Kącik roztrzepańca

ash   Sukces jest koloru blond....
15 czerwca 2012 13:33
jestem mistrzem! Powinnam się leczyć 🙇 🙇
Dziś rano rezerwowałam samolot z Bangkoku na Samui i .....
mąż leci o 14.00 a ja o 15.00

😵 😵 😵
Dobrze, że można to odkręcić bo prawie zawału dostałam!
Hahah, izydorex skąd ja to znam  😉

Moje przygody spowodowane roztrzepaniem:

Umówiłam się z prowadzącą przedmiot że będę odpowiadać o 16. Siedzę sobie spokojnie w domu i myślę że jak pojadę pociągiem od siebie o 15.30 to się na 100% wyrobię na Ursynów. Jakoś coś mnie tknęło żeby spojrzeć na zegarek i zorientowałam się że żeby zdążyć na 16 na uczelnie powinnam pojechać kolejką 30 po ale 14-tej... Wyleciałam z domu jak z procy i jakimś cudem udało mi się zdążyć na 16.15... Inna sprawa że pod pokojem prowadzącej był dziki tłum ludzi a ona... zapomniała że umówiła się z dwudziestoma osobami na zaliczenie semestru  😵

Kolejna zabawa z moim nieogarnięciem była jak chciałam wrócić z imprezy ostatnim pociągiem do domu. Jest godzina 23z hakiem a ja sprawdzam rozkład - wydawało mi się że ostatni jest o 00.20 i szukam przerażona, patrze pociągu nie ma... Wpadłam w panikę, już oczami wyobraźni widzę noc spędzoną na dworcu bo pierwszy jest ok 5.30...
Tylko szukałam go na "końcu" rozkładu a nie pomyślałam że skoro jest chwilę po północy to będzie na rozkładzie zaznaczony jako "pierwszy" bo to nowa doba...
brawo ja. 😂
dempsey Ostatnie dwie historie wymiatają  😂

Ja generalnie nie jestem chyba zbyt roztrzepana, poza tym, że notorycznie coś gubię. W ciąży zdarzyło mi się też, że dzwoniącą komórkę znalazłam w lodówce  😁
Dołączam się do roztrzepańców 🙂

Umówiłam sie z kumplem, ze mnie podwiezie swoim autem na imprezę. Wiec stoję na umówionym miejscu, samochód podjechał. Wsiadlam i zaczęłam klekotać o  naszych sprawach, kiedy nagle patrzę - a za kierownicą siedzi jakiś stary facet. Nie ma jak pomylić srebrnego Passata z czerwoną Micrą 😀
Ja mam odwieczny problem z liniami autobusowymi i czytaniem rozkładów, kiedyś pojechałam do dziadków i umówiłam się z koleżanką w miejscowości oddalonej jakieś 4 km od miasta, miałam pojechać autobusem nr 4, wsiadałam w 4b skutkiem czego wylądowałam 11km od miasta i jakieś 7 od niej, postanowiłam "skrótem" przejść ten dystans do niej, umówiłam się na 11, dotarłam na 16  😁

Kiedyś po koncercie postanowiłam odprowadzić grupę znajomych do domu, zupełnie w 2 stronę niż do mnie i wrócić od nich autobusem, jak już dotarliśmy, zorientowałam się, że jest prawie 1 w nocy, więc autobusy zaczną jeździć za jakieś 5 godzin...

Ale ostatnio już pobiłam samą siebie, pożyczyłam od taty samochód, bo umówiłam się z koleżanką na mieście, wracam do domu, otwieram bramę wjazdową, potem garaż, wysiadam. Rano okazało się, że zamknęłam tylko bramę wjazdową, garaż był otwarty, kluczyki w stacyjce a dowód rejestracyjny i moje prawo jazdy w podłokietniku  😵
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
15 czerwca 2012 14:48
Zasadniczo jestem poukładana karteczkowo (ale musze mieć zapisane, czasem sobie caly harmonogram dnia tak zapisuję  :oczy2🙂, ale dwa razy zrobiłam rzeczy - roztrzepane.
1. jeden z moich psiurow miał termin szczepienia. ja w w pracy z lekka kocioł miałam, potem przejzd przez całą Łodź (jakk wiadomo wrażenia bezcenne 😉), wpadam do domu, ksiazeczka psa do torby, kaganiec do torby, smycz z wieszaka i... po 200 metrach zoreientowałam się, ze nei wzięłam psa... 😁
2. ale to już srednio było zabawne. Na kaliskiej stały dwa pociagi. Przy jednym peronie, na róznych torach. jeden do Poznania, drugi do gdzieś nad morze, ale przez Poznan. wlazłam do jednego, położyłam plecaczek i macham do kulezanki, zę tu wolne. wsiadła, ja uznałam, ze jeszcze wyjdę. do odjazdu chwila była. jestem na dworcu, slysze, że pociag do pzonania odjeżdża. to ja galopem na peron, wsiadam, pociąg rusza i... to był ten drugi pociąg... ja bez dokumentów, bez biletu, bez bagażu...  😵


[sub]Boże jakie ja słowa tworzę...gaganiec...[/sub]
ikarina,  przypomniałaś mi!

była u mnie, za życia mamy, szwalnia i duży zakład produkujący przędzę na swetry.
umówiłam się ze znajomym, miał wisniową lagunę.
słysze trąbienie przed domem, widzę wiśniowe auto, wyleciałam wystrojona.
wsiadam, zapinam pas, z bananem i "cześć kocie!" na ustach i rzucam się go buziakować, a tu obcy gość! zerwałam się, zaczełam przepraszać, ze pomyłka, że nie chciałam, facet pobłażliwie "ale to moze pani zostanie!", a ja się zaczełam wygramalać, poprawiam spódniczkę, kozaki za kolano na wysokiej szpilce podciągam, i patrzę a tam żona-szwaczka- faceta ma minę, jakby miała we mnie zaraz przywalić torebką 😉

gromiła mnie wzrokiem z rok 😉
wl
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
15 czerwca 2012 17:41
omnia to mój K. miał podobną, choć groźniejszą przygodę z psem. Wysłałam go z psem na spacer. Po jakimś czasie zadzwoniłam i poprosiłam, żeby kupił mi parę rzeczy potrzebnych do obiadu. Znów zadzwoniłam jak już był w sklepie i dyktuję mu "jeszcze to i to, i tamto, a i o tym nie zapomnij" itd. K. się zakręcił, zakupy zrobił, wraca do domu zadowolony, że wszystko kupił. Biorę do niego siatki, patrzę...
- K., a gdzie Moro?
Zbladł, rozejrzał się gorączkowo i panicznie wybiegł za drzwi... Całe szczęście, że był w sklepie pod domem, po drugiej stronie ulicy, gdzie sklepikarka nas zna... ponoć widziała, jak K. odchodzi bez psa i nawet wybiegła za nim, ale jej nie słyszał. Tylko pies siedział zdezorientowany i patrzył za panem z klasycznym "WTF?!" na pysku. Sklepikarka go zgarnęła i spotkała się z K. w połowie schodów  😁 Od tego czasu K. kategorycznie nie chce wychodzić z psem na spacer  😁
Isabelle, hahaha dobre 😀 To musialy być potem ploty w okolicy 😀 A jeśli chodzi o mnie, to to czekanie na kumpla w ogóle było jakieś pechowe. Byłam wtedy naiwna nastolatką i wybierając miejsce podwiezienia nie pomyślałam, ze ulica na której stanę to bardzo znane miejsce dla pań... zarabiających sobie "staniem". Więc stoję sobie i stoję wypindrzona na imprezę, a tu przychodzi mi pani w legginsach w panterke i krzyczy "ej, mała, spier****, to moja miejscówka!"

Edit - żeby nie było, ze wsiadlam do samochodu klienta - po incydencie z panią w legginsach zmieniłam"miejscówkę" 😉
Pojechałem kiedyś wypłacić pieniądze do bankomatu (bagatelka, do Warki, ok. 8 km...) - na oparach ropy zresztą. Na miejscu okazało się, że... nie wziąłem karty!

Ale samochodzik dzielny, przejechał na tych samych oparach z powrotem do domu i potem jeszcze raz...

Natomiast szczyty rozkojarzenia wykazuje... nasz koćkodan!

Ostatnio gościliśmy dwa malamuty - przez trzy dni, trzy razy zdejmowałem ją ze szczytu najbliższej brzózki, bo stale zapominała i wychodziła beztrosko się załatwić - a jak zobaczyła psa, od razu wpadała w histerię i uciekała (malamuty były przyjacielskie i tylko chciały się poznać... ale weź to wytłumacz!).

A dawno, dawno temu, gdy jeszcze mieszkaliśmy w Warszawie i mieliśmy ambicję co wieczór wyprowadzać kota (przygarniętego przecież ze skwerku) - wpadliśmy na  także wyprowadzaną na spacer jamniczkę z potomstwem. Jamniczka była na smyczy, ale potomstwo nie. Potomstwo rzuciło się do kotka. Kotek skulił się, wystawiając wręcz kark pod psie kły. Zanim ją zdołałem podnieść na ręce - psy mnie pogryzły, próbując gryźć kota... No czyż to nie absurdalne?
Ha ha ha, niezłe historie 🙂

Więc ja z roztrzepania kiedyś:
- zgubilam spódnice która miałam na sobie, nic nie robiłam, spódnice gdzieś musiała spaść... Nic mi sie nie plątało pod nogami.. Bo szok... Do teraz sytuacja niewyjasniona...

- idę na targach w Norymberdze, widzę przede mną Polaka, pewnego prezesa, z którym tydzień wczesniej na jakimś bankiecie imprezowalam... Rzucam mu sie prawie na szyje, z okrzykiem Hubert - ty tutaj!!! ( bo to zupełnie inna branża)..
Facet sztywny, z paniką w oczach.... bo to zupełńie nie on, chociaż tez Polak... i to z innej firmy, którą znam...
Mina gościa bezcenna...

- czasy styudenckie, z 20 lat temu, impreza, koleś maluchem jedzie po dostawę do nocnego (wtedy nie było tylu sklepów- na całe miasto 1-2 nocne, zero stacji paliw) ja zamówiłam sobie loda ( na patyku  😉 koleś wraca, pytam gdzie lód.
On ze musiał zostać w aucie...
Biorę kluczyki, idę do malucha, otwieram, grzebię, nie ma.
Wracam do mieszkania, mówię, ze nie ma.
On idzie ze mną... Otwiera malucha... Auto obok... Ja grzebalam w jakimś obcym  😉
To ja dorzuce jeszcze jedna 😉
Tym razem o znajomych

- jedzie chlopak z dziewczyna. Chlopak chce zjechac na prawy pas, nic nie widzi, wiec pyta sie dziewczyny: "jak z prawej?" Dziewczyna niedoslyszala i myslala, ze on sie zapytal "jak sprawy?", wiec mowi "a doooooobrze"... Jebut - facet zjechal na prawo, a tam inny samochod. Ciekawe, jak sie policji tlumaczyli.

- Ja i moja przyjaciolka organizowalysmy impreze. Zrobilysmy zakupy, idziemy z siatkami przez park. Nagle z krzakow wyskakuje facet... i sciaga spodnie z majtkami i tak sobie stoi przed nami. Ja w szoku, przyjaciolka stoi i patrzy. Nagle ona do mnie: "Tyyyyyy, Ikarina, musimy szybko do sklepu wracac, przypomnialo mi sie, ze parowek nie kupilysmy" 😁
Więc ja z roztrzepania kiedyś:
- zgubilam spódnice która miałam na sobie, nic nie robiłam, spódnice gdzieś musiała spaść... Nic mi sie nie plątało pod nogami.. Bo szok... Do teraz sytuacja niewyjasniona...

mistrzostwo!  😂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
15 czerwca 2012 21:18
- Ja i moja przyjaciolka organizowalysmy impreze. Zrobilysmy zakupy, idziemy z siatkami przez park. Nagle z krzakow wyskakuje facet... i sciaga spodnie z majtkami i tak sobie stoi przed nami. Ja w szoku, przyjaciolka stoi i patrzy. Nagle ona do mnie: "Tyyyyyy, Ikarina, musimy szybko do sklepu wracac, przypomnialo mi sie, ze parowek nie kupilysmy" 😁


Chyba nie wyobrażam sobie miny faceta xD
Wiesz co, ja nawet nie patrzylam, chcialam uciekac 😉 W sumie podejrzewam ze nie wiedzialabym, kto byl bardziej zszokowany - ja czy on 😉
W ogóle za czasów licealnych - tez. 20 lat temu, koleżanka wzięła auto matki. Forda. To był lux wtedy.
Matka była na wakacjach. My po 18 lat, nowy Ford i lans - na miasto. Auto stało zawsze w garażu.
No to my na to miasto.
Na kawę.
Wracamy. Qrwa, auto zapierdolili.
Szok. Wróciliśmy do domu tramwajem.
Do niej. Omówić sprawę. Co zrobić. Trzeba iść na policję. Zgłosić, co matce powiedzieć jak wróci....
Naradzamy sie, przyleźli koledzy. Stwierdziliśmy, ze najpierw ja pojadę następnego dnia do znajomych penerów - złodziei samochodów i dowiem sie czy nie oni zapier.dolili i niech oddadzą jak to oni. (młodość- naiwność)
No ale inni - nasi koledzy przyszli, jak już są, to w sumie zgłosimy na milicję jutro, a trzeba smutki zapic na mieście.
Pojechaliśmy więc. Wracamy w nocy pod wpływem przez miasto pieszo - po czym kumpel - Jula, to nie Twoje auto????
Auto sobie stało, tam gdzie zaparkowalysmy.... Po prostu szukaliśmy jego gdzie indziej...
Dodofon, no nie moge, dobre 😀
Ech, wątek doskonały 🙂

Tak jak nigdy, w ostatnim roku po rozmaitych knajpach pozostawiałam kurtki, płaszcze, marynarki i ciul wie co.
Ale szczytem była moja koleżanka, która z tej samej imprezy, z której ja wróciłam w sweterku kolegi (a zostawiłam płaszcz i marynarkę) też wróciła w sweterku i szaliku, ale nie wiadomo czyim. Nie wspomnę, że jej płaszcz z telefonem w kieszeni został w klubie w szatni.

A szczytem mojej inteligencji było wypranie jakiś czas temu telefonu w pralce, łącznie z odwirowaniem na 1400 obrotów. Niestety, nie przeżył tego... 😵

A z końskich - ostatnio dwa razy na zawody nie wzięłam paszportu, przypominało mi się średnio 50 km od odmu i koń występował inkoguto 😀
zima, ja tez swoj telefon raz upralam 😀

Przypomina mi sie jeszcze, jak kiedys egzaminu z matmy nie moglam napisac, bo zapomnialam, jak sie pisze 4 😁 Caly test obejrzalam, zeby znalezc ta cyfre i przepisac, niestety nigdzie na arkuszu jej nie znalazlam i zmarnowalam dobre kilka minut, aby przypomniec sobie taki banal 🙂
Wyjazd z Karpacza, z agroturystyki konnej. Jesteśmy już we Wrocławiu, a dzwoni Pani Zosia (mama właścicielki) i oznajmia, że nie mamy laptopa.

Mama szuka okularów, które leżą dosłownie za nią, na poduszkach, sięgających jej do bioder.
Szukała też kiedyś okularów, które miała na nosie.

No ciągle coś się zdarza. 😀
W ogóle za czasów licealnych - tez. 20 lat temu, koleżanka wzięła auto matki. Forda. To był lux wtedy.
Matka była na wakacjach. My po 18 lat, nowy Ford i lans - na miasto. Auto stało zawsze w garażu.
No to my na to miasto.
Na kawę.
Wracamy. Qrwa, auto zapierdolili.
Szok. Wróciliśmy do domu tramwajem.
Do niej. Omówić sprawę. Co zrobić. Trzeba iść na policję. Zgłosić, co matce powiedzieć jak wróci....
Naradzamy sie, przyleźli koledzy. Stwierdziliśmy, ze najpierw ja pojadę następnego dnia do znajomych penerów - złodziei samochodów i dowiem sie czy nie oni zapier.dolili i niech oddadzą jak to oni. (młodość- naiwność)
No ale inni - nasi koledzy przyszli, jak już są, to w sumie zgłosimy na milicję jutro, a trzeba smutki zapic na mieście.
Pojechaliśmy więc. Wracamy w nocy pod wpływem przez miasto pieszo - po czym kumpel - Jula, to nie Twoje auto????
Auto sobie stało, tam gdzie zaparkowalysmy.... Po prostu szukaliśmy jego gdzie indziej...



Mój dziadek zrobił dokładnie to samo, tylko, że zgłosił kradzież na policję, przyjechał po babcię do pracy i zaparkował ulicę dalej niż zwykle... Policja następnego dnia samochód odnalazła...


Kiedyś zapomniał też babci, pojechali do marketu, wypakowali zakupy do samochodu, babcia poszła wózek odstawić a dziadek pojechał do domu  😁
Kiedys poszlam ogladac sobie rzeczy w sklepie. Tak chodzilam miedzy regalami, w koncu poczulam sie zmeczona i poszlam do domu. Pod samymi drzwiami okazalo sie, ze trzymam przedmiot ze sklepu, o ktorym zupelnie zapomnialam - nie poszlam z tym do kasy, przeszlam przez bramki i nie "zapikaly", niechcacy po prostu to podharcerzylam 😉
ikarina, Moja koleżanka w taki sposób wyniosła okulary na głowie i to przy mnie, też zapomniałam :P
kleptomania normalnie 😉
Wracałem do domu po sesji zimowej, po przesiadce miałem jeszcze 1,5 jazdy, miałem dojechać 21.15. Wsiadłem i odrazu usnąłem, budzę się na jakiejś stacji, na zegarku 25 po, stacja w szczerym polu, podobnie jak ta za Słupcą, więc plecak w łapy i pędem do drzwi. Wysiadłem w ostatniej chwili.
Dopiero jak pociąg odjechał oprzytomniałem na tyle, żeby przeczytać tablice. Dopiero co wyjechałem z Poznania, było 25 ale po 20. Stacja w szczerym polu, 5-7km od trasy, epoka przedkomórkowa, ciemno jak w d...., następny pociąg ok 4
Wszystko urocze, ale zapomnienia jak się pisze 4 chyba nic nie przebije  🤣
Ja... cóż, duużo tego było/jest, ale... zapomniałam  😡
To wszystko przypomina mi pewną podróż z kujką🙂 Jechałyśmy do stajni gdzie stoi Gil. OK, godzina się zgadza, ciopąg podjeżdża, my wsiadamy. Gadamy dobre pół godziny, kiedy kujka pyta: jaka to była stacja? Ja zupełnie nieświadoma, ze coś jest nie halo, jakąś tam nazwę wymieniam i w tym momencie twarz kujki zmienia się z full odprężenia z full stężenie. Kurczaki, jedziemy nie w tą stronę co trzeba! OK, wysiadamy na najbliższym przystanku, w okolicach Milanówka bodajże. Niezbyt zadowolone z siebie (no bo kto by pomyślał, że z naszego peronu o naszej godzinie odjedzie inny pociąg niż nasz?) wsiadamy w cokolwiek w stronę wawy z powrotem. Średnio szczęśliwe siadamy i pół minuty później materializują się kanary. Bileciki radośnie wyciągamy a tu zonk! Jesteśmy poza 2 strefą (gdybyśmy wiedziały GDZIE w ogóle jesteśmy to byłoby miło), więc mandaciki po 160 zł;/ Chyba nasza najdroższa wycieczka do stajni ever. Wytłumaczyć to roztrzepanie można tylko w jeden sposób: parapetówka kujki była zacna, niby żadnego chorowania ale na mózg się rzuciło🙂

W bardzo podobny sposób wysiadłam kiedyś z małżem w środku szczerego pola. Pociąg się zatrzymał, ciemno jak wiadomo gdzie, no godzina się niby zgadza, wysiadamy. A tu się okazało, że pociąg miał opóźnienie i wysiedliśmy naprawdę w polu. Nie wiedząc totalnie gdzie jesteśmy (oprócz orientacji pt. raczej blisko stacji docelowej z uwagi na ukształtowanie terenu). Od stacji docelowej do domu jakies 12 km. Z tego pola- może być 13, może być i 20. Dobrze, że idąc "w kierunku światła" dotarliśmy do jakiejś szosy na  której były kierunkowskazy i dało radę dotrzeć.
Dopisuję się.
Z pół roku temu jadąc do Repki, zgubiłam się w Smolcu (podwrocławska wieś noclegowa). Zero mapy, włączyłam więc nawigację. Najpierw wywiozła mnie na cmentarz, potem na polną drogę gdzie spotkałam sarenkowate stworzenie, aż wreszcie zrezygnowałam i jakoś odnalazłam drogę do domu. (A wystarczyło jechać główną i skręcić tam, gdzie tłumaczyła Repka)

A i szukałam telefonu, który miałam w ręce.
Moj watek haha

Ja ciagle cos gubie, zapominam, zostawiam. Okulary, portfel, klucze, telefon, rekawiczki do jazdy, kurtki(!), butelki z piciem itd. Szukam dlugopisu trzymajac go w rece, okularow majac je na glowie, czasem rano szukam kubka z kawa, ktora zrobilam sobie przed chwila itd Nigdy nie wiem, czy wylaczylam zelazko albo piec. Notorycznie zapominam, jakie zakupy mam zrobic, robie sobie karteczke, ktorej nigdy ze soba nie biore i ja po tygodniu znajduje.

Ostatnio wzielam wszystkie rekawiczki do domu, zeby je wyprac. Wsadzilam je do woreczka po bandazach. Woreczek zniknal bez sladu... musialam kupic nowe.  🤣

Kiedys zgubilam sie w Niemczech, wsiadajac do zlego pociagu, umiejac moze 4 slowa 😉  posiadajac bilet "przyklejony" do mojego polaczenia i nie majac ani centa w kieszeni. Musialam dzwonic do szefa, zeby mnie odebral na domowej stacji,  konduktor mnie za reke prowadzil od pociagu do pociagu i caly czas musialam siedziec kolo niego.  😵




bakalia07   Nigdy nie rezygnuj z marzeń!
16 czerwca 2012 05:49
Idealny wątek dla mnie ....  🤣

Historia z przedwczoraj ;
Zamówiłam derkę i po chwili anulowałam bo stwierdziłam ,że jednak jej nie chce . Na drugi dzień znowu zamówiłam tą SAMĄ derkę i zapomniałam ,że jej nie chce jednak i znowu musiałam anulować....  😜

Parę lat temu jechałam  z rodzicami zimą w góry wyjeżdżaliśmy o 4 nad ranem ,żeby być tak na  9 na miejscu . Ja zaspana wpakowałam się w dres i tylko w nim weszłam do samochodu i zasnęłam . Muszę dodać ,że ja ogólnie nie lubie dresów i w nich nigdy nie chodzę. Na miejscu zorientowałam się ,że nie wziełam w góry ani kurtki zimowej ani spodni.  🤣

Ostatnio w domu po przyjeździe ze stajni nie mogłam znaleźć mojej torby , w której miałam telefon i tam bryczesy i jakieś rzeczy. Panika ,że zgubiłam czy coś. Przeszukałam cały dom i nie ma . No to zawracam tyłek tacie i jedziemy na stajnie . Przeszukuje tam całą stajnie i NIE MA . No to wracam do domu szukam i nagle sobie uświadomiłam ,że ona jest na stajni tylko w takim miejscu gdzie ja nie szukałam bo oczywiście zapomniałam . No to znowu jadę szukam iii NIE MA . Wracam zrezygnowana do domu i patrzę ,że ona stoi na tym samym miejscu co  zawsze.... 😵

Nie raz wróciłam ze szkoły bez plecaka bo zapomniałam , lub poszłam do szkoły bez ;D Ale to już norma.

Albo jak byłam już spóźniona to 15 minut szukałam szczotki ,którą cały czas trzymałam w ręce.

Albo wyjazd na  majówkę i zabranie każdej niepotrzebnej pierdoły oprócz szczotki .

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się