Singiel, związek - wybór czy konieczność?

moja babcia ma mega komfort psychiczny w postaci dwoch corek i mega wypasionej wnuczki 👍 😁

a powaznie mowiac- moja babcia doskonale wie, ze ja sie niebawem wybuduje, wiec moje mieszkanie bedzie calkowicie do jej dyspozycji- bede miec do niej 10 km samochodem, moja mama 10 minut spacerkiem, moja ciotka troche dalej, ale nadal miasto to samo. a jak juz nie bedzie mogla sama mieszkac, to i jak sluze duzym domem i moja mama.

zreszta ten jej maz to powaznie jakas pomylka zyciowa, co to sobie znalazla kochanke, sprzataczke, kucharke, pomoc domowa etc. w jednym i calkowicie za friko 🙄 niestety czesc facetow mysli wlasnie tak, jakby sobie tu dobrze dupencje na starosc wcisnac.

Zapomniałaś, że ma jeszcze wypasionego prawnuka 😉
Widzę,że przydałby się wątek:
Związek -wybór czy konieczność?


Niektórzy nie potrafią funkcjonować w wersji single.
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
01 lipca 2009 13:50
zen, szacuneczek dla babci :-) Ma kobieta jaja! (że tak powiem) :-)
szepcik- no faktycznie 😁

whisper, no ma 'jaja'- ale u nas to jest jakas 'przypadlosc' chyba genetyczna. moja prababcia tez wolala byc sama, i tak wszystko na wsi robila sama, wiec po kilku latach doszla do wniosku, ze po co jej kolejna osoba w domu, po ktorej trzeba sprzatac, wiec sie rowniez rozwiodla 👍 60 lat temu wzbudzila wielka sensacje na wsi. ale generalnie ona to aparatka byla niesamowita, bo konno zapylala po wsi, skaczac sobie przez rozne przeszkody terenowe- o zgrozo- w klasycznym meskim siodle. w ogole patrzyli na nia jak na zjawisko, bo wolala z konmi siedziec niz z babami po wsi plotkowac..
moja babcia w tej chwili trzeci raz sie rozwodzi, moja mama po jednym rozwodzie- ale drugi maz jest naprawde w porzadku i nie zanosi sie na rozwod- oby 😵 , ciotka rowniez po jednym rozwodzie (jest teraz sama, z podobnych wzgledow) i na facetow patrzec nawet nie chce- pod katem stalego zwiazku. a ja? u mnie nie wiem do konca jak bedzie, maz twardo na rozwod sie nie zgadza, ale dobrze wie, ze jak sie upre to i tak go dostane, bo argument mam solidny. nie mam 100% przekonania do rozwodu, bo jak troche odpoczelismy od siebie i nie mieszkamy razem, to jest nieco lepiej- chociaz powod mojej decyzji nadal aktualny.
deborah   koń by się uśmiał...
01 lipca 2009 14:08
ninevet,  była taka historia o kolesiu który ożenił się po to żeby na łożu śmierci miał mu kto wode podać...

wiele lat znosił smęcenie ludzi i się nie żenił. w końcu z powyższych względów stanął na ślubnym kobiercu.
Kilka lat później leży na łożu śmierci i myśli... "50 lat byłem singlem. było mi dobrze. wziąłem sobie żonę. ciągłe kłótnie, zabierała mi całą emeryture i nawet na fajki musiałem żebrać... ale wiedziałem po co to robię.. żeby miał mi kto szklankę wody podać na łożu śmierci....

... i co k***a? nie chce mi się pić!!!"
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
01 lipca 2009 14:20
zen, nieźle, pozytywne osoby. A Ty sama zobaczysz co Ci życie przyniesie 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
01 lipca 2009 14:45
deborah, niezła tragikomedia, się uśmiałam.

Ja tak myślę, że będę singlem i z wyboru, i z konieczności.
Teraz wciąż trwam w dziwnym związku, który się zakończy za 3 miesiące (bo trzyma nas wspólne mieszkanie, i chyba już tylko to... ). Od chwili kiedy zamieszkaliśmy razem wciąż przebrzmiewał mi w głowie wielki ZONK! 24-letnie wówczas duże dziecko na każdym kroku szukające opieki. A ja nie jestem gotowa na macierzyństwo. Jeśli już - to chcę się opiekować dzidziusiem, nie dużym facetem  🙁

I tak sobie myślę, że ja nie nadaję się na związki. Głównie z tego powodu, że mam dość silny charakter, a na horyzoncie zostały już chyba tylko duże dzieci którzy szukają młodszej mamy, albo typy które wolą być zupełnie samodzielne.
Wszyscy normalni aktywni w typie facet-partner są już chyba zajęci.

I szczerze mówiąc, im więcej o tym myślę tym bardziej mi się wydaje, że będzie mi z tym ok.
Chociaż jak widzę moją 29-letnią siostrę z kilkoma nieudanymi związkami na koncie, to wiem, że pewnie i ja zatęsknię za stabilizacją i rodziną. Ale nie przyszedł na mnie jeszcze czas. I nie wiem, czy nadejdzie on w ogóle.
Proponuję zacząć mówić "ma baba jajniki". O. Czemu wszystkie dobre cechy ludzi płci obojga miałyby być męskie???

Do kompletu wersji Single Ladies:


BTW trzydziestki narzekające na niedobór sensownych wolnych samców, nie ma co się łamać, zaraz się zacznie wysyp egzemplarzy z odzysku 😉 Można wtedy w myśl piosenki się pomęczyć: http://janfil.wrzuta.pl/audio/3HUz4xChavv/raz_dwa_trzy_-_czy_te_oczy_moga_klamac Choć nie wiem, do jakiego modelu takie męczenie się łapie?

Ja się staram zawsze pamiętać o zasadzie, że ludzie są niedoskonałe, pokręcone i kłopotliwe. Wszystkie ludzie. I że jak się szuka kogoś dla siebie na dłużej, to trzeba tylko wybrać rodzaj niedoskonałości, kłopotów i pokręcenia, który jest się w stanie znieść. I kogoś, kto o nas pomyśli podobnie. Bez tego to wchodzenia w związki nie widzę... Już lepiej singlować. Powiedzieć sobie, że to nie dla mnie. W sumie fajnie, że łatwiej teraz powiedzieć otwarcie "nie chcę tych wygłupów".

[quote author=Ktoś link=topic=7238.msg287447#msg287447 date=1246371146]
kobiety nie są już z jednej strony tak zahukane jak kiedyś,a z drugiej strony,w "dzisiejszych czasach" 🤣 dużo więcej wypada... (...) wypada być z dużo starszym facetem...wypada być utrzymanką...wypada złapać facet na dziecko...wypada mieć faceta...[/quote]
To chyba akurat nic nowego 😉 Raczej to samodzielność (w związku czy poza nim) weszła do kanonu normalnych zachowań.
Widzę,że przydałby się wątek:
Związek -wybór czy konieczność?


Taniu związek z konieczności wcześniej, czy później się rozpadnie... bez krzty miłości, bez "motylków w brzuchu", bez odrobiny fascynacji drugą osobą - co pozostanie? Łóżko tylko? I "małżeński obowiązek" bo inaczej tego nazwać nie potrafię? W takiej sytuacji wolałabym być w miarę szczęśliwym singlem, niż nieszczęśliwą w związku...
Oczywiście zawsze są jakieś wzloty i upadki. Czasami człowiek by partnera chętnie powiesił na najbliższej suchej gałęzi za "źle wycisniętą pastę do zębów", ale jeśli rzeczywiście obie strony się kochają i są dla siebie nie tylko kochankami, ale - przede wszystkim - przyjaciółmi - to i ta sucha gałąż znika...

I jeszcze jedno: co singla mogłoby zmusić do związku? Finansowo sobie radzimy. Auto naprawia mechanik. Sex - żadnen problem... etc...
Troszkę zmodyfikowałam tytuł,żeby pasował do toku dyskusji.
Są osoby,dla których związek to konieczność. Znam taką panią - bardzo romantyczną i poszukującą związku. Obserwowałam ją przez wiele lat.Jej zakochania, wizyty w klubie dla samotnych. Kolejne związki z dość byle jakimi facetami. Ta pani bez motylków poprostu gaśnie w oczach. Niedawno ją spotkałam ,jest już na emeryturze -wygląda na sto lat. Mówiła mi,że wcale nie wychodzi z domu-bo po co? Bo jest sama, bo nie ma dla kogo pisać wierszy. A pamiętam jak rozkwitała jak się ktoś pojawiał -tak piękniała niesamowicie. W jej przypadku nie chodzi o sprawy finansowe - tylko o ten trzepot serca. Uzależniona od miłości. Smutne.
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
02 lipca 2009 09:05
Tania, smutne... niektórzy nie potrafią żyć bez miłości i gasną wtedy.
Ciężko jest znaleźć/trafić na tą drugą połówkę, która spełni choć w części nasze oczekiwania.
Ja ostatnio zauważyłam, że faceci mnie denerwują, mają tak dziwne podejście do niektórzych spraw, ze nóż się w kieszeni sam otwiera. No i generalnie jak widzę kłótnie o byle co w związkach moim znajomych, to mi się śmiać chce - bo kubek, bo skarpety - szkoda by mi było życia na takie coś. A może zyje w jakiejś bajce, w której tylko mi sie wydaje, ze jak jasno i wyraźnie określę się z tym co mogę dac i czego wymagam, to to załatwi sprawę?
Ehhh...książe na koniu... nie musi być to biały rumak! Czasem myślę, że wyginęli :-/
Ciekawy artykuł na temat dzietności jest w ostatnim "Najwyższym Czasie!". Autor, powołując się na opracowania ekonomistów ze "szkoły austriackiej" podnosi, że skłonność do posiadania dzieci maleje na skutek presji podatkowej i regulacyjnej ze strony państwa, która przesuwa preferencje konsumentów w stronę konsumpcji doraźnej (tak, jak podczas klęski żywiołowej czy wojny, gdy każdy ratuje własną skórę, a nie zastanawia się nad przyszłością), co inwestowaniu w potomstwo nie służy...

Mnie natomiast (abstrahując od faktu, że kolejny wieczór łeb mi na...a i nie jestem zdolny do żadnej normalnej pracy, stąd się tu udzielam...) uderzyło podczas lektury "Pamiątek Soplicy" Rzewuskiego jak bardzo opisywana przez niego XVIII-wieczna szlachta - uważana powszechnie za anarchistyczną i nierządną - była zsocjalizowana. W sensie, że uspołeczniona, a nie że miała socjalistyczne poglądy, broń Panie Boże! Myślę, że klucz do odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule tego wątku właśnie w uspołecznieniu leży.

Ludzie przez setki tysięcy lat byli przede wszystkim bydlętami stadnymi. Nie ma zaś stada, jeśli nie ma rządzących nim reguł. Przy tym, ekspresja instynktów seksualnych, jako drugich co do ważności (po instynkcie samozachowawczym) wyzwala zbyt potężną energię, aby stado mogło ten problem ignorować. Stąd też w stadzie (czy jak kto woli, w społeczeństwie) musiały obowiązywać ścisłe reguły określające, komu z kim, kiedy i (do pewnego stopnia) jak może "te rzeczy" robić. Jest tak zresztą niemal u wszystkich stadnych ssaków (u wilków na ten przykład rozmnaża się tylko dominująca para, u koni, jak wiadomo, istnieje poligamia z jednym reproduktorem na każdy tabun, bodaj małpy są pod tym względem najmniej porządne, od razu widać, do kogo jest nam genetycznie najbliżej  :pije🙂.

Żyjemy w warunkach bezprecedensowego dobrobytu. Dlatego też nasze stado (społeczeństwo) nie musi być tak restrykcyjne w narzucaniu norm jak jeszcze 20 lat temu (pamiętam że wtedy, w małym pomorskim miasteczku, gdzie dorastałem, para żyjąca "na kocią łapę" lub rozwodnik, budzili powszechne i nie skrywane zgorszenie, a na stare panny i starych kawalerów patrzono z politowaniem). W zasadzie, to stado nie jest nam specjalnie potrzebne! Nie musimy się identyfikować ze społeczeństwem, ani poświęcać naszej wygody dla uczynienia zadość rządzącym nim normom. Pomyślcie tylko, jakim piekłem musiało być życie "singla" w czasach kartek na żywność i kolejek! Sam pamiętam, że ja stawałem w jednej kolejce, matka z siostrą na ręku w drugiej, a trzy czy cztery inne mieliśmy "obstawione" dalszą rodziną. Zresztą, pożytek z posiadania licznej rodziny był wtedy oczywisty: jeden pracował w GS więc mógł odłożyć "pod ladę" wędlinę i chlebek, inny w kółku rolniczym, to jakieś części zamienne załatwił, itp., itd. Osoba samotna i pozbawiona wsparcia grupy, a tym samym wykluczona z tego nieformalnego rynku wymiany usług, skazana była niemal na głodowanie.

Nic takiego nikomu dzisiaj nie zagraża. To po co się męczyć? Sam jestem "dobrym przykładem złego przykładu", od 12 lat żyjąc w wolnym związku i nie mając, ani nie zbierając się mieć dzieci. Oczywiście, że postępuję samolubnie i nic poza lenistwem za moim zachowaniem nie stoi. Gdyby wszyscy tak zrobili, za 30 lat padniemy z głodu, bo nie będzie miał kto pracować. Jednak z faktu, że podzielam ten pogląd wcale nie wynika, że kiedykolwiek zdobędę się na jakieś zmiany. W końcu, podobnoż Marian Piłka powiedział kiedyś, że "znak drogowy wcale nie musi podążać w stronę, którą wskazuje". Przy tym, gdybym był dobrym synem, mężem i ojcem, nigdy bym na konia nie wsiadł (bo nigdy bym z mojego pomorskiego grajdoła nie wyjechał, a nie znam nikogo tam, kto by tak szalony pomysł jak jazda konna - po co i na co to komu? - uznał za rozsądny...), o takich błazenadach jak wycieczki po Rosji za jakimiś chudymi szkapami czy - o zgrozo - kupno ziemi i przenoszenie się do baraku w innym zaborze - nawet nie wspominając. Jest charakterystyczne, że kiedy moi rodzice pierwszy raz odwiedzili nas po tym, jak się dowiedzieli, że mieszkamy razem, powiedzieli: "coś ty chłopcze NAM zrobił". Otóż to! Im krzywdę zrobiłem - zanegowałem reguły, którymi rządzi się stado, stada już więc nie ma. Cóż zrobić, cóż zrobić...  😡
Kiedyś żyłam dość "imprezowo" tak bym to nazwała, więc posiadanie w tym czasie kogoś na stałe było by uwiązaniem sobie kuli u nogi.
Człowiek który jest młody i chce się bawić nie potrafi podzielić życia i czasu na to by mieć faceta a jednocześnie żyć bez zobowiązań i pewnych uzależnień związkowych.
Do tego by mieć kogoś na stałe, obojętnie czy będzie się z nim już zawsze czy rok może dwa lub pięć trzeba dorosnąć.
Wiążąc się z kimś trzeba mieć na uwadze że większość naszych decyzji będzie rzutowała nie tylko na mnie ale również na tą drugą osobę, i wybór domu, wystroju mieszkania, miejsca zamieszkania, kupno samochodu, otworzenie firmy zawsze analizuje się z tą drugą osobą bo patrzy się również pod jej kątem, nawet jeżeli nie mamy 100% pewności tego że związek wypali do samego końca.
Teraz jestem w takim związku 3 lata dla mnie szok, bo nigdy z nikim nie byłam, myślę że to efekt dorośnięcia psychicznego do tego by mieć na uwadze dobro i zdanie swojej połówki.
Tak jak wcześniej nie umiałam wyobrazić sobie tego że żyjąc muszę liczyć się dobrowolnie z kimś jeszcze, tak teraz wręcz przeciwnie cieszy mnie że siła jest w nas dwoje i że mam wrazie czego na kogo liczyć mieć podparcie duchowe czasem pewnie nawet finansowe (to działa również w drugą stronę)


Co do skrajnych sytuacji i związków pod stałą kontrolą, nie rozumiem ich i osobiście mając do wyboru życie wolnym lub w tak  toksycznym związku wybrałabym samotność. Ludzie którzy nas ograniczają zazwyczaj dążą do naszego zniewolenia przez co nie możemy się realizować, czujemy się skrępowani i osaczeni a do tego bezradni.
Dlatego właśnie dorosłam do związku w którym zarówno ja jak i mój chłopak mamy swoje wspólne marzenia ale też te osobne i albo się wspieramy albo nie wchodzimy sobie w paradę.
Zgadza się, że do związku trzeba dorosnąć. Ale ja nie sądzę, żeby bycie w związku przeszkadzało imprezowemu trybowi życia, czy posiadaniu 'własnych' znajomych. Wszystko jest kwestią organizacji własnego czasu. Nie wyobrażam sobie stawiania drugiej osoby przed wyborem, czy spotka się ze mną, czy ze swoimi przyjaciółmi. Wszystko można tak poustawiać, żeby wilk był syty i owca cała. Trzeba tylko chcieć i uszanować indywidualność drugiej osoby.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
06 lipca 2009 08:18
Dokładnie tak. W moim związku mamy z drugą połówką wspólnych, ale i "własnych" znajomych, z którymi spotykamy się wspólnie lub osobno.
Mamy też różne zainteresowania i nie wchodzimy sobie w drogę.
Imprezy? Nie widzę powodu, aby to, że jestem z kimś ograniczało moją swobodę imprezowania - oczywiście, bez zdrady, kłamstwa i zachowywania się w sposób raniący drugą stronę.

Trzeba umieć żyć z kimś, ale nie tracąc własnej autonomii, bez ranienia drugiej strony.
Dzwoni do mnie wczoraj koleżanka z płaczem. Małżonek /popijający po kątach/ wywołał domową awanturę, zwyzywał ją i jej mamę od najgorszych , poprawił kilkoma szturchańcami i odjechał demonstracyjnie w siną dal.
Ja na to:
-Ufff. Nareszcie. Niech sobie jedzie a ty leć do adwokata. Rzuć go wreszcie! Bije Cię, straszy, poniża. Masz fajny zawód, odchowane dzieci –dasz sobie radę sama. Od dawna to mówię.
Na to koleżanka wystraszona:
- No coś ty? Przecież w piątek jedziemy na wczasy nad morze.
I to jest coś, czego nie rozumiem i nie zrozumiem. Czemu kobiety na to pozwalają?
p.s dzwoniłam spytać co i jak-wrócił , koleżanka przepraszała go (sic!)  , teraz łaskawie spożywa śniadanie i milczy obrażony
/ skacowany /.
To jak trochę do wypowiedzi Tani nawiążę, a trochę wprowadzę wątek "prorodzinny".

Mnie wszyscy znajomi faceci mówią, że jestem idealną kandydatką na żonę - bo obiadek ugotuje, posprząta, o wszystkich się zatroszczy, zawsze myśli o innych i ich potrzebach, opiekuńczość to jej drugie imię, do tego lubi dzieciaki i zwierzaki, nie daje im wejść na głowę, generalnie kobieta stanowcza, stała, o konkretnych poglądach i do tego ma manię pomagania i uprzyjemniania innym żywota.
I mi tam do małżeństwa się bardzo spieszy, wcale nie mam nic przeciwko modelowi "mama w domu" (jakbym miala koniki pod domem to już w ogóle bym nie miala na co narzekać 😉 ). Problem w tym, że mój kandydat na męża jest dość... ciapowaty. Lubię go jako osobę i kocham jako partnera i przyjaciela, ale na męża się toto w chwili obecnej nie nadaje. Jest milusi, słodziusi, kochaniutki, doradzi, pogada, pośmieje się, pożartuje, czasem nawet coś mądrego wymyśli, ale nie ma w nim pewności siebie, stałości, po prostu KONKRETNEGO FACETA. I w tym momencie jestem z nim, ale w zasadzie gdybym została singielką to wszystko wyglądałoby prawie tak samo. Do tego zaczęli mi się podobać faceci w okolicy, którzy są właśnie konkretni, agresywni, pewni siebie, z syndromem "co to nie ja" i jestem wręcz przerażona tym, że zaczęłam na takich typów zwracać uwagę. No i stwierdziłam, że jako kobieta potrzebuję stałego, pewnego siebie, twardego kolesia, a nie misia-pysia do przytulania i długich rozmów po nocy. Powiedziałam to swojemu wybrankowi i w sumie sama nie wiem, jak to się skończy. (w sumie nadaje się to chyba do wątku o problemach sercowych 😉 )

W każdym razie do czego zmierzam - myślę, że wiele kobiet zostaje singielkami, bo po prostu nie mogą znaleźć faceta, który jednocześnie pozwoliłby im na bycie sobą, a jednocześnie by o nie zadbał i zajął się nimi. Wracam do tego, co napisała Dodofon na pierwszej stronie - mało jest facetów/kobiet, które umieją i chcą podjąć ODPOWIEDZIALNOŚĆ za drugą osobę - z wszelkimi konsekwencjami, czyli troszczenie się o drugą osobę, zapewnianie jej wsparcie, pomoc fizyczną i psychiczną, pomóc w podjęciu decyzji.
Tymczasem dzisiaj jest mnóstwo facetów takich zupełnie rozlazłych, co to się przez godzinę zastanawiają, co zjeść na obiad, a czy może gdzieś pójść, a czy on ma w tej firmie pracować, czy może zmienić zawód, a może jednak wymyśli coś innego, a może mama mu kupi koszulę, a może nie i co wtedy.

Tylko też nie można popadać w skrajność (i tu nawiążę do historii Tani): kobieta, która daje sobą pomiatać to już praktycznie patologia... I może to też jest powód problemow w związkach - by ta druga osoba była jednocześnie oparciem, ale żeby nie była ścianą, która oddziela tę osobę od całego świata...
A.   master of sarcasm :]
11 sierpnia 2010 12:07

I to jest coś, czego nie rozumiem i nie zrozumiem. Czemu kobiety na to pozwalają?



To jest bledne kolo. Akurat dobrze to rozumiem, bo najpierw mialam meza alkoholika przez 6 lat, a pozniej partnera alkoholika tez przez 6 lat.

Teraz jestem sobie (prawie!) wolna i swawolna  🏇
Tylko ze niestety ostatni zwiazek kosztowal mnie ciezka depresje. A uwolnic sie od alkoholika tez nie jest latwo, bo taki ma w zwyczaju strasznie wsiadac na psychike czlowiekowi i gra emocjonalnie.
??? - a miałabyś odwagę na trzeci związek czy masz już "wolę być panienką"?
A.   master of sarcasm :]
11 sierpnia 2010 12:17
👀 Ja juz jestem w nastepnym zwiazku, tylko to na razie na odleglosc  😁 jakiegos tysiaca km  😂
[quote author=??? link=topic=7238.msg673154#msg673154 date=1281525442]
👀 Ja juz jestem w nastepnym zwiazku, tylko to na razie na odleglosc  😁 jakiegos tysiaca km  😂
[/quote]
To bezpiecznie.
A.   master of sarcasm :]
11 sierpnia 2010 12:21
na razie  😁 Za pare miesiecy juz nie bedzie odleglosci, teraz to jest koniecznosc zyciowa ze wzgledu na okolicznosci!


...a ze chlopy tutejsze sa do niczego, no to musi byc import  😎
Ja myślę, że na to idiotyczne przekonanie, że lepszy byle jaki chłop niż żaden, duży wpływ ma starsze pokolenie - czyli rodzice obecnych 20-30 latków. Mam obecnie taką ciekawą sytuację w bliskiej rodzinie - moja kuzynka miała sobie związek - od razu bez żadnych fajerwerków, nudny, taki-se. Ale jej mama wpadła w panikę, gdy ta była na 3cim roku studiów i zaczęła lobbować ślub. Po 4tym roku wzięli ten ślub. Dla całej rodziny był to niemały szok, bo naprawdę nigdy nie wyglądali na zakochanych. No i cóż - minęły dwa lata i zaczęły się szopki - wyjazdy, zdrady, kłótnie. Obecnie są w separacji i on wyjechał na pół roku za granicę. Gdyby nie te naciski ze strony rodziców w życiu nie brałaby tak wcześnie ślubu i nie wpakowała się w takie gie. Teraz dopiero, jak jest sama, odżywa.
Bycie singlem ma wg mnie bardzo dużo pozytywnych stron. Podziwiam i trochę zazdroszczę tym ludziom, że mieli odwagę i świetnie sobie radzą. I najważniejsze, nie mnożą swoich problemów przed dwa.
Treser /moja wyrocznia/ powiedział:
-Dusiu, trzeba bardzo dużo odwagi,żeby być sobą.
Od ponad 4 lat nie mnożę problemów przez dwa . Tak formalnie.
Mój związek jest oparty na wolności obu stron i o dziwo się trzyma lepiej niż te skute obrączką.
Widocznie nie nadaję się do małżeństw .Kiedyś się tego wstydziłam. Teraz jestem sobą.
A.   master of sarcasm :]
11 sierpnia 2010 12:53
Dzionka
Parafrazujac - lepszy zaden chlop niz byle jaki. 🥂

Presja
mnie tez kiedys z tym bylo dobrze ale latka leca i jednak ktos obok jest potrzebny  💘

Tania
w/g mnie lepsze sa wolne zwiazki, bo jak moja mama zwykla mawiac, rozwod kosztuje w takim wypadku co bilet tramwajowy (na pociag, samolot - niepotrzebne skreslic).
Z tym od zwiazku na odleglosc znamy sie bardzo dlugo i jakos tak nas cos trzasnelo po latach - obojgu nam nie wyszlo w zyciu osobistym. Pazywiom, uwidim.


Wojenka   on the desert you can't remember your name
11 sierpnia 2010 13:43

Tymczasem dzisiaj jest mnóstwo facetów takich zupełnie rozlazłych, co to się przez godzinę zastanawiają, co zjeść na obiad, a czy może gdzieś pójść, a czy on ma w tej firmie pracować, czy może zmienić zawód, a może jednak wymyśli coś innego, a może mama mu kupi koszulę, a może nie i co wtedy.



Z przykrością się pod tym podpisuję...
Ja też lubię konkretnych facetów,którzy wiedzą czego chcą,potrafią coś wymyśleć i zaproponować.
Ale ostatnio takich nie spotykam  🤦
Wojenka - ja wlasnie kilku spotkalam niedawno, ale jestem w długoletnim związku, jeszcze daję facetowi szansę na zmianę, wiele nas łączy no i co teraz... nie mogę tak po prostu zerwać, bo sobie stwierdziłam, że może inni faceci są bardziej konkretni. Postanowiłam, że jeszcze poczekam kilka miesięcy, może facet się trochę weźmie w garść, ale jeśli przez kilka miesięcy nadal pozostanie słodką ciapką to niestety...  🙁 nie można się na cale życie unieszczęśliwiać, a nie jestem szczęśliwa w związku, w którym to ja ciągle decyduję i w którym nie ma mnie kto wesprzeć, tylko zawsze ja wspieram. Tryb życia mam bardzo szybki i muszę podejmować wiele decyzji w ciągu dnia, no i brakuje mi faceta, który by się mną zajął i był dla mnie oparciem i czasem za mnie coś zdecydował. Mam nadzieję, że mój wybranek się trochę ogarnie, bo naprawdę szkoda tylu lat związku i przede wszystkim przyjaźni - bo przyjacielem jest super, gorzej, że jako facet-obrońca-niewiast-i-głowa-rodziny średnio się sprawdza 🙁
Averis   Czarny charakter
13 sierpnia 2010 11:47
A ja nie szukam teraz związku. Większość facetów, których znam, boi się mojego stylu życia/ mojej niezależności. Trudno im pojąć, że nigdy nie będą centrum mojego mikrokosmosu. Bywa i  tak. Wiem, że związek to sztuka kompromisu, ale bez psychicznego 'minimum socjalnego' ,w postaci niezależności, nie będę szczęśliwa. Dlatego nigdy nie będę narzekać na brak partnera, bo wiem że moje warunki są rudne do zaakceptowania.  Jak znajdę kogoś kto je przyjmie- dobrze, jak nie- też dobrze.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się