Sprawy sercowe...

Ja nadal trzymam się swojej oryginalnej wersji - że to nie żaden weltschmerz czy depresja, a nowa laska. A że się nie odzywa - to przeciez 100% typowego faceta w takiej sytuacji! W swoim mniemaniu jest już wolny, rączki ma czyste, bo przecież powiedział, że odchodzi, no więc sobie już układa życie z kimś innym, a przynajmniej pogłębia znajomość, od której to całe "nie wiem czy chcę z tobą być" się zaczęło, zamiast tracić czas, humor I energię na mało przyjemne kontakty z Tobą.

faith dobrze, że jesteś zła - to na pewno lepiej, niż byś miała być załamana. Ale wiesz co? Założę się, że jakiś czas będziesz się cieszyć, że tak się to skończyło, bo poznasz kogoś znaaacznie lepszego 🙂 Tego Ci życzę!
Faith
Kto jak kto ale moge Cie pocieszyć, ze najgorszy czas w zyciu masz za soba,pomysł jaki prezent Ci zrobił zostawiajac Cie teraz! No cud nie chłop!

Za rok, moze dwa zobaczysz poznasz takiego faceta, u którego nie bedziesz myslec ze jestes najważniejsza, poprostu bedziesz!

Ja juz przerobiłam 3 poważne związki w tym małżeństwo, myslalm ze jestem super i wszystko super ,ale jednak nie.
A tymczasem siedze sobie z moim 4 miesięcznym brzuszkiem,moj facet raz lepiej raz gorzej ,ale nie watpię w to ze jestesmy najważniejsze
Obawiam się,że Hiacynta ma rację.
Sama to przerobiłam.Teksty typu:"nie wiem czy to to","nie wiem czy kocham".
Jak się później okazywało zawsze chodziło albo o jakąś byłą albo nową na którą sidła są dopiero co założone.
Najpierw był płacz a później złość i niechęć.Każdy wrócił....
Z żadnym nie utrzymuję kontaktu i ogólnie cieszę się na chwilę obecną,że wyszło jak wyszło.
😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
14 stycznia 2016 13:13
Murat-Gazon, zazwyczaj jednak pozostaje do omowienia, wymemlania wrecz sporo spraw bierzacych, wspolnych chcac nie chcac. Przez lata wspolnego zycia troche sie tego uzbiera. Nawet temat, ktory wynikl nagle i niespodziewanie 'nie kocham Cie i nie chce z Toba byc' wymaga, przez szacunek dla drugiej osoby, tak wyczerpujacego wyjasnienia, na jakie tylko nas stac. Rowniez po to, zeby temat zamknac i nie zostawiac pola do popisu wyobrazni i powracajacego jak bumerang pytania ' a tak wlasciwie to dlaczego?'. Krotkie 'jest ktos inny' i juz sytuacja staje sie jasna. Potem kilka masochistycznych pytan 'jak dlugo to trwa/gdzie ja poznales/czy jestescie teraz razem/wstaw dowolne'. I koniec.
Chyba, ze naprawde nie ma nikogo innego. Wtedy prawdopodobnie decyzja gdzies tam klarowala sie przez dlugi czas, dojrzewal do niej i oswajal ja, od wizji 'co by bylo gdyby' do realnych krokow. Ale to tez mozna wyjasnic, wytlumaczyc, przegadac i dojsc do wnioskow, ze powiedzmy 'nie widze najmniejszych szans na zmiane mojego podejscia i decyzji, jestem calkiem pewny, choc wiem, ze zachowalem sie nie fair nie dzielac sie moimi rozterkami z Toba i zaskakujac Cie pozornie nagla decyzja i wyznaniem'. I wtedy tez jest koniec, tylko taki po doroslemu 'dokonczony'.
Ja to tak widze.
szafirowa, w moim przypadku załatwiłam to jedną długą rozmową, w której było zawarte wszystko - od powodów mojej decyzji o tym, że chcę rozwodu, do ustaleń, co robimy ze wspólnymi rzeczami itp. Wolałam znieść jedna długą, trudną i wyczerpującą psychicznie rozmowę niż dziesięć krótszych wyczerpujących tak samo.
Potem widziałam się przed rozwodem z mężem jeszcze ze dwa czy trzy razy, bo on tego chciał, ale czułam, że totalnie nie mam już o czym z nim rozmawiać. Także zgadzam się, że oczywiście trzeba powiedzieć, natomiast uważam, że można to załatwić krótko i szybko - nie zgadzam się, że to wymaga nie wiadomo jak wielu rozmów, analiz i Bóg wie czego jeszcze. Wręcz myślę, że dla zdrowia psychicznego obu stron należy takie rozmowy minimalizować do tego, co absolutnie konieczne.
tak, jedna a dobra, treściwa w odpowiedź dlaczego tak i co dalej- konkrety, ale to jest, to o czym pisałam. Żadna terapia nie dałaby mi szans, zawsze wracałoby pytanie "co się stało?"
Tak czytam ten wątek, wasze historie i doświadczenia.
Aż się boje angażować znowu w cokolwiek  🙄
Żeby nie dostać po tyłku i nie powielać waszych cierpień.

Trzymajcie sie dziewczyny.
nika77 tylko z drugiej strony trzeba też brać poprawkę na to, że mężczyźni inaczej podchodzą do takich rozmów i rozważań niż kobiety, nie mówiąc już o tym, że własne przemyślenia zwykle trudniej im ubrać w słowa. Więc często jest tak, że kobieta zapytana przez faceta, dlaczego nie chce już z nim być, odpowie półgodzinnym monologiem, a facet w takiej samej sytuacji powie dwa ogólne zdania - i on naprawdę więcej nie umie powiedzieć. Po prostu "to nie jest to". A my byśmy chciały eseju psychologicznego.
Abstrahując od tego przypadku, osoby trzecie to śliska sprawa przy rozwodach. Winy, przyczyny... Niekoniecznie opłaca się wyskakiwać z "była/jest jakaś trzecia". Niby przy braku dzieci i innych "pęt" rozwód mógłby być formalnością, ale nawet u Brevy (o ile pamiętam) ciągnęło się to trochę, bo sąd "dawał im szansę".
Breva, co u Ciebie słychać?
Pauli też się dawno nie odzywała. Mam nadzieję, że małżeństwo jej służy i miłość kwitnie. 🙂
A ja podziwiam osoby, które potrafią przeprowadzić jedną rozmowę i wyczerpać wszystkie wątki. Ja zawsze mam natłok myśli, przed poważną rozmową przeprowadzam ją w głowie tysiące razy, starając się przewidzieć i ułożyć co powiem, o co zapytam. A zwykle wychodzi, że dupa - zaczynam dobrze, a potem wszystko idzie inaczej, zapominam o co chciałam zapytać, albo kiwam głową i dopiero kilka godzin/dni/tygodni potem uświadamiam sobie: "że co? co on w ogóle powiedział/co to znaczy?" - w emocjach przyjmuję takie mądrze brzmiące bla bla bla, które tak naprawdę nic nie wyjaśnia. I dopiero jak ochłonę, to muszę wrócić do tego wątku i poprosić o ponowne wyjaśnienie, bo nie ogarniam.
Też rozbieram wszystko na czynniki pierwsze, bo inaczej ponosi mnie wyobraźnia.
Zresztą, wyobraźnia i tak mnie ponosi jak jest źle, to w mojej głowie mam niesamowite scenariusze i teorie spiskowe  🤣

Na szczęście mój chłopak jest bardzo cierpliwy, nie mam pojęcia jak mnie znosi - to chyba miłość  😉 mimo wzlotów i upadków.
Dlatego ja podziwiam faith. Ja na jej miejscu już sto tysięcy razy zadzwoniłabym do męża z prośbą o rozmowę. Absolutnie nie dlatego, że chcę kontynuować ten związek czy chcę się "pogodzić" ale dlatego, że ja muszę wszystko omówić, rozłożyć na czynniki pierwsze, zrozumieć itp itd... ja muszę pozamykać pewne sprawy po swojemu. Ale ja to dziwny przypadek jestem i na szczęście póki co nie muszę się z tym mierzyć  😉 😉 😉
Nie ma co podziwiac, ja po prostu musze wystygnac troche zeby taka rozmowe odbyc.
Emocje to nie jest najlepszy doradca a histeria wrecz fatalny.

Poza tym wymoglam na nim odezwanie sie chocby smsem - wynika z tych paru slow ze nie ma mi nic nowego do powiedzenia.
Teodora zależy od sędziego i jego poglądów oraz dużo od tego, co się napisze w pozwie i jak się opisze relację ze współmałżonkiem.
Moim zdaniem jeżeli ktoś chce "po prostu się rozwieść" i móc sobie zacząć układać życie, to w ogóle nie należy bawić się w rozwód z orzekaniem o winie, nawet jeżeli ona jest ewidentna, bo to tylko przedłuża sprawę i męczy psychicznie. Bez orzekania o winie  jest szybciej, sprawniej i mniej problemów. Oczywiście to z mojej perspektywy, rozwodu bez dziecka, bez kredytów, właściwie bez czegokolwiek wspólnego, a co było do podziału, to się dogadaliśmy przed rozwodem, co z tym robimy.


Poza tym wymoglam na nim odezwanie sie chocby smsem - wynika z tych paru slow ze nie ma mi nic nowego do powiedzenia.


bo on już jest w głowie WOLNY
nie ma zobowiązań,
już zaczął nowe życie - z nową partnerką - bądź nie
wyzwolił się i po prostu kontakt jest mu niepotrzebny


BTW - kiedyś też tak zakończyłam związek (nie małżeństwo ale długi związek)
z dnia na dzień "wyszłam" i nie chciałam żadnego kontaktu - bo po co? poczułam się wyzwolona - jakby wypuszczona z więzienia - więc przypuszczam co czuje on
No to niech zlozy pozew o rozwod, i tyle bedzie z tej historii.
haha a ja powiem Wam że z jakże filmowej historii z Mikołajem wyszło... jak zwykle, czyli nic 😉 właśnie mija tydzień jak się nie odzywa, w międzyczasie napisałam mu jedną neutralną wiadomość, czy nie chciałby wyjść na łyżwy- ale zero odzewu, więc kij mu w oko 😉 nie sądzę że facet jest aż na tyle zarobiony, żeby nie wysłać chociaż jednej wiadomości, jeśli ma czas wejść na facebooka czy otworzyć snapa. tylko trochę mi przykro, bo po teatrze mówił takie ładne rzeczy, że będzie się bardziej starał i wychodził z inicjatywą... no to wyszedł  😂
a u mnie odnalazł się wielbiciel od kwiatów  😂
później jeszcze wino było ... które JARA wypiła  🥂
baffinka, kto to, kto to?! 😀
faith, przepraszam, wyciągnę Twoją sprawę. Nie czuj się proszę dotknięta, bo to nie przeciw Tobie, tylko takie typowe dla mnie myślenie na głos.
Zastanowiło mnie jakie znaczenie dla sytuacji, która się zadziała między faith, a jej mężem, mogła mieć zmiana wyglądu. Dość znaczna, bo przecież kolory włosów zupełnie kontrastowe. Mówi się, że mężczyźni to wzrokowcy...
Nie oceniam zmiany jako takiej, bo nie kojarzę faith w czarnych włosach. Według mnie bez względu na kolor, ładna dziewczyna.
Zastanawia mnie tylko czy to jakoś nie wpłynęło na postrzeganie "na nowo"...
Ascaia naprawde myślisz, ze to moze miec aż takie znaczenie?
Wystarczy pomalować włosy, żeby caly sposób postrzegania Nas przez facetów odwrócił sie o 180st.

Ciekawi mnie ten fakt bardzo, macie jakies doświadczenia przemawiające za taką teoria?
(ciekawi mnie moze i dlatego, że właśnie mysle na jaki kolor sie nie zrobić  🤣 )
No właśnie sama nie wiem, ale taka myśl się pojawiła. Już rzuciłam okiem na galerię faith i zmiana jest duża - z czarnych na jasne, z długich na krótkie. Można by było powiedzieć "nowa twarz"...
Do niedawna uważałam, że to, co ma na myśli Ascaia jest nieistotne. Poszłam do fryzjera przyciemnić włosy z jasnego blondu do brązu.. ostatnio mąż z pełną powagą powiedział, że wolał mnie w blond bo.. taką mnie poznał i taką chciałby mnie zawsze widzieć i pamiętać  😵 Całkowicie serio.
Chyba nie rozumiem. Faith zmienila kolor wlosow juz po calej akcji z odejsciem meza i chyba od tej pory nic sie miedzy nimi nie zmienilo. Czy sie myle?
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 stycznia 2016 05:53
Chyba nie rozumiem. Faith zmienila kolor wlosow juz po calej akcji z odejsciem meza i chyba od tej pory nic sie miedzy nimi nie zmienilo. Czy sie myle?


Nawet napisała, że potrzebowała teraz zrobić coś dla siebie w tych trudnych chwilach, stąd zmiana fryzury  🙂


Poza tym, rany, jesteśmy dorośli, kochający człowiek jeśli coś mu się nie podoba to powie, że mu się nie podoba (jak u Quendi) a nie "nie lubię blondynek, rozwodzimy się"  😵 Nieco krzywdząca nadinterpretacja.

I już zupełnie abstrahując od sytuacji "rzucam cię, bo jest wtorek" to faith chyba lubi duże zmiany fryzury?  😉 Pamiętam, że może z rok temu (mniej lub więcej) też kompletnie zmieniła kolor włosów - zapadło mi w pamięć, że ten wcześniejszy bardziej mi się podobał  😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
24 stycznia 2016 07:31
Ascaia, to zes wymyslila. Raz, ze metamorfoza po odejsciu ( hehe pare lat temu po rozstaniu burzliwym tez poszlam do.fryzjera ;-)  ). A dwa, ze to raczej normalne, ze moze sie cos podobac drugiej polowie bardziej i mozna to wyartykuowac po prostu, nikt normalny sie z tego powodu nie zastanawia nas zwiazkiem jako takim. No chyba, ze zona wyszla z.domu i wrocila jako.wytatuowana, zakolczykowana lysa kobieta- to juz moze byc.szok konkretny i niemoznosc przywykniecia.
...
No wiec wlasnie...
Paznokci tez nie mozna obciac bo nie daj boze przestanie kochac?
Wlosy sa z wczoraj Ascaia.

Poza tym tak, ja czesto dosc zmieniam kolory i fryzury, pierwszy kryzys byl przy dlugich czarnych wiec moze oszczedzmy sobie teorii z czapy.
To NIE pomaga, nikomu.
Ascaia nie kocha się kogoś za to, jak wygląda... i nie przestaje się, bo zmienił fryzurę/przytył/schudł/zaczął nosić okulary  🤔
Kastorkowa   Szałas na hałas
24 stycznia 2016 08:14
Zawsze mnie zastanawia ta agresja. Ascaia nie powiedziała nic takiego ot luźne przemyślenie a tu nalot jakby obraziła dumę prezydenta. Nie można Kołodziejki napisać, że zmiana nie miała nic wspólnego, ale dziękuje za troskę?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się