Podsumowanie roku 2018
Kochani, nie wiem który już rok z rzędu czynię swą powinność, ale wolę nie sprawdzać - okażę się, jak stara już jestem 😉
Jak Wam mija rok 2018? Coś ważnego się stało, coś o sobie czy o świecie odkryliście? Zaskoczenia? Rozczarowania? Zapraszam do pisania 🙂
Jedna rzecz jaka od razu mi się nasuwa to - w końcu zamieszkałam ze swoją drugą połówką 😍
Ja poczekam do końca grudnia, przez 4 tygodnie jeszcze tyle może schrzanić! Bo w tym roku to tylko takie rzeczy.
Ja nic nigdy nie piszę, bo nie chcę, ale...
Dla mnie nadchodzą lepsze czasy. Nareszcie dojrzałam do bycia osobą dorosłą i do wzięcia spraw w swoje ręce. Nareszcie czuję moc sprawczą! 😀iabeł:
Trochę mi to zajęło, ale lepiej późno, niż wcale. Czeka mnie mnóstwo pracy, ale w końcu wiem jakiej i w jakim celu.
Dotychczas nie wiedziałam co będzie za 3 dni. W 2019 odbijam się od dna, a w 2020 będzie już naprawdę dobrze.
Rok zaczął się w miarę dobrze i było tak do połowy, a potem zaczęło się wszystko sypać, choroba mojej kobyły, walka o jej zdrowie i życie
niestety przegrana.W międzyczasie zmiana lokalizacji stajni. Dzięki właścicielce stajni, zanim całkiem się rozsypałam, zostałam uszczęśliwiona kucką. W życiu nie końskim też zrobiło się kiepsko, mama z racji wieku, teraz skończone 93 lata, całkiem popadła w demencję starczą. Boję się że czas jej się kończy. Jeszcze miesiąc, mam nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Do września było spoko. Od października jest równia pochyła. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie trwało bardzo długo.
U mnie też kiepski rok, szczególnie od września więc jeszcze nic nie piszę bo mam nadzieję, że teraz czas na odwrót. Wakacje miałam super, całe 2 miesiące na praktykach w zagranicznej klinice, dużo doświadczenia, przełamana niepewność przed wyjazdem i bardzo pozytywne rozczarowanie - rośnie apetyt na więcej.
Co do 2017 roku to był to najcudowniejszy rok w moim życiu i oby ta wspaniała passa mnie nie opuszczała 😍
(...)
A planów na 2018 nie chcę snuć. Życie dało mi cudowny prezent w postaci 2017 roku, o który nie prosiłam i nie oczekiwałam. Zobaczymy co przyniesie tym razem.
No cóż. U mnie ze skrajności w skrajność. 2018 to był (a raczej nadal jest) koszmar. Zaczął się niewinnie, problemy narastały sobie powolutku aż w końcu w kwietniu zaczęły wybuchać. A potem to już równia pochyła. Niby mam świetną pracę, niby mam fajne mieszkanie, niby mam super psa, niby świetnie radzę sobie na uczelni, niby na tyle mogę sobie pozwolić i niby każdy w moim wieku mógłby zazdrościć mi życia. Wszystko niby, bo emocjonalnie jestem wypłukana, pusta i ledwo żywa. Nie pamiętam nic z ostatnich 7 miesięcy, często nie wiem nawet jaki jest dzień tygodnia, dni po prostu mijają a ja nie czuję nic.
I nie sądzę, żeby zmiana cyferki w nazwie roku miała cokolwiek zmienić.
Chciałabym z powrotem mój 2017 🙁
2018? Nie taki zły.
Zdecydowanie mniej pogrzebów (bo wcześniej to mnie regularnie dobijało).
Przestałam od siebie oczekiwać cudów na kiju. Owszem, spadła mi "wydajność pracy", ale przybyło wewnętrznego spokoju,
mimo niekoniecznie sprzyjających okoliczności zewnętrznych (te raczej irytujące).
Słońcem są sprawy dorosłych dzieci, wręcz puchnę z dumy jak sobie radzą.
Najciekawszą "imprezą" roku było spotkanie "końskich" olimpijczyków - zaskakująco pozytywne wrażenia.
Ogólnie potrzebowałam sporej przerwy, szczególnie w kontaktach społecznych, ot, czasem miło pograć w brydża,
bo wcześniej niektórzy "przyjaciele" dali popalić, że hej!
Teraz znowu cieszą mnie ludzie.
Po 8 latach zmieniłam stajnię, konie, tfu tfu, zdrowe...
Jest sporo rzeczy, które cieszą, są inne, które niepokoją - życie.
Od 2019 oczekuję dużo, i będę na niego potrzebowała sporo sił - bo sporo planów, i trudnych do realizacji.
2018 dość jałowy. Cały na lekach. Z dobrych wydarzeń wyprawa objazdowa wschodem Polski (który darzę wielką miłością) i piesek. Złych wymieniać nie będę. Aż ciarki mnie przechodzą, że tak mało dobrego. 2019 lepszy będzie, o.
Ten rok był chyba dobry. Nie wyszłam za mąż i nie wzięłam kredytu 😉
U mnie rok z cyklu szalonych, rewolucyjnych 🙂 Bardzo intensywny, emocjonalnie, organizacyjnie, intelektualnie, kreatywnie i nie wiadomo jak jeszcze. Na pełnych obrotach w zasadzie bez odpoczynku. Odpoczynek planuję zaczać w przyszły piątek i tak go sobie dozować pod postacią różnych wyjazdów aż do wiosny.
2018 to był pierwszy rok życia mojej młodszej córki. Starsza ma niecałe 3. Z dobrą koleżanką, która ma dzieci w tym samym wieku co moje, założyłam Blisko - klub dla dzieci zatopiony w NVC i rodzicielwstwie bliskości. Tak więc my dwie, 4 maluchów i po 2-3 wizyty w IKEI dziennie, bo dom pod ten klub udało nam się wynająć w lipcu, a klub pełną parę, bo z 20 dzieci, ruszył pod koniec sierpnia 😀 Szaleństwo pełne. Chaos, grafiki, umowy, księgowa, ilu rodziców tyle potrzeb, finanse.... przeprowadzka... i od nowa 😀 Naprawdę mamy co wspominać.
Poznałam jakiś nowy rodzaj relacji polegający na abosutnej niezawodności, szczerości, energii i bezinteresowności. Dziwnie mi z tym 😉
Cały rok kręcił się tylko wokół tego, nie pamiętam co było przed i poza tym.
Dla mnie to byl dobry rok chociaż początek roku tego nie zapowiadał. Zmieniłam pracę i uff uff dzięki Bogu za to. Poza tym, koty zdrowe, reszta rodziny też, żadnych wstrząsów raczej stabilnie i spokojnie jak dawno nie bywało. Chwilo trwaj!
A u mnie w sumie naprawdę dobry rok:
- mieszkamy juz rok razem z TŻ, nikt nie zginął i jest super, mimo dwóch solidnych awantur 😁
- mam rewelacyjną pracę, świetną ekipę, udalo mi się utrzymać i rozkręcić zespół
- zarabiam w końcu przyzwoicie
- byłam na najlepszych wakacjach ever -> Norwegia 😍
- mam drugiego psa, który jest najsłodszym wariatem
- remont pokoju się udał, jest teraz milutko i przytulnie
- zero pogrzebów, trzy fajne wesela
Z minusów to typowe przeboje zdrowotne z drugim psem, dwukrotne usuwanie guza z łapy i koniec końców, nowotwór w jej organizmie. Wiem, że teraz każdy wspólny rok może być ostatnim, więc się...boję tego 2019.
Poza tym coraz intensywniej myślimy o ślubie, na początku roku będe zmieniać samochód i w marcu lecę polować na zorze w północnej Norwegii 💘
Niby jeszcze kilka tygodni, ale jeśli napiszę teraz może nie będę sie dobijała - pisząc znowu w sylwestra, sama w domu 🏇
Dla mnie ten rok to takie emocjonalne skakanie. Momenty gorsze i lepsze, nie wszystko pamiętam co się zdażyło w tym roku, bo czasami już się myli jedno z drugim. Stycznia nie pamiętam ani trochę, co się wtedy działo, co nie, czy było coś ważnego? Zapewne. W lutym pamiętam tylko wyjazd do Warszawy na osiemnatkę znajomej (to było w tym roku? o matko), który dał mi mocnego kopa na dość krótki okres czasu. Plany na przydomową stajenkę na dwa konie, które potem musiały zderzyć się z rzeczywistością, gdy wszystko już było dopięte na ostatni guzik, szukanie alternatyw.. Może to i dobrze. Kolejnych miesięcy właściwie też nie pamiętam, oprócz tego, że maj też dość porządnie we mnie uderzył - pierwszy raz miałam jechać za granicę, nawet byłam zdziwiona, że tak się to wszystko ułożyło, nie było żadnych przeciwwskazań, bilety kupione, ale oczywiście i tak się nie udało. Kilka godzin przed wyjazdem, odwołane. W czerwcu byłam na weekendowej wycieczce, która dała mi poczucie, że może jednak coś ze mnie będzie i znajdę, a może nawet już znalazłam, naprawdę fajnych ludzi. Złudzenie. Lipiec, kolejny wyjazd do Warszawy, niby taki udany, a w jakiś sposób ciągle mam co do niego wątpliwości. W sierpniu pierwszy raz pracowałam! O ile tak można to nazwać, mimo dość ciężkich chwil (chyba bardziej emocjonalnych - w końcu nie zawsze dogadujemy się z kimś kogo tak bardzo lubimy i podświadomie staramy się o jego szacunek), uważam do tej pory jako jeden z lepszych "momentów" mojego życia. Również dał mi swego rodzaju kopa, ale to jak z uzależnieniem - taki kop najpierw działa długo i mocno, z czasem krótko i słabo, aż w końcu, jesteśmy tak silnie uzależnieni, że nie daje nam to żadnego kopa, a i tak tego potrzebujemy. Czasami boję się, że tak właśnie będzie ze mną. Wrzesień, październik, listopad, aż wreszcie teraz - grudzień. Mogę się pochwalić tym, że udało mi się wygrać bilet na Cavaliadę i tak o to pierwszy raz pojawiłam się w Poznaniu. Przez cały rok chwile zwątpnienia, chwile szczęścia, chwile kiedy wiem po co w ogóle żyję, chwile w których zastanawiam się czy mój pobyt na tej planecie w ogóle jest potrzebny.
Przemyśleń tego typu mam bardzo dużo, ale i tak rozpisałam się aż nadto. Mam wrażenie, że ten wywód brzmi strasznie drmatycznie. A nie powinien, w końcu - inni mają gorzej, prawda? 🏇
PS ponownie przypomniały mi się słowa mojej szanownej znajomej "Kaja, jakie ty możesz mieć problemy?", kocham tych ludzi po prostu <3
Lista rzeczy, które udało mi się osiągnąć w 2018 roku:
1. Nie zabiłam się
2. Nie zabiłam nikogo innego
😂
Lista rzeczy, które udało mi się osiągnąć w 2018 roku:
1. Nie zabiłam się
2. Nie zabiłam nikogo innego
😂
A wyszłaś za mąż, zaszłaś w ciąże albo wzięłaś kredyt? 😂
Ale ja marzę o tych trzech rzeczach 😎 mam nadzieję, że w 2019 się uda 😁
Rok spokojny i stabilny. Wiele spraw stabilnie w tym najważniejsze typu: zdrowie, rodzina ( dziecko, mąż, teście, bo reszta dla mnie jest mało istotna) Praca-hm.. trudny temat, bo pracuję za dużo. I co się zwolnię, to się znów gdzieś zatrudnię. W sumie wychodzi to na plus,bo mam coraz lepsze warunki finansowe. Wszystkie moje atrakcje i rozrywki i zajawki życiowe na plus. ( treningi, biegania, diety, motocykle, zwierzaki)
Dodatkowo jeśli myślę o tym roku, to z 2 naszych akcji jestem mega dumna. Pierwsza- to wyprawa motocyklami przez wiele krajów, w tym Czarnogóra i Bośnia i Hercegowina. A druga to pomoc Murzynom w Malawii. Wysłaliśmy w sumie 23 paczki każda po 20 kilo. Umiem zorganizować sobie wsparcie innych osób, które zrzucają się na zawartość paczek. Jestem mega dumna z nas w tym roku. Bo to co robimy dla Murzynów w Nkhata Bay w Malawii, to kosmos. ( dla nas to takie prawie nic, a dla nich to kosmos)
To co mi w tym roku nie wyszło to ... koń. Ale to już któryś rok z rzędu prawie na niego nei wsiadam, więc przestaję mieć wyrzuty sumienia i przestaję się oszukiwać, że to się zmieni. Aczkolwiek..chciałabym. Prozaiczny powód- brak czasu. I drugi powód- po koniu mam brzydsze uda i nie podoba mi się to i już. ( za dużo serca wkładam w rzeźbienie ciała na co dzień, by psuć to przejażdżką na koniu raz na tydzień)
Plany na kolejny rok mam mega odważne. Czuję, że mój czas leci. Starzeję się. Widzę to co dzień w lustrze. Czuję to po sobie. A chcę jeszcze pożyć pełną parą. I czuję, że to musi być teraz, bo potem będzie mi coraz trudniej podołać pewnym wymaganiom i marzeniom, które przed sobą stawiam.
Tak więc... do boju!
Ten rok jest bardzo udany 🙂
Zaczęło się od tego, że jeszcze w 2017 roku miałam jeden cel- zmienić pracę i wiedziałam, że na 100% zrobię to w 2018. Do nowej pracy poszłam w maju 🙂 Po drodze jeszcze mniej sympatyczne rzeczy w starej robocie, ale czego się spodziewałam po kilkunastu latach trwania tam?
Po zmianie pracy odetchnęłam, poczułam się jakbym żyła w innym świecie. Znacznie lepiej też dogaduje się z ludźmi- mniej konfliktów, nerwów i większy dystans. Jest to efekt wyjścia z bardzo stresującego środowiska.
Oczywiście wiem, że będę dalej nad sobą pracować, ale znacznie bardziej pozytywnie do życia podchodzę.
W osobistych sprawach stabilizacja. W końskich sprawach w sumie już też od 2 miesięcy zaczyna się stabilizować po przeprowadzce (i chyba tfuu znalazłam w końcu dobrą stajnię dla mnie i dla koni).
Więc jest na duży + w tym roku, gdzie 2017 był koszmarem.
I chciałabym za rok napisać, że 2019 był pozytywną kontynuacją z pewnymi nowościami.
To jest rok, w którym jestem naprawdę z siebie dumna. Zamknęłam w końcu sprawę dofinansowania unijnego. Wyremontowaliśmy stajnię, kupiliśmy masę fajnego sprzętu. Formalności przez ostatnie dwa lata mnie zabijały, ale teraz realnie odetchnęłam z ulgą. Kredyt się spłaca, firma rozwija, choć w zupełnie niespodziewanym kierunku. Otóż mąż zaczął startować jako luzak Bartka Kwiatka zyskując bardzo cenne doświadczenia i plany na przyszłość. Ja z kolei rozpoczęłam Studium Fizjoterapii Koni i to był strzał w dziesiątkę. Decyzja była trudna, bo to sporo pieniędzy, a pod względem finansowym rok był bardzo ciężki. Remonty, kontuzje koni (tych, które miały iść na sprzedaż), kredyty, mnóstwo wyjazdów. Nie żałuję jednak ani złotówki. Rozwijam się w tempie ekspresowym, a jeszcze ocean wiedzy przede mną. Cieszy mnie to i nakręca, a po ostatnich latach doceniam to uczucie tym bardziej.
Nie było łatwo. Jak wspominałam finansowo było diabelnie trudno, odzwyczaiłam się od takiej przejmującej biedy. Leczyłam na poważniejsze sprawy aż trzy konie z dziewięciu, tym samym nie miałam na czym jeździć, a to zawsze podtrzymywało mnie na duchu. Nie miałam czasu dla syna, tęsknię potwornie.
Jednak mimo wszystko odbiłam się trochę od dna. Mam cudowną rodzinę, najlepszą pod słońcem. Byłam na cudownych wyjazdach w górach. Rozwijam skrzydła w fizjoterapii i jest to ścieżka, którą z radością w sobie odkryłam.
W 2019 mam mnóstwo planów i głęboko wierzę w ich realizację. Przede wszystkim chciałabym więcej widzieć siebie w siodle i zrobię wszystko by tak było. Zdam końcowy egzamin na studium, nie może być inaczej. Zostanę zoofizjoterapeutą, a moja firma skręci w nowy kierunek działalności. Mam nadzieję, że to ten czas.
no to czas na mnie...
Po fatalnej końcówce 2017 i początku 2018 roku (śmierć Rudej i rozstanie z (ex)narzeczonym), reszta roku upłyneła raczej spokojnie i pozytywnie.
Mały koń rośnie jak na drożdzach i jest przyjemnym małym jegomościem, którego już za półtorej roku będziemy zajeżdzać 🏇 😍 Generalanie jest bardzo opanowany i chetny do zabawy, nauki. Zaliczył przeprowadzke do nowej stajni, bliżej mojego domu, z związku z tym jechał przyczepą po raz pierwszy w życiu. Sama zapakowałam go do trailera w 15 minut, więc dumna mnie bardzo rozpiera 😍 Zachowuje się wzorowo przy kowalu i weterynarzu, Naprawde fajne ten koń mi rośnie.
W 2018 zaliczyłam 2 przeprowadzki. Oczywiście stres i koszta z tym związane były nieuniknione, ale dałam rade, z czego również jestem dumna 🙂
W kwestii zawodowej zaliczyłam obiecywany awans. Także powoli odnajduje się na nowym stanowisku, co wiąże się z większą ilościa pracy i czasu z tym związanego, ale osiągnałam mój cel. W branży zdomionowanej przez mężczyzn i z moim niewielkim doświadczeniem (2 lata w tej konkretnej dziedzinie i firmie) idzie mi całkiem nieźle 😉 Także jestem najmłodszym liderem w całej firmie, kobietą, osobą z nie tak dużym jeszcze doświadczeniem i obcokrajowcem. 😜
Pozatym zaliczyłam 2 konie do współdzierżawy- oba wysadziły mnie w kosmoc całkiem porządnie i moja przygoda się z nimi zakończyła.
Zdrowotnie bardzo ciężki rok. Stres i długa walka o Rudą odbiła się na moim zdrowiu. Plus upadki z koni... Ale powoli dochodze do siebie..
Zaczęłam również ćwiczyć crossfit i wkręciłam się na dobre 😉 Utrzymuje sie w całkiem dobrej kondycji, co mnie cieszy 😉
Finansowo też zdecydowanie na plus.
Z pozytywów: pod koniec roku czeka mnie jeszcze wycieczka do Azji 😍 To taki prezent ode mnie dla mnie po ciężkich ostatnich latach. Nie moge się doczekać 🏇
Mam nadzieje, że w 2019 roku uda mi sie kupić 2 konia, pojeżdzić troche więcej, zwiedzić kolejne nowe kraje, dobrze i mądrze prowadzić swoich pracowników 😉
Ech, mój rok... Do kwietnia był przeciętny, a potem się posypało. Babcia miała wypadek, w efekcie czego nie chodzi i utknela w domu na łasce dziadka, moja mama się zarzyna opiekując się nią co dzień, bo dziadek nie życzy sobie zatrudnienia obcej osoby. Zaraz po wypadku babci, dowiedziałam się o rozwodzie moich rodziców, chyba jako ostatnia, więc poczułam się zrobiona w balona, ogólnie mocno zachwiala się moja wiara w ludzi, no i okazało się że jestem bardziej naiwna niż sądziłam. Do tego problemy z pracą męża (hasło sądownictwo powinno mówić samo za siebie), co chwilę jakieś syfy że sprzedażą samochodu, mieszkania itp., a na koniec roku zamknięcie naszej stajni. Plus choroby zwierzaków, Łoś nogi, stary pies jelita, młodszy guz złośliwy, na szczęście miejscowo... Kontuzja kolana u dziecka. Siedzę i czekam, "co, k..., jeszcze"...
Z plusów w pracy stabilnie i fajnie, dostałam małą podwyżkę, sprzedalismy działkę, kupiliśmy porządne auto. Fajne wakacje z moją przyjaciółką i jej rodziną. No i w grudniu przeprowadzka do, odpukać, chyba całkiem fajnej stajni.
I kilka zaskakujących na plus spotkań, odnowiony h znajomości.
Nic nie planuję, niczego nie oczekuję. Na pewno zostanę znów ciocią. Czeka nas też duuuuża życiowa zmiana, która nam przeorganizuje życie. Zobaczymy.
Maleństwo, jeju, ale przykra sprawa z rodzicami 🙁 troche sie czuje jakbym ich znała... wyobrazam sobie, jak Cię to ruszyło. A co za życiowa zmiana? Na razie pozostaje tajemnica?
Zgłoszenie wysłane, dziękujemy.
Dzionka, na razie się nie będę rozpisywać, bo sprawa w trak ie.
W związku z privami - NIE, TO NIE CIĄŻA! 😀
Nie no, nie myslalam ze ciąża 😀 tylko przeprowadzka, zmiana pracy K. czy inny czort... 😉
Ale byli tacy, co myśleli 😀
U mnie ten rok byłby w miarę dobry gdyby nie grudzień. Posypało się z każdej strony.
Zawodowo - super! Stajnia pełna, systematyczne zapytania o miejsce dają poczucie, że nawet gdyby ktoś miał ochotę się wyprowadzić to miejsce szybko się zapełni. Wrześniowe szkolenie było wielkim sukcesem i doszła mi stała współpraca z dużą firmą rolniczą, więc nowe wyzwania, a jednocześnie trochę powrót do przeszłości 🙂 Dokupiłam kolejną ziemię pod pastwiska, więc mega radość!
Rodzinnie - nie było żadnego pogrzebu, zdrowie rodziny na przyzwoitym poziomie, dziecko rośnie i zadaje 1000 trudnych pytań 😉.
Budowa, a raczej rozbudowa domu- porażka! Rozgrzebane i przełożone na kolejny rok.
Końsko- stałam się właścicielką dzierżawionej klaczy, jeździecko amplituda, ale narozrabiała tydzień temu i leczymy.
Psiowo- w grudniu podczas sterylki suka postanowiła nam zafundować mega stres, przyczyn będziemy szukać po nowym roku.
Finansowo - zakup konia i ziemi sprawił, że finanse ledwo się spinają, a choroba kobyły zrujnowała już mi kieszeń i pewnie jeszcze pociągnie po nowym roku.
Nigdzie nie byłam, nie było szans na wypoczynek i reset. W 2019 muszę uciec na 3 dni chociaż żeby przewietrzyć głowę.
To był bardzo ciężki, ale efektowny rok.
Dostałam w d.. totalnie, na szczęście większość spraw zakończona happy endem.
Poznałam ogromną siłę wspólnoty koniarzy oraz ich dobre serce w stosunku do mojego przecudownego Brego-> leci mu już 10 miesiąc, a ja dalej nie dowierzam, że wszystko skończyło się dobrze.
Zdobyłam tytuł magistra z dziedziny zarządzania zasobami ludzkimi. Satysfakcjonujące jest to, że wiedzę i narzędzia otrzymane na zajęciach wykorzystuję codziennie w moich obowiązkach służbowych. Nabijam punkty.
Pomału też dochodzę do siebie. Terapia plus dużo pracy w zrozumienie przeszłości. Ta przerwa jednak była potrzebna, aby znowu mi się chciało wstać z łózka. 6 miesięcy pauzy (by ruszyć do przodu) i pod koniec rok zaowocował ,,zbieractwem" z kilku dziedzin z napisem ,, do wykorzystania od 2019".
Gdy myślałam, że od roku 2017 nic gorszego być nie może, to 2018 pojechał po bandzie.
Na chwilę obecną sporo spraw się wyciszyło, sama nie chcę się już dalej nimi przejmować.
Jak to się mawia, co ma być to będzie.