Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
03 grudnia 2014 22:21
Ale to nie tak, wiadomo ze to jest tylko jedna z jego stron. Druga potrafi mi odstąpić weekend na swojej ukochanej działce na wyjazd ze znajomymi, pomoc zorganizować i jeszcze odbierać telefony o pierwszej w nocy zeby podyktować mi jak rozpalić piec. Po prostu ta gorsza strona ostatnio bardzo daje mi się we znaki...
Dzieki dziewczyny, fajnie to powiedzieć komuś kto ma dystans :kwiatek: Moj przyjaciel juz dzis zapytał czy nie trzeba Tacie poprzebijac opon, wiec nie moge tu liczyć na bezstronną opinie 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 grudnia 2014 22:25
Totalny off top- Kujka, Ty jestes mlodsza ode mnie? 😲
kujka   new better life mode: on
03 grudnia 2014 22:25
Zu, o ile pamietam dobrze na co chory jest Twoj tata to coz... no nie dziwie mu sie ze puszczaja mu nerwy, bo nawet jesli po sobie nie daje poznac to na pewno bardzo duzy stres przezywa i samo to wplywa na jego zachowanie.

Z drugiej strony tlumaczenie takich ciaglych docinek tylko choroba nie jest do konca fair wobec Ciebie.

Ty sie ucz spokojnie i udowodnij ze z ta sesja sie myli. 🏇

CzarownicaSa, nie sadze...a ktory Ty jestes rocznik?
Edit: jesli wiek forumowy jest poprawny, to jestem starsza od Ciebie o 2 lata 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 grudnia 2014 22:41
Racja 😉 tak myslalam, zmylil mnie poprzedni post 😁
Ooo!! Tak, wyprowadzka to bardzo pomaga. Polecam. I czekam kiedy znowu będę "wyprowadzona" (chociaż z drugiej strony to mi to jakoś zajebiście na rękę nie jest. Bądź tu mądry i pisz wiersze).

Zu, Nie no, okej, fajnie, że mówisz o swoich rodzicach, że są fajni - no rodzice. Ale to Ty będziesz żyła swoim życiem, nie oni :kwiatek:  A jak już będziesz miała to auto, to dasz radę na kolejną ratę zapracować? Czy nie za bardzo?
Tak czy siak - ja polecam przetrzymać. Dasz radę. Tylko na spokojnie :kwiatek:

kujka, Ej. To który Ty jesteś rocznik? :>
Averis   Czarny charakter
03 grudnia 2014 22:43
CzarownicaSa, jesteśmy chyba w tym samym wieku, więc kujka na sto pro jest staaaaarsza.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 grudnia 2014 22:56
Oj bo pisala o tych 23 latach to sie zmylilam 😁
Zu, a gdybyś tak... zmieniła podejście do ojca? Na takie... macierzyńskie, ciepłe, opiekuńcze? Przestawiła postacie w słynnej grze "rodzic-dziecko"? Przestała zabiegać o akceptację? (przecież ojciec cię uwielbia, tylko wyraża to zabójczo, pewnie mu się wydaje, że robi dobrze, że cię dopinguje, hartuje, wzmacnia...). Mogłabyś też ciepło, po przyjacielsku o tym porozmawiać, o tym jak bolą jego komentarze/naciski, jak okropne jest to "nigdy dość dobra", jak potrzebujesz uznania - jak każdy człowiek, który dobrze robi swoje. Mogłabyś też wyćwiczyć kilka reakcji/odpowiedzi wyrywających z (zapewne ogranych) schematów, typu: (ze szczerym, ciepłym uśmiechem, dotknięciem) "Tato, dobrze że się o mnie tak troszczysz, może dzięki twoim uwagom uniknę większego błędu", "Tatusiu najukochańszy, nie musisz się o mnie tak bać, może mi ciężko, ale dam radę - w końcu jestem twoją córką!" Itd.
Bo skoro opcja "przepracowania" ojca nie wchodzi w rachubę (sytuacja), ani opcja separacji na razie nie - to zostaje opcja konkretnego fikołka W SOBIE. Zmiany podejścia do danej osoby. Z osoby (siebie) uzależnionej od oznak bezwarunkowej akceptacji (nie wiesz, czy jej nie ma, wiesz, że jest czepianie się i marudzenie - oznaki braku takowej, ale mogą być fałszywe) i oczekującej na wyrazy uznania na osobę dającą bezwarunkową akceptację. Dającą Miłość.
Katharina   "Be patient and trust in the process"
04 grudnia 2014 02:40
Zu Halo dobrze pisze  🙂 spróbuj pójść właśnie w tę stronę, a myślę, że na "efekty" nie będziesz musiała długo czekać.
Dopadł mnie dół 😉 Znów mi skrzydła podcięło... 🙁
Aż się chce zacytować - "Szlachetne zdrowie..."
Zu nikt nie jest idealny i ja myślę podobnie kilka osób piszących przede mną, że ważna jest zmiana nastawienia, bo taty nie zmienisz, ja nieraz próļowałam i kończyło się to tylko burzliwymi dyskusjami bo oboje jak mamy swoje zdanie to próbujemy je 'przewalczyć' a  potem i tak każdy myślał i wiedział swoje.
U mnie też tata ma ciężki charakter, ale... ja mam taki sam momentami;d (wiadomo nie we wszystkim, ale właśnie z racji, że jesteśmy tak podobni to często się sprzeczamy i nie zgadzamy). Z jednej strony jest ze mnie dumny, na wszelkich spotkaniach rodzinnych i ze znajomymi chwali się jakie to ma córki, a ja hm.. chyba takiej bezpośredniej pochwały nigdy nie usłyszałam;d nie umie tego i już, ale ja to wiem i on to wie. Też czasami mi wypomina te moje konie, dziwne hobby, często wybory bo wolałby pewnie inną drogę dla mnie w niektórych momentach ale podświadomie kibicuje i podziwia i ja to wiem. Raz sam w burzliwej dyskusji mi powiedział, że on to w sumie tak się ze mną droczy, siostra ma inny charakter i raczej zawsze puszcza mimochodem jakieś 'niby kąśliwe' komentarze, a ja nie mogę się powstrzymać i próbuję przedyskutowywać swoje zdanie co nie zawsze jest dobre. Tak wieć halo dobrez radzi, uśmiechnąć się, przytaknąc i robić swoje🙂
Scottie   Cicha obserwatorka
04 grudnia 2014 14:33
amnestria, głowa do góry, zdrowie da się podreperować i znów staniesz na nogi. Nie wiem, co Ci dolega, ale bądź dobrej myśli- to tylko przejściowe!
Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
04 grudnia 2014 20:48
Dziękuję Wam :kwiatek: To chyba prawda, muszę się zdystansować i sama zmienić swoje podejście...
Dopadło i mnie-jak pomóc przyjaciółce,która właśnie próbowała popełnić samobójstwo??? uciekła przed mężem,jest teraz w szpitalu-zaproponowałam,żeby przyjechała do mnie,jak Ją wypuszcą z szpitala. Ona się boi-wszystkiego a zwłaszcza męża,tego,że jest pozbawiona wszystkiego-pieniędzy,telefonu,tableta,nie chce być dla mnie ciężarem.Jak Ją przekonać,że robie to bez jakilkowiek intencji?po prostu żeby Jej pomóc.
Bea1, brutalnie: a nie powinni jej pomóc terapeuci? W pierwszej kolejności. Szacun dla ciebie, ale strach się bać. Zasady "każdy dobry uczynek musi być ukarany" i "nikt nie dokopie ci bardziej, niż osoba, której najbardziej pomogłaś" (bo się niezręcznie z tym czuje). Rzecz w tym, że przywiązanie do znanego (choćby niemożliwie podłego) jest potężną siłą. A zmiany W SOBIE - bardzo bolą. I kto jest winny temu bólowi? Przecież nie kat, tylko ten co próbuje wspierać. Wspiera = chce zmiany. Zmian boli.
Przygarnąć, dać schronienie - pewnie tak, ale na konkretnych warunkach. Rodzaj kontraktu. Może i spisanego. Żeby można było palcem pokazać: miało być tak a tak (np. terapia).
Bea1 - skoro mówisz, że chcesz jej pomóc, to przecież są to intencje.
na pewno pomaga rozmawianie z taką osobą. Szczerze, nie unikanie tematu dlaczego chciała/chce się zabić, nawet jeśli miałaby ze szczegółami opisywać jak planuje powtórzyć próbę po wyjściu ze szpitala. Jeśli będzie widziała, że rozmawiasz z nią normalnie, próbujesz okazać zrozumienie i nie próbujesz przekonać "nie rób tego, nie warto, przecież życie ma tyle pozytywnych stron" to jest szansa, że da sobie pomóc. Przekonywanie osoby która chce się zabić, że nie warto tego robić nie działa, ale pokazanie że się dla niej po prostu jest, że chce się jej wysłuchać, że chce się zrozumieć(ale bez pouczania i mówienia co ma robić) - może pomóc. Jeśli ma problem z tym, że uważa że będzie ciężarem, to możecie ustalić, że np pomoże Ci sprzątać czy gotować. Choć może nie być w stanie i to też trzeba zrozumieć... Będzie pewnie odczuwać z tego powodu wyrzuty sumienia, ale możesz jej to przedstawić w taki sposób, że to tak jakby np miała złamaną nogę czy była chora na zapalenie płuc - wiadomo, że nie jest w stanie wtedy pomagać w domu, ale to nie znaczy że drugi człowiek ma ją zostawić na pastwę losu, nie przypadkiem relacje się nazywa przyjaźnią... i tak to jest w przyjaźni/rodzinie - raz jedna osoba pomaga, a innym razem druga. Równie dobrze za 2 lata Ty możesz potrzebować jej pomocy. Albo możesz jej powiedzieć, że lubisz jej obecność, w końcu się przyjaźnicie, wiec dla Ciebie nie będzie ciężarem, tylko będzie to dla Ciebie miłe, że jest blisko Ciebie. Nie wiem, nie znam was więc nie wiem jak wygląda wasza relacja, ale np w moim wypadku takie przedstawianie sytuacji pomagało.

Wbrew pozorom większość osób usiłujących się zabić, lub myślących o tym wcale nie chce tego zrobić, ale nie widzi innego rozwiązania swoich problemów - to jest najprostsze, sama myśl o tym, że można zakończyć życie jest dla takiej osoby niesamowitą ulgą, pomimo że zdrowemu człowiekowi się nie mieści w głowie. Ale jeśli będzie miała jakąś nadzieje na rozwiązanie tych problemów i podejmie trud radzenia sobie z nimi, to z czasem przestanie myśleć o śmierci jako jedynej opcji. Tyle że to trwa, jest trudne i wymaga pomocy specjalisty. Dla rodziny i przyjaciół to jest ciężkie.. Pobyt w szpitalu może pomóc, a może nie, myśli samobójcze ot tak nie przechodzą.. na pewno wskazana będzie potem terapia. Ważne, żeby był to terapeuta który wzbudzi u tej osoby zaufanie. I wsparcie rodziny/przyjaciół, najgorsze co można zrobić to mówić "jak możesz chcieć się zabić, przecież życie jest takie cudowne, jesteś przecież taka mądra/fajna/ładna/masz fajną pracę" itp itd. Dla takiej osoby takie słowa to pusty słowotok, jeszcze bardziej przygnębiający, bo ona tego tak nie przeżywa. Także - jeśli zdecydujesz się jej pomóc po wyjściu ze szpitala nie zamiatajcie tematu pod dywan, nie unikaj rozmów na temat samobójstwa. Pytanie czy Ty jesteś sobie w stanie z tym poradzić, bo to trudne. I czy ona będzie chciała dać sobie pomóc.. Jedno mogę powiedzieć - nawet jak nie przyjmie Twojej pomocy, to na pewno w jakiś sposób odczuje pozytywnie to, że jej to zaoferowałaś, że się o nią martwisz. Może nie przyzna tego, ale świadomość tego że inni się martwią może być tym, co skłoni ją do pracy nad swoimi problemami.
Bea1, no nie pomożesz jej sama. halo napisała najświętszą prawdę. Kilka lat temu pomogłam podczas rozwodu mojej rodzonej siostrze, trzymałam za rękę, pocieszałam, pisałam pozew, ukrywałam przed zalanym w trupa mężem, świadczyłam w sądzie (powód:alkohol, morze alkoholu) i co ? A no, rozwiodła się po pół roku wrócili do siebie, ja momentalnie zostałam odsunięta od ich życia, ta separacja trwała chyba kolejne pół roku. Nawet teraz gdy, nasze układy wróciły do normalności, nawet bywa momentami bardzo fajnie, to czasem przychodzi moment, że słyszę, znowu się wtrąca, narzuca swoje zdanie, nawet gdy dotyczy to totalnych głupot. To jest taki nasz "trup w szafie". Wtedy, podczas rozwodu, a zwłaszcza przed nim byłam potrzebna, jej świat walił się na głowę, potem niestety byłam tylko niechcianym świadkiem złych wydarzeń. Nie wiem czy dobrze przekazuję Ci swoją intencję, ale owszem możesz pomóc, ale nie namawiaj na siłę. Przyjaciółka sama musi do tego dojśc, spaść na samo dno niestety, inaczej nic jej to nie da. Terapia może pomóc. Mojej siostrze nie pomogła, w tym sensie, że nadal są razem, on nadal ma swoje ciągi i wpadki, ale żyją razem, a ona marnuje z nim swoje, jedyne !!! życie. Bądź, wysłuchaj, ale nie ciągnij na siłę, bo to nic nie da. Strasznie to przykre.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
05 grudnia 2014 14:43
branka- Nie, samobójstwo nie jest najłatwiejszym rozwiązaniem. Nawet nie wiesz, ile trzeba mieć odwagi, lub w jakiej sytuacji być (przypartym do muru, sytuacji bez wyjścia), żeby spróbować popełnić samobójstwo.
Dla wielu osób samobójstwo wydaje się aktem tchórzostwa, ale do tego też trzeba mieć odwagę, wbrew pozorom.
Dzięki dziewczyny za rady. Zdaję sobie sprawę,że macie racje-zwłaszcza o terapii.Z tego,co wiem,to Ona już wcześniej była pod opieką psychiatry(depresja) więc mam nadzieję,że tym bardziej teraz zgłosi się na terapię.
Ale pozbyłam się wątpliwości-jeżeli tylko mi na to pozwoli,to Jej pomoge.
Ona kocha konie,jeżdzi-ja mam ich w domu 7,prowadzimy hipotrapię,postaram się aby jak najczęściej z nimi przebywała.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
06 grudnia 2014 09:09
Bea1, moze na jakis czas 'zatrudnij' ja u siebie- powiedzmy za wikt i opierunek i dach nad glowa. Daj konkretny zakres obowiazkow- jak nie ma nic przeciwko to i machanie widlami, moze ruszanie koni, ktore tego potrzebuja, lonzowanie, asystowanie przy hipo? Tak, by miala codziennie konkretne cele, zadania, by byla potrzebna?
Dementek - nie uważam tego za akt tchórzostwa, nic takiego nie napisałam. Mowie ze swojego doswiadczenia, moze ktoś patrzy na to inaczej. Dla mnie wizja pozbawienia się zycia była swego czasu prostsza niz rozwiązanie swoich problemów, bo nie widziałam możliwosci ich rozwiązania. To że prostsza nie oznacza oczywiście, że prosta...
szafirowa-właśnie taki mam zamiar
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
06 grudnia 2014 18:07
branka- Niektórych problemów nie da się rozwiązać. Czasem nie widzi się szans na zmianę na lepsze. Zwłaszcza jak jest się samemu z problemem, nie ma wsparcia.
No i zdarza się, że nie chce się pomocy (,,łaski"😉 od innych, tylko próbuje się samemu poradzić z problemem. Z jakim skutkiem? Z tym już różnie bywa...
Najgorsze jest słuchanie tekstów: ,,Ty tego nie zrobisz, chcesz tylko zwrócić na siebie uwagę", ,,Weź się w garść.", ,,Nie histeryzuj.". Albo milczenie i wtedy poczucie ignorowania problemu. Szczerze? Jak byłam nieogarnięta to chciałam usłyszeć: ,,Masz problem, musisz iść do specjalisty. Pójdę tam z tobą. Nie zostawię cię samej.".
Dementek, a może właśnie pora na specjalistę? Terapia bardzo pomaga, a ja jestem tego najlepszym przykładem. Trzeba znaleźć tylko terapeute co ci podpasuje. Problem z potrzebą akceptacji jest o wiele powazniejszy niż może się wydawać, bo przekłada się na wszystkie aspekty życia i wszelkie kontakty z ludźmi - oczywiście mniej lub bardziej. A wynika najczęściej z... Braku samoakceptacji 😉
Dementerek - to prawda, że niektórych problemów się nie da rozwiązać - ale można zmienić swoje podejście do nich. Można zmienić podejście do życia z problemami.
Czekam aż wszystko się wyprostuje z anielska cierpliwością, a tu pach, jedno do przodu to z automatu chyba kolejne problemy.
Chciałabym żeby ktoś podjął za mnie wszystkie te trudne decyzje, chociaż wiem że to niemożliwe. Trzymam się mocno, ale jakim kosztem...
Powodzenia dla wszystkich zdolowanych, damy radę. Jakoś.
vanille, maluda, Dzionka, dzięki dziewczyny. Jakoś sie pozbierałam, no ale żal i tak pozostanie mi chyba juz na zawsze. Pewnie trzeba będzie podjąć jakąś trudną decyzję, no ale takie jest życie... ech...

Dzionka
jestem jeźdźcem w takiej dużej stajni, której nazwy oficjalnie wolałabym nie podawać, bo też mogę mieć kłopoty
Ja to chyba będę zaraz z lodówki wyskakiwać, jeśli chodzi o marudzenie w tym wątku.
Chyba zostanę suką roku i zostawię mojego faceta jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
Nienawidzę siebie, nienawidzę wszystkiego.
Jeśli chodzi o kłody pod nogami to jestem chyba mistrzem świata.
Staram się nie poddawać.
szafirowa-właśnie taki mam zamiar


I co sie zadziało? Wróciła do męża?
U mnie od pazdziernika wszystko konsekwetnie sie wali. Rownia pochyla. Dawno nie bylo mi tak zle. 😲
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się