupełnie nie wychowany wszyscy stałi i patrzyli i wesoło było.
Nie chce  być bezgłowym jeżdzcem  😀
[quote author=kotbury link=topic=12436.msg419573#msg419573 date=1262094867]
wszystko pięknie, gładko, jeszcze tylko potwierdzenie wersji zdarzenia - oj! panna nie miała kasku! - odmowa wypłaty odszkodowania.
Jak to! jak to! Awanturuje się panna, jej rodizce, znajomi! jakim prawem co ma głowa do nogi... otóż z punktu widzenia ubezpieczalni miała. Interpretacja: gdyby panna miała na głowie kask przy upadku nie chroniłaby nienaturalnie głowy i przyjęła naturalna pozycje ochronna i być może nie połamała by gir.
Co za bzdura 🤔 Jaaasne, bo przecież spadając z konia człowiek ma dwa schematy zachowań, w zależności od posiadania kasku: naturalny i nienaturalny. Instynkt to instynkt, nie ma czegoś takiego - "Aa, mam kask, spoko, nie muszę się martwić o głowię, spadnę sobie na plecy", albo "Kurczę, lecę, a nie mam kasku, ręce na głowę!". 😂
[/quote]

Rewir nie zgodzę się z tobą kompletnie (ale nie użyję słowa 'bzdura" bo ma moim zdaniem pejoratywny wydźwięk 😉)
Ja złamałam rękę bo chroniłam kręgosłup... I pomimo tego, że upadek trwa sekundę to zdziwiłabyś się jakie ciągi myślowe potrafi mieć wtedy człowiek.

Osoby, które miały upadki z poważnymi konsekwencjami zapewne przyznają, że lecąc z konia często od razu wiemy, że nic się nie stanie i, ze po prostu mamy zwykłą glebę. Ale też przy upadkach poważnych zapewne w świadomości wielu z was zanim jeszcze "dosięgnełyscie ziemi" pojawiła się świadomość, że tym razem nie będzie kolorowo.

A co do wypłaty odszkodowania w takim wypadku - idź pogadaj z prawnikami i rzeczoznawcami - przekonaj ich, że:
a) nie mają racji
b) mając furtkę aby uniknąć wypłaty odszkodowania powinni to odszkodowanie wypłacić.

I jeszcze mały offtop na temat instynktu: nie wszystko co zwykliśmy nazywać zachowaniem intstynktownym nim jest. np. zabieranie ręki od gorącego, żeby się nie oparzyć to u człowieka zachowanie wyuczone, nie instynktowne. Wystarczy raz się sparzyć, żeby wiedzieć. I ba! Potem wcale nie trzeba się sparzyć ponownie o rzecz dużo bardziej gorącą żeby wiedzieć, że bardziej gorące parzy bardziej i trzeba bardziej uważać. Na tym polega piękno ludzkiego (i nie tylko ) umysłu, że potrafi się uczyć i analizować nawet gdy my śpimy.
I jeszcze jeden mały post w temacie argumenty pro jazda w kasku.
W mojej stajni niestety w kasku jeżdzę tylko ja i może jeszcze ze 2 osoby...
Nie odżegnuje się od moich znajomych jeżdzących bez kasku ale i nie było nigdy u nas otwartej debaty w tym temacie.
Jednak pomimo tego, że szanuję i lubię ich bardzo uważam, że w tym temacie są skrajnymi deb... no skrajnie nieodpowiedzialni. chociaży z tego względu, że przynajmniej raz w tygodniu dzielą teren i halę ze szkółką.
I gdy słyszę, że ktoś nie wierzy w to, że mając "własnego konia" ubranego w kolorowe czapraczki i ogowia "blink, blink", jeżdząc w pięknych bryczeskach i firmowej koszulinie -nie jest dla tych młodych "trend seterem" na całej płaszczyźnie związanej z końmi to mam go albo jednak za debila albo za paskudną fałszywie skromna osobę.

Nie przemawiają za mną także arguemnty pt. moja przyszła ewentualna niepełnosprawność jest moją sprawą. Wiemy jak działa system służby zdrowia w Polsce prawda? No to dalej, ci uszkodzeni "na własną odpowiedzialność" oddawać kasę z moich składek! Proszę leczyć się  tylko za tyle ile sami do ZUS wpłaciliście! jak ryzykujemy "na własną odpowiedzialnosć" to weźmy także pełną odpowiedzialność za ewntualne skutki! Proszę ja wolę aby moje niewykorzystane składki szły na leczenie dzieci z białaczką i innych nie poszkodowanych na własne życzenie!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się