kradzieże w Waszych stajniach - jak sobie z tym radzicie?

Szafirowa - tak, widziałyśmy się. Tylko ja to takie nieśmiałe dziecko...  😡 weszłam na halę z Balsamem na stępa, jak już kończyłyście, był ubrany w charakterystyczną derkę w kratę "bądź widoczny na drodze" 🙂 dobra,  🚫

Co do kradzieży - zdaje mi się, że zaczęły się gdy nagle pozmieniali się pensjonariusze (nie rzucam podejrzeń, nowi pensjonariusze = nowe opiekunki, etc.), w zeszłą zimę parę razy zdarzyło mi się skrzynkę zostawić nawet poza siodlarnią i nic mi nie zginęło, a teraz gdy przychodzę, to mam wrażenie, że do mojej skrzynki ktoś zaglądał... Zostawiałam także czapraki (głównie Eskadrony). Również nie ginęły...
Ja się cieszę, że my tak w oddaleniu od cywilizacji :-) Pensjonariusze swoi i normalni, rekreacja minimalna - i jeśli ktoś przychodzi na jazdę, to jest umówiony, zaopiekowany, żadnego bezhołowia i włóczenia się osób niezidentyfikowanych... No ale pewnie nie wszędzie tak się da.

Tak sobie myślę, że częścią rozwiązania problemu kradzieży może być uświadamianie ludziom, że ma znaczenie, skąd kupują swój sprzęt. Bo stajenni złodzieje coś z tym całym sprzętem robią. Ok, niektórzy go "sobie mają", jak ta dziewczynka, która chwaliła się sprzętem koleżankom, niektórzy zużytkują sprzęt/odżywki/smary we własnym zakresie. Ale część pewnie gdzieś swoje łupy upłynnia?
kujka   new better life mode: on
22 grudnia 2008 21:50
edit
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
22 grudnia 2008 21:54
Mo B.
to tak jak ja, zdarzały się drobne kradzieże, głównie na własne życzenie - pt. zostawiłam coś na hali lub podczas zawodów obok czworoboku (choć oczywiście to też nie usprawiedliwia złodzieja..), ale żeby tak jak teraz to maaaasakraaa
Przypomniało mi się że z siodlarni zginął mi jeszcze limonkowy pad Anky i ogłowie pleszewskie z białym podszyciem i wędzidłem Sprengera... długo wtedy byłam w stajni nieobecna, ale to wisiało w siodlarni i raczej było wiadomo że do cholery MA WłAśCICIELA!!! :/
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
22 grudnia 2008 21:56
Mo B. a ja sie tak patrzylam na tego konia  w boksie i myslalam 'skad ja znam imie Balsam?' 😉 to teraz cie 'przydybie' przy koniu,hehe, bo niedaleko stoi od 'mojego' 😉

Teodora- tez mnie to zastanawialo- ale mam wrazenie,ze niektorzy maja cos takiego w glowie ze widza,podoba im sie i musza wziasc... nie bardzo myslac co z tym pozniej zrobic... i  lezy i kurz zbiera,bo np 'panienka-luzaczka' sie orientuje,ze nie ma kogo w derke/ochraniacze/cokolwiek ubierac,a kolezankom stajennym tez sie nie pochwali, bo by sie wydalo. IMO- zadko na handel tego typu rzeczy ida (uzywany kantar? lizawka? stare ochranicze?)
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
22 grudnia 2008 22:03
chyba że taka opiekunko/luzaczka wywozi to co ukradła do jakiejś stajni gdzie tez ma konie pod opieką...
Szafirowa - niestety teraz akurat mnie nie będzie przez tydzień, ale przed Sylwestrem na pewno będę.

Hmm.. Mam nadzieję jedynie, że nic mi przez ten czas nie ubędzie, bo na moim boksie są już tylko suszące się kaloszki, ochraniacze z popsutymi rzepami i kantar (z jedną skazą w postaci małego naderwania)... Chociaż patrząc na to, że można zabrać zwykły, bardzo długo używany, brudny kantar (i to z głowy konia), to nie wiem, czy jutro przed wyjazdem nie wpadnę, żeby schować ten cały "dobytek"  🙄
a u nas w stajni zdarzały się drobne kradzieże
ale chyba częściej "pożyczki" czy też traktowanie rzeczy jako "dobro wspólne"
dlatego, bezwzględu na to, co o tym myślą inni, podpisuję swoje rzeczy. Wszystkie, ostatnio nawet z wieszakami na ubrania w szatni włącznie. Bo mam dość tego, że ktoś bierze bez pytania sprzęt, który kupuję za swoje niewielkie dochody, od ponad 10 lat zaopatrując dwa swoje i całe stado "swoich" zwierzaków. A niestety takie "pożyczki" na ogół łączą się z brakiem dbałości i rzeczy wracają w opłakanym stanie kiedy już uda mi się je zlokalizować. Poza tym zbyt często już miała sytuację gdy musiałam czekać aby mieć dostęp do własnych potrzebnych mi w danym momencie sprzętów.
Kiedyś była taka sytuacja - przyjechałam do stajni, wyczyściłam konicę, idę po sprzęt, biorę siodło, a tu... niespodzianka nie ma popręgu. Były to czasy kiedy miałam jeden popręg, wychuchany, wypieszczony popręg neoprenowy. W stajni wtedy niewiele kucorów chodziło pod siodłem, poza dwoma ogierkami skokowymi, więc nawet nie miałam od kogo pożyczyć. A gdzie mój popręg? No przecież sekcja pojechała na dwudniowe zawody, biorąc właśnie jednego z tych ogierasów. Jakoś nikomu się nie wyrwało pytanie czy mogliby pożyczyć popręg ode mnie. Wsiadłam w samochów i wkurzona na maksa pojechałam do miejsca zawodów. Poszłam do naszych, i po powiedzeniu "cześć" po prostu podeszłam do kucora i zdjęłam mu siodło i zabrałam swój popręg. Odwróciłam się i wsiadłam do samochodu. Później była afera, ale w żadnym przypadku nie chodziło w niej o to, że ktoś wziął mój popręg bez mojej zgody, tylko o to, jak mogłam tak postąpić i go zabrać. Przy czym okazało się, że mieli ze sobą ten kucowy "państwowy" popręg, no ale mój był lepszy.

Teraz mam wszystko podpisane, pozamykane na kłódki, na wierzchu nie zostawiam nic.
Oczywiście w momencie kiedy się o swoje upominam, osoby "pożyczające" są na ogół bardzo zbulwersowane moją "niekoleżańskością". I wtedy na ogół słyszę, że to ja jestem ta zła i chamska.
denerwujące, ale cóż poradzić...


nie do Ciebie osobiście, Nesta  :kwiatek:, ale ogólnie, posłużyłam sie tylko cytatem

kurcze, chyba trzeba jednak coś z tym robić, i to od samego początku - to jest trudne, zgoda, ale zaczyna się od podbierania paszy, potem kantar, a kończy się na siodle i to niezależnie, czy "żeby pokazać koleżankom" czy na handel

sama się z tym nie spotkałam, więc może "łatwo mi mówić", no i na pewno nie można też podejrzewać każdego i o wszystko, ale chyba nawykiem powinno być pilnowanie swojego i sąsiadów "dóbr", zwrócenie uwagi na kręcącą się przy cudzych rzeczach osobę, reakcja, gdy ktoś coś bierze: tak, żeby się "nie opłacało" narażać

pewnie tak, jak pisała Ascaia: "zbulwersowane moją "niekoleżańskością"" - niektórzy nie zrozumieją, że to nie złośliwy pies ogrodnika, ale dbałość o sprzęt, jednak wydaje mi się, że warto próbować, zwłaszcza, jeśli jest nas tylu!

chyba nagorzej, to machnąć ręką i kupić nowe - bo przez nasze odpuszczenie sprawy ktoś może się wpakować w niezłe tarapaty - po prostu nauczy się kraść wiedząc, że wszystko uchodzi na sucho 🙁(((
nesta   by w przyszłość bezczelnie patrzeć...
22 grudnia 2008 23:39
ja jutro jadę do stajni i wszystko zamukam w pace, bo podejrzewam ze po mojej nieobecności nic nie jest na miejscu i było używane...
majeczka   Galopem przez życie!
22 grudnia 2008 23:42
Swego czasu była panna na Szwadronie a potem w Aro która jak zjawiała się w stajni padało hasło: "Uwaga .... (tu się wstawiało nazwisko) wróciła zamykać paki!" Panna generalnie zgarniała co popadło z moich rzeczy były to m.in ochraniaczki, bryczesy, plecak, toczek i parę innych. Ponieważ było to jakieś 8 lat temu nie pamiętam jak udało się ją nakryć. Teraz mam fajnie w dzierżawionej stajni jest nas kilka babek i jeden chłop zamykamy siodlarnie tak jakby ktoś się z zewnątrz napatoczył bo zostaje wszystko torebki, portfele, kluczyki do aut, telefony itp. na boksach wiszą derki, ochraniacze, na stałe stoi kosz ze szczotkami. W siodlarni nasze sprzęty. Generalnie nie ma samowolki ale pożyczmy sobie wszystko jak któraś coś potrzebuje i każda dba jak o swoje. Takie stajnie chyba są najfajniejsze 😀
w sumie bardzo często ludzie się proszą o to by potem płakac za swoim sprzętem
w jedej ze stajni w ktorych stałam był problem własnie z takimi "porzadnickimi", gdzie się nie ruszysz walaja się pierdolety a potem ryk ze ukradli, ze zgubiła...
W końcu własciciel ustalił ze jak cos się wala stajenny zabiera i wypieprza, cała stajnia nie musi się przewracac o czyjes kaski, szczotki i gąbki na myjce, ochraniacze, trzeba sprzątac swoje rzeczy po sobie i tyle
no i szybko problem się skończył
Przy tych waszych opowieściach to aż boję się napisać, że u nas nic nie znika... No ale w stajni sam pensjonat, rekreacji i osób postronnych brak - wjazd do stajni jest na kartę. No a jak na razie towarzystwo takie, że można wszystko zostawić na widoku...

Choć jak przypomnę sobie, że w jednej z poprzednich stajni, użytkowano cały mój sprzęt jak się komuś podobało, to mnie trzęsie. I to z polecenia "trenera" - jak czegoś nie mieli to kazał brać i już. Na jednej z takich jazd, podeszłam i poprosiłam o oddanie siodła i popręgu. Usłyszałam, że nie, bo to trener kazał i .. dziewczątko pojechało dalej - podeszłam do trenera i powiedziałam, że natychmiast chcę odzyskać sprzęt ponieważ zaraz mam jazdę. Dalej usłyszałam, że teraz trwa "trening sportowy" i żebym poczekała, to potem jazdę będę miała. Po tym, jak już mi para poszła uszami, doszliśmy wspólnie do "porozumienia" że treningu już raczej żadnego nie będzie i ja sprzęt odzyskuję natychmiast. W praktyce była to rzeczywiście ostatnia jazda, niedługo potem zmieniłam stajnię... ufff.... I w sumie nic się nie działo - nikt nic nie ukradł, poprostu często nie dało się użytkować własnego sprzętu bo właśnie miał go ktoś inny.... No a niszczeniem sprzętu to już się nikt nie przejmował.,, ehhh
Epk, to chyba jakaś wrocławska przypadłość, bo ja też tak miałam w jednej stajni, notoryczne zabieranie siodła, a najlepszy numer był, gdy nakryłam gościa na "pożyczaniu" sobie mojego konia do jazdy  rekreacji 🤔wirek:
no o tym to ja wogóle nie wspominam, bo to już przypadek ekstremalny, który w tamtej stajni akurat także nagminnie występuje - w przypadku konia dzierżawionego przeze mnie problem sam się rozwiązał, bo koń wykonał pewien "delikatny" numerek przez przypadek i wszystkim odechciało się brać go na jazdy pod szkółkę - co nie zmienia faktu, że za to, że ten koń jest niebezpieczny oberwało się mi....<szok>
ja na szczęście mam spokój. z jednej strony trochę kiepsko, bo ciasnota - dom przy domu, siedlisko przy siedlisku. Za to obecność sąsiadów to baaaardzo dobra sprawa. Jeśli pojawi się ktoś "obcy" to wiem wszystko - jak wyglądał, jakim samochodem przyjechał, jaki miał nr rejestracyjny. Sąsiad na emeryturze to najlepsza ochrona stajni, koni i reszty dobytku.
Sprzęt warto w jakiś sposób podpisać/oznaczyć. Bardzo subtelnie oczywiście.
A to inicjały/inne w jakimś zakrytym miejscu, a to jakieś podszycie lub nitka.
kujka - nie wiem jak ta osoba miała na imię i nazwisko - może Szafirowa wie, bo właśnie rozjaśniła nieco okoliczności naszych hmm... znalezisk 😉
Gillian   four letter word
23 grudnia 2008 10:04
u mnie w stajni nie ma kradzieży, wiem że jak mi coś zginie to po prostu zginęło bo gdzieś to rzuciłam i zapomniałam...  czasami się znajduje po jakimś czasie a czasami przepada na wieki 😀

raz tylko nadgorliwy stajenny postanowił że będzie dokarmiał konie czyjąś paszą z otwartego worka, ale pewnego dnia zastał w nim karteczkę "rusz jeszcze raz a pożegnasz się z jajami" i się skończyło 😀
w jedej ze stajni w ktorych stałam był problem własnie z takimi "porzadnickimi", gdzie się nie ruszysz walaja się pierdolety a potem ryk ze ukradli, ze zgubiła...


U nas bardzo fajnie to rozwiązano: jest kubełek, gdzie wrzuca się rzeczy znalezione. Wiadomo, gdzie szukać, jak coś przepadnie i nikomu sprzęt nie wala się pod nogami. 

Nic u nas nie ginie. Czytam ten wątek i coraz bardziej doceniam swoja stajnię ...
Co do kradzieży w Słupnie latem to panna zwała sie Marta a jej koń Nanette (czy jakoś tak.) Od tego czasu mam kłódki na wszystkich pakach. Nic nie zostawiam na zewnątrz oprócz kantaru i uwiązu. Co prawda lalki juz nie ma i nic więcej w stajni nie zgineło jak również przed pojawieniem się jej u nas ale taki mi już nawyk pozostał i uważam, że słuszny. W końcu stajnia to miejsce publiczne i nigdy nie wiadomo kto się przypałęta.
klacz to Nanet Loxley  😉  albo Nonet    cos w ten deseń
Moon   #kulistyzajebisty
23 grudnia 2008 18:06
U mnie (Sopot) niestety trzeba zamykać wszystko na 4 spusty.
Ludzie ze stajni na kwadracie mają o tyle fajnie, że w siodlarniach jest max kilka osób, w 50-tkach, stajniach szkółkowych ludzi jest multum i nijak kontrolować kto i kiedy wchodzi do stajni.
U nas były akcje z włamaniem do siodlarni, kantarami, uwiązami (to juz raczej mniejszy 'kaliber',ale jednak) i w sumie odkąd pamiętam to zamyka się co się tylko da, klucze nosi się przy tyłku, łazi za początkującymi, żeby nic nie zostawiali etc.
... A nie daj Boże zostawić coś na korytarzu w czasie zawodów.  🤔

Kiedyś pamiętam, wiosną, wkkw było, a czapraki suszyły się przed stajnią, gdzie akurat zaparkował ktoś.
Chcemy zbierać czapraki, a tu psikus bo jednego nie ma - patrzymy, leży w samochodzie.
Dobrze, że właścicielka auta była w pobliżu, powiedziała, że 'nie chciała, żeby się zgubił...' Dobre. 🤔wirek:

Przeważnie w molochach z uwagi na dużą rotację przypadkowych osób trzeba albo bardzo wnikliwie zabezpieczać i chować wszelkie sprzęty, albo pogodzić się z ich wybywaniem.
We wszystkich dużych stajniach stan mojego ekwipunku był niestety zmienny. Zaczynając od jednorazowych incydentów (np. komplet skórzanych ochraniaczy, nowych, za małych na siwego i trzymanych w pace na lepsze czasy; termobuty, sztyblety), a kończąc na akcesoriach "ginących" w abonamencie (baty, uwiązy).
W jednej ze stajni zdarzało się, że moje nowe czapraki były podmieniane na takie same, ale już używane od sezonu  🤣 Niby na pierwszy rzut oka to samo, ale tygodniowy czaprak okazywał się mieć powycierane lamówki, dziurę od wewnątrz nad kłębem i tym podobne atrakcje. Niestety jestem bezczelna i wszystkie swoje czapraki znakuję w charakterystyczny sposób - jak ktoś nie wie czego szukać, to nie znajdzie, z drugiej strony jest to coś tak nietypowego, że nie da się wytłumaczyć przypadkowości powstania takiego oznakowania :P
Jednym z incydentów, który najbardziej mnie wkurzył, było skarmienie dwóch świeżych worków granulatu i musli podczas mojej 2-tygodniowej nieobecności (zawiozłam konia na badania do kliniki) - worki starannie zamknęłam, zakleiłam taśmą, miarkę do paszy odłożyłam na wysoką półkę. Kiedy wybrałam się do stajni zobaczyć, co słychać - jeden worek był w 100% pusty i walał się po siodlarni, drugi miał tylko resztki na dnie... i miarkę wrzuconą do środka. Do dziś nie wiem kto, ale żeby w takim tempie zużyć zapas, musiał albo bardzo zawzięcie karmić konia, albo sypać kilku zwierzakom  😀iabeł:

Bardzo fajny jest pomysł z wrzucaniem karteczki do worka, odpowiednio dobrane życzenia :P mogą spowodować, że chętny na konsumpcję się odrobinę powstrzyma. Kartek nie praktykowałam, ale na miarce do paszy zawsze umieszczałam komunikaty w stylu: "To miarka Rota, a nie twoja, nie dotykać!" albo "Ptasia grypa!". Notabene miarkę z grypą mi wcięło  🤣

Miłą odmianą jest to, że w stajni, w której stoję obecnie nie ginie nic, nawet bat mam ten sam od czasów przeprowadzki 🙂 Wszystko trzymam na wierzchu, ochraniacze, suplementy w szafce pod żłobem, czapraki wiszą obok siodła, nic nie zamykam. Ma to też swoje minusy, bo od kiedy się do tego stanu przyzwyczaiłam, więcej kupuję - skoro sprzęt będzie służył moim rumakom, to czemu nie 😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
23 grudnia 2008 19:22
Z panna-kradziejka w Slupnie bylo prawie-smiesznie. np- podjezdza z tatusiem na parking,a tu ludzie zeskakuja z koni i pedza na oslep do siodlarni,bo zostawili otwarta szafke 😉 kazdy kazdemu przypominal- 'zamknelas?' albo-' mozesz zostawic otwarta,dzis juz  byla' 😉 nawyk szczelnego zamykania wszystkiego byl fatycznie silny 😉

teraz stoi szafka otworem, derki wisza sobie 'gdzie badz', worki z pasza stoja na wierzchu. coz- jak w  stajni sa...hmm... 4 osoby (i to lacznie z luzaczna trenerki) i absolutnie nie ma szans zeby ktos z zewnatrz zawital niezaproszony, to nic po prostu nie moze ginac 😉
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
23 grudnia 2008 19:50
Po hipodromie mam już nawyk zamykania wszystkiego - w myśl zasady "strzeżonego Pan strzeże".
Jak susząca się derka ma kilka dni na boksie wisieć, to mnie już zżera.

Niestety, kiedyś mi się do paki włamywali i wyłuskując zawias pokaleczyli czymś ostrym siodło  😤
Ja stałam się ofiarą kradzieży raz. Ktoś mi się włamał do paki i ukradł z niej komplet ochraniaczy Eskadrona, jakieś kantary, uwiązy i inne drobiazgi. Tata dorobił mi inne zamykanie paki i mnie już więcej nikt nie "opędzlował".

Poza tym jednym przypadkiem nie spotkałam się z kradzieżami w stajniach. Ale może dlatego, że trzymałam swoje konie w pensjonatach gdzie nie było rekreacji, a pensjonariusze bardzo dobrze się znali.

Livia   ...z innego świata
24 grudnia 2008 19:07
Jak jeździłam w jednej z gliwickich stajni z rekreacją, miałam swój własny pakiecik z rzeczami. Trzymałam tam czapsy, toczek i getry do jazdy (nie miałam jeszcze bryczesów). I tak sobie to tam leżało, aż zachorowałam i wróciłam miesiąc później. Niczego nie znalazłam.
Teraz w stajni, gdzie trzymam konia, moje rzeczy mogą się walać wszędzie i nikt nic nie zabierze. Owszem, jest pożyczanie od czasu do czasu, ale zawsze za zgodą właściciela. Stajnia jest na szczęście zamknięta dla postronnych, sami pensjonariusze, także wszyscy się znają 😉
Ponia   Szefowa forever.
24 grudnia 2008 20:13
Osttanio zdażyło mi się myśleć na temat kradzieży.Zapewne jestem w zupełnie innej sytuacji niż większość z Was,gdyż jestem u siebie.A myślałam o tym dlatego,że zostawiłam w stajni telefon, i nie chciało mi się po niego wracać bo byłam w połowie drogi do domu ( a mam aż 100metrów,no coż lenistwo górą.) i stwierdziłam,że zabiorę go jak przyjdę wieczorem karmic.I tak sobie  wtedy pomyślałam " Jak dobrze,że jestem u Siebie,i nawet jak zostawie telefon to wiem,że jak wróce to będzie tam leżał".Stajnia  można powiedziec kameralna, na 15 koni w środku lasu,wszyscy sie znają,pozatym prawie cały czas ktos jest. Na zawodach szatnie i siodlanie zamykam na klucz,który mam Ja i ewentualnie ktoś z pensjonariiuszy a jak  to trzeba mnie szukać- wtedy cały sprzęt który normalnie wisi przy boksach,czy stoi gdzieś na wierzchu jest chowany aby nie dostał nóg,ponieważ w czasie zawodów stajnia jest otwarta,gdyż udostępniamy boksy przyjezdnym.A gdy startuje nie mam możliwości,opanowania stajni parkuru i całego zamieszania,a zreguły i tak zawsze jestem potrzebna i tu i tu.

edit:
poprawiłam byka ( prawie byka roku:P)
U nas siodlarnia pensjonatowa jest osobno i mamy klucz i pilnujemy zamykania.
Jest też ochrona i monitoring na wszelki wypadek.Ośrodek jest ogrodzony i strzeżony. Rekreant dostaje sprzęt do ręki i tak oddaje.
Wcale po stajni nie chodzi.A jeśli to po okiem personelu.
Poza tym,mamy dużo miejsc do przesiadywania-ławki,ogródki restauracja etc- co daje efekt,że w stajni się nikt nie ma powodu snuć- czyli intruza widać od razu.
No tak ogólnie-jest jakiś porządek poruszania się,parkowania,dostępu-to ułatwia życie.
Kradzieże zdarzały się tylko w wykonaniu psów jak były młode-ale łatwo było wyczaić gdzie miały schowek na łupy.
Teraz psy dorosły i w stróżowaniu też odgrywają ważną rolę. Nie bardzo bym chciała być nocą w skórze intruza. 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się