Co mnie wkurza w jeździectwie?

Nevermind, ale co innego zrobic kuku a co innego mieć niesprzedawalnego konia. Do tej pory miałam 2 konie do emerytury, żaden nie został kosiarką do trawy. Czy się rozwalały? Owszem, trzeba było leczyć.
Teraz właśnie z obawy "Co jeśli" kupiłam sobie kobyłę po źrebakach. Właśnie żeby była opcja "oddania" gdyby mi się w życiu pozmieniało totalnie.
Nevermind   Tertium non datur
25 czerwca 2024 20:48
xxagaxx, nie wiem, może żyjemy w światach równoległych, ja tam słyszałam o koniach, które zostały kosiarkami przez jeden wybryk. Ale Twoim aż dwóm koniom się to nie przydarzyło, to na pewno nikomu się nie zdarzy. Wystarczająco podkreśliłam absurd takiego rozumowania, czy nadal tego nie widzisz?
Sonika a ja Ci napisze tak. Ja konie dzierżawiłam, "pożyczałam" itp. a potem nagle mnie natchnęło i kupiłam swojego. I nie zmieniłabym tej decyzji. Finansowo wyszło sporo więcej niż zakładałam, a mam 2 dzieci i jestem jedynym żywicielem rodziny. Ale świadomość, że jadę do SWOJEGO konia, że nie muszę się martwić że odloze źle sprzęt to mnie ochrzania, obetre konia to będzie awantura, mogę z nim robić co chce i kiedy chce jest nie do oszacowania. Jest po prostu cudownie. Chociaż jak pomyślę, że mogłabym te 2 tys miesięcznie odłożyć i pojechać na wakacje z dziećmi trochę psuje mi ten obraz. Ale mimo to konia mam. Jak zachoruje będę się martwić. Umówmy się, że nawet przy niezłych zarobkach mało kto z nas jest w stanie wywalić nagle 20 tys na weta tak o. Po trochu każdy liczy, że "jakoś to będzie". Ja na początku chciałam konia w tereny, potem nawet nagle zaczęłam skakać i zawody jeździć. Jestem z okolic Lublina 😉 a żeby się trochę wspomóc finansowo puściłam konika w połdzierzawe, mam bardzo fajnego dzierżawcę, fajnego trenera za nieduże pieniądze. Myślę, że warto spróbować, jeśli po np pół roku stwierdzisz że jednak nie dajesz rady z kasą to sprzedasz konia.
Nevermind, xD Ta dyskusja już dawno zrobiła się aż nadto zabawna, ale niech będzie, spróbujmy dalej. A ile takich koni znasz? %? Jak dużo twoich z najbliższych znajomych ma zywe kosiarki? 1%? 2%? Ja na WSZYSTKICH moich końskich znajomych znam 2 takie konie. I oba użytkowane sportowo. Z tych co "jeżdżą" po lesie nie znam żadnego.
Czy każda osoba która kupuje zakłada ze tak się skończy?
Tak, może się to wydarzyć. Czy to znaczy ze jest to wielce prawdopodobne? Jeśli kazdy z nas posiadjący konie, zakłądałby, że każde jego koń tak skończy, to mielibyśmy tylko posiadaczy kónskich milionerów 😀

dla mnie to już koniec dyskusji, bo nie ma sensu po raz 4 powtarzać tego samego. Większośc koni, ktore kupimy z dobrym TUVem, stosunkowo młode, będzie sprzedawalne, zwłaszcza w perspektywie roku czy 2 czy nawet 4 lat. Czy to onzacza że KAZDY ? no nie. Można zwięszyć swoje szanse i kupić kobyłe xD najlpiej taką po źrebaku. Czy dalej są gwarancje? NIE.

ajstaf,
OO nie - są za małe. Odpowiednio duże XX tak, ale bardziej preferowane są półkrewki.
ajstaf, xx tak, jeśli mają wzrost. Klacze arabskie - w hodowli sportowej się nie spotkałam (pewnie kwestia wzrostu i drobnej kości), ale wiem że embrio od arabek robi się tylko używając innych arabek jako surogatek, inaczej nie mają pożądanego bukietu arabskiego.
Dzięki dziewczyny za zaspokojenie ciekawości 🌷
karolina_, dzięki! Brzmi bardzo logicznie, dla mnie surogacja to kosmos 😉
A czy jeśli taka ślązaczka urodzi swoje źrebię po ogierze xx i maluch wda się w ojca, to też jest opcja, że "uszkodzi" je mlekiem? Może głupie pytanie, ale tak zaczęłam sobie wyobrażać mocno różne źrebięta przy matkach 😅 moja wyobraźnia powinna czasem iść spać 🙈
Evka, - nie, bo ma połowę genów śl 🙂 to nie będzie drobny, gorący konik. W sensie może być zgrabniejszy, ale nie folblucik na cinkiej pęcince.
Ślązaki też są różne, mój nie jest grzmotem. Wielu go o dolew xx posądza, a to kluska śląska w czystej postaci.
keirashara, ja mam mix huculsko- śląski, przy takim to zaczynam spodziewać się wszystkiego 😅
Byłam ciekawa, czy natura sama w jakiś sposób "eliminuje" takie kombinacje między skrajnymi rasami. Miałam kiedyś do czynienia z folblutofiordami, było wesoło 😀
Nevermind   Tertium non datur
25 czerwca 2024 23:28
xxagaxx, idziesz w totalne abstrakcje. A ile % Twoich znajomych zginęło w wypadku samochodowym? Bo u mnie stosunkowo niewiele, to może wywalmy pasy bezpieczeństwa z samochodu. Na co one komu i tak.
Tak mniej więcej brzmisz w tym momencie.

A historii akurat znam sporo 🙂 Koni którym nagle wyszła choroba, szybko postąpiła i z konia była kosiarka. Koni, które rozwaliły się w głupi i trudny do przewidzenia sposób, a potem mimo leczenia wylądowały na łąkach. Koni przy których nawalił weterynarz. Nie jeden i nie dwa przypadki.
Facella   Dawna re-volto wróć!
26 czerwca 2024 00:06
xxagaxx, 2 takie konie to ja znam u jednej osoby. Jedna jest totalną kosiarką, na drugiej jeszcze od czasu do czasu się kulają stępokłusem do lasu. Niedługo będzie mieć jeszcze jednego takiego. Znam kogoś, kto wziął w darmową dzierżawę emeryta, bo tak go uwielbiał za czasów świetności. Znam kogoś, kto przyjął (przejął na własność) za darmo dwóch emerytów, bo właściciel nie miał co z nimi zrobić. Znam kogoś, kto kupił konia z myślą o startach i pół roku później koń przestał chodzić, jest kosiarką. W sumie takich osób znam więcej niż jedną. Znam osobę, której koń w wieku 10 lat musiał zostać uśpiony - a też miał być młodzikiem do startów. Aż ciężko mi uwierzyć, że wśród znajomych masz tylko dwa konie, które są niesprzedawalne/niejezdne.
Nevermind, a ty dalej swoje. Nawet porównania nie potrafisz zrobić dobrego, które oddaje ten konkretnych przypadek. Czy skoro znasz ludzi, którzy zginęli w wypadku to nie kupujesz samochodu/nie jezdzisz samochodem bo możesz zginąć? Czy jednak zakładasz ze dojedziesz na miejsce? To ty idziesz w abstrakcje, ale dalej upierasz się przy swoim.

Facella, I jak uważasz, ile % to jest ? 50% ? 60? Czy jednak zdecydowanie więcej koni jednak nie zostaje kosiarka ? Mówimy w odniesieniu do wszystkich koni, które ludzie sobie kupują.

Co wy probojecie udowodnić? Serio, może mnie oświecicie, bo wychodzi na to, że mamy forum skrajnie nie odpowiedzialnych ludzi, bo nie zakładali przy zakupie ze zaraz kon będzie kosiarka do trawy.

To że taki los nas może spotkać nie oznacza ze jest wielce prawdopodobny. I nie wiem jak można się na niego przygotować, zakładając że nam się coś w życiu może wydarzyć. Patrząc nawet na nasze ogłoszenia, o sprzedaży koni, to sami farciarze tam, bez kosiarek 😅 hodowcy to tez igrają ze swoim życiem, że tyle koni sprowadzają na świat a jednak większość jest sprzedawana.
Serio, czytając posty Facella, i Nevermind, strach z domu wychodzić, a kupno konia jest totalną nirodpowiedzialnością. Miałam w życiu kilka koni, rodzina hoduje te zwierzaki. Z moich żaden nie poszedł na kosiarkę przed pełnoletnością, pomimo chorób, wypadków czy kontuzji. W hodowli przez zgoła 30 lat (tyle pamiętam) jedna kobyła została wykluczona przez ciężki ochwat poporodowy i tyle...
Oczywiście trzeba mieć świadomość tego, że końskie zdrowie , podobnie jak psie, kocie, papużkowe czy ludzkie - na pstrym koniu jeżdżą, jednak zakładanie że koń rozsypie się 5 minut po kupnie to kompletna utopia...
_Gaga, raczej chodzi o to, że kupowanie konia nie jest najlepszą decyzją w opisanej sytuacji finansowej i życiowej Soniki, która prosiła o radę.... sądzę, że wszyscy tu raczej mają dobre intencje i chcą jej pomóc. Oczywiście decyzja należy do zainteresowanej.
Posiadanie własnego konia ma swoje plusy i minusy i raczej wie to każdy na forum co swojego konia ma/miał.
Nie ma co zakładać, że koń się rozsypie 5 min po kupnie, bo jeśli został np. nafaszerowany prochami to pewnie wytrzyma i 3 m-ce, ale znam przypadek że młody zdrowy koń, ledwo zajeżdżony dostał kolki na drugi dzień po zakupie i wylądował w klinice. I biedna dziewczyna miała mega stres bo nie dość, że wydała dużo kasy, koń zakolkował, to jeszcze ubezpieczenie nie zaczęło działać bo jest tam jakiś czas karencji, więc jeśli trzeba byłoby zrobić operację to na własny koszt a to nie są małe koszty. Więc to też trzeba brać pod uwagę, że różne rzeczy się zdarzają. Nie mówię, że tak jest zawsze, bo nie jest, ale konie to ryzyko z którym trzeba się liczyć.
Dla mnie mój koń też jest terapeutą i bardzo to sobie cenię. Tylko, że wszyscy wiemy jak jest i nie raz koń to też dodatkowy stres, ludzie w stajni to stres, warunki w stajni to stres itd itp. Więc branie konia z założeniem, że będzie moim terapeutą i odejmie stresu jest błędne. Lepiej zapisać się na hipoterapię, jakiś obóz albo inną formę spędzania czasu z końmi bez dodawania sobie stresu wynikającego z posiadania konia. To jest moje zdanie i nie każdy musi się z nim zgadzać.
Evka, - kiedyś były badania o kryciu skrajnie różnych koni, typu kucyki i ziemniaczki. Jak dobrze podpytasz Google to się pewnie znajdą, ale wniosek był taki, że płód poniekąd dostosowuje się do możliwości matki.
_Gaga, - też uważam, że już bez przesady z tym czarnowidztwem 🙄 Konie-kosiarki to nie jest norma. Jeśli chodzi o klinikę to zawsze można wziąć kredyt, przy stałej pracy jest to realne - ja brałam 🤷
Ja to tak czytając dwie ostatnie strony, to stwierdzam, że strach to w ogóle żyć😉 Tu już weszło takie czarnowidzenie i demonizowanie, że faktycznie, strach z domu wychodzić. Ja rozumiem, że należy mieć świadomość, bo koń może zachorować, a leczenie drogie i decydując się na kupno jakąś poduszkę finansową warto mieć, ale co poniektóre poleciały dosyć mocno w skrajności. Gdyby każdy miał takie podejście, to już dawno wszystkie hodowle koni by padły, bo mało kto by konie posiadał.
Różne rzeczy w życiu się zdarzają, wiele z nich nie da się przewidzieć i nie sposób na wszystko mieć odłożone pieniądze, bo trzeba by było mieć miliony na koncie. I to nie tylko o konie chodzi. Ważniejsze jest raczej podejście, świadomość i jakiś plan, co zrobię jeśli koń zachoruje. I nie na zasadzie, a jakoś to będzie, albo, będę myśleć jak coś się stanie. Ale nie można też wpadać w takie skrajności, że lepiej konia sobie darować, bo może zostać kosiarką i co wtedy. No może, ale nie musi. Jednak wiele osób tu na forum ma konie, są tu pewnie tacy, co się na nie zdecydowali nie mając grubych tysięcy odłożonych i sobie radzą.

Rozumiem jednak od czego ta dyskusja się zaczęła. Mnie też, tak jak Fokusową uderzyło to co Sonika pisała o chorym koniu, którym się zajmowała, że jak zachorował i nie można było na nim jeździć, to do niego nie przyjeżdżała i straciła radość z wizyt w stajni. No to tak trochę nie mieści mi się w głowie, bo owszem, jak się posypie i nie można na nim jeździć, jasne może być przykro. Ale nie wyobrażam sobie, żeby nie przyjeżdżać do konia i się nim nie zajmować, bo jest chory i nie mogę na nim jeździć. Bo jednak "na zawsze jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś."
Z tymi chorobami i nie przyjeżdżaniem to też kwestia co i jak, bo czasem tych potrzeb wizyt nie ma. Nie każdy potrzebuje jeździć patrzeć koniu w oczy. Jak potrzeby zwierzaka są spełnione to po co w sumie?
Czasem też jak koń jest dzierżawiony to sam właściciel się po prostu zajmuje, ja tak miałam, że mówiłam - sorry, konik nie działa, ja ogarnę, nie przyjeżdżaj, nie ma potrzeby.
Mnie też nie jara posiadanie konia dla oglądania jego dupy jak trawę je. W sensie czasem popatrzę, ma dożywocie u mnie i taki scenariusz jest brany pod uwagę, ale tak szczerze, to nie odwiedzałabym go na tej łące tak często jak przy założeniu jazdy na nim. Przecież dużo ludzi wysyłając konie na emeryturę odwiedza je raz kiedyś, nie kilka w tygodniu.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
26 czerwca 2024 09:42
Z tego co zrozumiałam, ten konkretny koń miał problem z sercem, nie mógł pracować, ale poza tym nie wymagał żadnej dodatkowej opieki.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
26 czerwca 2024 09:43
Ej ale doczytaliscie że ten "porzucony koń" to nie był koń Soniki? Tylko ona się nim opiekowała i traktowała jak swojego? To nie jej odpowiedzialność tylko właściciela dylać do tego konia

+ to że koń miał problemy takie że nawet nie można było go wziąć na spacer. Czy ja jestem jakaś nienormalna i uważam że to nic dziwnego jeśli dzierżawione zwierzę ma areszt boksowy bez daty końcowej to normalne że jako właściciel konia nie oczekiwałabym żeby dzierżawca przyjeżdżał (i w ogóle kontynuował dzierżawę jeśli prognoza jest nieciekawa)?
BUCK   buttermilk buckskin
26 czerwca 2024 09:56
a mnie po 24 latach nadal jara wszystko co jest związane z tym że mam tego konia 😁
z mieszanki różnych przyczyn nie jeździłam 2,5 roku i tylko patrzyłam jak je trawę 😀
kwestia podejścia, celu czy też jego braku 😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
26 czerwca 2024 10:04
xxagaxx, nie 50-60%, ale też nie wspomniane przez Ciebie 1-2%. Gdzieś pomiędzy 😉
Nie staram się nic udowodnić, napisałam tylko jeden post w tej całej dyskusji, który pokazuje, że tych kosiarek wcale tak mało nie jest. No i trzeba to brać pod uwagę, bo myślenie "jakoś to będzie" kończy się później zbiórkami na leczenie. Zakup konia to nie jest zachcianka na poprawę humoru, jak kupienie sobie torta czekoladowego. To jest decyzja na lata, która wiąże się ze stałymi wydatkami. Nie każdy się do tego nadaje.
donkeyboy, - dokładnie, myślę tak samo.
BUCK, - no i masz prawo 🙂 Natomiast czy będziesz patrzyła na tego konia koszącego trawę czy nie, to jemu nie uczyni to za bardzo różnicy w komforcie życia.
Facella, Tak patrząc na swoje i znajomych konie (mówię o osobach, które mają kilkanaście albo kilkadziesiąt) to średnio jeden na 15 odwija co roku coś kosztownego - a to czip do wyjecia w klinice, a to kolka w środku nocy taka, że trzeba weta wołać. Przy czym ja dużo ogarniam sama, podobnie jak inne znane mi osoby mające spore stada koni. Jeśli chodzi o akcje zakończone eutanazja/śmiercią nie ze starości/byciem kosiarka to tak 1 na 50 max w ciągu roku, są takie lata że się nic takiego nie dzieje. Czyli ja bym się zgodziła z 1-2% rocznie jako górna wartością. Przy czym to jest pi razy oko, statystyk tego typu nie prowadzę.
Ja tak tylko nieśmiało przypomnę, że Sonika nie ma własnego mieszkania bo jak sama twierdzi- nie ma wystarczającej zdolności kredytowej i finansowej żeby wyprowadzić się z domu. Koń w okolicach Lublina średnio kosztuje więcej niż te 1200 zł które może na to przeznaczyć. Pewnie, że są konie w małych stajniach przydomowych za 700-900zł bez hali stojące na samym owsie, z kowalem raz na 2-3miesiące za 100zł. Tylko, że bycie zmuszonym oszczędzać na wszystkim, co dotyczy konia jest przepisem na kolejną frustrację. Co jak w zimę będzie ch... pogoda i bez hali nie będzie się dało z koniem nic robić? Koń nie musi być od razu kosiarką- wystarczy że będzie miał astmę lub wrzody i koszty codziennego utrzymania poszybują pod sufit. Syndrom trzeszczkowy, który nie jest wyrokiem, ale wymaga stałej suplementacji i odpowiedniej opieki kowalskiej, też u takiej osoby mocno skomplikuje życie. Łatwo się mówi- można sprzedać. Dla mnie to zawsze była bardzo ciężka decyzja i to nie dzieje się: już teraz, tylko trwa, często miesiące i zabiera czas i energię. Poza tum Sonika nie celuje w profesora do małego sportu (takie konie w sumie łatwo sprzedać jeśli są na chodzie, tylko kwestia ceny), nie w dobrą klacz hodowlaną (bo na to nie ma zgromadzonych pieniędzy) tylko w tuptusia za 15 tys- to chyba nie jest zbyt chodliwy towar, który potem sprzeda się w tydzień, chyba że do Włoch z biletem w jedną stronę. Opisujecie przypadki ludzi, którym się udało "przetrwać z koniem" mimo małego zaplecza finansowego. Tych którym się to nie udało nie ma tu z nami na forum, bo mają traumę i "rzygają" na samo wspomnienie. Pamiętacie, jakie "drogi przez mękę" przechodziła Muchozol? (Piszę to ze szczerą sympatią do niej, bo znam ją osobiście).

Posiadanie swojego konia jest super. Ja też widzę więcej plusów niż minusów, ale większości ludzi, kiedy mnie pytają czy zakup to dobry pomysł odpowiadam, że nie. Bo posiadanie własnego konia zmienia życie i jest ogromnym zobowiązaniem. Znam konie, które miały właścicieli z podejściem "jakoś to będzie". Nie wszystkie skończyły dobrze🙁
Facella   Dawna re-volto wróć!
26 czerwca 2024 12:36
karolina_, rocznie może i tak, ale tak generalnie, patrząc na ogół populacji, to zdecydowanie więcej niż 1-2% to są konie nieużytkowe, wydaje mi się że do tego było odniesienie.
Ja bym w tym przypadku poczekała aż odłożę trochę więcej kasy, zarówno na sam egzemplarz jak i późniejsze potencjalne problemy. Mi już sam fakt że miałam skarbonkę na koncie z napisem "Na konia" dawał radość i motywację. Spisana na straty jako "nie będzie lekarzem ani prawnikiem, jedyne w czym może robić to języki" poszłam na filo hiszpańska w Hiszpanii - żeby mieć większe szanse że jednak kiedyś sobie zarobię na tego konika (wiem że infantylne, ale whatever works 🤣😉 I będę bardziej konkurencyjna na rynku pracy w Polsce, co otworzylo mi wiele innych drzwi i możliwości.
Takze polecam rozwagę i cierpliwość ale też i trzymam kciuki za spełnienie marzenia, bo taki cel jest niezwykle ważny i droga do niego też daje sporo satysfakcji, nawet jeśli trzeba ją rozłożyć na parę miesięcy a nawet i lat.

Btw jakbym miała stworzyć własna Utopię to wszyscy zastanawialiby się tam nad sprowadzeniem kaszojadkow na świat tak jak my nad zakupem konia, uważam że to rozsądne i w obu przypadkach powinno przebiegać w podobny sposób, wszystko byloby o wiele lepiej zorganizowane😁
rudziczek, ja jestem takim przypadkiem 😀 kupiłam konia, nie dałam rady go utrzymać i musiałam sprzedać. Po tym epizodzie w życiu mam poczucie wielkiego żalu do siebie, nie mam żadnych, ale to żadnych dobrych wspomnień.

I żeby nie bylo- nadal posiadanie konia jest dla mnie marzeniem. Tylko tym razem już z zapleczem, którego brakowało mi za pierwszym razem.
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
26 czerwca 2024 14:35
Tych którym się to nie udało nie ma tu z nami na forum, bo mają traumę i "rzygają" na samo wspomnienie. Pamiętacie, jakie "drogi przez mękę" przechodziła Muchozol? (Piszę to ze szczerą sympatią do niej, bo znam ją osobiście).
rudziczek, dzięki! Jak chcesz to zapraszam (Ciebie i Sonikę) zerkniecie jak wygląda moje spełnione surowe marzenie, które zrzuca i się trzęsie, boi czegokolwiek na górze. Przy czym jest to koń, który z ziemi jest super, nie robi na nim wrazenia koparka, kombajn, dziecko na quadzie kilka m dalej.
Ale siodło to ewidentna trauma. Były co najmniej 3 miejsca gdzie mogło go coś spotkać (jednak po żadnym bym się tego nie spodziewała), jest też opcja, że może ktoś go na wybiegu przestraszył? Nie mam bladego pojęcia i się nie dowiem.
I do szerokiej gamy problemów (wrzody, półślepy, szpat, odkruszony kawałek kości biodrowej) doszedł problem z galopem na jedną stronę. Kiedys wet mi sprawdzał bliznę pokastracyjną, ale mówię do fizjo, żeby zerknęła. A tam dziura (był wnętrem pachwinowym). Zaskoczyła fizjo, nas, trenerkę. Odkryta 3 dni temu, dziś ma być nasza wetka.
I przy tym okazie pieniądze na suple, warunki, dbanie to jest jedna strona medalu. Druga - potrzeba trenerki (Karolina Mucha, znana i polecana u nas w okolicy, bardzo cierpliwa, z ręką do koni i ludzi, bardzo polecamy) i męża, który pomoże nie tylko z koniem (wsiąść, jeździć, pracować), ale i wspiera w tym, że ciągle coś. Bo ja już ryczałam nie raz, rzucałam to wszystko w cho****, bo miałam dość wychodzących nowych rzeczy.
I to jest niesprzedawalny koń. Chyba, że jako ozdoba ogródka, bo bardzo ładny :P.
Wiem, że skrajny przypadek i mała szansa, że się drugi taki trafi. Ale też zadbałam o wszystko co mogłam - koń z dobrych warunków, z fajnym papierem, przed zakupem przebadany przez lekarza FEI (Baltica, Cavaliada i podobne imprezy). A i tak nagromadzenie pecha jakieś niesamowite.
Nie chcę doradzać Sonice - bo to nie moja rzecz. Ale zaprosić na kawę mogę. Może mój przykład pokaże drogę w jedną albo drugą stronę i pomoże jej wybrać najlepszą opcję.
Muchozol2, kto Ci kastrowal? Zaczynam się cieszyć że zawiozłam do kliniki
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się