Sprawy sercowe...

Zwierzęcy magnetyzm 😉
myślę, że to była przenośnia... bez przesady - może sa chętne na sex - ale mimo wszystko nie tak wiele jak się nam wydaje
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
10 marca 2017 07:33
Można mieć jeszcze to coś, bajere albo zwyczajnie być dobry w łóżku i fejm się niesie 😉
a może właśnie więcej niż nam się wydaje i jak koleś dobrą bajerę rzuci to ma
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 marca 2017 08:02
Znałam mężczyzn, na których na ulicy nawet bym nie spojrzała, ale jak przyszło do rozmowy to doskonale wiedzieli, co zrobić- gest, ton, spojrzenie, po prostu mieli w sobie "to coś".
Chyba każda z nas ma w otoczeniu taką kobietę- która niby jest przeciętna, wcale nie piękna, wcale nie jakaś gwiazda a jakoś przyciąga mężczyzn jak magnes. Czasem człowiek po prostu ma w sobie coś, co sprawia że jest atrakcyjny.
Ja obstawiam hormony 😁
Ale serio niektórzy po prostu "to" mają. Moim zdaniem.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
10 marca 2017 08:06
Jak czytam o właściwościach chemicznych magneZu to nic tam nie ma o przyciąganiu 😁
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 marca 2017 08:07
Polska język trudna język 😁

Poprawiam :kwiatek:
CzarownicaSa, ja mam w otoczeniu (albo raczej miałam jest lepszym określeniem), wlasnie takiego znajomego. Zwyczajny, niezbyt urodziwy w całości, a tez przeleciał juz pół miasta rodzinnego plus oczywiście w innych tez rozciągnął swoje macki 😉
przychodzi też taki czas na niektóre "stare panny", że trzeba jakoś łapać gacie i wtedy, to chyba wystarczy ja te gacie nie uciekają na drzewo 🙂
Mam ciotkę, obiektywnie zadbana, ale żadna lala, wręcz trudna uroda, orli nos i takie tam atrakcje, a jakby chciała, to miałaby większość.
Gillian   four letter word
10 marca 2017 09:16
Julie, miał w sobie to coś, babki na niego leciały w ogóle bez żadnej żenady, że jestem obok. Miły, uroczy, komplementujący, z takim uśmiechem, że nogi miękną. I działa!
Naboo, nic a nic... zawsze się bałam, że będzie mnie zdradzał ale nie miałam ani dowodów ani już potem przypuszczeń. Ufałam 🙂 nigdy nie wykazywał agresji ale też nie było takiej sytuacji, która mogłaby wyzwolić przemoc. My się praktycznie nie kłóciliśmy 🙂
desire   Druhu nieoceniony...
10 marca 2017 11:03
Prosze, powiedzcie że teściowe to zło konieczne...   😵 🍴
moja to, jak sie okazało, tak znakomita aktorka, że po ponad 2 latach spina, ale taka że wióry aż lecą.  👿
Gillian   four letter word
10 marca 2017 11:51
Heh... teściowa to zło 🙂
Gillian,  :kwiatek:

Uderzylo mnie tez w kontekscie tych historii o lovelasach ile tych lasek dookola gotowych na luzny seks. A z pozoru taaakie konserwatywne spoleczenstwo 🤣
Gillian   four letter word
10 marca 2017 13:02
Daj spokój. Temat rzeka.

Wczoraj byłam na misji ratunkowej pod tytułem zanieś umierającemu na stan podgorączkowy facetowi zupę 😉 rany... jestem normalnie oczarowana 🙂 jeny jeny o jeny  😜
ja bym chetnie tesciowa wyprowadzila na drugi koniec swiata!
moja teściowa jest mega zacną kobietą, kompletnie nie z mojej bajki - ale ogromnie ją szanuję
mieszka bardzo blisko (z 5 przystanków autobusem) ale mnie nie odwiedza i nie oczekuje tego ode mnie

nawet wczoraj do niej zadzwoniłam wysłuchać litanii o chorobach wszelakich ;-)
Ja mam bardzo spoko teściową. Już prawie osiem lat jestem z jej synem i złego słowa nie mogę powiedzieć. Nie to żeby zawsze wszystko było idealnie, ale w ogólnym rozrachunku jest naprawdę dobrze.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
10 marca 2017 13:53
Teściowe miałam całkiem spoko, ale jednego teścia to miałam takiego dziada i smutnego wacka, że tacy ludzie nie powinni chodzić po tym świecie.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 marca 2017 14:10
Ja dziękuję wszystkim siłom na ziemi że są w innym kraju i nie utrzymujemy z nimi kontaktów.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
10 marca 2017 14:42
Gillian, no mistrz normalnie. Moze on ma jakas osobowosc mnoga, czy inny wuj? Bo kurcze tyle farta i rozumu to nie uwierze, musialby byc mistrzem kretactwa, ze nie dosc, ze nie wpadl na jakimkolwiek uczynku, to jeszcze nic nie podejrzewalas.

A misja zakonczona sukcesem? Pacjent uratowany? 😉
Teściowe miałam całkiem spoko, ale jednego teścia to miałam takiego dziada i smutnego wacka, że tacy ludzie nie powinni chodzić po tym świecie.

o! to! to! 🤣 lepiej bym tego nie ujęła, tyle że ja mam
Gillian   four letter word
10 marca 2017 15:36
Ufałam. Kochałam. I może nie chciałam wiedzieć 🙂 mniejsza z tym już, niech się goni 😉 w końcu złapie jakiegoś syfa 🙂

Pacjent uratowany, dziś ciąg dalszy misji 😉 trudno wyjść jak zaczyna się robić fajnie ale nic, wracam grzecznie do domu 🙂
Ej, moja teściowa też jest w porządku kobieta. Mój mąż też ma git teściową 🙂
Gillian pierwsza pomoc 🙂
Ja też mam świetną teściową. I koniara! Na starość sobie drugiego konia kupiła, bo poprzedni stary a ona chce jeszcze intensywnie pojeździć (od zawsze tylko spacery do lasu). Gdyby nie ona to nie wiem czy bym wytrzymała z moim autystycznym mężem  😁
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
10 marca 2017 20:22
Ja teściowej ani teścia już nie mam. Mój mąż ma uwielbiającą go teściową i prateściową (moja babcia, nadal nie wiemy, jak nazywa się babcię żony). On też swoją teściową lubi, poza momentami, kiedy uczy ją obsługi komputera lub komórki. Wtedy mówię, że kiedyś stracę albo matkę, albo męża.  😁
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
10 marca 2017 20:43
Gillian,  :kwiatek:

Uderzylo mnie tez w kontekscie tych historii o lovelasach ile tych lasek dookola gotowych na luzny seks. A z pozoru taaakie konserwatywne spoleczenstwo 🤣


Przecież nie wiadomo, czy to są 'laski gotowe na luźny seks'. Może to nie jest luźny seks, tylko przed każdą roztaczana jest wizja fajnego związku, miłości itd? Bywają i tacy  😉
maleństwo   I'll love you till the end of time...
10 marca 2017 21:34
A mnie się, tfu tfu, bardzo poprawily stosunki z teściową, może love to to nie jest, ale jest bardzo poprawnie, a czasem nawet sympatycznie. U nas, mam wrażenie, pojawienie się dziecka zdziałało cuda i złagodziło obyczaje 😉
      A ja miałam mieć naprawdę fajnego teścia (Tatę A.), facet ze specyficznym żartem, ale bardzo rodzinny. Ogólnie widziałam go parę razy w życiu (pracował za granicą) ale bardzo go polubiłam, od początku dał mi do zrozumienia, że jakby się coś działo (wiedział, że moja Mama jest za granicą, a z ojcem staram się nie utrzymywać kontaktów), to mogę w razie czego do niego uderzać śmiało. Bo jak to uznał, jego syn to jeszcze szczyl, a on trochę w życiu przeszedł i na pewno coś poradzimy.

      Kiedyś po śniadaniu Wielkanocnym czym mnie rozczulił, wziął mnie na bok i prosto z mostu powiedział mi, że lepszej przyszłej synowej dla siebie i przyszłej żony dla A. sobie nie mógł wymarzyć, bo jestem inteligentna, szczera i naprawdę widać, że darzymy się pięknym uczuciem z A. (jestem ateistką, ale z szacunku do jego rodziny uczestniczę w Świętach, które obchodzą, z tym, że do Kościoła nie chodzę i nie udaję, że się modlę, czy coś, bo uważam to za swego rodzaju świętokradztwo? chyba tak się to nazywa. Jestem z nimi, jem śniadanie czy kolację np. wigilijną, kupuję lub robię upominki, rozmawiam, spędzam czas, ale we wszelkie typowo kościelne rzeczy się nie bawię).
    
         Niestety, były to ostatnie święta jakie było Nam dane z nim spędzić. W lipcu dwa lata temu zmarł. Na raka płuc. O którym nawet nie wiedział. Tu mały apel, ludzie, badajcie się. To tałatajstwo rozwinęło się, niezauważone, i zabrało naprawdę świetnego faceta. A można było jednak coś zrobić - najgorzej przeszła to Mama A. - Bo on jej obiecywał, że jak przyjedzie na święta, to zostanie dłużej i się kompleksowo przebada, bo truła mu tym głowę od paru lat już...

Zaś przyszła Teściowa.... Oj różnie bywało.
       Najpierw, dopóki byłam "tylko" dziewczyną jej Synka (tak, A. ma za 2 lata 30 urodziny, a ona dalej o nim publicznie mówi "Synek", i tak się do niego zwraca publicznie), było spoko, pogaduchy, kawki, obiadki. Tą złą zaczęłam być, jak wraz z A. podjęliśmy decyzję, że wspólnie zamieszkamy (2 lata temu). I tak byliśmy razem, ja wynajmowałam mieszkanie w mieście, gdzie się uczyłam, a on tam pracował - musiał dojeżdżać codziennie ponad 25 km + do mnie na weekendy. Poza tym, mając 24 lata nadal mieszkał z Mamą (jak już pisałam, Tata za granicą, a praca nie pozwalała mu wynająć czegoś samemu - za drogo)...

       I już tu zaczęły się schody. Potrafiła się do mnie przyczepić o byle pierdołę, tak samo czepiała się A. Wyszła z niej Nadopiekuńcza Mama, która nie chce puścić "dziecka". Prawdopodobnie przez tą nadopiekuńczość, A. był takim Piotrusiem Panem - w domu miał wszystko podsunięte pod nos, bo jak będzie gotował, to się poparzy jeszcze, a poza tym, on nie umie, sprzątać nie umie, ona to zrobi. Przeżył szok jak ze mną zamieszkał, i opierniczałam go, że po sobie nie pozmywał/ nie umył kuchenki którą uświnił przy robieniu jedzenia/że nie wpadł na to, żeby skarpety wpierniczyć do kosza z brudami, a nie na podłogę itd. DŁUGO zajęło, żeby zaczął sam wokół siebie ogarniać, czasami potrafi mieć z tym jeszcze problem, ale daje się 'zdyscyplinować" - wystarczy przypomnieć. No i nie jest to tak częste jak kiedyś.

       A Teściowa? Szlag ją jasny trafił, jak się okazało, że jedziemy za granicę do pracy (po części ją rozumiałam, pół roku wcześniej pochowała męża, który też za granicą był, zostały jej paranoje, że z synem może być podobnie, bo jej nie będzie na miejscu itd., nawet chciałam z nią o tym porozmawiać. No... nie dało się. Wpadła w histerię.). Jak się wcześniej jeszcze na domiar złego ze mną zaręczył, to dotarło do niej, że naprawdę "zabieram jej synka", że nie jestem jedną z tych dziewczyn, co się pojawiają i znikają w życiu Synka.

       Aktualnie mamy chłodne stosunki - nie gadam z nią, nie jeżdżę do niej, absolutnie nie bronię A. jej odwiedzać czy z nią gadać, ale jakoś sam nie za bardzo chce tam jeździć. Chyba zrozumiał, że tak się nie da (co tydzień u Mamy na obiadek, bo pewnie go nie karmię- no nie karmię, on mnie karmi, to jego działka, ja zmywam, sprzątam i piorę, do kuchni się nie wpierniczam). Za każdym razem, jak do niej jeździ, to ona na mnie najeżdża, co się kończy kłótnią, on wraca zdenerwowany samochodem, a droga tam wąska i kijowa, po prostu niebezpiecznie...

      Sama przeszła siebie, jak podsuwała mu jego byłą, (która go zdradzała, w czasie kiedy on pracował za granicą z ojcem, ale wyciągała do niego łapki po pieniążki "na internat"😉, żeby do niej wrócił, bo ona taka fajna, miła, ładna i w chórku kościelnym śpiewa! Zaznaczę, że już wtedy byliśmy zaręczeni. Matko kochana, to była chyba największa kłótnia w historii tej rodziny.

       Ale wiecie co? Kiedyś ją winiłam, wkurzałam się na nią. Teraz widzę, że ona po prostu inaczej nie umie. Ma problem, nie umie go rozwiązać, a na propozycję terapii ze strony A., stwierdziła, że to "pewnie chory pomysł tej Twojej ..., niedoczekanie Jej ze mnie wariatkę robić!". A my chcieliśmy tylko pomóc, m.in. dlatego, że po stracie męża, lekko jej odbiło i zaczęła nadużywać nieco alkoholu, no i chcieliśmy chociaż trochę uzdrowić relacje. Bo zarówno ją, A. i mnie męczy takie podkładanie świń z jej strony, a mogłybyśmy mieć przecież chłodne, ale życzliwe stosunki wobec siebie.

    Za to A. na swoją przyszłą teściową nie narzeka. Moja Mama go praktycznie usynowiła z miejsca, no, z tym drobnym szczegółem, że dała mu do zrozumienia, że jeżeli mnie skrzywdzi, to będzie miał z nią na pieńku, a jak będzie dla mnie dobry, to będzie traktowała go jak rodzinę i zawsze mu pomoże. A ona herod baba potrafi być dla wrogów, to się nieco zląkł. Ale teraz się z tego śmieją 😀

Edit: Po wypowiedzi Julie, przeredagowałam mój wpis (dzięki za zwrócenie uwagi). Mea culpa, niby staram się nad swoim sposobem pisania pracować, ale czasami zapominam, jak piszę szybko. I zjadam akapity, piszę za długie i złożone zdania.  🤬 Jak ktoś mnie na tym jeszcze złapie, to weźcie mnie opierniczcie :kwiatek:
Teściowa ech,  dobrze że moja mieszka daleko,  choć i z daleka potrafi tak kombinować żeby świnie w białych rękawiczkach podlozyc,  a potem oczywiście niewiniątko. No i kłamie,  kłamie namiętnie na każdym polu a tego nie umiem znieść. Oczywiście przez synka uznawana za nirporadna,  zagubiona, biedna. A na osobnosci kilka razy przekonałam się że to tylko maska.
Moja teściowa mnie szczerze nie toleruje i bardzo mocno chciała popsuć nam nasz własny ślub, chciała żeby było po jej myśli i bez koni  (najbardziej jej nie pasuje że mam konie i jeżdżę) Postawiłam granice już przed ślubem , walczyła zacięcie ale nic nie ugrala, kontakt zakończył się na "dzień dobry" jak się gdzieś przypadkiem spotkaliśmy. A tu proszę wczoraj dostałam od niej całkiem miły telefon.... leżę w szpitalu i chyba faktycznie się o mnie martwi.
Nawet przestałam myśleć po tej rozmowie ze jest taka straszna i może jednak zaczyna się przyzwyczajać że jestem żona jej syna. ;-)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się