Jak jeździć w teren?

Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2013 19:52
Trochę mnie uspokoiłaś
UWAGA TERENOWCY Z OKOLIC POZNANIA.

Niestety, muszę podzielić się z Wami ostrzeżeniem  :/
UWAGA NA DZIKI.

Wczoraj wpadłam na wcale liczną rodzinkę parę metrów od ścieżki konnej wytyczonej przez miasto, zwierzaki zachowały się bardzo spokojnie (koń mniej), ale nie zawsze należy na to liczyć.
W tamtym roku dziki podchodziły aż pod stajnię, w sumie niemalże w centrum miasta - bo Wola jest umiejscowiona w raczej uczęszczanym często-gęsto rejonie, i szukając pokarmu, a następnie zaczepiając ludzi, zaczęły stanowić jakieś zagrożenie.
Z tego, co wiem, w Wielkopolsce problem ten dotyczy wielu rejonów, nie tylko Poznania.

Korzystając z uroków zimowych terenów, uważajcie na siebie i swoje rumaki, w razie spotkania dzików starajcie się powolutku oddalić. Na szczęście niedługo zima powinna odejść, a zwierzaki wrócą do swoich siedzib w głębi lasu i nie będą wędrowały już w poszukiwaniu pożywienia w "nasze" okolice.

Przyjemności życzę  :kwiatek:
co do okularów, to od czasu jak dostałam gałęzią prosto w gałkę (jechaliśmy nocny teren) to obowiązkowo zakładam 😉 Mamy takie rowerowe z wymiennymi szkłami, ponieważ normalnie zakładane mi przeszkadzają te mam na gumkach (jak gogle), na zimę mają takie gąbkowe podkładki i raczej nie parują. Parowały jak padał śnieg  a mnie było gorąco.... (różnica temperatur).
Leśniczego spotkałam wczoraj- bardzo grzecznie poinformował mnie, że powinniśmy napisać do nadleśnictwa prośbę o wyznaczenie szlaków. Popatrzył na konie, stwierdził, że konie niewielkie i lekkie i póki leży śnieg, to nie ma problemu, bo nie niszczą ścieżek ale jak przyjdzie wiosna, to zaczną się problemy... Obawiamy się jednak, że jak wyznaczą nam trasy, to one nie będą nadawały się do jazdy dla bosych koni no i nie będzie tłumaczenia jak "przyłapią" nas na takiej nieoznakowanej...wiadomo- trudno jeździć tymi samymi ścieżkami, bo to nudne 😵

kasik ja też się bardzo bałam zbaczać ze ścieżek konnych, do czasu... Kiedy spotkałam Straż Miejską na koniach 😀 (a może to była policja? już nie pamiętam, w każdym razie panowie w mundurach) Tak się złożyło, że jechaliśmy w jedną stronę, a ja sprowadzałam konia z pastwisk po 2 tygodniach bez pracy pod siodłem i ewidentnie miałam z nim problem, musząc przejechać 15 km wierzchem. Zaoferowali się, że mnie odprowadzą na Wolę i... poprowadzili ścieżką na pewno nie konną 😀 Gdy zwróciłam im uwagę na to, odpowiedzieli, że to "skrót" i nie pogniewają się na mnie, jeżeli będę z niego korzystać, bo sami tamtędy jeżdżą.
Z czego wniosek, że służby państwowe też ludzie - a ścieżka służy do dzisiaj jako świetna droga do galopu; zdarza mi się spotkać panów bądź ich kolegów i zawsze są to spotkania bardzo miłe. Ukłon w stronę ludzkich panów mundurowych - jeżeli czytają, pozdrawiam serdecznie  :kwiatek:
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
28 stycznia 2013 20:47
Nie wiem czy ktos o tym pisal ale ja ostrzegam przynajmniej w puszczy kampinoskiej przed łosiami.

fajne stworzonka ale na zdjęciu, młode jak zobaczą konia uciekają, matki z młodymi przyglądają się zazwyczaj. Ale samce, te wielkie z ogromnymi łopatami potrafią pogonić i to tak na serio, wiem bo sama uciekałam.

Radzę nie podjeżdżać za blisko a jesli mamy taką możliwość to zawinąć zady w troki i w drugą.
Dzików ci u nas dostatek. od kiedy na potęgę zaczęto obsiewać kukurydzą to nie dość, że ich sporo to jeszcze wypasione.

U nas w stajni odwiedzające nasz kros nazwane zostały "bizonami" bo kilkukrotnie pojawiały się tak wielkie osobniki, że z daleka na nie patrząc to naprawdę dzika to nie przypominało.

Mamy też mega stada sarenek, które niby to się trzymają z dala...gorzej gdy pogoni je jakiś wiejski burek, i nagle 30 saren w amoku na ciebie leci...a na koncu jako wisienka na torcie jeszcze ujadający burek... powiało chłodem wtedy.
anetakajper   Dolata i spółka
29 stycznia 2013 11:25
Populacja dzików nie zwiększyła się dla tego, że siejemy kukurydzę.... 😉 Niestety odstrzał dzików zmniejszył się o xxx raza. A że dziki ogromne to zasługa tejże kukurydzy!
10 lat temu sialiśmy ok 150-200 ha kukurydzy! obecnie jak słyszymy "siew kukurydzy" to wolimy posiać każdą jarkę (nawet owies)..... po prostu masakra
HorseSense   Horse sense = stable thinking...
30 stycznia 2013 16:27
Z dzikami bywają różne przygody, kto zobaczy w lesie dzika, niech na drzewo (na konika?) szybko zmyka  😉 swego czasu w okolicy było pełno dzików, znalazła się nawet grupa "poszukiwaczy wrażeń" - stadko skaczące z przydrożnych krzaków wprost pod auto, takich akcji było kilka, aż ktoś w nie w końcu wjechał i się opamiętały (do tej pory pamiętam malowanie znaków "UWAGA - DZIK", chyba wszyscy, których nosy były w pobliżu, zapamiętają na zawsze  🙂  )
Z jazdami w teren jest taki problem, że społeczeństwo uważa je za mało... hm, nie wiem - trudne? ambitne? eleganckie? Myślę, że niektórzy uważają tereny za coś prostego, trochę nieprofesjonalnego, ot takie wożenie tyłka na koffanym konisiu. Dobre dla jeźdżców rekreacyjnych i dzieciaków. Do tej pory pamiętam, jak wydzierżawiłam konia (utalentowany, ale strasznie zahukany - bał się wszystkiego, był wiecznie spięty) i jako remedium przez najbliższy miesiąc przeprowadzałam lwią część treningów w terenie, chodziłam na spacerki w ręce i pod siodłem itp.. Po pewnym czasie, kiedy czyściłam konia, zostałam "napadnięta" przez właścicielkę i współklubowiczów z prośbą, żebym na miłość boską nie jeździła ciągle na te przejażdżki i nie zapuszczała TAKIEGO konia!  😲 no comment...
Niedaleko mojej dawnej stajni było nadleśnictwo, z którym ostatecznie pogodziliśmy się przywożąc konno chińskie dania na wynos wygłodniałym leśnikom  😎
Nigdy w terenie nie widziałam dzika. Za to przyszła do mnie locha z młodymi w odwiedziny, ale oczywiście nieplanowane i niezbyt wyczekiwane. Jednakże stała po drugiej stronie murku, gdzie był obornik, a nie weszła na padok.
Za to plagą u nas w lasach są sarny. Gdy zbijają się w grupę, stado ma nawet powyżej 50 sztuk. Kiedyś jechałam w teren ze znajomą i cała grupa saren zmusiła nas do odwrotu.
Z jazdami w teren jest taki problem, że społeczeństwo uważa je za mało... hm, nie wiem - trudne? ambitne? eleganckie? Myślę, że niektórzy uważają tereny za coś prostego, trochę nieprofesjonalnego, ot takie wożenie tyłka na koffanym konisiu. Dobre dla jeźdżców rekreacyjnych i dzieciaków.

Hmmmm, po raz pierwszy spotykam się z taką opinią.  Z reguły ja spotykałam się z wyrazami uznania, że mój koń taki fajny, że pójdzie w teren niezależnie czy sam czy z innymi końmi, pierwszy czy ostatni, wejdzie wszędzie, zawsze pod kontrolą, itp. Jest wiele osób, które na ujeżdżalni zrobią sporo, a w teren nie wyjadą, a bo koń się spłoszy, a to poniesie, a to się potknie, a to się spadnie i koń ucieknie...
U nas to dzików od groma jest i w miare jsteśmy z nimi zaznajomieni, ale w Niemczech .. ?
Jak z Niemcami pojechalam w teren i z lasu dziki wyskoczyły, to oni chcieli z koni zeskakiwać i na drzewa wchodzić  😵
Nie wiem kto był bardziej zestresowany tym spotkaniem, dziki na szczęście nie były konfliktowe  😁
HorseSense   Horse sense = stable thinking...
02 lutego 2013 16:02
nagana, to masz fajnych znajomych. Ja karierę zaczynałam w Tatrach i Bieszczadach, a tam ludzie (oczywiście nie prawdziwi profesjonaliści, bo i tacy się zdarzają) "hajda na koń", zupełnie olewający cokolwiek. Jeździsz w teren? Przecież to nic trudnego! Konik, kijek i w drogę! A jak nie słucha - ostroga. Zawody - ooo, co innego. Może to mentalność "huculska"  😎
Potem: lepsze stajnie, lepsze konie... a snobom wydaje się często, że jak ktoś nie szusuje po ujeżdżalni, nie jeździ wysokich konkursów, a jego koń nie jest od kopyt do uszu wystrojony w najpiękniejsze akcesoria, to po prostu wieśniak (który hali ni ma). I kiedy ja jechałam bez wędzidła w teren na koniu, który miał zadatki na "sportowca", patrzyli na mnie jak na nawiedzoną albo głupią. Że konia marnuję, że patatajam po lesie, bo niewiele umiem. A na to, że konie z samymi sławami w rodowodzie bały się chmur, nie patrzyli.
Ludzie przyjeżdzający do stajni po raz pierwszy, drugi i widzący grupę jadącą w teren (przepraszam za tyle imiesłowów  😉 ) cieszą się "ooo, na przejażdżkę jedziecie!" i oczywiście też chcą, i wielkie fochy stroją, kiedy się im nie pozwala. Bo to przecież nic trudnego! Kiedy w końcu się człowiek ugnie i weźmie takiego delikwenta, jakiego opisywałam bodajże parę stron wcześniej, jego poglądy... się nie zmieniają. Bo koń dużo chętniej reaguje na komendę np. "kłus" w terenie, gdy wszystkie konie przed nim i za nim kłusują (takich guciów bierzemy w środek) i jeździec zadowolony - przecież to łatwe, przyjemne i koń słucha! A potem ujeżdżalnia i łzy w oczach, bo koń ciągnie, pcha się na ścianę i słucha tylko tego popędu stadnego, który w terenie pomagał.
Więc zgadzam się z Tobą w pełnej rozciągłości, jeżeli chodzi o prawdziwych koniarzy, znających się na rzeczy. Niestety, takich ludzi jest relatywnie mało... Mnie o zwykłych, szarych, niezorientowanych zjadaczy chleba chodziło  :kwiatek: i gratuluję konia przy okazji!
Witajcie, ja tutaj pierwszy raz.

U nas w lubuskim jest bardzo dużo lasów i świetnych terenów do jazd. Więc jeździ się często i po różnych obszarach.
Przede wszystkim żyłam w błogiej nieświadomości, że nie można jeździć konno po lesie.  👀 Może to dlatego, że nigdy nie spotkałam na swojej drodze leśników. Poza tym nikt nawet nigdy nie wspomniał o tym przepisie! Ah...

A co porad... Za żadne skarby nie wsadzać obcego na siodło. Byłam jedyś w terenie z koleżanką - właścicielką koni, i spotkałyśmy spacerowiczów, rodziców z dziećmi. "Zablokowali" nam drogę domagając się wręcz tego, aby wsadzić ich pociechę na chwilę i zrobić jej zdjęcie na koniku. W życiu bym się na to nie zgodziła, ale właścicielka nie była tak radykalna. W momencie robienia zdjęcia na ścieżkę wjechał traktor z drewnem, koń uskoczył, dziecko spadło wprost w ramiona tatusia. A mogło się to skończyć inaczej...

Także miałam przygody z dzikami i sarnami. Z tymi pierwszymi spotkanie zakończyło się tym, że spylałyśmy z koleżanką gdzie pieprz rośnie (i jeszcze galopem w stronę stajni  🙄 - wtedy wogóle o tym nie myślałyśmy). Konie nie były przestraszone wogóle, ale my ogromnie.
A sarny nie raz, nie dwa stadkiem przebiegały przez drogę (najczęściej graniczącą z polem - na takich najbardziej trzeba uważać).

No i faktycznie, warto mieć ze sobą jakiś worek, którym można zebrać odchody. Wybrałam się kiedyś do miasta i kobyła zlazła z drogi na chodnik, stanęła i zrobiła co miała. Głupio mi było zostawić to na środku chodnika, więc poratowałam się liśćmi z krzaków obok, ale było ciężko... 

Często zdarzał się też nam na drogach nieasfaltowych gruz wysypany do dziur. Jeżdżąc na młodej kobylce, która dopiero się zapoznawała z terenami, a bała się tych białych i szarych odpadów, radziłam sobie tak, że zsiadałam i spokojnie do niej gadając prowadzałam ją między nimi chwilę, dając jej czas na zapoznanie się ze straszakiem. Najlepiej nie szturmować na siłę takich wypierdków, bo można zrobić problem sobie i koniowi. Chociaż to pewnie wszyscy wiedzą. Problem po kilku terenach zniknął.

I faktycznie, zgadzam się z tym, że ludzie myślą, że jazda w terenie, to takie bezcelowe oklepywanie tyłka. Ale ja i tak kocham tereny. (Muszę się tylko dowiedzieć jak z tym zakazem jazdy konnej u nas w takim razie... 😉 )
HorseSense oryginalne podejście, ale podobne do tego, któremu hołdują niektórzy moi znajomi z tzw. "szport-stajni", w której nota bene stoję. Moja przygoda z tym miejscem zaczęła się jesienią 2011, wtedy też, jak to jesienią, zapragnęłam poznać teren i po kilku wypadach zapoznawczych z koleżanką postanowiłam pojeździć sama. Terenowe szaleństwo moje i Muskata obserwowane było z rosnącym zdumieniem, wręcz odrazą, a gdy wesoło pojechałam sobie w teren w zimie, przy 10-stopniowym mrozie - istny lincz na tzw. forum stajni  👍
Początkowo padały pytania, czy chcę zabić siebie i konia (bo zimno, bo ślisko), czy też zepsuć tego drugiego (koń sportowy nie chodzi w teren), czy też może nudzi mi się w życiu (bo kto normalny jeździ w teren?). Ale po jakimś czasie, gdy w tereny ze mną zaczęli wybierać się także inni jeźdźcy, o "nieskazitelnej reputacji", a konie - i moje, i ich - żyły dalej i chodziły coraz lepiej, po prostu położono na mnie kreskę, jako nieszkodliwej, ale zwariowanej. Bo kto normalny jeździ w teren?  😂
W ubiegły weekend miałam okazję obserwować pierwszy w życiu wyjazd w teren młodej klaczy.
Najpierw była dość wystraszona i chowała się za naszą dwukółkę a potem pomaleńku..... no miło było patrzeć.
Ten koń dosłownie chłonął świat. Patrzył, wąchał, dotykał chrapami . Wsysał w siebie bodźce wiosny, zieleni, lasu.
Rozglądał się coraz odważniej. Wrócił do stajni taki radosny, wyluzowany.  💃
Każdemu, kto może, a nie jeździ w teren to dedykuję.
xxmalinaxx, to gdzie ty stoisz? U nas to dziwne jest, jak ktoś nie jeździ w tereny 😉. Ze stajni do lini lasu jest 200 metrów, a żeby wjechać już na ścieżki to maks 500. Chodzimy nawet czasem na rozstępowanie. Nie wyobrażam sobie nie 🙂.
Planuję sobie kupić nerkę 😉 bo podobno plecaki są be. Jakieś porady/specjalne wskazówki? Pojemność, materiał, kieszonkowatość? Dotąd żadnych nerek nie używałem...
Wodoodporność przede wszystkim :P
O! O tym nie pomyślałem 🙂

Chociaż nie planuje jeździć w deszczu 😉
Nerka jest świetna w tereny, najlepiej kupić taką średnią na najważniejsze rzeczy takie jak komórka, klucze, dokumenty czy aparat fotograficzny  🙂 przynajmniej ja to biorę do mojej nerki. Wszystko zależy co chcesz w nią włożyć. Według mnie średnia jest optymalna 🙂 faktycznie, najlepiej taką kupić, która jest wodoodporna, nigdy nie wiesz co Cię spotka w terenie :P ja też nie lubię jeździć w deszczu, a niestety parę razy mnie zaskoczył....
Nigdy nie wiadomo, kiedy deszcz załapie, więc lepiej wodoodporna. Poza tym jak najwytrzymalsza i nie za duża 😉
A u nas tydzień temu  terenik wyglądał tak:
Livia   ...z innego świata
07 lipca 2014 10:49
Piotrek, to zależy co zawsze chcesz brać w teren 🙂 Ja biorę tylko telefon, aparat i klucze do stajni, więc mam stosunkowo małą nerkę i taka mi wystarcza. Jeśli chciałbyś wziąć jakieś picie, to musisz celować siłą rzeczy w większą. No i wodoodporna, nawet jak nie planujesz jazdy w deszczu, to może cię w lesie zaskoczyć - mnie się tak już kilka razy zdarzyło 😉
Jaka jest to średnia pojemność?
są też nerki z miejscem na bidon... taki bidon nie wypadnie podczas kłusa czy galopów?
nie spotkałam jeszcze takiej nerki co by pomiesciała bidon na wodę i nie przeszkadzała. Jesli takowa jest to poprosze o namiar, bo i ja z piciem mam problemy a szczególnie teraz w te upały. Nie chce mi sie zakładac sakw dla jednej butelki.
o kurcze, fajne cacko. Chyba kupie i zobaczymy czy to aby w kłusie i galopie nie będzi obijac. Ale wydaje sie ,że powinno byc ok.
Przeznaczone m.in. dla biegaczy więc teoretycznie... są i inne 🙂 to tylko przykład
Ja po podobnej nerce z bidonem mam przepiękne siniaki na ciele :/ Niestety bieganie to nie to samo co galop...
Na wodę biorę małego banana, coś takiego: http://www.hp.poznan.pl/pl/oferta/kat12/kat1211/005032.html
A do nerki tylko telefon i klucze i dość ciasno ją mocuję do siebie 😉
Livia, oczywiście parasol 😉

W sumie na razie byłem w terenie 2x, ale przygotowuje się na przyszłość 😉 Więc moja lista jest dość teoretyczna, zainspirowana jazdą na rowerze (gdzie zawsze zabieram bardzo dużo rzeczy :/) i tym wątkiem.

A więc poza parasolem 😉
* komórkę
* dokumenty
* klucze
* wodę
* mini-wiatrówkę
* mapę
* scyzoryk
* kawałek sznurka

Najchętniej bym jeździł z plecakiem, bo mam ich kilka, używanych na rowerze. Np. taki jak w załączniku (Camelbak Rogue w wersji sprzed ~4 lat).

Ale skoro piszecie, że nerka lepsza... A czy taka nerka nie zawadza jakoś o siodło? I jeszcze kwestia pocenia się - obejrzałem w sklepach kilka modeli nerek (chociaż generalnie jest mały wybór 🙁 ) i większość ma "gładki" tył. Boję się, że to się będzie strasznie pocić...

unawen, plecak miałby tą zaletę, że ma worek na wodę a nie bidon, więc teoretycznie mniej rzeczy może się wbić w plecy. Chociaż np. Camelback ma nerkę z workiem: http://shop.camelbak.com/tahoe-lr/d/50303_cl_4890 W sumie fajnie to wygląda - 5L to całkiem sporo.

A, i jeszcze plecak teoretycznie może działać jak kamizelka, chroniąc plecy/kręgosłup.
A czy można mieć kamizelkę/żółwia + plecak lub nerkę?

Deuter ma tego znacznie więcej: http://www.deuter.com/DE/en/hip-belts-66.html przy czym te nie mają worka na wodę, co najwyżej bidon.

A czy ten banan nadaje się do każdego siodła?
Możliwe, że taka nerka z workiem to było by dobre rozwiązanie- ale nie sprawdzałam 😉 Ale w teorii wydaje mi się, że by zdało egzamin.

Plecaki się nie sprawdzają, męczarnia z tym jest straszna.

Banan nadaje się do każdego siodła które ma mocowania. Niestety wiele siodeł sportowych ich nie ma. Ale każde rajdowe i westowe ma 😉 Pooglądaj siodło w którym jeździsz, często nawet jeśli siodło nie ma mocowań z tyłu to ma z przodu żeby można było napierśnik przymocować, one w zupełności wystarczą. Po prostu są potrzebne dwie obrączki po obu stronach siodła.
Może jakiś mniejszy plecak też by się udało przytroczyć do siodła? Np. pod spodem kurtka żeby amortyzować konia i na to plecak i do siodła?
Sposobów jest wiele, można eksperymentować 😉
Ja mam bardzo małą sakwę chyba rowerową, która też świetnie troczy się do siodła- akurat na komórkę i klucze. Kupiona za grosze kiedyś w biedronce 😉

Ja czasem jak nie mam pod ręką banana, to biorę jakąś małą zapinaną torbę, nawet taką:
http://merlin.pl/Roxy-Torba-sportowa-FUN-HOUSE-dragon/sport/product/220,797840.html
I po prostu trokami ją owijam i mocuję do siodła. Dwa ciasno owinięte troki załatwiają sprawę 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się