Sprawy sercowe...

Bera...i ja po walkach o współudział w domowych obowiązkach.
Udało mi się przez ponad 30 lat co nieco wojowac ale.... moj chłop nadal umie zrobić tylko...kanapki i jajecznicę.
Generalnie ma w d....e ale muszę przyznać, że przynajmniej syfu wkoło siebie nie robi.
Ja myję okna, remontuję i ogarniam codzienność. Jestem praczką, kucharką, sprzątaczką, robotnikiem, dostarczycielem dóbr wszelakich.
Przestałam się wściekać kiedy pewnego dnia usiadłam i pomyślałam...czy jak wypieprzę chłopa z domu i zostanę sama, to nadal będę robiła to co robię?
I wyszło mi, że tak. Że będę.
I od tamtej pory wszystko co robię - robię dla siebie. I obiad i zakupy i odmalowanie przedpokoju.
A że w przy okazji on będzie najedzony i będzie miał fajny przedpokój...no cóż.
O Boże. Strasznie to brzmi co piszecie 😲.
(Matka dwójki dzieci rozwiedziona od niemal roku)
(Może właśnie dlatego że z podobnego układu spierniczyłam)
maleństwo   I'll love you till the end of time...
23 listopada 2018 06:15
Mnie też to przeraża. U mnie model podo ny jak u Dzionki, dla nas obojga oczywisty... Chyba powinnam wyściskać tego mojego faceta.
Ja znam przykład idealnie pasujący do dyskusji, przykład z kręgu moich znajomych z pracy.
Kobieta lat pięćdziesiąt parę ( bliżej sześćdzięciu), po grubo ponad trzydziestu latach małżeństwa rozwiodła się z mężem.
Jak się okazało powód był prozaiczny, w tym małżeństwie to ona była za wszystko odpowiedzialna, wszystko było na jej głowie...łącznie z 93 letnią teściową do ostatnich dni (teściowa już zmarła jakieś pół roku temu). Dodam, że znajoma ma 3 dzieci, wszystkie już na swoim z własnymi rodzinami, 3 wnuków, dobrze prosperujące biuro rachunkowe a do tego jest naprawdę ładną i zadbaną kobietą. Po rozwodzie wspólny majątek (dom, samochód) sprzedali podzielili kasę i każde poszło w swoją stronę. Mąż podobno był w totalnym szoku i do samego końca nie wierzył w to co się dzieje, jak to? przecież jemu było dobrze... Ludzie w pracy też zdziwieni, że znajoma się rozwiodła bo dla obserwatorów z zewnątrz to małżeństwo wyglądało na idealne.
Ja bardzo kibicuję tej mojej znajomej mam nadzieję, że życie jej się ułoży, czy samej czy z kimś nowym u boku.
O! i taki mem jeszcze mi się przypomniał...smutny ale prawdziwy, nie mogę go wkleić więc zacytuję:
" Faceci chcą żeby ich kobieta była szczypła, miała duże piersi i usta, wcięcie w talii, zgrabną pupę i długie nogi. Powinna być skromna i wierna, szalona i dzika w łóżku, powinna dobrze gotować i dużo sprzątać. Do tego powinna być niezależna finansowo. Mam tylko małe pytanie: po co takiej wspaniałej kobiecie potrzebny jest mężczyzna ?"
Mąż podobno był w totalnym szoku i do samego końca nie wierzył w to co się dzieje, jak to? przecież jemu było dobrze...

(podkreślenie moje)
Takich przypadków jest od groma... Babka chce rozwodu, a facet zdziwiony, bo przecież jemu niczego nie brakowało.  🙄
dea, luz, nie rozumiec sie rzecz ludzka 😉

Np takie "ksieciowanie" 😉 w moich uszach (oczach? 😁 ) brzmi dosc protekcjonalnie, jak przytyk do infantylizmu szukania ksiecia z bajki, a nie jak neutralny synonim szukania partnera do stalego zwiazku, jaki by ten zwiazek nie byl.

Ja jestem ostatnia do wysylania ludzi na terapie 😉 wiec jak masz spoko singielskie zycie to nie ma co tego rozgrzebywac na atomy. Po prostu w moim odbiorze (i paru innych osob widocznie tez) to nie bardzo brzmi jak spelniona babka z innym celem emocjonalnym (ile sie czlowiek ladnych pojec nauczy na forum :P ) tylko jak babka rozczarowana, ze chlopy sa takie (tu podstawic) i jako kumple spoko, ale do zwiazkow to raczej nie 😉

No i nie kazdy zwiazek musi byc tradycyjny - chociaz moze tez zle to rozumiem, bo znowoz "tradycyjne malzenstwo" to brzmi jak wczesne 50s w USA 😉

feno, o to, to dokladnie! Ze ten caly gender stuff 😉 w sumie to tylko jedna ze zmiennych, i nikogo az tak nie obchodzi, dopoki nie obchodzi jakos personalnie. I ze ta slynna tolerancja nie polega na afirmowaniu ktorejs z wersji bycia kobieta czy mezczyzna, tylko na naturalnym niezwracaniu uwagi :P Mi lzej i bardzo doceniam 🙂
dea   primum non nocere
23 listopada 2018 21:02
kokosnuss internet i skróty myślowe. I trochę przeszczep sposobu dyskusji z pracy. Na przykład jak wystawiamy swój kod do review to domagamy się hejtowania. Oczywiście nie zachodzi żadna mowa nienawiści tylko konstruktywna krytyka i dyskusja rozwiązań. Książę był z tej samej półki, pół żartem i trochę z dystansu do siebie. Dopiero w ostatnich postach pomyślałam, że mogło być niewłaściwie odebrane, dlatego rozwięłam jak to definiuję.
Sfrustrowana na pewno nie jestem, ani rozczarowana. Związki miałam w sumie fajne i bardzo dużo mi dały, nie żałuję niczego. No może trochę za długo tkwiłam w tym najdłuższym, za nisko wylądowałam, za dużo dałam. Wtedy to potrzebowałam terapii... Ale z drugiej strony nie chciałam obcych osób mieszać w to wszystko, miałam kupię szczęścia spotkać wtedy wspaniałych ludzi i wylazłam z pomocą cudownych przyjaciół płci obojga.

Po tym wszystkim czuję jakby to był następny etap. Tamto było na tyle intensywne, że mocno męczące. W obecnej sytuacji jest tyle stabilności i spokoju, że zwyczajnie mi w niej dobrze. Odpoczywam, zaczęłam się angażować w pracę, która na mojej emocjonalnej kolejce górskiej była gdzieś na piątym planie... Czas najwyższy, robię fajne rzeczy, które dają mi satysfakcję, mam przyjaciół i dalszych znajomych, dostałam kilka podwyżek jako efekt uboczny. Nie chcę już tego wszystkiego stracić na pewno, a jednak angażuję się na 150% jeśli w coś wchodzę... Niestety każdy kryzys niszczy mnie, więc wymagałoby to wiele pracy ode mnie - trochę mi się nie chce, no, motywacji nie mam, szczególnie widząc procent prawdziwych happy endów. Poza tym z niczym w tym temacie walczyć nie muszę. Miłość do mnie przychodziła i nie bardzo dawała mi wybór :p teraz mi szczęśliwie dała spokój 😉 Kocham córkę i realizuję się, pokazując jej świat 🙂

Ciekawe, czy mnie jeszcze kiedyś trafi, czy nabyłam odporność po tych wszystkich przejściach 😉

Mam nadzieję, że tym razem nie rozdeptałam żadnego stereotypu i nie jestem aż tak kontrowersyjna :p pozdro, idę pranie wieszać - na pewno nikt inny tego nie zrobi, hahaha
BASZNIA   mleczna i deserowa
24 listopada 2018 23:51

edit:
Revolta staje się powoli miejscem zrzeszającym malkontentów, czarnowidzów, proroków i temu podobnych. Poruszenie w wątkach budzi tylko czyjeś nieszczęście, problemy, choroby. Nikogo nie cieszy cudzy sukces. W tym wątku tylko poruszenie jest dookoła zdrad i temu podobnych. Jak ktoś wpadnie powiedzieć, wow! super! Mam fajny związek, jest mi dobrze. To czyta tylko, że kłamie, żeby inni mu zazdrościli albo że nie ma po co się cieszyć, bo i tak na bank go partner zdradza. 😉

Bo część z nas już zna dobrze życie. 
Jak dea na przykład. 
jara, bo jak jest dobrze, to sie o tym nie mowi. Jak jest zle to trzeba sie wygadać, a volta pozwala sie wygadać :-)
I nie zrzesza samych malkontentów. Np moj zwiazek jest najlepsza rzeczą, jaka mi sie w zyciu przydarzyła. Wiec nie widze sensu pisania nic o problemach sercowych, ale dalej czuje sie zrzeszona w revolcie :-) nie siej paniki :-)
BASZNIA to jest najgorszy stereotyp ktory mozna rozsiewac. Ze zawsze w koncu wdepnie sie w jakies g.. i tyle z pieknego zycia. A jesli ktos jest zwyczajnie szczesliwy to tego zycia nie zna. Blagam, nie sprzedawaj tego dalej, to pokutuje na naszych dzieciach ktore beda zyc w jakichs wyobrazeniach, a jak zycie im nie sprosta = cos jest nie tak.

Nie wiem co jest takiego w relacjach, ze ludzie nie potrafia sie w nich odnalezc. Dlaczego uwazaja ze bedac w zwiazku nie moga zyc po swojemu, spelniac pasji, byc wewnetrznie wolnym czlowiekiem i tworzyc zdrowe relacje ktore daja zwyczajne szczescie. Moze dlatego, ze do tego tez trzeba dojrzec, byc bardzo swiadomym siebie, drugiego czlowieka, otoczenia, w "normalnym" zyciu nie ma do tego motywacji. Dopiero wielki kryzys czy napiecie ktore juz peka jest w stanie stworzyc wybuch i "nowa siebie" ktora jednak czesto odkrywa ze relacja ja ogranicza. Nie wiem, jak dla mnie szkoda, bo wiele sie traci. Ja sobie zycia bez meza nie wyobrazam - jest moim przyjacielem, wielkim wsparciem, motywatorem, z nim odkrywam wiele aspektow zycia i siebie przede wszystkim. Bardzo sie rozwijam wewnetrznie. Dbam o ta relacje, jest dla mnie priorytetowa. Ona daje mi sile do zycia po prostu.
Bardzo ciekawa dyskusja 🙂 W kwestii formalnej i z antropologicznego punktu widzenia "zdradzanie" nie ma nic wspólnego z poligamią. Poligamia to posiadania wielu mężów lub żon w tym samym czasie i osoba poligamiczna mówi: chciałbym mieć wiele żon/mężów i wychowywać z nimi dzieci (ponosić odpowiedzialność), a nie chciałbym sobie czasem coś bzyknąć na boku bez zobowiązań albo nie układa mi się z pierwszą żoną to się rozwiodę i wezmę drugą. Ci ludzie dalej są monogamistami. Również większość antropolgów czy ewolucjonistów będzie się upierać, że monogamia albo monogamia z wyjątkami jest naturalna dla człowieka jako gatunku (z grubsza ta sama ilość kobiet i meżczyzn w wieku reprodukcyjnym). Każda znaczna nierównowaga będzie prowadziła do zaburzeń w społecznościach bo będzie zbyt wiele osób nie mogących znaleźć partnerów ale także z innych powodów. Wierność też nie jest tylko kulturowa ale ma z biologicznego punktu widzenia kluczowe znaczenie, silniejsze dla kobiet (choroby weneryczne wielokrotnie łatwiej przenoszą się z mężczyzn na kobiety niż na odwrót i mają znacznie poważniejsze skutki dla kobiet, kobieta jest też z dzieckiem mniej sprawna i potrzebuje wsparcia) ale i dla mężczyzn bo żeby był sukces reprodukcyjny to nie wystarczy "rozsiewać nasienie". Trzeba ludzkie dziecko doholować w możliwie najlepszym stanie do dorosłości, a wiadomo że to trwa u naszego gatunku latami i potrzeba na to wiele nakładów, stąd wsparcie kobiety i potomstwa jest wskazane.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
25 listopada 2018 11:55
jara, bo jak jest dobrze, to sie o tym nie mowi. Jak jest zle to trzeba sie wygadać, a volta pozwala sie wygadać :-)
I nie zrzesza samych malkontentów. Np moj zwiazek jest najlepsza rzeczą, jaka mi sie w zyciu przydarzyła. Wiec nie widze sensu pisania nic o problemach sercowych, ale dalej czuje sie zrzeszona w revolcie :-) nie siej paniki :-)


Chyba nie zrozumiałeś mojej wiadomości 😉
Averis   Czarny charakter
25 listopada 2018 12:41
nerechta, super, że to napisałaś. Bardzo często mam wrażenie, że dla wielu ludzi prawdziwe życie to związek, który nie daje satysfakcji, praca, która irytuje i dzieci, które wykańczają. Plus oczywiście obowiązkowe uśmiercenie wszystkich pasji i marzeń. Jakby dorosłość była synonimem rezygnacji z siebie i ciągniecia chomąta po grób. A jak ktoś żyje inaczej, to jest niedojrzały, nie zna życia i nie powinien się wypowiadać. Bo prawdziwe życie to znój, ból i rozczarowanie. Problemy i dramaty zdarzają się zawsze i zawsze zdarzyć się mogą (mnie także). Ale jeśli ich nie ma to się cieszę. A nie myślę, czy przypadkiem nie żyję na niby.
busch   Mad god's blessing.
25 listopada 2018 14:32
Poprawcie mnie jeśli się mylę ale mi się wydaje że "znój, ból i rozczarowanie" najłatwiej się włączają kiedy pojawiają się dzieci. Co mnie szczerze nie dziwi, bo znienacka musisz w 100% odpowiadać za dziecko/dzieci, od których nigdy nie ma tak naprawdę przerwy (nawet jak się komuś je sprzeda, to pozostaje emocjonalna praca typu; a czy dobrze się ten ktoś opiekuje?), szczególnie gdy są małe i całkiem bezradne. Posiadanie dzieci jawi mi się jako próba ogniowa, z której obronną ręką (z zachowaniem szacunku i miłości do siebie, swoich pasji i radości z życia) wychodzą tylko niektórzy, a poddaje się jej większość par.

Oczywiście mówię to z perspektywy bezdzietnej młodej osoby, więc mogę błądzić 🤣. Chociaż równolegle w wątku dzieciowym toczy się dyskusja o żałobie po swoim dawnym życiu kiedy przychodzi na świat dziecko, więc wydaje mi się że nie błądzę za bardzo...
Na pewno dzieci wiele zmieniają w życiu pary, w życiu człowieka w ogóle. Nie jest to dla mnie znój, ból i rozczarowanie, to na pewno nie 🙂 Wiadomo, mamy jako para ciężkie chwile, ale mamy też tak niesamowite, jakich przed dziećmi nie mieliśmy. Dalej jest fajnie, są emocje, jest bliskość i poczucie, że jestesmy dla siebie najważniejsi. Robimy sobie miłe wieczory z winem, nachosami i serialami, robimy rano kawki z serduszkami i takie tam infantyle bzdury ;P A że nam na maxa ciężko czasami, to oczywiste i nie wkurzamy się na to - mając malutkie dzieci rok po roku raczej niczego innego się nie spodziewaliśmy 😉 Tylko doskonale wiemy, że to zaraz minie i z każdym rokiem będą otwierać się przed nami nowe możliwości - nauczą się jeździć na rowerach - będzie można jeździć na fajne wakacje. Nauczą się jeździć konno - wrócę do jazdy konnej na całego. Nie będą się bały zostać u babci na noc - wyjedziemy gdzieś na weekend. Nauczą się jeździć na nartach - znów będziemy spędzać zimę na stokach. I ani się obejrzymy a wszystko wróci do normy, tylko w większym składzie.

Wiecie co, też mi wiele osób mówiło, że dopiero poznam życie, bla bla.. lata lecą i coś nie poznaję tego "prawdziwego życia" - wciaż nikt nikogo nie zdradza, mąż nie zaczął chlać, ja nie zostałam nieszcześliwa w domu, tylko otworzyłam swój dość dobrze prosperujący biznes, wyjeżdżamy, mamy znajomych... no kurcze, prawdziwe życie jest takie, o jakie się postaramy. Są wypadki losowe, zawsze były, ale wielką część tego, co nas otacza, kreujemy sami. Sami wybieramy ludzi jakimi się otczamy, miejsce gdzie mieszkamy, styl życia... no to są realne wybory. I o tym chyba trochę ludzie zapominają i próbują wmówić innym, że im bardziej cierpimy tym bardziej doświadczeni i mądrzy jestesmy. Nie mój klimat.
Ostatni akapit w punkt! Fakt, że czasami ktoś jest słabszy umysłowo, ma gorszy start, mniejsze możliwości, ale zawsze wybory to są jego wybory! Walczyć o szczęście, o siebie, o fajne życie każde może.
Nie każdy chce. Albo nie każdy rozumie, że powinien.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
25 listopada 2018 16:23
busch - tak ku sportowaniu to w dzieciowym toczy  się dyskusja o angażowaniu ojców w opiekę nad dziećmi. Żadna ze świeżo upieczonych matek nie napisała, że tęskni za dawnym życiem. Żałoba to zdecydowanie czyjąś nadinterpetacja, taka już specyfika tego forum, że wciska się ludziom słowa których nigdy nie napisali.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 listopada 2018 16:34
Dzionka pięknie napisane!  😍

tratata akurat to co napisała Bush rzeczywiście toczy się w wątku dzieciowym, ale nie wydaje mi się, żeby post Bush miał być przytykiem do kogokolwiek - ot po prostu my niedzieciate też podczytujemy ten wątek  🙂
Averis   Czarny charakter
25 listopada 2018 16:56
Prawda jest taka, że życie jest pełne problemów. Pytanie na ile te problemy są tymi, które sami wybraliśmy i są niejako wpisane w wybraną przez nas drogę. Czyli np. prowadząc własną firmę bywam wykończona, ale zyskiem jest wolność od siedzenia w biurze i niezależność. Dużo wydaję na podróże, więc siłą rzeczy mam mniej na inne rzeczy. Trenuję biegi górskie, więc biegam po nocy z braku czasu. Ale to wszystko jest moim wyborem i dlatego wszelkie problemy są bardziej znośne. Co nie znaczy, że nie bywam sfrustrowana i zmęczona. Ale kiedy czuję, że to po prostu koszt pójścia ścieżką, która mimo niedogodności daje radość i spełnienie, to jest mi lżej to znosić.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
25 listopada 2018 17:08
smarcik ja absolutnie nie mam nic do busch.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
25 listopada 2018 17:20
Ależ ja nie twierdzę, że coś masz  :kwiatek:

busch - tak ku sportowaniu to w dzieciowym toczy  się dyskusja o angażowaniu ojców w opiekę nad dziećmi. Żadna ze świeżo upieczonych matek nie napisała, że tęskni za dawnym życiem. Żałoba to zdecydowanie czyjąś nadinterpetacja, taka już specyfika tego forum, że wciska się ludziom słowa których nigdy nie napisali.


Tylko odnoszę się do tego - określenie żałoba jest całkiem naturalne i może odnosić się do różnych strat, a nie tylko do czyjejś śmierci. Więc nie wydaje mi się, że ktokolwiek komukolwiek coś tu wciska 🙂 a chyba żadna z dziewczyn-matek nie zaprzeczy, że rodząc dziecko coś zyskują a coś innego tracą. To normalne.
busch   Mad god's blessing.
25 listopada 2018 18:43
TRATATA, ja nikomu nic nie wciskam, poniżej cytaty o tej żałobie. Zresztą nie wiem czemu ktoś by miał się obruszyć że młode matki mają czasem żałobę po dawnym życiu? Chyba nikt nie zaprzecza że małe dziecko zmienia wszystko w życiu jego rodziców, więc to chyba jest zasadne żeby tak się czuć? Oczywiście nie twierdzę że młode matki żałują że mają dziecko, czy żałują że podjęły taką, a nie inną decyzję - to wg mnie jest zupełnie osobna sprawa od trudnych uczuć związanych z totalnym przemeblowaniem życia. Dla mnie dziwne by było udawanie że wszystko jest super, ekstra i w ogóle nikt nigdy nie myśli po kolejnej nieprzespanej nocy że "dawne" życie się skończyło.

Emocje związane ze zmianą przecież mogą być i często są mieszane. Np. ktoś rozwodzi się i wie że to był dobry wybór, a mimo to przechodzi żałobę po pewnym nieodwracalnie zamkniętym rozdziale. Ktoś kończy studia i wie że to dobrze skończyć wreszcie studia, ale jednak trochę ściska w dołku że życie studenckie się kończy. Ktoś przenosi się za pracą na inny kontynent i z jednej strony cieszy się że dostał szansę, że się rozwija, że pozna coś nowego, a jednocześnie przechodzi żałobę za możliwością dojechania do rodziny na święta w kilka godzin autem. Nie jesteśmy przecież dwuwymiarowymi postaciami wyciętymi z kartonu 😉

Gdzieś widziałam artykuł, przyrownujacy pojawienie się dziecka do straty, po której trzeba przejść żałobę. Nie do końca to tak czuję, ale trochę w tym racji jest😉

:kwiatek:


Oo to o żałobie u mnie bardzo trafne. Do tej pory mnie bierze taka tęsknota jakby mi ktoś bliski (pewnie dawna ja) umarł...

Tez mysle ze spróbujcie wyluzować. Tatusiowie jeszcze sto razy pokażą jakimi super ojcami sa a teraz chyba dobrze by było byc wzajemnie dla siebie wyrozumiałym i empatycznym, bo inaczej tylko relacje cierpią a chyba nic dobrego z tego na sile nie wyniknie!


DoSia bardzo trafnie to ujęła, podpisuję się obiema rękoma.

Nikt ani nic nie jest nas w stanie przygotować na macierzyństwo. Dla mnie to jest najtrudniejszy czas w życiu, który trwa już niemal 3 lata. Żadna praca, stres związany ze studiami czy innymi trudnymi sytuacjami nie może się z tym równać (ok, poza totalnymi fakapami typu choroba czy śmierć kogoś bliskiego). Bo ostatecznie pracę można zmienić, studia olać lub egzamin poprawić, a od własnego dziecka uciec się nie da. Jesteśmy w tym na dobre i na złe, na całe długie lata. I nie, nie ma gdzie ładować baterii, przynajmniej na początku. Stres jest non stop, co chwilę słyszymy płacz, po dobrych dniach przychodzą te bardzo słabe, a my, matki, jesteśmy z tym zazwyczaj same. Nawet jeśli pomagają nam ojcowie, to niemal nigdy nie są z dziećmi w takim wymiarze godzin jak my. Dlatego im może się to wydawać wręcz łatwe: "przecież to taki aniołek, śpi i się uśmiecha, czego ty od niego chcesz?" Taa, na 2-3 h to nieco inne doświadczenie...

Kiedyś czytałam, że poczucie szczęścia u osób, którym urodziło się dziecko drastycznie spada. I, niestety, zbyt szybko się nie odbija. Nie oszukujmy się, że nasze życie przez najbliższe kilkanaście lat będzie takie same, jak przed pojawieniem się potomka. I niby każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale mało kto rozumie skalę tych zmian i czekających nas ograniczeń. I to spada, niczym niekończąca się burza, również na związek. Wychodzą z nas wszystkie najgorsze cechy, schizy, nieprzerobione tematy. Kiedy zasoby totalnie się wyczerpują, resztki cierpliwości rezerwujemy dla dzieci, a przy naszych partnerach już wybuchamy. Nagle błahe rzeczy, jak te przysłowiowe skarpetki w salonie, stają się kroplą przelewającą szalę goryczy.

Nie wiem, jak można zaangażować faceta. Może, w przypadku niektórych, trzeba po prostu obniżyć oczekiwania. Jak to ktoś wymownie i głęboko ujął, powyżej dupy nie podskoczysz 😉 Nie wyobrażam sobie jednak, żeby ktoś jeszcze oczekiwał ode mnie obiadków i ogarniętego domu. No sorry, dorośnij synku mamusi... Ja obecnie na obiad jem jakieś totalnie g...o typu ready meal, a i często pochłaniam to w 2 minuty przy akompaniamencie płaczu. Obniżyłam oczekiwania na wielu frontach, może kiedyś będę się jeszcze zdrowo odżywiać...

Ale wiecie, jest w tym spora tymczasowość. Patrzę na swoją Hankę i nie mogę wręcz pojąć, jak szybko stała się taka duża i samodzielna. I już nie zawsze nawet chce się przytulać. Dlatego tak bardzo też staram się doceniać chwilę z Sarką, bo lada chwila te malutkie stópki urosną. Ten pierwszy rok jest strasznie trudny (hm, przy 2,5 latku to malutki pikuś  🤣 ), ale w skali naszego życia trwa tylko chwilę. Dlatego warto ją chwytać. I tego wam wszystkim życzę  :kwiatek:
BASZNIA   mleczna i deserowa
25 listopada 2018 18:44
nerechta, akurat to co napisałam nie dotyczy"zyc po swojemu, spelniac pasji, byc wewnetrznie wolnym czlowiekiem i tworzyc zdrowe relacje ktore daja zwyczajne szczescie. " Jedno z drugim według mnie nie ma wiele wspólnego.
I tak, są jednostki, które życia od tej strony nie poznają. Ale jesli nawet na swoim przykładzie nie, to muszą być ślepe i głuche, zeby nie mieć świadomości, że tak to jest.
I spokojnie, nikomu nic nie sprzedaję, a i sama jestem szczęsliwa, ale wiem, jak jest, i tyle.

Averis, a Ty strasznie uogólniłaś i rozciągnęłaś poglądy na wszelkie mozliwe dziedziny życia, niesłusznie.

Dzionka, Ty to samo. Też mam to wszystko co Ty, i świadomośc, że dea trafnie diagnozuje wiekszośc populacji. I tyle. Można i jedno i drugie. A, sorka, nie wyjezdzamy, bo taka praca 😉.

edit: tak mi się przypomniało, jak kiedys jedna z rv pojechala mi setnie, ze zale sie na jakis problem. A wszystko od nas zalezy. I ze ona dala rade i w ogole. A teraz sama ma ten problem *100. Taki chichot losu.
Inna kiedys zarzekala sie, ze maz nigdy nic. Teraz ma drugiego meza, bo pierwszy zrobil dziecko kochance. Szczesliwa jest btw.
Nie mowie ze tak musi byc, i nie zycze Wam tego.
Ale taki lajf.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
25 listopada 2018 20:45
busch Ale ja nie napisałam, że to ty coś wciskasz 😉 Spoko.
Bardzo ciekawa dyskusja 🙂 W kwestii formalnej i z antropologicznego punktu widzenia "zdradzanie" nie ma nic wspólnego z poligamią. Poligamia to posiadania wielu mężów lub żon w tym samym czasie i osoba poligamiczna mówi: chciałbym mieć wiele żon/mężów i wychowywać z nimi dzieci (ponosić odpowiedzialność), a nie chciałbym sobie czasem coś bzyknąć na boku bez zobowiązań albo nie układa mi się z pierwszą żoną to się rozwiodę i wezmę drugą. Ci ludzie dalej są monogamistami. Również większość antropolgów czy ewolucjonistów będzie się upierać, że monogamia albo monogamia z wyjątkami jest naturalna dla człowieka jako gatunku (z grubsza ta sama ilość kobiet i meżczyzn w wieku reprodukcyjnym). Każda znaczna nierównowaga będzie prowadziła do zaburzeń w społecznościach bo będzie zbyt wiele osób nie mogących znaleźć partnerów ale także z innych powodów. Wierność też nie jest tylko kulturowa ale ma z biologicznego punktu widzenia kluczowe znaczenie, silniejsze dla kobiet (choroby weneryczne wielokrotnie łatwiej przenoszą się z mężczyzn na kobiety niż na odwrót i mają znacznie poważniejsze skutki dla kobiet, kobieta jest też z dzieckiem mniej sprawna i potrzebuje wsparcia) ale i dla mężczyzn bo żeby był sukces reprodukcyjny to nie wystarczy "rozsiewać nasienie". Trzeba ludzkie dziecko doholować w możliwie najlepszym stanie do dorosłości, a wiadomo że to trwa u naszego gatunku latami i potrzeba na to wiele nakładów, stąd wsparcie kobiety i potomstwa jest wskazane.


Masz rację, ale... 😉
Z tą rolą samca w odchowaniu potomstwa to chyba jest jeszcze inaczej. Bo tak właściwie natura wymyśliła coś takiego jak "wioska" i wielopokoleniowość, co w ludzkich społecznościach funkcjonuje bardzo silnie.
dea   primum non nocere
25 listopada 2018 23:51
nerechta hahaha Jak wiele zależy od punktu siedzenia 🙂 w sąsiednim wątku zdaje mi się, broniłaś prawa do narzekania na pierwszy rok życia dziecka? Ja znowu przy dziecku od ponad czterech lat rzygam tęczą, w pracy - rzygam tęczą. Niestety nie wszystko, nie każdemu, nie z jego winy! musi się dobrze ułożyć i czasem się trafi trudniejsze dziecko, czasem się NIE trafi fajny materiał na partnera. Widzisz mój podpis? YMMV? wiesz co to znaczy? Każdy ma jakieś doświadczenia, każdy ma życie jedno, unikatowe. Jednemu trafi się dobrze to, drugiemu tamto. Tak, można trafić wspaniały, budujący związek i oczywiście wtedy warto i należy o niego dbać. Jednak naprawdę, nie z każdego materiału da się rzeźbić z takim samym skutkiem. Dlatego, że wierzyłam w to dbanie, inwestycję itp. znalazłam się w tym punkcie, w którym jestem. Jeśli jeszcze ktoś uważa, że głosiłam jakąś apoteozę singielskiego życia 🤣 to się myli. Zwyczajnie mój pociąg już odjechał. Moooże podjedzie jeszcze jakaś zbłąkana drezyna, ale fiksować się na tym, że można żyć szczęśliwie tylko w związku jest równie szkodliwe, moim zdaniem - po to pisałam w ogóle. Bo czasem naprawdę lepiej odpuścić niż inwestować latami w byle co, z nikłym efektem, tracąc siebie i kolejne lata tego jedynego życia. Tylko dlatego, że komuś gdzieś, z kimś całkowicie innym, się udało.

EDIT naprawdę, to się nie sprowadza wyłącznie do dojrzałości i dobrej woli.
Życie to sztuka wyborów, ale nie zawsze w każdym aspekcie życia wybory nas zadowalają. Można dobrze wybrać danie w restauracji, pracę itp. Można walczyć o własne szczęście, ale nie zawsze wychodzi równo do przodu na wszystkich polach. dea, pokazała, że jest szczęśliwa na wszystkich innych polach, jest też szczęśliwa sama ze sobą bardziej niż gdyby miała wybierać półśrodkami. Pewnie jeśli na jej drodze trafi się odpowiedni kandydat otworzy przed nim serducho, ale nie widzi potrzeby łapać się byle portek, byle tylko nie być singielką.
Czasem człowiekowi wydaje się, że wybór był trafny. Wraz z wiekiem, życiem, różnymi sytuacjami wychodzą problemy, które pary albo przezwyciężają i umacniają się albo tkwią zadrą i są przyczyną obumierania związku. Wg mnie takim momentem przełomowym jest często rodzicielstwo. Czas weryfikacji deklaracji, oczekiwań. Czas kiedy trzeba okazać sobie wzajemnie dużo więcej zrozumienia, empatii itp. U mnie ten czas pokazał, że mój związek nie był dobrym wyborem i więcej dzieci z niego nie będzie.
smartini   fb & insta: dokłaczone
26 listopada 2018 09:05
Ale kto mówi, że dea ma koniecznie szukać faceta? :P Problem był w stereotypach a nie tym, że nie można być szczęśliwym bez partnera 😉
Ja jestem ostatnia do wysylania ludzi na terapie 😉 wiec jak masz spoko singielskie zycie to nie ma co tego rozgrzebywac na atomy. Po prostu w moim odbiorze (i paru innych osob widocznie tez) to nie bardzo brzmi jak spelniona babka z innym celem emocjonalnym (ile sie czlowiek ladnych pojec nauczy na forum :P ) tylko jak babka rozczarowana, ze chlopy sa takie (tu podstawic) i jako kumple spoko, ale do zwiazkow to raczej nie 😉


No ja jednak widzę, że ktoś próbował udowodnić, że dea nie jest szczęśliwa i spełniona bez portek 😉
smartini   fb & insta: dokłaczone
26 listopada 2018 09:15
bera7, powiedzenie jak ktos brzmi a udowadnianie czegoś to jednak dwie różne sprawy. I tak, pierwsze wypowiedzi brzmiały, jakby jednak był jakiś żal (bo jak inaczej zrozumieć stwierdzenie, że życie w grupie kobiet bez możliwości pracy ale z chłopem tylko na noc rozwiązuje wiele problemów? 😉)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się