Budowanie więzi z koniem
Jeżeli podobny wątek istnieje z góry przepraszam- z tych, które udało znalazłam żaden nie wydał mi się odpowiedni.
Temat jest mi o tyle bliski, że sama od dłuższego czasu borykam się z problemem wzajemnego szacunku (a może raczej jego braku) w relacji z moim wierzchowcem. Moim kardynalnym grzechem jest to, że... jestem młodą osobą. Swojego konia dostałam w wieku szesnastu lat, on miał całe trzy, tak więc dla obojga z nas układanie relacji człowiek-koń było totalną nowością. I pomijając wszelkie inne słabe punkty takiego układu po prostu nie byłam przygotowana na stanowcze i klarowne przekazanie swoich oczekiwań względem młodziaka, a tym samym ustalenie zasad wzajemnej współpracy. Od tego czasu minęły ponad trzy lata, jednak nadal mam problem z ułożeniem fajnej, zdrowej relacji z moim rumakiem. Dopiero teraz powoli zaczynam wykształcać w sobie tę pewność siebię i spokojny, klarowny sposób komunikacji, który jest tak ważny dla komfortu każdej ze stron.
W tym miejscu chciałabym zapytać Was o to jakie macie sposoby na "zdrowe" podporządkowanie i szacunek ze strony konia. Może w chwilach, kiedy jesteście "sprawdzani" przez konia wykonujecie jakieś konkretne ćwiczenia? :kwiatek:
Mam świadomość tego, że akurat praca nad tworzeniem takiej więzi wykracza poza czworobok/parkur/mury hali. Może moglibyście podsunąć jakieś podstawowe zasady, granice, których nie pozwalacie koniowi przekraczać?
Wszystkie pytania mogą się wydać infantylne, bądź kojarzyć się wyłączniez naturalem, niemniej każde, nawet najbanalniejsze wskazówki byłyby dla mnie cenne. 😡
Wydaje mi się, że brak szacunku można by podciągnąć pod ten wątek
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,7002.1110.html tylko nie do końca chyba rozumiem co chcesz przekazać, bo napisałaś dużo, ale nic z tego nie wynika.
sama od dłuższego czasu borykam się z problemem wzajemnego szacunku (a może raczej jego braku) w relacji z moim wierzchowcem. Możesz rozwinąć? Okazywanie braku szacunku to trochę zbyt ogólnie.
Chodzi ci o to, żeby ktoś napisał, że konia nie karmi się z ręki, nie daje pchać pychola bez zezwolenia, a przy prowadzeniu nie pozwala się wyprzedzać?
Cookie, zastanowiło mnie jak okazujesz brak szacunku koniowi?
lussi raczej nie ma tu mowy o buncie, konkretnych zachowaniach, które mogłyby w danym momencie bezpośrednio zagrażać bezpieczeństwu człowieka. Jeszcze. Bo wiadomo, że jeżeli koń mnie nie szanuje, to jest tylko kwestią czasu kiedy się one pojawią. Zastanawia mnie jak powinniśmy sobie radzić w takich codziennych sytuacjach, jakie zachowania są ze strony konia przejawem braku respektowania nas i naszej przestrzeni, jak na nie reagować. Nie liczę na to, że dostanę od Was konkretny przepis na relację idealną. Po prostu może ktoś z Was miał już podobny problem, może coś konkretnego Wam się sprawdziło... Tak jak Quanta pisała na swoim blogu o cywilizowaniu Zombiego 🙂
halo nie całuję go w kopytko na dzień dobry i nie puszczam przodem w drzwiach 😂 Faktycznie głupio to sformułowałam 😉
Cookie zależy od konia, od sposobu chowu, użytkowania, ba nawet żywienia
Koń z za dużą dawką energii będzie rozrabiał. Koń ciekawski, który niewiele pracuje - będzie rozrabiał... Inaczej traktuje się "cykory" inaczej "dominantów"... pierwszemu nie wpierzesz, drugiemu nie "wytłumaczysz"...
Mam jednego cykora - klacz - na którą czasem wystarczy tupnąć i po kłopocie
Jej syn - dominant - potrzebuje dużo pracy, oraz krótkiego prowadzenia. Trzy szybkie na tyłek działają u niego bardzo długo, inne traktowanie skutkuje kolejną próbą dominacji.
edit: literówka
A brak szacunku jest na ujeżdżalni czy chodzi Ci o boks? Napisz na pw to coś Ci podpowiem.
zamowkantar na ujeżdżalni - w znaczeniu pod siodłem - nie nazwałabym nieporządanych zachowań brakiem szacunku a brakiem ujeżdżenia...
Nic więcej co Gaga napisała nie trzeba dodawać. Po prostu nie daj wejść sobie na głowę dosłownie i w przenośni. Poczytaj w wątku, który podlinkowałam - tam są "przejawy braku szacunku".
_Gaga mnie się trafił typ ciekawski, bardzo towarzyski, ogólnie rzecz biorąc lgnący do człowieka, szukający kontaktu, nie płochliwy, a przyglądający się. Jak idziemy na spacer w ręku często przystaje żeby się porozglądać. Kwestię pchania się na człowieka, deptania mamy już dawno załatwioną, ale mam dylematy co do tego, czy pozwalać mu na takie spacerowe gapiostwo. Z jednej strony taki spacer jest chwilą relaksu, poza tym fajnie, że się nie płoszy, a tylko przygląda. Z drugiej jednak takich obiektów, na które chciałoby się popatrzeć jest masa. Próbowałam już opcji "patrzymy tylko na to, czego potencjalnie moglibyśmy się bać" jednak kiedy już pozwolę mu się zatrzymać, to zaczyna to robić dosłownie co kilkanaście metrów. Nie olewa mojego sygnału do pójścia naprzód, ale jak tylko znajdzie się kolejny obiekt, na który można się pogapić, to znów włącza mu się stop. 😵 Poza tym często jak chłopak się na coś gapi, to opiera mi lekko nos na ramieniu- nie ma w tym nic nieprzyjemnego, natarczywego, nie jest ciężki, nie napiera, nie podgryza, z takiego ludzkiego punktu widzenia to takie przytulanki są nawet urocze, ale z tego, co miałam okazję czytać jest to objawem takiego podstawowego braku respektowania przestrzeni człowieka. Jak sobie poradzić z wierceniem się delikwenta przy czyszczeniu? U niego nie wynika to z nadmiaru energii, a z tego, że jest ciekawski i kontaktowy, a za to trudno go karcić. 🙄
A mnie się zdaje, że wzajemny szacunek jest tu kluczowy. I słusznie halo zwraca na to uwagę.
Koń myśli tak w sumie bardzo prosto. I ma świetną pamięć. Skarcony (według własnych kryteriów) niesłusznie, nieadekwatnie do sytuacji, reaguje (według własnych kryteriów) odwetem.
Ja dbam o własne, spokojne ruchy. Nie podnoszę głosu bez potrzeby. Staram się, żeby siodłanie, zakładanie kantara, ogłowia odbywało się bez zbędnych szarpnięć. Popieram zapięcie każdej sprzączki lekkim pogłaskaniem, takim drobnym ruchem ręki.
Przestawiam konia w boksie miękkim dotykiem dłoni a nie szturchaniem paluchem między żebra. No, pamiętam, mam w głowie, jak i gdzie biegną nerwy i staram się nie sprawiać mimowolnego bólu. Nie zaskakuję konia nagłym wejściem, podejściem. Dużo mówię, łagodnym głosem. Spacerując, prowadząc, rozmawiam. Czyszcząc, nie szoruję jak przypalonego garnka. Patrzę, gdzie ma łaskotki i tam używam innej szczotki.
Nie wiem czy to więź, ale mam spokój z koniem w obsłudze.
Kiedy idziemy a śnieg zleci nagle z dachu i koń uskoczy, nie robię z tego afery, nie szarpię nie karzę, bo w opinii konia, nie zrobił on nic złego.
No, takie tam drobiazgi.
Tania zgadzam się. Mam jednak wrażenie, że halo chodziło o brak spójności w przekazie 😉. Ale jasne, nie jest to tak, że oczekuję jednostronnego szacunku. Staram się "uczyć" siebie mojego konia- poznawać jego słabe i mocne strony, wspierać go w momentach, kiedy wiem, że coś jesta dla niego trudne, nie robić afery w sytuacji, kiedy wiem, że jego reakcja jest od niego niezależna. Myślę, że jest to absolutna podstawa i bez tego minimum nie mamy prawa oczekiwać od konia niczego w zamian. 🙂
Ja nie stawiałam broń Boże, tezy, że coś źle robisz. Napisałam o drobiazgach, bo i o nie pytałaś. Czasem się nie zauważa pewnych spraw. Obserwowałam kiedyś, przemiłą i łagodną, osobę, jak czyściła konia. Nie zwracała uwagi na to, że on ją wciąż przesuwał. Kręcił się, wiercił , popychał ją głową a ona mu ustępowała i ustępowała. A na koniec dostawał wielkie marchewy w nagrodę. I tak to trwało. On wiedział, że marchewy leżą, to się niecierpliwił. I coraz bardziej skracał nudę czyszczenia. Aż wymusił marchewy i przed i po i w trakcie. Podawane przez drugą osobę. Inaczej nie chciał. I to było odchylenie w drugą stronę.
Ale i widziałam inną osobę, która nieustannie , nieświadomie sprawiała koniowi ból właśnie ubieraniem czy czyszczeniem. I koniowi było niedobrze na samą myśl o niej. I przystąpił do obrony aż do stawania dęba na widok siodła. Był za to bity, oddany w rece "fachowca", co bił mocniej. Odpuścił. "Fachowca" się bał i stał spokojnie. Czy to była więź? Wątpię.
Jak sobie poradzić z wierceniem się delikwenta przy czyszczeniu? U niego nie wynika to z nadmiaru energii, a z tego, że jest ciekawski i kontaktowy, a za to trudno go karcić. 🙄
Darco też jest ciekawski i kontaktowy. Mimo to nie pozwalam mu się kręcić przy czyszczeniu, bo "teraz jest czyszczenie i się stoi nie łazi". Niestety zdarza się, gdy np od niego odejdę, że się odsadzi i - zerwie kantar (nauczył się że się da). Od kiedy jesteśmy w pensjonacie ma na sumieniu jakieś 6 czy 7 zerwanych kantarów w tym tylko w jednym przypadku na prawdę był powód 🙁i tu mam kłopot, bo nie ma na tyle bezpiecznego koniowiązu aby mu założyć skórzany kantar i oduczyć głupot 🙁
Tak, czy inaczej kręcić się nie pozwalam żadnemu kowniowi. Jak np podczas czyszczenia przed naszą stajnią przegalopuje stado (zdarza się) pozwolę się pogapić i wracamy do czyszczenia. Takie zatrzymywanie się na spacerze to też nic dobrego - koń ma iść za przywódcą, nie rozglądać się po kątach... Pod siodłem jak musi - niech się gapi, byle w ruchu nie w stój.
I bardzo ważne jest to to pisze Tania łagodnie, ale konsekwentnie. Nie sprawiając bólu przy standardowych czynnościach, ale nie "nosząc też konia na rękach". Nie ma, że koniś "napiera" wszystko jedno delikatnie, czy mocno... Mi się nawet o konia ciężko oprzeć gdy np stoimy sobie na hali (ja na ziemi) - bo się koń odsuwa i tak ma z założenia być. Darco bardzo "broni" swojego boksu, ale jak wchodzę ma się odsunąć. Robi to chociaż cały się gotuje... ale musi ustąpić - nie ma wyjścia.
W tym miejscu chciałabym zapytać Was o to jakie macie sposoby na "zdrowe" podporządkowanie i szacunek ze strony konia. Może w chwilach, kiedy jesteście "sprawdzani" przez konia wykonujecie jakieś konkretne ćwiczenia? :kwiatek:
Mam świadomość tego, że akurat praca nad tworzeniem takiej więzi wykracza poza czworobok/parkur/mury hali. Może moglibyście podsunąć jakieś podstawowe zasady, granice, których nie pozwalacie koniowi przekraczać?
Wszystkie pytania mogą się wydać infantylne, bądź kojarzyć się wyłączniez naturalem, niemniej każde, nawet najbanalniejsze wskazówki byłyby dla mnie cenne. 😡
Niestety, to kwestia doświadczenia. Koń będzie "szanował" osobę, która zna konie na wylot, nawet jeśli to będzie pierwsze ich spotkanie. A swojej właścicielki, którą zna, "szanować" nie będzie, jeśli ta popełnia błędy.
Na szczęście właściwych zasad i mowy ciała da się nauczyć.
Zasada nr 1: Koń zawsze musi się odsuwać od Ciebie. Nie Ty od konia. Trzeba się zachowywać jak ruchomy mur i oaza spokoju. Im bardziej stresowa sytuacja, tym większy spokój musi od człowieka emanować.
Nauczenie konia dobrych manier, to w większości nauczenie go ustępowania od nacisku. Ale jeszcze ważniejsze jest nauczenie się kontrolowania swoich emocji i języka ciała. Np. co by się nie działo, niezmiennie głęboko i spokojnie oddychać.
Ale tak poza tym zdaje mi się, że takie tematy już były.
Jeszcze o ćwiczeniach. Też takie drobne. Idąc z koniem stawać i ruszać. Albo podbiec kilka kroków. I znów stanąć.
Aż do momentu, kiedy on zacznie patrzeć co robi ten stwór na drugim końcu sznurka. Takie niby proste, ale sensowne i daje efekt.
Przyznam, że ja nauczyłam Treserową klacz czegoś głupiego. 😡 Ona w czasie kąpania , na etapie mycia bujnej grzywy otrzepuje się jak pies. Ja jestem od razu cała mokra oczywiście. I się z tego chichrałam. I teraz widzę, jak ona czeka na tę chwilę. Zerka czy już i ..... tadam! Nie karcę jej za to, niech tam staruszka ma zabawę. Ale gdybym za pierwszym razem powiedziała: Ej! to by tego nie było. 😉
Tak mi jeszcze przyszło do głowy - że te ciekawskie konie warto czegoś uczyć aby miały się czym zająć. Darco uwielbia ściagać mi rekawiczkę - musi być na rzep. Robi to tak, aby nie ugryźć - odczepia rękawiczkę, ściąga, pomajta nią i ... wrzuca w błoto 😉 ale ma z tego fun jakiś i krzywdy nie robi i nie robi na siłę (dopiero kiedy mu pozwolę). Lubi też odwiązywać wszystko wokół, oraz brać do paszczy uwiązy, lonżę itp - tylko po to aby pomajtać, nie aby przeżuć... zatem czasami po lonży stępuje się z lonżą lub batem w paszczęce i jest bardzo "dumny" z siebie (przy okazji nic go nie rozprasza). Na trening też idzie czasami niosąc bat ujeżdżeniowy w paszczy. Dobrze casem bawić się z nim z ziemi - raz, że uczy się koncentrować na człowiekach, dwa - ustąpować od nacisku, trzy - ma z tego jakiśtam fun i nagrodę
Najlepszą nagrodą dla jego matki jest tzw święty spokój. Chociaż bardzo karna i grzeczna kobyła , to nie tak ciekawska jak syn i nie tak "paszczakowa". Z ziemi popracuje, sztuczkę jakąś zrobi ale aby to wszystko było super - rewelacyjne to nie powiem. Za to za możliwośc nicnierobienia dałaby się ogolić - zatem jak tylko mam okazje nagrodzić ją świętym spokojem - właśnie to robię 😀
Ja to w zasadzie nie rozumiem pierwszego postu i tytułu. To znaczy wydają mi się one sprzeczne.
Chodzi o więź więź czyli o to, że "koń robi coś dla mnie" lub "wspólnie coś robimy" - i jak to osiagnąć?
Czy więź typu "ja mówię, koń słucha i robi" ?
Bo to czasem jest to samo a czasem nie jest.
No właśnie... bo jeśli o więź emocjonalną chodzi, to ze strony konia bym się zbyt wiele nie spodziewała. Koń ocenia sytuację na bieżąco, a nie pod wpływem więzi, czy sentymentu. 😉
Taniu, zainteresowało mnie to sprawianie bólu przypadkiem. Mogłabyś napisać jakie typowe przy szykowaniu konia ruchy mogą być właśnie tymi sprawiającymi dyskomfort? Zastanawia mnie czy robię coś nie tak i tego nie widzę 😉
Chess - choćby przy czyszczeniu. Widziałam nieraz niestety czyszczenie konia metalowym zgrzebłem włącznie z "jeżdżeniem" po biordach i słabiznach. Przyjemne to nie jest z pewnością. Podobnie ja "wrzucenie" siodła , zamiast położenia siodła na grzbiecie, czy dociągnięcie popręgu "na maxa" od razu. Przesuwanie konia przez szturchanie, wkładanie i wyciąganie wędzidła z modelowym "jeżdżeniem po zębach" itd itp...
Wiem, że jeżdżenie twardym zgrzebłem po kościstych częściach ciała czy rzucanie siodła na grzbiet może powodować dyskomfort, nawet dla laika jest to dość łatwe do wyobrażenia sobie. Chodziło mi raczej o takie rzeczy, które nie są oczywiste. Jakieś uciski na nerwy o których się nie wie itp 🙂
Jest zima - ile z was ogrzewa wędzidło przed wpakowaniem go do pyska?
Strzyga, ja zawsze. Nie wyobrażam sobie tego nie robić. Po prostu.
Tak mi sie przypomnialo, już to kiedyś opisywałam.
Mój koń, jak na araba to płochliwy w normie, raczej się zatrzyma i będzie gapił.
Mieliśmy taką kapliczkę ze wstążeczkami na rozdrożu, no trudno było obok tego przejść obojętnie, bo powiewało, było kolorowe, zresztą ciągle się zmienialo, bo sie lokalne babcie lubiły wykazać troską o Matkę Boską.
Więc za każdym razem było podejście do kapliczki i wąchanie wstążek (kolega doradził, żeby koń mogł se powąchać, podjeść trawy w nagrodę i nauczyć, że to nic strasznego).
W końcu udało się obok tego przeleźć, w końcu się udalo przejść bez specjalnego oglądania. Raz i drugi. Po jakimś tygodniu postanowiłam przegalopować obok (fajna piaszczysta droga tam była).
Skończyło się na nieoczekiwanym `stop` z galopu, spokojnym podejściem i do kapliczki i obwąchaniu wstążek.
Po tym incydencie juz nie podchodzę, nie pozwalam się gapić, tylko zależy mi na `płynnym przejściu obok potencjalnego zagrożenia, bez zastanawiania się...
Strzyga, ja ogrzewam wędzidło zawsze!
Jest zima - ile z was ogrzewa wędzidło przed wpakowaniem go do pyska?
Ja.
Cookie, chodziło mi o jedno... i o drugie 😀 Często tak jest: coś "śmiesznie" wyszło a coś tam sygnalizuje jednak.
Pierwszy post tak sformułowałaś (chyba z przesadna ostrożnością), że trudno dociec o co chodzi konkretnie. W miarę tłumaczenia rzecz się rozjaśnia i, jeśli dobrze myślę, problem jest ciekawy. Bo myślę, że chodzi o granice "dopuszczalności". Zachowań konia i człowieka. O takie sytuacje graniczne, gdy w zasadzie... ale jednak może lepiej nie.
Gdy zachowanie konia jest "prawie". A człowiek chciałby idealnie. I nie wie, czy i jak konia ew. strofować? Albo "uwodzić"? Coś w stylu: Relacja człowiek - koń. Idea i praktyka 🙂
W to wchodzą i zasady "generalne" i masa praktycznych, indywidualnych rozwiązań.
Miałam taką sytuację: koń chodzi za mną grzecznie. Ale... za mną. Nie obok, nie całkiem za plecami - jednak w linii ciała, tak za ramieniem. Przegapiłam? Inne rzeczy miały priorytet? Dojrzałam, że jednak czuję się z tym... niekomfortowo. Bo jednak - coś go spłoszy - poderwie się w górę/w przód - oberwę. "Niechcący". Postanowiłam (delikatnie) skorygować. I zonk. Bunt i dzika walka 🙁 Z punktu. Trzeba było walkę wygrać, nie było zmiłuj, od razu wystartowało "na ostro". Tka błahostka. A miałam duszę na ramieniu i nie mogło być mowy o "miękkim" podejściu. Z 5 min. trwały popisy. I stop. Okazało się, że koń świetnie pojmuje gdzie ma iść i nie ma (już) z tym problemu. Miodzio. Zero pretensji.
Rodzaj relacji z koniem każdy musi ustalić sobie sam. W ogólności i w szczegółach. Zgodnie z poglądami i z konkretnym przypadkiem. W zasadzie jedna rzecz jest niepodważalna, jak Julie napisała: bazowa mowa ciała. Bo już np. moją prywatną zasadę, że gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo człowieka - to nie ma zmiłuj - sporo osób podważy. Ja się jej jednak trzymam, bo moje zdrowie i integralność fizyczna są dla mnie wręcz priorytetowe. Mam troje dzieci i nie chciałabym ich osierocić. To, że koń będzie przez kwadrans sfochany - ma mniejsze znaczenie.
Priorytety każdy ustala sam, czy sobie z tego zdaje sprawę, czy nie. Nie da się mieć nieustalonych priorytetów. Mamy je. W każdej chwili. Tylko często nie zdajemy sobie sprawy, jak są konkretnie poukładane 🤔
Myślę, że wątek ma szanse rozwinąć się w ciekawym kierunku.
Czasem drobiazgi, których nie jesteśmy świadomi, mają ogromy wpływ na relacje z koniem. Czasem drobiazgi, na które przymykamy oko sprawiają, ze koń wchodzi nam na głowę.
Tak od siebie mogę podać przykład, że mój koń miał w zwyczaju po jeździe, po zdjęciu ogłowia wycierać się o mnie lub cokolwiek innego jeśli była taka możliwość. Nie lubi być spocony na głowie, swędzi go. Często chciał się wytrzeć/podrapać, jak tylko sięgałam żeby zdjąć ogłowie, co mi też utrudniało tą czynność.. Upominanie go słowne przynosiło krótkotrwały efekt. Rozwiązałam to tak, że każdorazowo po zdjęciu ogłowia drapałam go po głowie. Jak chciał się o mnie wytrzeć przestawałam. Teraz załapał zależność i grzecznie czeka, aż zdejmę ogłowie, bo wie, że później będzie drapanko. I wie, że jak spróbuje zrobić to sam to drapanka nie będzie.
Strzyga, ja zawsze ogrzewam wędzidło. Rozcieram je w dłoniach i dopiero jak przyłożę je do policzka (swojego) i sprawdzę, że jest ciepłe pakuję do pyska.
Mój miał zwyczaj wycierać się o wszystko w ogłowiu,włącznie ze mną.Do momentu kiedy wyszarpał się i utknął nogą w wodzy munsztukowej,co było o tyle niebezpieczne że mógł sobie złamać szczękę.To był pierwszy raz,i ostatni kiedy dostał,mówiąc bez ogródek-manto batem,nie było żadnego ''o koniku,tak nie wolno'',bat i już.Obecnie zna rutynę,rozpinam siodło,zdejmuję,zdejmuję owijki/ochraniacze z przodów i ogłowie,aby mógł się wytrzeć o nogę.Koń czeka grzecznie,aż to nastąpi.
Jest zima - ile z was ogrzewa wędzidło przed wpakowaniem go do pyska?
Ja. Nei wyobbrażam sobie wsadzić metalu do pyska przy -15 🤔wirek: wystarczy że sama mam mikro wilgotne ręce / rękawiczki i juz się w niskich temperaturach "przyklejam" do ogrodzenia, do uwiązu (sprzączki) itp...
Bez przesady dziewczyny. Ja mam ogrzewana siodlarnie (tylko zimą) i wędzidło ma taką samą temperaturę cały rok. Jakoś w lecie nikomu nie przychodzi do głowy ogrzewanie zimnego wędzidła 😁
Konia siodłam w stajni nie na mrozie...
Nie wiem co ma temperatura -15 do temp. w stajni i w siodlarni (i tym bardziej temperatury sprzętu).