Sprawy sercowe...

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 czerwca 2014 08:42
kassaja, ale nie możesz zaprzeczyć, ze jesteście dla siebie od święta, nie na co dzień. Mi sie to w głowie nie mieści i ma chyba prawo sie nie miescic.

salto piccolo, z jakiegoś powodu dążysz do tego samego rodzaju relacji w jakiej byli Twoi rodzice. Pewnie jakbyś pokopala głębiej, mogłabys znaleźć ciekawe rzeczy 🙂
każda rodzina jest inna.
W jednej mama w kostiumie wybywa rano do pracy, jest spełniona zawodowo. Nie gotuje, nie sprząta, nie opiekuje się dziećmi, bo ma nianie, sprzątaczki, ogrodników. Stać ją, bo wybrała karierę.
W innej rodzinie mama siedzi 24/7 z dziećmi a ojciec pracuje po 12 godzin, żeby starczyło do pierwszego.

nie nam oceniać, który układ jest lepszy. znam rodziny, gdzie dzieci miały sprzątaczki, nianie i nie są szczęśliwi jako dorośli ludzie. Bo to ich "zniszczyło". Chcieli zasłużyć na uwagę rodziców i robili straszne rzeczy, żeby rodzice w końcu się nimi zainteresowali. Liczą się dla nich tylko pieniądze, a że je mają, to patrzą z pogardą na "biedotę". Ale znam też takich, którzy urodzili się w zamożnych rodzinach i jednak starczało im empatii i nie zrobili im rodzice krzywdy.

kassaja, mam mieszane odczucia względem Twojego "układu", ale to nie powinno Cię obchodzić, bo to niczyja sprawa, a wasze życie. Ale faktem jest, że łatwiej być zaangażowanym rodzicem okazjonalnie niż całą dobę. Ja siedząc z dzieckiem cały czas mam często mniej cierpliwości, mniej zaangażowania niż mój M. który siedzi z dzieckiem rzadziej. Nie ma tego "zmęczenia materiału", łatwiej być super kreatywnym i zaangażowanym rodzicem przez godzinę niż przez 12 godzin. Tak samo ze związkiem. Gdy widuje się ukochanego rzadziej - lepiej wykorzystuje się ten czas, bo to jak randkowanie.
Trochę inaczej jest przy rozwodzie. Bo to jasna sytuacja. A Wasza jasna... nie jest. Bo niby tata jest, ale... taty nie ma. I dzieciakom może to mieszać w głowach. Tak mi się wydaje. Przy rozwodzie dla dziecka to klarowne "rodzice nie chcą być razem, ale kochają Was". A przy takim układzie? Rodzice są razem, ale... nie mieszkają razem? Rodzice Was kochają, tata Was kocha, ale woli się spełniać zawodowo, niż z Wami przebywać? Trudne, bardzo trudne.

Nie mam zamiaru Cię przekonywać co jest złe a co jest dobre. Bo to Twoje życie i Twoja sprawa. Szanuję to, że masz układ, który Ci odpowiada. Nie wiem czy bym taki chciała. Z jednej strony - czułabym się samotna. Bo nawet jak facet pracuje dużo to i tak może być pomocny w domu. Z drugiej strony - jeśli oboje pracujecie tak intensywnie to finansowo można to ogarnąć- tzn zamiast faceta, który np powiesi półkę można zapłacić fachowcom, wiec ta męska pomoc robi się "niekonieczna". Fajnie byłoby się zachowywać tak, jakby dzieci nie było. Bo są opiekunki, nianie, sprzątaczki. Z drugiej strony... nie po to mam dziecko, żeby się zachowywać jakby go nie było. każdy ma swoje marzenia, plany i cele. Może stąd brak zrozumienia? Bo dla większości facet oddalony o wiele kilometrów to nie jest układ na stałe i nie jest układ szczęśliwy i są w tej opcji mocno tymczasowo. Dlatego cięzko im ogarnąć, że ktoś swiadomie wybrał takie życie permanentnie.

busch,  a może ta "głupia" decyzja jest warta ponownego rozważenia? skoro miałoby to Ci przynieść ewentualnie szczęście-może nie jest aż tak absurdalne?
Moj ojciec w dzieciństwie dużo wyjeżdżał i choc był dobrym ojcem to odbiło się to na naszej relacji później, jak miałam nascie lat. Bo zaczelam mieć pretensje ze go nie było w trudnych momentach z dzieciństwa. A niestety przez to ze tyle go nie było to nawet nie miał i nich pojęcia.  Ale wiadomo każda rodzina jest inna. Mi na dzień dzisiejszy przeszła zlosc na niego, ale długo mi to zajęlo.

Sama byłam raz w związku na odległość i... Nigdy więcej. Ale znam pary tak funkcjonujące. Po prostu to kwestia priorytetów, jeden ma takie, drugi inne. Ja tego nie wartosciuje choć uważam ze zbytnie ambicje potrafią być zgubne, mi np zabijały radość życia 😉 ale każdy jest inny.
Mnie się bardziej podoba model rodziny Kassaji niż te mnie otaczające, gdzie np. mąż wyjeżdża z domu o 7 rano do pracy, wraca o 21, a w weekend jest przerażony, że go żona na 2 godziny z dzieckiem zostawia bo on nie ma pojęcia jak się tym dzieckiem zająć.
Sama żyję w związku na odległość od mniej więcej 10 lat. Męża czasem nie ma przez tydzień, czasem przez trzy tygodnie w miesiącu. Rodzi to pewne problemy i niedogodności ale da się spokojnie to ogarnąć, zwłaszcza gdy sytuacja finansowa to ułatwia. Dzieci jeszcze nie mamy i do tej pory byłam lekko wystraszona perspektywą bycia matką w takim układzie. Ale prześledziłam kilka modeli związków i doszłam do wniosku, że ten nasz wcale taki najgorszy nie jest 😉

branka, mój ojciec mieszkał z nami, wracał do domu  codziennie o 15 a relacji to my w tym momencie nie mamy żadnych. Myślę że to nie charakter związku rodziców ma bezpośredni wpływ na "żale" dzieci ale to, jakie rodzice mają do tych dzieci podejście. Obawiam się, że mało jest dorosłych dzieci, które żalu do rodziców o coś nie mają.
To prawda ze do rodziców dzieci maja dużo żali ale ciekawa jestem czy jakby ojciec był w domu tyle co mama to inaczej bym do niego podchodziła. Z drugiej strony... Dzięki temu mogłam mieć konia, mielismy pieniądze na fajne wakacje, święta itp. No i jednak ojciec jak miał wolne to poświęcał mi i bratu mnóstwo uwagi.  Ale tez.. Jak byliśmy trochę starsi to wycofał się i fizycznie i emocjonalnie a wiecznie tylko praca, praca... Wieczne ambicje go wykonczyly i zabiły związek moich rodziców. Dopiero przez ostatnie dwa lata się troche zmienił.

Jeszcze taka refleksja- można być dobrym rodzicem, starać się, mieć z nim dobry kontakt, ale w momencie jak cie nie ma w momencie gdy dziecko tego najbardziej potrzebuje to na zawsze się to odbije na relacji...poza tym tez spojrzmy na to tak - dziecko ma problemy, cos mu się dzieje a rodzica nie ma, wyjechał. Do kogo się zwroci ? Do otoczenia czyli przyjaciół, dzieci ze szkoły itd. Czemu tyle dzieci z 'dobrych rodzin' wpada w nałogi itd? Środowisko ma niestety ogromny wpływ na dziecko a w momencie jak jeszcze rodzice ciągle pracują to ten wpływ się potęguje. A potem zdziwienie 'nie na takiego go wychowywalam'...
Dzieci nie mam, męża nie mam, nawet faceta nie mam, ale chyba mogę się wypowiedzieć? 😉

Czy w dzisiejszych czasach nie spotyka się już takiego najbardziej typowego modelu rodziny gdzie rodzice pracują ok. 8 godzin dziennie? Gdzie rzeczywiście to jednak kobieta więcej czasu poświęca dzieciom i obowiązkom domowym, ale nie oznacza to, że mężczyzna zupełnie jest od tego oderwany. A gdzie mimo wszystko mają mieszkanie. Mają samochód, albo nawet dwa. Może nie najnowszy model Audi, może 10-letnią Skodę, ale ten samochód ich zawiezie do pracy czy do szkoły czy na wakacje. Na wakacje też jeżdżą, chociaż może nie na Kanary, tylko nad polskie morze albo do niedalekiego ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem. Mają komputer, mają komórki, mają szafę z ubraniami nie tylko z ciuchlandu. Dzieci mają zabawki - może nie wszystkie najnowsze modele klocków Lego czy co tam jest teraz na topie, ale ich zbiory nie odbiegają znacznie od zbiorów rówieśników...
Tego już nie ma?
Naprawdę wybór jest tylko pomiędzy "klepaniem biedy" a pracą po naście godzin lub pracą za granicą?
Averis   Czarny charakter
06 czerwca 2014 10:17
Nie znam takiej rodziny.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
06 czerwca 2014 10:20
Ascaia, znam kilka takich rodzin. Rodzice pracują po 8 godzin, dzieci albo w przedszkolu, albo z dziadkami. Domem zajmują się raczej kobiety 🙂
Ja żyję w takiej właśnie rodzinie 😉
Ja znałam... jak byłam dzieckiem. Tuż przed momentem gdy poupadały państwowe zakłady pracy. Teraz nie.

Zaczęłabym od postawienia sobie pytania gdzie tacy ludzie mieszkają. Mieszkają z rodzicami?  Mają dom/mieszkanie samodzielne? Sami na nie zapracowali? Dostali od rodziców? Rodzice się dołożyli? Jaką mają pracę? No i czy mieszkają w dużym mieście, czy może na wsi lub w miasteczku?

Bo jeśli mają mieszkanie, na które sami zapracowali, do tego w dużym mieście i pracują w sposób całkowicie ustabilizowany od do to ja tu nie widzę funduszy na jedzenie, a co dopiero na wakacje 🙁

Jakiś zawód daje aktualnie stałe godziny pracy, bez wyjazdów, nadgodzin i z pensją rzędu 4-5 tys. zł żeby we dwoje dało się utrzymać rodzinę, opłacać kredyt i jeszcze na wakacje nad polskie morze jeździć?
In., nie przesadzaj, kassaję zgnoiła chyba tylko carmina (a to nowość... takie już ma podejście do życia i hobby zarazem).


"zgnoiła"..?!? dziecko drogie, ty już maturę pisałaś czy jeszcze nie..? bo chyba nie rozumiesz słowa pisanego, albo wtórny analfabetyzm już cię dopadł..

kassaja - u mnie po porodzie wszystko się unormowało, więc nie kumam co to za przytyk.. równie dobrze można napisac, że ty z braku chłopa na codzień fiksujesz... bez komentarza...
napisałam, ze dla mnie to jest smutne i nie ma czego zazdrościć - to nie moje zycie, nie moje dzieci, nie mój mąż więc mi to lata kalafiorem... a poglądy mam takie a nie inne, wolny kraj i mogę sobie myśleć co mi sie podoba... w wielu małżeństwach zdarzają się wyjazdy i delegacje zawodowe, ot globalizacja i jakos trzeba z tym funkcjonować, ale życie na dwa domy, zwłaszcza jak są dzieci u mnie nie do przyjęcia i tyle... widać dla wielu dziewczyn też i wsio...
Nie wiem jak jest z moim bratem, ale dla mnie jak byłam mała to tata był taką odskocznią. Jak przyjeżdżał to miał ze sobą torbę słodyczy, zawsze wtedy chodziliśmy gdzieś, robiliśmy fajne rzeczy, wyjeżdżaliśmy. Takie mini wakacje. Mi z tym było dobrze. Wydaje mi się (na przykłądzie mojej mamy), że to kobieta ma w tym układzie najgorzej i jednocześnie najlepiej. Bo dla dzieci jest 'tą złą' - każe się uczyć, sprzątać pokój, zagania do spania. Ale jest właśnie druga strona. Że to do niej się zwrócą jak się coś stanie, jest rodzicem 'pierwszego kontaktu', wie wszystko najlepiej. Przynajmniej u mnie tak było i jest do tej pory. Wyjechałam i nawet z tatą nie rozmawiam przez telefon. Ewentualnie słyszę go w tle, jak gadam z mamą. Tak po analizie tego wszystkiego stwierdzam, że każda osoba w takim układzie jest po trochu poszkodowana. Ale w typowym modelu rodziny też by tak było. Nie ma przecież ideałów.

Może w sumie faktycznie się na mnie to odbiło skoro sama bym tak nie chciała. 😉
Dzieci nie mam, męża nie mam, nawet faceta nie mam, ale chyba mogę się wypowiedzieć? 😉

Czy w dzisiejszych czasach nie spotyka się już takiego najbardziej typowego modelu rodziny gdzie rodzice pracują ok. 8 godzin dziennie? Gdzie rzeczywiście to jednak kobieta więcej czasu poświęca dzieciom i obowiązkom domowym, ale nie oznacza to, że mężczyzna zupełnie jest od tego oderwany. A gdzie mimo wszystko mają mieszkanie. Mają samochód, albo nawet dwa. Może nie najnowszy model Audi, może 10-letnią Skodę, ale ten samochód ich zawiezie do pracy czy do szkoły czy na wakacje. Na wakacje też jeżdżą, chociaż może nie na Kanary, tylko nad polskie morze albo do niedalekiego ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem. Mają komputer, mają komórki, mają szafę z ubraniami nie tylko z ciuchlandu. Dzieci mają zabawki - może nie wszystkie najnowsze modele klocków Lego czy co tam jest teraz na topie, ale ich zbiory nie odbiegają znacznie od zbiorów rówieśników...
Tego już nie ma?
Naprawdę wybór jest tylko pomiędzy "klepaniem biedy" a pracą po naście godzin lub pracą za granicą?


Ja znam taką rodzinę - moją 🙂
Ja pracuję 7 godzin, mąż 7-8 + czasami wieczorem siądzie przy kompie jak dzieci pójdą spać. Prowadzi własną działalność, ja pracuję u kogoś w małej firmie. Mamy dwa samochody, dziećmi zajmujemy się po równo, mamy swoje hobby, ale dzieci dzielą z nami dużo zainteresowań i ciągamy je ze sobą gdzie możemy. Jesteśmy średniosytuowani, w sumie niczego nam nie brakuje. Jedynie dom się nie chce sam sprzątać i zarasta kurzem, konia mam, utrzymuję go a na nim nie jeżdżę i odwiedzam sporadycznie :/ Może na mnie poczeka..

Nasz dzień pracy kończy się o 16 i szlus, musi być czas na inne, ważniejsze rzeczy.

flygirl, z jednej strony masz rację ale z drugiej... Znajomy o którym wspomniałam (pracuje po +/- 10 godzin dziennie, a resztę czasu zajmują mu dojazdy) też jest tym drugim rodzicem, taką osobą która uatrakcyjnia dziecięcy świat, daje się naciągnąć na lalkę, samochodzik itp. Dla dzieci zrobi bardzo wiele ale kontakt ma z nimi mocno ograniczony. Z jednej strony rozpieszcza dzieci a z drugiej, gdy czegoś wymaga, to mam wrażenie że dzieci są niemal zdziwione.

Ja miałam dwoje rodziców w domu i jakoś z żadnym z nich nie nawiązałam jakiegoś bliższego kontaktu...

gwash, pytanie będzie mocno osobiste więc jeśli nie chcesz, to na nie nie odpowiadaj ale czy dom kupiliście/wybudowaliście sami i czy wtedy też tak wyglądało Wasze życie?
Ascaia, znam trochę, ale bardzo mało. I to rodziny "starsze", gdy możliwości sensownego etatu było więcej.. Jeszcze jest różnica, czy dzieci jest maks dwoje, czy więcej. Jak więcej - to zawsze jest "wiązanie czegoś dżdżownicą".
I jest różnica, czy ktoś z dziadków, cioć itd. jest do względnej dyspozycji. Przedszkole trochę rozwiązuje sprawę, ale na czas przedszkola.
Taki przykład: szkoła, nadchodzą wakacje. Kto, pracując 16 godzin (po 8) jest w stanie wysłać na całe wakacje powiedzmy 3 dzieci?  4 x 2 tygodnie x 3 daje 24. Raczej po 2 tys. niż po 1,5.
Niech połowa to będą półkolonie - na taką akcję potrzeba kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Problem leży w totalnym rozjeździe przeciętnej stawki za godzinę a realnymi kosztami utrzymania dzieci. Nawet przy 20 PLN (co razy 200 miesięcznie daje niby całkiem dużo x 2 osoby) - to w sumie jest mało dla samodzielnej (!) rodziny, nawet 2+2, gdy trzeba zapewnić mieszkanie, opłaty, wspomniane zabawki, choćby jedne zajęcia dodatkowe, komputer, używany samochód. Wyprawka (jedna) do szkoły to ok. 600 PLN. Spodnie, buty - przeciętnie raczej 100. Na... majtki trzeba pracować godzinę 🙁 Gdy nie trzeba zdobywać mieszkania od zera jest łatwiej - do przejścia.

Problem z wyborem stylu życia rodziny polega na tym, że jakby... złych wyborów do podjęcia jest znacznie więcej niż dobrych 🤣 A o tym, które są jakie - dowiadujemy się po latach 🙁
Wszystko ma swój koszt.
Chyba trochę ot się robi
Ja mam dziadków do dyspozycji z obu stron, tak to bardzo pomaga. Zwłaszcza moich rodziców mogę o wiele prosić, także moją siostrę. Moja mam by nie wytrzymała jakby nas z 2-3 razy w tygodniu nie nakarmiła 😀 to taki model wielopokoleniowy choć mamy osobne domy - dobre rozwiązanie 😉

Abre ale że jak życie wyglądało? Dom wybudowaliśmy sami na działce którą dostałam od rodziców (kiedyś szkółka drzewek mojego taty, krzaki na końcu świata, a dziś przedmieście Rzeszowa). trochę to trwało bo nie braliśmy kredytu, ładne kilka lat trwało i nadal np nie mam nowego samochodu za to w końcu mam ogrodzenie i może będę miała elewację skończoną.
Jeśli chodzi Ci o relację między nami, to o wiele bardziej nerwowo i wzajemnieżalowo było po narodzeniu drugiego dziecka, teraz jest już lepiej bo odrosło 😉
.

Ascaia, to model mojej rodziny 🙂 Teraz od około 4 lat trochę się poprzestawiało, bo to ja wychodzę o 8 rano i wracam o 24 no i praktycznie nie ma mnie w weekendy 🙂 ale moi rodzice 8 godzin w pracy, weekendy wolne. Na co ich stać to może już niekoniecznie tak publicznie będę opowiadać 😉 wiem tylko, że jako dziecko miałam klocki lego i jakieś tam nowe lalki 😉 (a przy tym nie jedliśmy gruzu :P)
Moja mama jest moja najlepszą przyjaciółką, czy to wynika z tego, że była przez całe moje dzieciństwo obok? Pewnie trochę tak, zawsze widziała jak coś się dzieje i jakoś wyciągała ze mnie różne informacje a jej rady zawsze były bardzo trafione 😉 Mój tata zajmował się mną większość mojego dzieciństwa i zawdzięczam mu bardzo wiele, uczył mnie życia na każdym kroku. Nadal uczy.
Prać, prasować i gotować nauczyłam się mieszkając z rodzicami, o własne wyniki w nauce dbam od gimnazjum, bo wiedziałam do czego dążę 😉
Z moich obserwacji wynika, że taki model "8 h w pracy i do domu" jest łatwiejszy do osiągnięcia w rodzinach, które są wspomagane przez najbliższych. Nie tylko finansowo ale też np. w kwestii opieki nad dziećmi. Dlatego pytałam Cię gwash, o to, czy Wasi rodzice Wam pomogli. Wydaje mi się, że inaczej wygląda start gdy ma się gdzie mieszkać, można podjąć pracę na spokojnie, przeprowadzić się gdy będzie to możliwe finansowo, a inaczej gdy się startuje od zera i od razu rusza do wyścigu. Bo jeśli ma się pomoc na początku to się człowiek nie wdroży w te trybiki "byle dalej, szybciej, lepiej" (mam tu na myśli osoby o przeciętnych ambicjach zawodowych), proporcje między pracą a życiem prywatnym są bardziej wyważone.
U nas nikt nie pomagał, bo najbliższa rodzina była oddalona o 200 km... A nie, na wakacje mogłam na miesiąc jechać na wieś, co było super 😉 Wiem, że moi rodzice startowali od zera, ale to były inne czasy... Ja już pewnie będę miała zupełnie inne życie ze swoją rodziną i przy swoim zawodzie...
Cricetidae, jak ja byłam dzieckiem to i na wakacje nad morzem można było pojechać, i lalka była... Ale dziś za odpowiednik dwóch! tamtych pensji z ledwością można by przeżyć 😉
Vanilka - jedno dziecko tak jak Ty w takiej sytuacji stanie się zaradne, inne się zalamie, wpadnie w źle towarzystwo itd. Do tego relacje z rodzicami odbijają się na tym jacy jesteśmy i jakie relacje potem sami tworzymy.z pozoru możemy nie widzieć tego,  ze model rodziny dal nam nie tylko te pozytywne rzeczy.
Ale prawdę mowicie ze ciężko w Polsce wychowywać dzieci a przy tym mieć pieniądze i życie na choćby średnim poziomie. Co mnie przeraża bo zblizam się do wieku w którym bym jednak dzieci chciała mieć... Ale nie bardzo to sobie wyobrazam przy mojej pracy - czyli koni w każdym dniu tygodnia... Dlatego zaczelam prace w firmie sprzedającej kosmetyki ale to tez nie rozwiązanie na zawsze..

A tak w ogóle - poznalam kogoś 🙂 ale nie chce na razie zapeszac wiec się dalej chwalić nie będę. Ale nie jest to ten chlipak z Warszawy z którym przez tel gadalam.
Abre tak wszystko się zgadza, mieliśmy pomoc niefinansową ale też finansową, bo dostaliśmy przecież ziemię, której wartość w przeciągu tych 25 lat wzrosła o - no nie wiem dwa zera? 😉
Ale zawodowo zaczynaliśmy od początku i nie mieszkaliśmy u rodziny, od razu po studiach wynajęliśmy mieszkanie. Heh to były czasy zarabiać najniższą krajową czyli bodajże 850 zł (ja) i jakieś 1500 zł (niemąż wtedy) i wynajmować mieszkanie za 1000 😀 Dało się 😉
Tylko my zawsze oboje taką filozofię mieliśmy że powoli i za swoje - pewnie z domu wyniesioną.
carmina, też lubię wycieczki osobiste, ale oskarżenie o analfabetyzm ze strony osoby, która nie stosuje się nawet do zasad stosowania interpunkcji jest lekką przesadą. Maturę pisałam, całkiem miło wspominam, a i tak nie wiem, skąd u ciebie wiecznie tyle złości.


jakiej złości? kochana,  ja chodzę w aurze wiecznej szczęśliwości  🤣

kassaja pisze, że mają z mężem ambicje i nie będą z nich rezygnować dla współmałżonka, dzieci, rodziny... i słyszę, że to super, cool i takie nowoczesne, trendy... dla mnie to chore  🙄 nie po to wychodzę za mąż, żebym mąż żył sobie a ja sobie... jak już się decyduję mieć dzieci, to na pewno nie w sytacji życia na dwa domy... oboje z małżem zajmujemy powiedzmy wysokie stanowiska dyrektorskie w korpo, mamy dużo wyjazdów, delagacji, szkoleń zagranicznych i innych podobnych pierdów... i zawsze stajemy na głowie,żeby być razem nawet w delegacji - albo ja biore urlop i jadę z nim, albo odwrotnie; z bobasem też już sie pakowaliśmy i podrózowaliśmy razem w trójkę, żeby być razem nawet w delegacjach... za parę miesięcy sie przeprowadzamy do innego miasta właśnie po to,żeby godzić ambicje zawodowe nas obojga i bycie razem, rodziną...

i gdzie tu złość? ot, inny światopogląd a nie głaskanie sie nawzajem po głowie...
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
06 czerwca 2014 13:23
Ja żyję z mężem razem ale osobno- od wielu lat. A w zasadzie od kiedy się poznaliśmy. Mamy skrajnie różne charaktery- on nerwus, towarzyski i niespokojny duch, ja spokojna, cicha i samotniczka. Różne zainteresowania- ja psy i konie, on motory, klub. On część wieczorów w tygodniu spędza z kolegami, ja najchętniej w domu. W weekendy każde z nas jedzie w swoją stronę, no teraz to raczej- w sobotę ja siedzę z dzieckiem, on na zlocie, w niedzielę ja na wystawę, on z dzieckiem  😁 Oboje pracujemy, jeszcze do niedawna zajmowaliśmy się dzieckiem na zmianę, teraz ze względu na drugą działalność to na mnie spoczywa większy "ciężar" opieki, ale mąż jeśli tylko jest, to zajmuje się synem. Jesteśmy dobrym małżeństwem (pomimo tego, że się rozwodzimy średnio raz w roku  😎 ), nie sądzę, aby na świecie istniał człowiek bardziej pasujący do mnie. I chociaż czasem zazdroszczę parom, które bez siebie dnia spędzić nie mogą, to tak naprawdę wiem, że w takim związku ja bym się udusiła.
Natomiast- nie wyobrażam sobie stawiania kariery ponad dziecko (nie piję do nikogo konkretnego). Dopóki dziecka nie miałam, to myślałam inaczej, ale właśnie mój syn zmienił mój pogląd na świat i życie- to on jest dla mnie najważniejszy i to z nim chcę spędzić najbliższych parę lat, a nie na robieniu kariery.
In.   tęczowy kucyk <3
06 czerwca 2014 15:19
Ascaia, oczywiscie, ze sa. Chociazby my. I mamy troche lepiej niz ten przyklad, ktory opisalas. Nawet troche bardzo. Ale co z tego? Inny model rodziny wcale nie jest gorszy, o ile nie dochodzi w niej do przemocy fizycznej czy psychicznej.
Znam rodziny, gdzie rodzice pracuja po 8 godzin. Moze wyjde na zarozumiala materialistke, ale dla mnie i mojego partnera ważny jest komfort finansowy. Do wszystkiego co mamy doszlismy sami,  nie mamy zle i pewnie, ze mozemy mieszkac sobie razem i zyc wygodnie, bo nam starczy.
Ale oboje mamy zawodowe ambicje i najlepszy czas zawodowy, chcemy wykorzystać te szanse oboje i to nie powinno nikogo dziwic.
Ktis moze powiedziec, ze nie trzeba było robić sobie dzieci. Ale sory ,dzieci chcialam, wiedzialam kiedy. Teraz mam sily i zeby pracowac i sie nimi opiekowac, moj partner tez. Nie widze powodu aby czekac z taka decyzja, bo kiedy chlopaki podrosna bede miala jeszcze na tyle energii, zeby moc pokazac im swiat i na tyle stabilna sytuacje finansowa, ze bede miala za co.
Przykro mi, ze ludzi ktorzy chca cos osiagnac sie dyskryminuje. Sorry, ale wole wakacje na Bali niz, wczasy pod grusza i udawanie, ze jest super, bo mamy siebie, na rachunki jakos styknie, buty maly bedzie mial po bracie.
pewnie zaraz posypia sie na mnie gromy, ale tak po prostu mysle.

Moje dzieci nie sa nieszczesliwe, maja mnostwo milosci, my rowniez
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
06 czerwca 2014 18:29
kassaja, ale czemu się tłumaczysz? 🙂

Ja sobie nie wyobrażam związku na odległość, zwłaszcza jeśli to nie jest chwilowe.
kassaja ja ciągle odnoszę wrażenie, że Ty chcesz nam tutaj coś na siłę udowodnić. Każdy człowiek jest inny, ma inny charakter, priorytety, inne potrzeby, inaczej odczuwa i co innego go uszczęśliwia. I należy to zaakceptować. Ty wolisz taki styl życia i wakacje na Bali, a ktoś inny może bardziej sobie cenić życie razem i spędzanie wakacji nad jeziorem czy naszym polskim morzem. I co w tym złego? Czy jeśli dziecko nie będzie miało najdroższych zabawek, nowych ciuchów i butów, najlepiej z górnej półki, wakacji za granicą, to będzie nieszczęśliwe? Bo mi się wydawało,  że to miłość jest najważniejsza, a nie to co materialnie się posiada.
To znaczy, że jeśli małżeństwa nie stać na wakacje w ciepłych krajach i starcza im po prostu od pierwszego do pierwszego, to tylko udają, że jest super? Nawet jeśli są szczęśliwi, bo ważniejsze jest dla nich wspólne życie i czas spędzony razem niż dobra materialne i życie na poziomie? Bo po twoim ostatnim poście odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że teraz to Ty uważasz takich ludzi za gorszych. Tak to bynajmniej nie fajnie zabrzmiało.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 czerwca 2014 20:26
A ja znam nawet naprawdę bogatych ludzi, których dzieci noszą po sobie buty, bo szkoda zmarnować. Ale oni pewnie udają, że jest super...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się