Co mnie wkurza w jeździectwie?

Mi się kiedyś wydawało, że mam suoer kontakt z wetami, przyjeżdżają zawsze, odbierają, oddzwaniają etc. Do czasu kolki, która zabrała Byśkę 🙁 środek tygodnia (czwartek), środek dnia, blisko dużego miasta, kilku wetów typowo końskich. Ściągałam w końcu weta z daleka... koń mi umarł na rękach
Nikt z "super zaprzyjaźnionych i pewnych" nie przyjechał 🙁
_Gaga, straszne.. najgorsze jest to, że nawet jak się mieszka w centrum końskich klinik to jak są potrzebne to chirurg na urlopie, tu kogoś nie ma, tu ktoś dopiero za 6 godzin będzie..

Boli mnie, że chociażby niech te kliniki się dogadują jakoś, żeby nie było sytuacji, że w każdej klinice w Polsce nie ma chirurga, bo wszyscy są na urlopie w ten sam dzień..
No z wetami to odwieczny problem. Ja też mieszkam w lesie daleko od dużych miast i to jest serio dramat. Albo nikt nie przyjeżdża - miałam np sytuację, gdzie 4 miesięczne źrebię przestało jeść, było dzień przed świetami i wiadomo było, że pomoc jest konieczna - obdzwoniłam z 20 osob okolicznych - wszyscy magicznie byli chorzy. Do porodów: mialam uprzedzonych 2 najbliższych lekarzy, że kobyła na milion procent się zaraz zacznie źrebić - jak sie zaczął poród i bardzo nie szedł tak jak powinien - żaden z obu wetów nie odebrał telefonu - suma sumarum sama wyjęłam zakleszczonego źrebaka. A już czarkę goryczy przelałam jak mi po tym ciężkim porodzie, gdzie źrebak nie chciał wstawać ani jeść powiedzieli, że on sobie może tak nie wstać i nie jeść ze 12 godzin i mam sie nie martwić... Od tej pory już wiem, że w razie w pozostaje tylko szpital:/
Wydaje mi się że brakuje współpracy między wetami. Powinno być coś takiego jak dyżury - wg grafiku jedna dwie osoby jeżdżące do przypadków nagłych. Tylko że ktoś to musiałby koordynować... Szczęśliwie wypadłam z obiegu i nie miałam od lat potrzeby wołać weta do koni, ale czytając co piszecie to się chyba nic nie zmieniło.
Skoro dla małych zwierząt są przychodnie całodobowe, to i dla dużych powinno być coś całodobowego w większych miastach przynajmniej. Owszem, koszt dużo większy, ale powinno coś takiego być.
Weterynarze to też ludzie, też chcą mieć wolne, ale szacunek do pracy, ludzi i zwierząt powinien być w obu kierunkach. Z jednej strony możliwość uzyskania pomocy, z drugiej nie zawracanie głowy pierdołami w weekendy i w nocy. Niestety w przychodniach dla małych zwierząt na nocne dyżury trafia ogrom kretynów którzy mają 'bardzo pilne przypadki' od miesięcy rosnące guzy, pijani, naćpani... więc ja się nie dziwię wetom że po godzinach chcą mieć wolne i móc żyć normalnie. Ale owszem, w sytuacjach poważnych ludzie powinni mieć możliwość uzyskania pomocy weta bez wiezienia konia setki km do kliniki.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
14 lipca 2023 14:25
magda, Tylko takie dyżury, to mają sens jedynie przy dużych miastach, gdzie tych wetów jest kilku. Jak ja "mam" 2 końskich, z czego jeden ma 50 km a drugi 80 km, to nie wiem jak mogłyby takie dyżury wyglądać. Inni to już dalej mają. A w dużych miastach to i tak zwykle aż takiego problemu niema, dopiero co dziewczyny pisały, że dzwoniły po 8 czy nawet 10 osobach! (ja wiem, że akurat bezskutecznie, ale prawdopodobieństwo, że jednak ktoś będzie mógł dojechać jest znaczne) Aczkolwiek, gdyby coś takiego funkcjonowało, to było by miło 😅
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
14 lipca 2023 14:44
zembria, u mnie (w UK) takie działają. Mają strefę zasięgu sięgającą tak właśnie 80-100km od oddziału kliniki. Mają objazdowki (bez tzw. call out charge na rutynowe bądź inne badania nie w trybie ekspresowym, w innym wypadku dopłaca się za dojazd), mają też wetów na dyzurach 24/7.

Przy czym muszę koniecznie dodać że tutaj weterynaria jest biznesem i mało który wet pracuje sam pod swoim szyldem. Więc taki zespół klinik jaki opisałam powyżej (mają też kilka oddziałów) sam organizuje rozpiski żeby jakiś wet był dostępny w razie nagłej potrzeby. Robią to w prosty sposób bo jest to po prostu jedna firma. Jakby tak każdy pracował na własną rękę to myślę że problem byłby dokładnie taki sam, bo to samo się dzieje np. z kowalami tutaj - a ci praktycznie zawsze pracują niezależnie.
Weźcie pod uwagę że w dużych miastach tych koni tez jest od groma i czy to będzie 10 czy 20 wetów to ręce mają pełne roboty…
Sama, nie tak dawno, miałam konia wymagającego pomocy okulisty, szczęście mi sprzyjało bo był u mnie 30 min po rozmowie, w czasie gdy szykował sprzęt zadzwonił ktoś w sprawie kolki. Kolka to 3 godziny albo 10…
Jak Baleron pociął nogę, oczywiście w okolicy weekendu, to najpierw przyjechała stażystka a że pomóc na miejscu się nie dało, to zapadła decyzja o transporcie do stajni (kliniki) lekarza, główny wet opuścił imprezę rodzinną, zorganizował pomocników i do pozna w nocy cerowaliśmy imbecyla.

Podstawowe leki ratujące życie mam, domięśniowo podam po konsultacji z wetem, mimo że w tym kraju nie wolno ani posiadać ani podawać.
odwieczny problem z wetami, był, jest i będzie, nawet jak mamy w zasiegu ,,zespół,, to nie oznacza ze uzyskamy pomoc, sama o tym sie przekonałam 2 miesiące temu gdy rozchorował mi sie tygodniowy zrebak. Zadzwoniłam w dwa miejscu gdzie zawsze ktos odbiera i mają dyzury, niestety nawał pracy, i tylko przypadkowi zawdzięczam to że w koncu przed północą dojechała wetka i zrebie zyje. A do mnie miała do pokonania 180 km w jedną stronę !
Co do klinik też nie jest tak różowo- historia z przed 2 lat gdy kon znajomej z kolką nie został przyjety do zadnej z klinik, a obdzwoniła wszystkie w Polsce nie patrząc juz na odległość, bo wszystkie były aktualnie ,,zapchane,, chorymi konmi.
Z klinikami to już zupełnie kosmos. Spod Krakowa dwa razy mój koń jechał przez pół Polski na operacje do Nasielska. Na szczęście planowane. Z nagłą sprawą to nie wiem, gdzie byśmy jechali.
Dobra przeczytałam i od razu w mojej głowie jest lampka czy gdzieś są organizowane kursy pierwszej pomocy dla konia i właśnie min podawania zastrzyków ?
To o czym piszecie to jest coś, co mnie najbardziej blokuje w powtórnym posiadaniu konia. Fakt, że to nie kot, którego zapakuję do całodobowej lecznicy... Kota mam w domu cały czas pod opieką, a do pensjonatu trzeba dojechać, no nigdy się konia nie ma konia "pod ręką"... weterynarza "pod ręką".

Dużo zdrowia dla voltowych rumaków, szczególnie dla tego Twojego chorowitka tunrida. Ma szczęście, że nie został kabanosem i ma dobrą opiekę. Gdyby był kogoś innego, mogłoby się różnie skończyć.
espérer, nie wolno przecież podawać leków nie będąc lek wet 😉
espérer, z tego co kojarzę to zastrzyk może podać osoba mająca minimum wykształcenie technik weterynarii, na żadnym kursie nie będzie nawet opcji próbnego wkłucia bo nie mając uprawnień nie możesz nic podać. Dlatego najlepiej obserwować osoby, które kupę lat spędziły przy koniach i potrafią dawać zastrzyki - najlepiej jak one cię pokierują i pozwolą pod swoim okiem dać domięśniowy zastrzyk. A same szkolenia z pierwszej pomocy mi nic nie dały. Jedna prowadząca wręcz przez cały kurs mówiła „ja też kiedyś marzyłam o posiadaniu konika” i takie opowiastki a na konkretne pytania była odpowiedź „to zależy i nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć” 🤦
Z wetami to jest tragedia i sama bym chyba bym w ciągłym stresie żyła mając swojego konia w pensjonacie. Zupełnie inaczej mamy w pracy, bo po pierwsze mamy swój transport i jak coś się dzieje to się konia pakuje i jedzie, a po drugie po tylu latach współpracy z kliniką to jest na zasadzie, że się dzwoni do nich i mówi i zawsze przyjmą. Jako taki właściciel jednego prywatnego konia to naprawdę strach z nagłym przypadkiem.
Ja jako lekarz zawsze traktowałam wetów jak „swoich”, po tamtym - każdy kij ma dwa końce, nie chciało się? Mi też się nie zechce.
Poniekąd trochę mi ulżyło jak przeczytałam wasze posty... Bo dotychczas myślałam, że to u nas taka bieda z wetami 🙉 nawet ostatnio do kogoś rzuciłam, że chyba trzeba się przeprowadzić, bo w razie "w" nie ma do kogo dzwonić, a teraz widzę, że przeprowadzka niewiele by zmieniła w tym temacie 🙈🙈 dobrze że mam swój transport, ale ostatnio też o mały włos nie przyjęli nas do kliniki, bo powiedzieli, że nie mają boksu. Na szczęście po kilku minutach pani oddzwoniła, że jednak możemy przyjechać...
_Gaga, czasami tak się składa że nie mogą przyjechać naprawdę, zbieg okoliczności. Ja w zeszłym roku miałam źrebaka do szycia, nie dało się, najbliższy termin po 19 (rana już była o 7.30) - nie byłoby co szyc, wyczyściłam jak się dało, zabezpieczylam, parę dni później po powrocie z wyjazdu wet wylyzeczkowal martwa skórę z włosami które się zawinęły do środka. Oczywiście to "swoi" weci nie dali rady przyjechać, obcy nie odbierali telefonów lub splawiali. Czasami się nie przeskoczy. A z kolkami to jest problem, od nas z kolka nie regujaca na leki najbliżej można jechać na Służewiec, to jest 2.5h jazdy poza godzinami szczytu w Warszawie.

Natomiast 100 razy wolę mimo wszystko jak mi wet odmówi niż podejmie się czegoś czego zrobić nie umie, chyba że sytuacja jest tak awaryjna że oboje się zgadzamy eksperymentować. Miałam kiedyś zlepione bliźniaki, od razu uprzedziłam że to z kosztownej stanowki - nikt nie chciał eksperymentować bo nie czuli się pewnie w rozdzielaniu, zawiozłam do dr Jagusiak, źrebak ma rok. Nie mam kompletnie żalu do nikogo o to, że powiedzieli nie - wrecz doceniam uczciwość. Tak naprawdę jest kilku wetow od rozrodu w PL którzy mają takich przypadków tyle, żeby robić to pewnie.
Już niedługo skończą sie wasze problemy. Powstana gabinety/kliniki weterynaryjne "sieciówki". Zrzeszone pod jedna marką. Wykosza indywidualnych wetów. Będą czynne 24h/7. O każdej porze przyjadą. Kapitał oczywiscie zagraniczny.
Larish   Pozdrawiam ciepło
15 lipca 2023 10:13
Już niedługo skończą sie wasze problemy. Powstana gabinety/kliniki weterynaryjne "sieciówki". Zrzeszone pod jedna marką. Wykosza indywidualnych wetów. Będą czynne 24h/7. O każdej porze przyjadą. Kapitał oczywiscie zagraniczny.
LSW,

Ale na ile to będą gabinety obsługujące konie?
Bo raczej spodziewam się że to owszem przyszłość ale jeśli chodzi o koty/psy/egzotyczne itd.
donkeyboy   dzień jak codzień, dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud
15 lipca 2023 10:30
LSW, no właśnie takie mamy w UK, chociaż nie wiem na ile ten kapitał zagraniczny. Opisywałam w/w zalety takiego rozwiazania. Minus taki że weterynaria potem zamienia się w coś w stylu amerykańskiej służby zdrowia. W połączeniu z dostępnością ubezpieczeń rezultat jest taki że kotki i pieski ubezpiecza się na podobne sumy jak konie żeby nie zbankrutować jak się zdarzy kuku 🙃
espérer, nie wolno przecież podawać leków nie będąc lek wet 😉
xxagaxx, Gdybym nie nauczyła się dawać zastrzyków to mój konio już by latał za tęczowym mostem. W sytuacji kryzysowej obdzwoniłam 10 wetów. U jednego ( gabinet całodobowy ) spędziłam 2 godziny pod bramą żebrząc o leki . Wiedzialam jakie i jakie dawki. Koń się dusił. Dopiero wet który będąc na urlopie ( dr U. któremu jestem bardzo wdzięczna ) poprosił kolegę żeby mi sprzedał. O 2 giej w nocy jechałam z Warszawy nie wiedząc czy koń jeszcze żyje bo problemy zaczęły się o 16 .Teraz mam leki i zapas strzykawek i w dooopie przepisy.
Majowa, ale ty wiesz o co esperer pytala ? O szkolenia z podowanja zastrzyków.... jak chcesz zrobić szkolenie (oficjalne, nie mowie ze wet ci pokaze w zaciszu stajni) z czegoś co jest zabronione ?
przepisy przepisami, a życie życiem. Raczej jest normalne i praktykowane, ze proste zabiegi większość wykonuje sama. Weta wzywa się gdy jest to naprawde konieczne.
Jeśli mi spuchnie kostka to najpierw sam robię okłady i smaruję maściami. Po kilku dniach goi się. I nie biegnę ze złamanym paznokciem do lekarza.
LSW, szczerze mówiąc trochę wali mnie jaki to kapitał. Jak masz konia w stanie krytycznym to ważne, że ma temu koniowi kto pomóc. Mamy w PL fatalna sytuację z klinikami. Kto nie próbował na cito zawieźć konia w nocy ten może nie wiedzieć, że można mieć klinikę 20km od stajni i musieć wieźć 200km bo po prostu miejsc i wetów mogących pilnie operować jest wbrew pozorom bardzo ograniczona ilość.
Majowa, ale ty wiesz o co esperer pytala ? O szkolenia z podowanja zastrzyków.... jak chcesz zrobić szkolenie (oficjalne, nie mowie ze wet ci pokaze w zaciszu stajni) z czegoś co jest zabronione ?
xxagaxx, tak wiem... ale mi się ulało.
epk, - dokładnie. Ja też przy zagrożeniu życia miałabym gdzieś czyj kapitał. Z resztą, sama pracuje dla "zagranicznego kapitału" i na prawdę nie widzę co w tym złego.
karolina_, ja wiem, że zbieg okoliczności. Jeden wet w Niemczech, drugi w ... Egipcie, trzeci miał jakąś kontrolę urzędową... przypadek. Przykry w skutkach... chociaż konia i tak by się pewnie nie udało uratować 🙁
Ciekawi mnie jak to wygląda z perspektywy wetów- ktoś dzwoni że życie konia jest zagrożone ( bo np. kolka, koń leży już nie wstaje czy wielka rana na pół nogi) a wet tak po prostu olewa temat ? " Powiem że jestem chory i ch."
Czy oni się jakoś uodporniają na takie przypadki i serio ich to nie rusza ?

Mi się wydaje że zrobiłabym wszystko żeby pomóc, nawet w święta czy w środku nocy czy po 24h dyżurze leciałabym żeby pomóc, nie zostawiłabym cierpiącego zwierzaka.

Głupio zapytać weta o to 😆
Sonika, - no a jak jest już na innej interwencji, to? Przecież się nie rozdwoi, ani nie rzuci w diabły pomagania zwierzakowi, przy którym juz jest/dojeżdża. Czy nie teleportuje się z wakacji, do których też ma prawo. Myślę, że to nie jest kwestia wyrachowania, a bardzo często właśnie możliwości. Pacjentów jest zwyczajnie więcej niż wetów.

To generalnie jest powód, dla którego nie szłam w tym kierunku zawodowo, to jest zajebiscie niefajna odpowiedzialność.

Kiedyś mój koń rozwalił wargi, brzydko, mocno i głęboko, nie wiem o co. Dzwonię do wet najbliższej i mówi mi, "mam 40 stopni gorączki i boję się wsiąść do auta, ale jak trzeba to przyjedź po mnie". No odpuściłam, bo od tego zwierzak nie umrze. Ktoś z dalszych okolic zwyczajnie by nie zdążył (takie rany do szycia są do maks godziny). U niej słyszałam w głosie, że jest źle, więc też nie miałam serca.
Sonika, ja pytałam i rozmawiałam. W przypadku kliniki gdzie jest pracodawca i pracownicy, pracodawca ustala dyżury (w Wielkopolsce dyżur 24h 365 dni w roku ma Anawet, może się komuś przyda - nie tylko rozród, szczególnie poza sezonem czyli sierpień - połowa marca). W przypadku niezależnych wetow, problemem jest kwestia koordynacji i też pomocy - jednak nie każdy właściciel jest w stanie sensownie asystować przy zabiegu, czasami potrzeba dwóch lekarzy, czasami technik wystarczy, czasami (np starsze źrebaki) trzeba 4 osob żeby coś zrobić (wet, pomocnik, dwie osoby do trzymania - jedna już nie da rady trzymać pod szyją i za ogon i utrzymać). Weci odpowiadają za to co robią, nikt nie chce pchać się w tego typu "spółki" tam gdzie coś może pójść nie tak przez braki w ilości czy ogarnieciu asysty. Porównanie z ludzką medycyna jest bez sensu, nikt nie oczekuje od pediatry że będzie sam po nocy szył uciekającego z płaczem 5 latka, którego mama nieudolnie próbuje trzymać za rękę - a z takim scenariuszem spotykają się weterynarze i to notorycznie
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się