Kącik roztrzepańca
kajpo, to dokucza ci to samo co (zapewne) ikarinie i to samo co mi. Też radzę sobie rutyną i trickami typu: liczę ilość rzeczy odkładanych - i ma się zgadzać z ilością "pobranych". I nogi konia liczę 😁: jeden ochraniacz, drugi, trzeci, czwarty 🤣
Liczenie też może byc sposobem, na to nie wpadłam. Ja nauczyłam się że obrazowo zapamiętuję wykonaną czynnosc i później moe ją przywołac w odpowiedzi na pytanie "Czy to zrobiłam? Tak, zdejmowałam ochraniacze i odniosłam od razu na miejsce" i pamiętam to bo stało się coś charakterystycznego, bo jeden mi się wyśliznął i musiałam się jeszcze raz schylic.
A już myślałam, że tylko ja mam problem z normalnym funkcjonowaniem 🤔wirek:
kajpo, masa ludzi ma zaburzenia postrzegania. Jak wszystko jest ok, to mózg nie potrzebuje się wysilać. Oczy widzą, ręce reagują. Mózg ogarnia całość procesu typu "rozsiodłaj konia", można sobie myśleć o niebieskich migdałach.
Jak nie, to jest tak, jakby człowiek kiepsko widział, robił "w ciemno", "na pamięć" + miał dwie lewe ręce (bo faktycznie tak ma 🙁, może nie dwie lewe, ale dwie "nie prawe" :hihi🙂. Przynajmniej tak jest u mnie. U mnie silnie dominuje lewe oko, a większość robię prawą ręką. To rodzi rozliczne kłopoty, typu nie patrzę na to co robię 🙁 Lepiej byłoby dla mnie, gdybym w dzieciństwie ustawiła się na lewą rękę. Gdy stoję przy koniu to nawet to widać: przy lewym boku zwrócona lewą stroną do konia, czyli twarz w stronę ogona, ale przy prawym boku też zwrócona lewym bokiem do konia - czyli twarz w stronę pyska 😁
Powiedzcie, że uświadomienie sobie, po dokonaniu rezerwacji i wpłąceniu zaliczki za hostel, że to nie to miasto co miało być, jest zupełnie normalne... 😵
halo, kurczę, bingo! Jestem oburęczna, tzn. byłam jako dziecko, ale ponieważ wszyscy byli w ciężkim szoku "To ty piszesz LEWĄ?" to zawsze przekładałam długopis w prawą rękę. Teraz też niby dam radę pisać lewą ręką, ale charakter pisma jest dużo gorszy i piszę dużo wolniej. Kiedyś fizjoterapeutka kazała mi używać obu stron ciała równomiernie i po dwóch tygodniach udało mi się przyzwyczaić i pięknie wykonywałam czynności lewą ręką 😉 Jeśli chodzi o patrzenie przez dziurkę od klucza - nie umiem patrzeć jednym okiem. Zwykle zezuję, bo inaczej nie umiem skupić obrazu. Na 100% jestem prawonożna, bo jak skakaliśmy na w-fie wzwyż, to nie umiałam się odbić lewą nogą. No i za Chiny Ludowe nie mogłam ogarnąć sportów związanych z piłką. No, zawsze mi ta piłka gdzieś uciekała, nie umiałam w nic trafić, ciężko mi było również złapać.
Jeśli chodzi o rutynę, to faktycznie u mnie też działa. 3 lata pracowałam w jednej stajni i wszystko było robione na błysk. Jednak zmieniłam stajnię na taką, gdzie co tydzień wszystko jest inaczej - i już miałam problemy, robiłam głupoty 🙁
Czy istnieje na takie coś jakaś terapia? Miło się dowiedzieć czegoś o sobie, w życiu bym nie wpadła na takie coś. Skąd ty halo wiesz takie rzeczy?
ikarina, wiem bo: a) sama jestem ofiarą lateralizacji skrzyżowanej b) moja mama zajmowała się terapią tych zaburzeń u dzieci i szkoliła terapeutów c) robiłam z tego dyplom mgr. (projekt pomocy terapeutycznych).
Nie wiem, czy jest możliwa terapia dorosłych 🙁 Najlepiej byłoby, żeby wszystko zostało wychwycone i skorygowane w wieku PRZEDSZKOLNYM (możliwości rozwojowe mózgu). Wiek szkolny to już późno, a wtedy się uwidacznia, a jeszcze w praktyce inteligentne dzieciaki to pokrywają. Ale skoro istnieje terapia afazji powypadkowej... i wyciąganie z częściowego paraliżu... to pewnie też by się dało, tylko to średnio opłacalne. Bo taka terapia (w gruncie rzeczy kory mózgowej) idzie opornie, a kłopoty obrzydzają życie w stopniu umiarkowanym.
Z badań do których dotarłam robiąc dyplom wynikało, że ok. 70%(!) dzieci ma tego typu różne zaburzenia. Część wyrównuje się samoistnie, dla części tylko znajdujemy "przykrywki", unikamy pewnych zajęć itd.
Miałam śmiesznie na strzelaniu - wszystko w punkt, wszystko poza tarczą 😁 - po skosie. Dziś wiem, że dla odmieńców mojego typu są specjalne celowniki.
Czyli witaj w gronie płaczących na siatkówce 🤣 (jak lubię, tak byłam żałosna).
To jeszcze strzelam (ale strzał w ciemno) że o wiele lepiej ci idzie, jak sama narzucasz sobie tempo - precyzyjna praca przy taśmie to nie jest twoje marzenie 🤣
Podejrzewam, że jedyna nadzieja w tym, aby mnie jakiś piorun trzasnął 😁 Powinnam jednak iść na ASP, jak była ku temu okazja.
Powiedzcie, że uświadomienie sobie, po dokonaniu rezerwacji i wpłąceniu zaliczki za hostel, że to nie to miasto co miało być, jest zupełnie normalne... 😵
Kiedyś pomyliłam Ustrzyki Dolne z Górnymi... Na co dzień jestem bardzo dobrze zorganizowaną osobą, nie mam pojęcia, jak to się stało...
Lena pomyśl co by było jakbyś pomyliła Lubin z Lublinem 🙂
Jak miałam jechać do Załęcza Wielkiego, powiedziałam komuś, że jadę do Kudowy Zdroju.
Mnie roztrzepanie też dzisiaj dopadło, miałam dla kogoś kupić coś w mięsnym, poszłam do sklepu, stanęłam na mięsnym, kupiłam sobie wędlinkę, sprzedawczyni pyta się czy coś jeszcze, odpowiadam że już nic, dziękuję. Zapłaciłam, poszłam na spożywczy i mnie nagle olśniło że przecież miałam kupić dla znajomej :emot4:. Na mięsnym zrobiła się w międzyczasie kolejka, no to poszłam do drugiego sklepu, ale tam nie było tego co chciałam, więc wróciłam s powrotem, a tam kolejka i do tego jakaś kobieta kupowała chyba z 20 rodzai wędlin tak po 15-20 deko, i stałam tak z pół godziny 😵
Ja bardzo często mylę słowa 🙁
Nie wiem z czego to wynika, kiedyś tak nie było. Może za dużo na głowie?
Śpieszę się, wychodzę z dzieckiem a ono pyta gdzie.
Ja na to: No jak to, jedziemy do żłobka... to znaczy do sklepu... no, przecież mówię, że do babci jedziemy.
Albo: muszę jeszcze powyciągać pranie ze zmywarki.
To może jeszcze rada dla roztrzepanych/niewyspanych. Nie róbcie sobie jednocześnie na śniadanie kawy i płatków na mleku. Ostatnio omal nie zalałam płatków wodą z czajnika a suchej kawy zimnym mlekiem 😉 Musiałam chwilę postac przy blacie w kuchni i dokładnie przemyślec te czynności 🙂
kajpo, też tak parę razy zalałam sobie płatki 😀 albo obierałam truskawki i wyrzycałam je do śmietnika, podczas gdy szypułki wylądowały w miseczce 🤔
Sytuacja moja sprzed paru dni, cytuję z FB:
Koniec stresu...
Miałam tydzień przerwy od Bezy z powodu urlopu właścicielki. Jak zwykle w takiej sytuacji klucze od Bezy wylądowały w przedpokoju na wieszaku na klucze, żeby bez potrzeby ich nie wozić.
We środę popołudniu przełożyłam je do kurtki, żeby we czwartek nie zapomnieć ich zabrać.
We czwartek rano, przed wyjściem tradycyjnie sprawdzałam czy na pewno je wzięłam. Kluczy NIE BYŁO W KURTCE.
Nie wiedziałam kompletnie co z nimi zrobiłam i kiedy, w panice przekopałam mieszkanie i miejsca gdzie mogły być-nie znalazłam. Pojechałam na pałę do Bezy, bez kluczy, wiedząc że sąsiad powinien mieć komplet kluczy jeszcze jeden, na szczęście faktycznie tak było.
Czwartek-piątek wchodziłam do Bezy dzięki sąsiadowi, w weekend postanowiłam przekopać chałupę na spokojnie, przekopałam całe mieszkanie, włącznie z różnymi dziwnymi zakamarkami-klucze WYPAROWAŁY. Wiedziałam, że nie mógł ich nikt ukraść z kieszeni, bo ukradłby mi też telefon, a do tego co jak co, kluczy szczególnie nie swoich pilnuję jak oka w głowie i nigdy żadnych kluczy NIE ZGUBIŁAM. Nawet obleciałam wszystkie punkty w których byłam na zewnątrz we środę, czy na pewno ich gdzieś nie zostawiłam, wszystkie sklepy, Urząd Pracy, ZUS.
Ogólnie jestem w nie za dobrych relacjach z właścicielką Bezy, córką zmarłej Pani Jadzi. Obmyślałam już plan jak jej powiem, że zgubiłam jej klucze.
Wstałam dziś o 7, szłam do wc i straciłam równowagę. Po lewej na ścianie wisi wieszak z podkowami, o który się oparłam. Coś mnie tknęło, żeby na niego spojrzeć...
Klucze Bezy wisiały na pierwszym kołku...
Jak się tam znalazły, co mi strzeliło do łba żeby je tam powiesić (duży, gruby kołek, małe kółko od kluczy) i po jaką cholerę, a przede wszystkim KIEDY-NIE WIEM.
Ważne że się znalazły!
Ps. Kiedyś miałam podobną akcję, ale szukałam SWOICH kluczy. W panice (bo się spieszyłam) przekopałam 3 razy mieszkanie w poszukiwaniu kluczy. Klucze wisiały na swoim miejscu, na wieszaku na klucze, na który 3 razy patrzyłam i kluczy na nim nie widziałam...
😵
Nie zdarzają mi się rzeczy kwalifikujące do tego wątku, ale wczoraj... Próbowałam otworzyć drzwi wejściowe do domu autopilotem od samochodu (nie kluczem, tylko pilotem- stanęłam przed drzwiami i klikałam odblokowujący guzik...) Snu, błagam 😁
Ja bardzo często mylę słowa 🙁
hehe 🙂 znam to
- Co ci zapakować do szkoły? (szybko, spieszymy się)
- Mamo, ale to nie ja chodzę do szkoły, ja chodzę do przedszkola!!
😂
Przy okazji potwierdzę tutaj teorię -jak się ma mniej stresu i mniej na glowie, to faktycznie roztrzepanie jakoś się cofa 😉
Ja dzisiaj radośnie próbowałam podgrzać chłodnik 😂
Odkopuję, bo - STORY OF MY LIFE.
Szukam kluczy/telefonu po całym domu, trzymając je w drugiej ręce.
Nastawiam wodę na herbatę, przygotowuję sobie kubek, wrzucam torebkę i zabieram ze sobą do pokoju (nie zalewając) LUB szykuję kubek nie wstawiając wody.
Bez namysłu adresuję przesyłki odwrotnie, więc trafiają do mnie... 😡
CIĄGLE o czymś zapominam.
Notorycznie chcę w kuchni coś przestawić - schować talerz do lodówki zamiast do szafki, szukam chleba w szafce ze szklankami zamiast w chlebaku (PRZEDE MNĄ).
Słynę w rodzinie z mojego roztrzepania i zawsze jestem bohaterką anegdotek przy wspólnych spotkaniach. 😎
pojechałam po pracy do domu
tak sobie piję herbatę i się zastanawiam dlaczego dziecko się po domu "nie kręci".....
bo...
zapomniałam go odebrać ze szkoły 🏇
Dodofon, Wygrałaś. 😁
Ja wczoraj rozpakowując zakupy schowałam portfel do lodówki, a serek do torebki. 😀
Julie, no właśnie, ciągle takie numery robię 😁
Dodofon, 😂
Dodo, jak mieszkalam jeszcze w Toruniu, to przyjechalam z mama do domu (poczatki podstawowki), obiad i cos mamie nie pasowalo... Tak, zapomniala siostre moja z przedszkola odebrac 😂
Mój pies kiedyś godzinę jeździł windą, bo zapomniałam, że był ze mną i został. Sąsiadka go w końcu przyprowadziła. Zostawiłam też go kiedyś pod sklepem, dopiero po wypakowaniu zakupów, kiedy chciałam dać mu serdelka przypomniałam sobie, że tam został ... Przepraszam Cię Brutusku 😉 😡
Pilot od Tv w lodówce i koszu na brudy, szukanie kluczy, telefonu gdy mam je ręku - it's my life 😉
Idę do sklepu po cytryny, kupuję wodę, ser, o jajkach zapominam 😉
Z jednej strony mogę w aucie robić wiele rzeczy jednocześnie, czyli uwaga niby podzielna, ale czasem w domu jak szykuję obiad i córka coś do mnie mówi, to kompletnie nie zapamiętuję o czym. Wstyd 😡
Gosia wysyłanie listów do samej siebie 👍 😀
Wracam wczoraj w nocy ze stajni i nagle panika - nie mam kluczy od auta! Tak. Jechałam tym autem.
Ja mam dzisiaj jakiś dzień idiotki. 24 stopnie, zapowiadają burze, dziecko ma skok rozwojowy i płacze w wózku, idę na długi spacer. Wzięłam 2 koce, każdy gruby, a niczego cienkiego do przykrycia jej. Wzięłam 3 czapeczki a nie wzięłam smoczka (samobójstwo). Nie wzięłam folii od deszczu. Sobie nie wzięłam bluzy ani parasolki. Dziecko oczywiście poryczało się w wózku, więc jej wsadziłam telefon z szumiącym odkurzaczem do gondoli. I staję na środku skrzyżowania i szukam 10 minut telefonu w panice, że zgubiłam, w tej przepastnej torbie z milionem kocyków, słysząc oczywiście cały czas szum odkurzacza z wózka. Jezzuuuu!!!!
Wczoraj w ciągu 2 minut 5 razy wbiegałam po schodach w górę i w dół, bo zapomniałam po kolei absolutnie wszystkiego, po co poszłam za pierwszym razem 😁 Nie powiem- zdrowe to chociaż jak się ma schody 🤣
Facella, Brawo! 😁
Dzionka, Też niezłe. 😁 Ale ciąża i okres niemowlenctwa dziecka się trochę jakby nie liczy, bo wtedy rozum odbierają wahania hormonalne i zmęczenie. 😉
Julie, oby to było to, bo serio...
Co do zapominania o dzieciach - tata mojego męża odwoził co rano swoich synów do szkoły po drodze do pracy. Ileż to razy dojeżdżał pod robotę, wysiadał z samochodu i orientował się, że ich nie wyrzucił 😀 A oni, szkodniki jedne, oczywiście siedzieli cichutko i mieli niezły ubaw.
Dzień idiotki?
Moja codzienność wygląda jak przykładowa sytuacja z wczoraj: wysiadłam z samochodu, wyciagnęłam psy i torbę, zaprowadziłam je do mieszkania (mieszkam na 10 piętrze, więc chwilę to trwa - winda musi zjechać itd.), po czym zorientowałam się, że zapomniałam telefonu. Wróciłam na dół, wzięłam z samochodu telefon, znowu do windy (międzyczasie pojechała na górę), weszłam do mieszkania i stwierdziłam, że nie wiem czy zamknęłam samochód. Znowu na dół, znowu do samochodu - uf, zamknięty i znowu do windy (winda po raz kolejny międzyczasie odjechała).
Dzisiaj zostałam potraktowana przez swój umysł ulgowo, bo przed wejściem do bloku zorientowałam się, że klucze zostały w schowku w aucie, a to było zaparkowane tuż przy wejściu.
I tak co dzień, co dzień COŚ.