Jak rozpoznać MARNEGO trenera (instruktora)?

A dla mnie marny trener to taki, który nie umie podejść do każdego ze swoich uczniów indywidualnie, tylko z wszystkimi robi to samo. Przecież każdy człowiek i każdy koń jest inny, mają inne problemy i inaczej trzeba je rozwiązać.
Dla mnie marny trener to oprocz tego, ze jest to czlowiek, ktory nie potrafi uczyc, to jeszcze taka, ktorej nie chcialabym nasladowac, jako osoba. Jestem wielka fanka powiedzenia "z kim przystajesz, takim sie stajesz". Niestety, poznalam paru trenerow, u ktorych nie chcialabym miec lekcji, mimo, ze mieli TAKI dorobek. Ja, zeby kogos sluchac, musze szanowac, a niestety na moj szacunek nie zarobia sobie osoby np. prowadzace po pijaku, badz traktujace luzakow w okropny sposob. Nawet, jezeli byliby to mistrze swiata.
Kiepski trener to taki, który chcąc być bardziej profi używa słownictwa i terminów, o których znaczeniu jeździeć ma małe pojęcie. To tak jak z dobrym lekarzem - stawia diagnozę i tłumaczy pacjentowi po ludzku co mu dolega i jakie będzie leczenie. A takie rzucanie formułkami prosto z książek u trenerów wszelakich słyszy się notorycznie. Szczególnie, kiedy jeździec jest mało zaawansowany. A wydaje mu się, że jego trener TAKĄ wiedzę ma, skoro używa tak dalece zaawansowanego słownictwa  🤔wirek:


Co do tej terminologii to włos mi się na głowie jeży, kiedy słyszę "trenerów" szkółkowych, uczących bardzo początkujące osoby "zbierania" i "kłusów wyciągniętych". Nie wiem po co używają takich zwrotów, bo obrazek zazwyczaj jest taki, że owo "zabranie" to po prostu ganaszowanie, a kłus wyciągnięty, to dodanie w kłusie. Pomijam, że najczęściej na sztywnym, nierozluźnionym koniu z odwróconym grzbietem. Potem przychodzi taki rekreant i chwali się jakich to on "elementów" nie robił. Żenada.  🙄
lostak   raagaguję tylko na Domi
25 czerwca 2012 19:28
Jak rozpoznać MARNEGO trenera (instruktora)? - proste, po wynikach podopiecznych

Cenie sobie uwagi osób które startują/startowały bo są praktyczne


amen.

i jeszcze po jednym, ale to w dluzszym okresie czasu - ktory ma w sobie tyle pokory i klasy, zeby wiedziec kiedy przekazac podopiecznego komus lepszemu, innemu jesli zauwazy, ze juz danej pary nie rozwija.  to jest dla mnie szczyt profesjonalizmu, praktycznie niespotykany, najczesciej slyszy sie mydlenie oczu i opowiesci dziwnej tresci, zeby tylko utrzymac klienta przy sobie.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
25 czerwca 2012 19:43
Lostak, wylałaś właśnie miód na moje serce. Jestem TYLKO instruktorem rekreacji. Trafiłam na dziewczynę, która przeszła solidną szkołę za granicami naszego kraju. Z różnych powodów jeździła ze zmną, głównie ze względu na podobne podejście do pracy z koniem i metod szkoleniowych. Najpierw powiedziałam mojemu mężowi, że ona jest za dobra, że ja jej więcej nie nauczę, bo umie chyba nawet więcej ode mnie. Powiedziałam jej o tym. Wkrótce sytuacja zmieniła się na tyle, że zmieniła stajnię, jeździ teraz z trenerem, współpraca wre. A ludzie pukali się w głowę, że oddaję żyłę złota.

Dwie dziewczynki wysłałam do stajni sportowych, bo dzieciaki mają talent, chcą czegoś więcej niż to, co mogę zaoferować im w rekreacji, mają solidne podstawy, teraz kolej, żeby ktoś inny zaczął szlifować te diamenty. Chociaż nie powiem, szkoda mi ich trochę, bo praca z nimi była czystą przyjemnością. Wpadają w odwiedziny i zdają relacje na bieżąco. 🙂
lostak   raagaguję tylko na Domi
25 czerwca 2012 20:22
Lanka 👍
lostak - ja bym jeszcze do tego dorzuciła wciskanie początkującym młodych koni i zapewnianie sobie pracy na kolejne 10 lat. To też się bardzo często zdarza - po co kupować profesora, my sobie młodego zrobimy przecież. Dla mnie 12 latek to nie dziadek, a koń w sile wieku i możliwości  😉
Na szczęście ci młodzi dobrze rokujący jeźdźcy potrafią też myśleć i sami odchodzą od trenera, którzy niczego więcej ich nie może nauczyć, a sam nie ma na tyle pokory, by zaproponować im przejście do kogoś z większą wiedzą lub możliwościami. Niestety, takie "pójście po rozum do głowy" trwa czasem b. długo.
Tak właśnie moja córka straciła 4 lata u marnego trenera...
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
25 czerwca 2012 21:07
Cień na śniegu, dla mnie uczenie dzieci zawsze wiązało się z szaloną odpowiedzialnością. Dorosły, nawet początkujący, zazwyczaj wyczuje sztuczny zachwyt i widzi też wyraźną różnicę merytoryczną pomiędzy instruktorami. Dziecko "lubi pana/ią X" i lubi być chwalone. Dziecku banalnie łatwo jest coś wmówić i równie łatwo jest je zniszczyć psychicznie. Dlatego czasem mam wrażenie, że zawód instruktora ma w sobie coś z psychologa, bo trzeba czasem przebić się wpierw przez relacje rodzic-dziecko, koleżanki/koledzy-dziecko i w natłoku tego wszystkiego wyłuskać na pierwszy plan to dziecko. JEGO problemy, ambicje, oczekiwania, strachy.
Anderia   Całe życie gniade
25 czerwca 2012 23:14
Dla mnie marny instruktor to taki, który zgadza się na zakładanie patentów bez opamiętania i w sumie na co dzień. Ok, czarna używana z wyczuciem raz na jakiś czas w czasie jazdy po płaskim czy na jakiś mini-skok typu krzyżak 50 cm jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale trzaskanie metrowych okserów na gogu 3 razy w tygodniu?  🙄 To niestety przykład z życia wzięty. I przesadne słodzenie jeźdźcowi nawet jeśli obrazek jaki on stanowi nie jest za miły, byleby go utrzymać i naciągać na dalsze treningi też nie jest w porządku. Osoba z dołu przecież od tego jest, żeby powiedzieć, co jest źle, skorygować to (a przynajmniej próbować), a jeśli tego nie robi, to sorry gregory, kasa w błoto 😉
Jeszcze jeden przykład - młody koleś, pracował i pracuje z dzieciakami w rekreacji, na obozach, prowadzi też niekiedy jazdy ludziom na ich własnych koniach. Sam ma swojego. I tak - wiedzę ma niby sporą, jak otworzy buzię to wydaje się, że z sensem. Ale dotyka się do koni i jakoś tak czar pryska, zwłaszcza z tym swoim nie za bardzo sobie radzi. Koń wygląda jak szkielet, zabierany jest najczęściej w mordercze tereny albo skakany na przeszkodach sporo ponad jego możliwości. Taka osoba zdecydowanie nie jest dla mnie autorytetem, choć, jakby tak go tylko słuchać i nie patrzeć co robi z końmi, to nawet by mi się spodobał.
lostak tym samym rozpoznaje dobrego weta, taki który potrafi się przyznać że nie wie..
czytam Wasze wypowiedzi i okey ale powiedzcie proszę jak np laik zapisujący swoje dziecko na jazdy konne ma rozpoznac dobrego instruktora? Kazdy z nich w slowach , gestach jest super znawcą tematu, gorzej gdy dochodzi do konkretó. Jak ma się połapac laik ,że coś jest nie tak?
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
26 czerwca 2012 08:05
Faza, wywiad środowiskowy. Klienci prawdę Ci powiedzą, poza tym sama możesz popatrzeć, jak są prowadzone jazdy przez poszczególnych instruktorów. Na pewno różnicę zauważysz, czy jest chaos na jeździe, czy nie. Czy prowadzący wydziera się, jak ktoś nie potrafi czegoś zrobić i mówi "poradź sobie", czy np. wsiądzie i zademonstruje.
kujka   new better life mode: on
26 czerwca 2012 09:45
Lanka_Cathar, nie sadze. Lanka_Cathar, klienci jednego instruktora (a zwlaszcza tacy, ktorych prowadzi od zera) oczywiscie beda go chwalic. jakby im sie nie podobalo, to by z nim nie jezdzili. no i chocby nie wiem jakie pierdoly im sprzedawal - beda wierzyc. bo nic innego w zyciu nie slyszeli..
A dla mnie kiepski instruktor to także taki który szlifuje i potrafi skupić sie tylko na 1 rzeczy (może i ma wiedzę na ten temat) ale: z osoba przykładowo czysto po zastępie rekreacyjnym nie powinno sie zacząć pracy ze zbieraniem konia; podnoszeniem mu przodu i podstawieniem dupy skoro jeździć nie umie tym koniem w żaden sposób sterować bo tu nagle koń nie idzie w zastępie i woli sobie załóżmy pogalopować, czy postać przy wyjściu.
Ktoś coś zrozumiał z wypowiedzi użytkownika Radeczek ? Bo ja nic.
Co to znaczy "kiepski instruktor to także taki który szlifuje"?  😲

Wakacje się zaczęły 😉
Chyba nie ma niestety innego sposobu na rozpoznanie marnego instruktora rekreacji dla typowego laika niż... jeżdżenie w różnych stajniach, z innymi prowadzącymi jazdę. Myślę, że jakby postawić słabego trenera obok dobrego, zobaczenie różnicy nie będzie problemem. Sama przez większość mojej przygody z końmi przez dłuuugi czas nie znalazłam odpowiedniego trenera, takiego który do mnie dotrze (a muszę przyznać, że z powodu mojej gapowatości i roztrzepania jestem raczej ciężkim materiałem do pracy 😉 ). Ba nie umiałam odróżnić "wiary w jeźdźca" ze zwykłą nieodpowiedzialnością (np pewnego razu, kiedy ledwo trzymałam się w siodle i nie umiałam galopować pewna Pani ustawiła mnie w zastępie i hejta wio, idźta skakać. Młoda, głupia ja oczywiście zachwycona. Co z tego, że w pewnym momencie jazdy zleciałam przed skokiem, a za mną na przeszkodę galopował inny koń.... ).

Tak w sumie jak o tym myślę, to mimo iż jeżdżę 6 lat, zawsze pod czyimś okiem, dopiero teraz udało mi się znaleźć trenera z prawdziwego zdarzenia.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
26 czerwca 2012 12:11
mnie to też zawsze dziwiło: ludzie ledwie się telepia a tu jakieś przeszkody każą im skakać.
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=760.msg1442193#msg1442193 date=1340694334]
Faza, wywiad środowiskowy. Klienci prawdę Ci powiedzą, poza tym sama możesz popatrzeć, jak są prowadzone jazdy przez poszczególnych instruktorów. Na pewno różnicę zauważysz, czy jest chaos na jeździe, czy nie. Czy prowadzący wydziera się, jak ktoś nie potrafi czegoś zrobić i mówi "poradź sobie", czy np. wsiądzie i zademonstruje.
[/quote]

Mi bardzo dobrze wspominam treningi z jednym panem którego nikt nie chwali
lostak   raagaguję tylko na Domi
26 czerwca 2012 13:06
A dla mnie kiepski instruktor to także taki który szlifuje i potrafi skupić sie tylko na 1 rzeczy (może i ma wiedzę na ten temat) ale: z osoba przykładowo czysto po zastępie rekreacyjnym nie powinno sie zacząć pracy ze zbieraniem konia; podnoszeniem mu przodu i podstawieniem dupy skoro jeździć nie umie tym koniem w żaden sposób sterować bo tu nagle koń nie idzie w zastępie i woli sobie załóżmy pogalopować, czy postać przy wyjściu.


aaaaaa.....  sezon łowiecki czas zacząć...

czy6 możeszradeczku wytłumaczyc o co chodzi?  bo ja chyba za głupia jestem żeby ten bełkot opanować.
karesowa   Rude jest piękne!
26 czerwca 2012 13:13
Dla mnie dobry trener to taki który potrafi nie tylko gadać, ale też zademonstrować i pokazać jak coś ma wyglądać. Jeździłam kilka razy z dziewczyną która była niezwykle wygadana i elokwentna na ziemi, za chiny ludowe jednak nie chciała wsiąść na konia żeby pokazać mi na żywo jak coś ma wyglądać, gdy sama próbowałam zgodnie z jej wskazówkami i nic nie wychodziło. Obecny trener sam chętnie wsiada na mojego konia żeby coś pokazać, żeby wyjaśnić jak co działa i jak powinno wyglądać. Jestem takim typem człowieka że potrzebuję wizualizacji i obrazek bardzo mi pomaga, nie zawsze potrafię sobie wyobrazić jak coś ma wyglądać, a gdy zobaczę jest mi dużo łatwiej.
Nie bardzo rozumiem o co chodzi w drugiej części postu radeczka, ale co do pierwszej jego części to wydaje mi się, że biega o to, że trener/instruktor nie uczy niczego nowego. Tzn jeździec jeździ na poziomie np klasy L a trener nie próbuje nauczyć go czegoś więcej tylko magluje jedno i to samo.

Nie miałam zbyt wielu instruktorów/trenerów w swoim życiu, i z bólem muszę przyznać, że ci, z którymi dane było mi jeździć zmarnowali kilkanaście lat mojego jeździectwa, mimo, że swego czasu wydawało mi się, że są dobrzy. I przyznam szczerze, że gdy w pewnym momencie nie korzystałam już z niczyjej pomocy i z przyczyn losowych musiałam zacząć jeździć sama to podglądanie dobrych jeźdźców, czytanie książek, artykułów, podsłuchiwanie trenerów przez duże T, oglądanie filmików, analizowanie itp dały mi więcej niż te lata spędzone pod okiem "fachowców". Ale jak wiadomo nie ma możliwości, żeby jeżdżąc samemu się nie zepsuć choćby się nie wiem jak wielką miało wiedzę teoretyczną, więc jak któregoś dnia koleżanka porobiła mi fotki podczas jazdy i zobaczyłam coś takiego

to powiedziałam: dość!!! i zaczęłam szukać kogoś do pomocy. Dość szybko znalazłam osobę, po której w pierwszym momencie nie spodziewałabym się takiej wiedzy i takiej umiejętności tłumaczenia. Pani jest bardzo skromna, miła ale przy tym dość konkretna i stanowcza. Bardzo mi pomogła i choć na chwilę obecną "nasze drogi się rozeszły" to jednak mam nadzieje, że jeszcze będę mogła z nią trenować.

Dzisiaj, po latach doświadczeń wiem, że przy doborze instruktora/trenera na pewno nie sugerowałabym się jego wiedzą teoretyczną i chwaleniem czego to on nie potrafi
dempsey   fiat voluntas Tua
26 czerwca 2012 13:26
A bywa i tak, że przeważają względy emocjonalne.
Przykład: Uczeń mógłby więcej osiągnąć z kims innym, na innym koniu. Instruktor sam to wie i sam wychodzi z propozycją zmiany, sugeruje inne osoby, inne konie. Ale nie.. bo uczeń na tym jednym koniu pokonał jakiś swój odwieczny problem, bo zaczęło coś wychodzić, bo związał się z tym konkretnym koniem emocjonalnie, bo czuje się bezpiecznie przy instruktorze i obawia się że lepsze będzie wrogiem dobrego..
Wspomniana sytuacja dotyczyła szkolenia czysto rekreacyjnego, ale uczeń miał potencjał na coś więcej. Tylko nie chciał go wykorzystać, obawiał się zrobić krok w nową stronę.
To wynikało też z kiepskich doświadczeń z przeszłości.
kujka   new better life mode: on
26 czerwca 2012 13:36
dempsey, racja. albo czasem jest tak, ze instruktor i uczen sie jakostam lubia, przyjaznia i to stoi na przeszkodzie tego, by uczen podziekowal swojemu instruktorowi. Pomimo tego, ze widzi, ze np po kilku latach progres jest zaden, albo bardzo nikly, wzgledy towarzyskie przewazaja...

zgaduje ze Radeczkowi chodzilo o to, ze sa ludzie, ktorzy swoich uczniow wyjetych prosto z zastepowej rekreacji zaczynaja mamic wizjami "zbierania konia",, czy skokow i generalnie pracy nad zwierzakiem. a ich podopieczni sa na to kompletnie niegotowi, bo nie wiedza tak naprawde jak sie robi wolte, czy poprawne przejscia.
ale.. to tylko moje przypuszczenie, kto wie o czym tak naprawde chcial nam powiedziec Radeczek 😉
'Dobry". Cały problem w tym, co dla kogo znaczy "dobry". Każdy ma inne priorytety, ba! często nieświadome. Np. ktoś deklaruje, że interesuje go/ją postęp sportowy, a naprawdę - chodzi o poklask otoczenia. Itp.
Częstym przypadkiem jest priorytet dobrego mniemania o sobie. Wtedy każdy trener krytyczny będzie "be" 🙁 Innych bardzo interesuje własny rozwój, żeby nie wiem co, i wtedy ten, co tylko chwali - będzie "be". Jeden cierpliwości nie ma za grosz - i jak P nie pojedzie po kilku miesiącach - to trener do d*. Drugi patrzy, żeby się koniowi krzywda nie działa, i... czasem włączy bek, że "to dla konika za trudne" (drążki np.) Ilu ludzi, tyle wyobrażeń, co znaczy "dobry".
Owszem, trzeba być elastycznym, ale są granice "naciągania osobowości". Perfekcjoniście będzie trudno o wyrozumiałość non-stop. Wyrozumiały może nie umieć wywrzeć presji, kiedy trzeba. Jeden dużo tłumaczy - niedobrze, bo "mózg się lasuje". Drugi mówi o najistotniejszych błędach i pozytywach - źle, "bo ja chcę wiedzieć wszystko". Niełatwy kawałek chleba. Byłby łatwiejszy, gdyby ludzie jasno zdawali sobie sprawę ze swoich potrzeb, ale tak nie jest, więc zostaje metoda prób i błędów, aż "zabangla".
Tyle, że często jest tak, że żeby umieć określic czego się chce to trzeba najpierw trochę pojeździć. I to pojeździć z kilkoma instruktorami. Wtedy człowiek sam decyduje czy bawi go głaskanie po główce i ciągłe chwalenie (nawet gdy nie ma za co chwalić) czy chciałby czegoś więcej
Lanka_Cathar, nie sadze. Lanka_Cathar, klienci jednego instruktora (a zwlaszcza tacy, ktorych prowadzi od zera) oczywiscie beda go chwalic. jakby im sie nie podobalo, to by z nim nie jezdzili. no i chocby nie wiem jakie pierdoly im sprzedawal - beda wierzyc. bo nic innego w zyciu nie slyszeli..
niestety to jest prawda! dla laika rozpoznanie jest bardzo trudne, ale mam dobrą wskazówkę. wystarczy zobaczyć jaka będzie reakcja na propozycję "konsultacji/treningu", u innego szkoleniowca. 😉
swoją drogą nie ma uniwersalnego szkoleniowca, który zna się na wszystkim i wszystko każdemu potrafi wytłumaczyć i zmotywować- co innego teoria jazdy konnej, co innego dydaktyczna praktyka. dlatego szkoleniowców trzeba nie tyle zmieniać, co często wzajemnie konfrontować.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
26 czerwca 2012 17:06
Dlatego też, gdy do stajni przyjeżdża ktoś nowy, to informuję, jak wyglądają jazdy, jaki jest cennik, ilu jest instruktorów i w jaki dzień, kto pracuje i, że najlepiej pojeździć z każdym i wtedy wybrać u kogo czujemy się najlepiej. Dla mnie komplementem było, jak jedna z moich podopiecznych powiedziała, że przy mnie czuje się bezpiecznie, nieważne, co robi koń, ja daję jej takie poczucie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się