Sprawy sercowe...

Jak rozstać się "z klasą"?
Poncioch, nie smsem 😁 I bez gadania po znajomych o tym jak było między wami źle.

Zmienię na chwilę temat na trochę przyjemniejszy - mamy dzisiaj 6tą rocznicę 💃 i będziemy świętować 🙂
ash   Sukces jest koloru blond....
14 lutego 2013 08:40
Dzionka, ale fajnie! W walentynki akurat! Najlepszego!!!!!
My dziś mniej romantycznie, bo u notariusza spędzimy walentynki 😀  🙇
Oczywiste, że nie smsem, oczywiste że obrabianie d.py komuś, z kim było się przez kilka lat świadczy o braku jakiejkolwiek kultury. Pytam na poważnie bo nie mam doświadczenia w tej kwestii 😉

Ale jak stanąć przed człowiekiem i powiedzieć mu prosto w twarz, że chce się zakończyć kilkuletni związek?
Czy uświadomić, co było przyczyną takiej a nie innej decyzji? Chyba jednak lepiej nie prać brudów na odchodnym.

Wiem, że w tym momencie wyszłyby na jak wszystkie nieprzegadane sprawy, jakieś żale sprzed x czasu, które niby jakoś załagodziliśmy, ale pamięć o nich pozostaje. Przynajmniej u mnie.

Z drugiej strony, lakonicznie stwierdzić "to koniec"? Powiedzieć tak osobie, która ze swoim idealistycznym podejściem do życia sądzi, że każdy problem przezwyciężymy razem, że to tylko przejściowy kryzys?

tak w ogóle to wszystkiego najlepszego wszystkim! :kwiatek: i przepraszam że wyskakuję z takim tematem akurat w Walentynki

ja tu chyba nigdy nie pisałam ale czytuję
Jejku dziewczyny skąd się biorą ci wszyscy psychole, z którymi w związki można się wpakować zupełnie niechcący  😲 Bo publicznie to anioł a w 4 ścianach demon
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
14 lutego 2013 10:42
Poncioch, A ja mysle wrecz odwrotnie. Ze ktos, z kim spedzilas kilka lat, kto chce brnac przez zycie wciaz razem, mimo wszystko, zasluguje na szczerosc. Na to, by dac mu najbardziej wyczerpujaca odpowiedz na pytanie 'dlaczego?' na jaka tylko Cie stac. Oczywiscie, to nie jest moment na wywlekanie trupow i przywolywanie zdarzen i sytuacji z przeszlosci.
Musisz dac mu poczucie, ze to decyzja dojrzala, przemyslana, nie podjeta pod wplywem gwatlownych emocji, a wiec.. ostateczna. On ma miec poczucie, ze jestes wobec niego uczciwa i szczera.
Tylko... nie rob tego w walentynki 😉


Ja kiedys pozwolilam sobie na bycie emocjonalnym workiem treningowym. Tez debilnie, tez trwalo. Potem bylam najlepiej 'wytresowana' dziewczyna jak tylko mozna, ksiazke poradnikowa moglabym napisac 'jak byc kochanka doskonala'. Mlodosc i 'glupiosc' nie zawsze  wystarcza za usprawiedliwienie...

Poncioch, a wg. mnie wszystko zależy od reakcji drugiej strony. Jeśli zacznie histeryzować to nie ma co, bo i tak niewiele dotrze z tego co powiesz. Jak zachowa spokój i zapyta dlaczego, wtedy można spokojnie porozmawiać. Ale warto pamiętać, żeby powiedzieć bardzo wyraźnie, że to koniec, żeby nie owijać w bawełne, bo potem to różnie wychodzi  🤔
Chyba, żeby odejść z klasą to trzeba na koniec docenić, co się dostało od tego drugiego człowieka przez cały czas trwania związku. Nie wypominać tych złych rzeczy, tych co przeszkadzały.

Docenić, podziękować za wspólnie spędzony czas. I wyjaśnić pokrótce, skąd taka decyzja.

Ja tak się rozwiodłam właśnie, a raczej rozwodzę (już tylko papier został). Nie mówiłam mu w trakcie przeprowadzki, że był taki i owaki, że emocjonalnie odchodziłam od zmysłów (ale w sensie negatywnym) widując go codziennie rano i spędzając z nim czas, chociaż spędzaliśmy go wspólnie tylko 10minut dziennie. Raczej powiedziałam, że bardzo go lubię, jest fantastycznym facetem, był kiedy się hajtaliśmy, jest dalej, ale nie jest nam pisane wspólne życie, kiedy denerwujemy się codziennie przez siebie.

Denerwujemy? Wyprowadzamy się nawzajem totalnie z równowagi psychicznej. Albo się tak rozmijamy w życiu, aż tak bardzo, że myślę o nim "współlokator" zamiast "mąż". I że nie mam siły naprawiać niczego, ba! ja nawet już nie chcę. Ale tego mu nie powiedziałam. Bo i po co?

Lubię go. Serio. Przez długi okres czasu był chyba moim przyjacielem. Pewnie, że było mi przykro. Ale nie zostało z tego związku już nic i nie potrafiłam go okłamywać, starać się, tolerować tego, co mi się nie podobało. Tak było lepiej dla wszystkich, dla mnie, dla niego, dla reszty świata chyba też 😉 Jeszcze czasem wspominam, że był dla mnie swego rodzaju emocjonalnym terrorystą, ale zakładam, że nie robił tego złośliwie, tak jak ja nic nie robiłam złośliwie jemu. A darliśmy koty nie raz.

I chyba wyszło nam z klasą 😉 Bo właśnie zamieniłam z nim kilka słów na skype, składamy sobie różne życzenia z różnych okazji (były święta w międzyczasie, on miał urodziny, ja imieniny) i ogólnie czasem rozmawiamy. Zawsze normalnie. Bez żalu. Ot, znajomi.

No i majątek (skromny, ale jednak) podzieliśmy bez żadnych ale. Ufff.

Ach i jeszcze coś. Ucięłam to z dnia na dzień. Jak już byłam gotowa to po prostu wynajęłam inne mieszkanie i zamiast brnąć i motać się w rozmowach, próbach pogodzenia, próbach dojścia do kompromisu... po prostu postawiłam sprawę jasno. I zaczęłam się pakować. I wiedziałam, że to jedyne racjonalne rozwiązanie, no bo inaczej go zabiję 😉
pony   inspired by pony
14 lutego 2013 14:20
dla mnie rozstać się z klasą to rozstać się bez zwlekania. Kiedy ja już wiem, że nic z tego nie będzie to nie daje ani przez sekundę myśleć drugiej stronie, że może być inaczej. Po prostu on ma prawo wiedzieć tak szybko jak ja. Tak zrobiłam, i mimo całego 'hejta' rzuconego na mnie, akurat za to mi podziękował. Bez owijania w bawełnę, po prostu, 'nie jestem szczęśliwa, nie kocham cię, to koniec'.
A z własnego doświaczenia już wiem, że nie ma nic gorszego niż zostawić kogoś i nie powiedzieć wprost, że NIC z tego nie będzie. I zostawić malutką nadzieję. Nie powiedziec, że się nie kocha, tylko kręcić. Ja 3 lata trzymałam się tej malutkiej, a przede wszystkim fałszywej nadziei.
Poncioch, nie tylko od Ciebie zależy jak będzie przebiegało rozstanie. Ty możesz chcieć załatwić wszystko spokojnie, bez kłótni, a druga strona może zareagować różnie i to moim zdaniem od reakcji drugiej strony wiele zależy 😉
trzynastka   In love with the ordinary
14 lutego 2013 15:17
A z własnego doświadczenia już wiem, że nie ma nic gorszego niż zostawić kogoś i nie powiedzieć wprost, że NIC z tego nie będzie. I zostawić malutką nadzieję.


Zgadam się. Nie ma nic gorszego niż czekanie na coś co się nie wydarzy, a słowa mają wielką moc, gdzieś tam podświadomie w nas zostają.
Ja teraz przy rozstaniu prędzej przekoloryzuję na negatywną stronę niż zostawię cień nadziei.
Nigdy "chyba", żadnych "raczej", a słowa "może" i "kiedyś" staram się zapomnieć, a połączone to bym ze wszystkich słowników kazała wykreślić.
Szafirowa, oczywiście że nie w Walentynki, chociażby dlatego, że aktualnie nie mieszkamy blisko siebie - zaczęliśmy studia, ja wyjechałam, on został w naszym rodzinnym mieście. To była jego własna decyzja i wiedział, że ja z każdą się pogodzę i w każdej będę go wspierała. Nie chciałam żeby się mną sugerował. To jego życie, jesteśmy jeszcze młodzi i szczerze mówiąc bałam się, że gdyby wyjechał ze mną (za mną 😉 ), gdyby mu się nie powiodło, usłyszałabym że to przeze mnie. I tu jest pies pogrzebany. On, idealista, żyje w przekonaniu że damy radę, wytrwamy w tej rozłące, że zmieni uczelnię, przyjedzie do mnie, że teraz już wie, co powinien był zrobić. Ja nie daję tak rady. Brakuje mi go na codzień, naszych rozmów, bliskości. Sms i rozmowy przez telefon to przecież nie to samo, nie potrafimy się na siebie otworzyć. A gdy już się spotkamy, niby jest wiele do powiedzenia, ale czuję jakbyśmy przestawali umieć rozmawiać i rozumieć się nawzajem. Brakuje nam czasu, którego obydwoje potrzebujemy żeby móc się otworzyć.

To nie tak, że go nie kocham, ale brak mi serca do tej relacji. Przerasta mnie i on niby o tym wie, ale chyba nie rozumie że aż tak bardzo. Bo przecież mam ludzi wokół siebie, mnóstwo zajęć, nie mam czasu na tęsknotę. Niby tak, ale nie ona jest sednem sprawy, tylko coraz gorszy kontakt.

Wydaje mi się, że w takiej sytuacji lepiej tego nie ciągnąć dalej. Wiem, że on podałby na to stwierdzenie tysiąc kontrargumentów. I tego się boję, że znowu mnie urobi i nic z tego nie wyjdzie.

Są jeszcze inne kwestie, jego zachowanie, gdy się denerwuje, dziewczyna z jego grupy o którą jestem zazdrosna, niby bezpodstawnie, ale gdy zobaczyłam, ile oni nagryzmolili do siebie wiadomości od listopada do teraz to szczęka mi opadła. Jakoś z nią potrafi rozmawiać, nawet via net. Tak, jestem bardzo zazdrosna.

Czy to tylko moje czarnowidztwo, czy ta relacja nie ma już szans? Chyba trzymam się tej nikłej nadziei, że będzie jeszcze między nami dobrze.

Nigdy "chyba", żadnych "raczej", a słowa "może" i "kiedyś" staram się zapomnieć, a połączone to bym ze wszystkich słowników kazała wykreślić.
Nine, rewelacyjnie to ujęłaś  😉
Przepraszam za długość tego postu, próbuję uporządkować myśli.  🤔wirek:
Poncioch z reguły związki na odległość nie mają szans przetrwać,chociażby przez to że jednej i drugiej stronie brakuje bliskości,czułości itd,oddalają się od siebie,bo nie spędzają tyle czasu razem,a potem uświadamiają sobie,że jednak to nie to,a jak jeszcze dochodzi do tego zdrada to już w ogóle.Ja bym tak nie potrafiła.

A co do mnie to nic nowego się nie wydarzyło,poza tym,że miałam jakąś głupią nadzieję,że mój fakt były(ale jeszcze mieszkamy razem) wpadnie na pomysł,żeby kupić róże czekoladki cokolwiek ale niestety zawiodłam się...czuje się jakaś taka opuszczona mimo,że chciałam tego rozstania,ale teraz nie mogę się z tym pogodzic,mam wrażenie,że nie poradzę sobie bez niego,nie wiem co myśleć o tym wszystkim,czy nie spróbować znów? czy dać sobie spokój?

edit:ja sobie tak tutaj popisze nawet sama do siebie to od razu robi mi się lepiej...
Jestem przerażona nieco aktualnie bo że względu na szybki i niekorzystny obrót spraw życiowych od dziś ląduje z nim pod jednym dachem i będziemy razem mieszkać.. Strasznie szybko to wszystko postępuje choć jest super to się martwię jak to będzie wyglądać...
escada będzie dobrze a nawet i lepiej zobaczysz  :kwiatek:

heh a my chyba już jak stare małżeństwo  😁 Walentynki mieliśmy prawie jak normalny dzień.. w sumie mieliśmy wczoraj nockę masakryczną bo mały chory i byliśmy padnięci. ale był kwiatek, było "kocham Cię" (chociaż akurat 14.02 do tego nie potrzebujemy), było martini i filmik wieczorem. a później po prostu przytulenie się i "niu niu"...  😁 i tyle bez żadnych ekscesów itp. a i tak bliskość jaką daje mi takie przytulenie się znaczy o wiele więcej od romantycznej kolacji przy świecach, wielkiej kartki walentynkowej czy seksu przez całą noc... chyba się starzeję  😜
Averis   Czarny charakter
15 lutego 2013 09:47
escada, wow, szalona! Dla mnie kosmos,  ale trzymam kciuki 🙂
escada, bedzie dobrze, tylko jesli mieszkalas dlugo sama - uruchom w sobie poklady cierpliwosci na poczatek 🙂
Tomia - dzięki 🙂

Averis - dla mnie też kosmos  😁

Faith - wyprowadziłam się z rodzinnego domu dwa tygodnie temu więc nie zbyt długo mieszkalam sama 😉 najgorsze jest to że mieszkanie jest mikroskopijne i nie bardzo jest nawet gdzie trzasnąc drzwiami w razie wu.


Nic to, pozyje i zobaczę w końcu kiedy będę robić takie szaleństwa jak nie teraz ;p
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
15 lutego 2013 10:20
escada, trzeba przeczekac i pozwolic dotrzec sie przyzwyczajeniom, nawykom i temu, co dla was osobno jest najnormalniejsze na swiecie, a razem juz nie bangla.
My zamieszkalismy razem po 2 misiacach. I nie, nie moge powiedziec, ze bylo ciezko- tylko pierdoly musialy sie poukladac w jakistam naturalny rytm. I tez na poczatku bylismy w jednym kuchnio-pokoju 'na kupie' (mimo, ze mamy 3), bo w 2 pozostalych nie bylo nawet podlog, wiec nigdzie poza lazienka nie mozna bylo czmychnac 😉

Ty jestes dosc zajeta (tzn nie siedzisz w domu na tylku), on pewnie tez, wiec nie bedziecie sie kisic na malej przestrzeni.
Podejdz do sprawy z dobra wola 🙂 Powodzenia!
Escada kochana, ja mam cale 27m2 do dyspozycji, mieszkamy razem prawie rok, jest dobrze🙂 a wczesniej rok mieszkalam sama i mialam sielskie zycie  😁 ale teraz tez jest dobrze, tyle ze inaczej🙂 trzymam za was kciuki, czasem faktycznie lepiej jest wyjsc i odetchnac niz powiedziec o 2 zdania za duzo w zlosci🙂
Averis   Czarny charakter
15 lutego 2013 10:49
escada, dla mnie kosmos tym bardziej, że właśnie wynajęłam kawalerkę i nie mogę się nacieszyć uzyskaną niezależnościa 😁 Ale ją jestem istotą bardzo terytorialną i mieszkać z kimś na tych 30 metrach nie umialabym zupełnie. Może kiedyś to się zmieni, ale nie tera 🙂z
Averis, pewnie nigdy ci się nie zmieni. Mi się nie zmieniło. Tzn. jestem w stanie zaakceptować pewne sytuacje w związku z tym, że jestem już dużą dziewczynką (czyt. starą babą), ale nadal potrzebuję dużej przestrzeni osobistej i cenię swoją niezależność. Na przykład za każdym razem robię awantury moim dzieciom jak do mnie przyłażą do łóżka  😀
tak podczytuję i chyba jestem prawdziwą kurą domową 😉 nie wyobrażam sobie teraz samodzielnego mieszkania, jak czasem mój M. wraca bardzo pózno z jakiejś trasy to zasnąć nie mogę bo mi pusto w łóżku i w domu. lubię, jak jest w domu. oczywiście, że wkurzają mnie siepnięte gdzieś skarpety, podniesiona deska i rzucony mokry ręcznik. ale to pierdoły, z którymi mogę żyć 😉 jak te pierdoły są zbyt wkurzające i nie da się z nimi funkcjonować to wtedy nie ma sensu mieszkać wspólnie 😉
Averis   Czarny charakter
15 lutego 2013 11:12
Naboo, to dobrze, bo o ile nauczyłam się prosić o pomoc i ją otrzymywać, to moja pierwotna potrzeba własnej jaskini trzyma się dobrze. Wyjątek robię dla 5-letniego brata, ale i on ma postawione granice.
Isabelle Ja tam lubie jak maz w trasie. Hihi mam swoja przestrzen i troche za soba potesknimy w tyg. Jak mi w poniedzialek nie znika z oczu to troche jestem rozdrazniona, ale coz... Ja tam lubie porzadki po swojemu, a on rozwala😉 zdecydowanie od piatku do niedzieli, trzy dni razem to akurat hihi!
Averis ja wlasnie mam 30 m i ucieszyłam się jak dziecko swoim azylem. Ale mi się ryplo, jemu się ryplo, i tak mamy jedynie szansę przetrwania finansowo bez zrezygnowania z planów i marzeń w jego wypadku jest to mieszkanie we wrocławiu w moim chodzi o koszty konia. Ddzięki bogu oboje domatorami nie jesteśmy więc może jakoś to będzie, najwyżej będzie mmiał szybkie pakowanie jak mnie zirytuje 😉
.
tak podczytuję i chyba jestem prawdziwą kurą domową 😉 nie wyobrażam sobie teraz samodzielnego mieszkania, jak czasem mój M. wraca bardzo pózno z jakiejś trasy to zasnąć nie mogę bo mi pusto w łóżku i w domu. lubię, jak jest w domu. oczywiście, że wkurzają mnie siepnięte gdzieś skarpety, podniesiona deska i rzucony mokry ręcznik. ale to pierdoły, z którymi mogę żyć 😉 jak te pierdoły są zbyt wkurzające i nie da się z nimi funkcjonować to wtedy nie ma sensu mieszkać wspólnie 😉


Isabelle mam podobnie 😉 I nawet to samo mi "przeszkadza", co Tobie w moim mężu 😉 Jak mąż ma nocną zmianę w pracy, to fatalnie sypiam. Nie mogę zasnąć, a jak już mi się uda, to potrafię po 2-3 razy się budzić w środku nocy.
My mieszkamy razem 4 lata, co prawda domek ma dwa pokoje, kuchnię i łazienkę, więc jest gdzie trzaskać drzwiami i gdzie się w razie "w" schować, ale jakoś zazwyczaj nie było ku temu powodów 😉
heh.. to tak dziwnie chyba u mnie. my w sumie "pracujemy w domu" i niby jesteśmy razem dzień w dzień. ale wystarczy, że go nie ma parę godzin (czy to pojedzie coś załatwiać, czy do lekarza itd.) a mi już czegoś (tu kogoś) brak i jakoś nieswojo. My z kolei mamy bardzooo duży dom (6 pokoi, 2 łazienki, kuchnia, pomieszczenia w piwnicy..), więc było by czym trzaskać  😁 ale w sumie jak już coś zazgrzyta, to idę do drugiego pokoju, ale po prostu tylko dla tego żeby w złości głupot nie pleść.
jak widać mimo bycia z sobą 24h na dobę może być niewystarczające  🤔wirek: 😁
i robi bałagan, przesiaduje czasem za dużo przy kompie, i robi coś przez rok albo i dłużej (np wiesza obraz). ale potrafi tak odwrócić kota ogonem i zażartować, że jest ok. dostrzegam, że to są tylko drobnostki w sumie o które aż głupio się sprzeczać.
znamy się pięć lat ale i tak nadal się siebie uczymy..

escada dacie radę. przynajmniej nie musicie pilnować czy futryna wytrzymuje  😁 a tak serio. skoro Ty masz dużo zajęć w ciągu dnia, on też. to myślę, że miło będzie wrócić do mieszkania, w którym ktoś na Ciebie będzie czekał 🙂
Cały szkopuł tkwi w tym że znamy się niecałe dwa miesiące. Zrobiłam w życiu trochę szalonych rzeczy które mogły zawazyć na mojej przyszłości i dobrze na tym wyszłam liczę że i tu mi się uda 😉 jak nie to trudno jeden życiowy kop w tyłek krzywdy mi nie zrobi przy tym co mnie ostatnio już spotkało 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się